O "Powtórzeniu" Artura Żmijewskiego

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nasze myślenie o naturze przemocy rozpada się na dwie epoki: tę sprzed i po eksperymentach Stanleya Milgrama i Philipa Zimbardo. Przed Milgramem i Zimbardo przemoc przypisywano ciemnocie, chaosowi, odruchom irracjonalnej masy. Jedynym przypadkiem w którym dopuszczaliśmy możliwość czynów nieobyczajnych w wykonaniu ludzi zazwyczaj przyzwoitych "były sytuacje, w których normalne, cywilizowane, racjonalne wzory ludzkiego postępowania traciły moc; tłum powodowany nienawiścią lub paniką; niespodziewane pojawienie się obcych; sytuacje pozbawione normalnego kontekstu, w których presja społeczna przestaje działać; przepełniony ludźmi miejski rynek, gdzie paniczne okrzyki zastępują polecenia i popłoch, a nie władza decyduje o kierunkach działania. Uważaliśmy, że rzeczy nie do pomyślenia mogą mieć miejsce jedynie wtedy, gdy ludzie przestają myśleć: kiedy presocjalne i niecywilizowane ludzkie emocje przestają podlegać kontroli rozumu"1.

Pod wpływem dwóch wspomnianych eksperymentów nasze wyobrażenie o przemocy zmieniło się radykalnie. Dzięki Milgrama badaniom nad posłuszeństwem i "Stanford Prison Experiment" Zimbardo zdołaliśmy jeśli nie zrozumieć, to przynajmniej zoperacjonalizować doświadczenie Holokaustu, mordu zaplanowanego i systematycznie przeprowadzonego przez naród poetów i myślicieli. Wedle własnych słów Zimbardo: w eksperymencie więziennym udowodniono "nie tyle, że zło jest wrodzone człowiekowi, ile że zwyczajni dobrzy ludzie w sytuacji potężnych oddziaływań społecznych mogą stać się sprawcami zła"2.

Film Artura Żmijewskiego pokazuje świat roku 2005 radykalnie inny od świata, w którym pracowali Milgram i Zimbardo. Ich wnioski zostały doskonale przyswojone: skoro dowiedziono, że niekwestionowany autorytet i silna władza wytwarzają przemoc "jak pszczoła wytwarza miód", świat ten uległ radykalnej re-socjalizacji: spluralizował się, samozakwestionował i w najlepszej wierze wypowiedział tej władzy wojnę.

Film Żmijewskiego ukazuje świat, w którym autorytety wciąż istnieją, ale maksymalnie osłabione. Znak czasów: Żmijewskiemu nie udałoby się już dziś to, co trzydzieści lat temu profesor Zimbardo uzyskał bez trudu - obojętne czy poprosiłby o to artysta czy uczony, dziś nikt nie skłoniłby policji do przydzielenia policyjnej asysty przy wstępnym aresztowaniu uczestników eksperymentu. Kolejny znak czasów: dziś mogłaby to załatwić tylko telewizja.

Osłabienie autorytetu, nazywane niekiedy obsesją uprawomocnienia3, zaznacza się dziś w stosunku do wszelkiej władzy. Osłabionym p/o tej władzy u Żmijewskiego obce są odruchy korporacyjne: nie wzmacniają, ale osłabiają się oni nawzajem. Zachowują się jak podstawieni uczestnicy mało znanego, uzupełniającego projektu Milgrama, którzy poinstruowani "by jawnie wygłaszać rozbieżne opinie i dyskutować treść poleceń", błyskawicznie zniweczyli posłuszeństwo pozostałych, niewtajemniczonych, spośród których osiemnastu na dwudziestu odmówiło kontynuacji eksperymentu po pierwszych oznakach niezgody wśród prowadzących4.

Gdyby film Żmijewskiego czytać weredycznie, jako naiwne powtórzenie5, trzeba by mu wytknąć zignorowanie zasadniczych różnic kulturowych między Polakami i Amerykanami. Ich uwzględnienie podważałoby co prawda możliwość potraktowania eksperymentu jako dosłownego powtórzenia, dla porządku wymieńmy jednak te różnice. Symulacja uwięzienia w Ameryce i w Polsce wymaga zupełnie innych, w Polsce zdecydowanie bardziej obskurnych wnętrz, inaczej kojarzących się uniformów, innych środków budowania klimatu opresji. Więzienie Żmijewskiego jest zbyt luksusowe, nawet reguły są w nim zbyt czyste (co u licha w języku strażników robi sformułowanie: "nie posłużyłeś się "magiczną formułą"?!). Za dużo jest tu kamer, i co nie mniej ważne, nie zostało w nim przewidziane miejsce, którego kamery z definicji nie obejmują. To nie, jak chce Żmijewski, "ludzkie dążenie do ugody", ale między innymi właśnie brak sygnałów o możliwej przemocy doprowadził do zaskakującego finału tego filmu.

Z tych wszystkich powodów - z powodu niemożności powtórzenia - lepiej jest czytać dzieło Żmijewskiego nie weredycznie, ale metaforycznie. Nie jako powtórzenie Jednokrotnego, ale jako rezultat swoistego "przymusu powtarzania", który można rozpoznać także w innych pracach artysty. Jako "repetition", nie zaś "reduplication"6. Jako ponowne otwarcie przestrzeni zła społecznego, którą przed laty odkryli przed nami Milgram i Zimbardo. Dziś jednak oglądamy inny epizod w tej przestrzeni.

W filmowej metaforze Żmijewskiego widać wyraźnie świat spełnionej humanitarnej utopii: w tym świecie nikt, nie wyłączając strażnika, nie ufa już władzy. Nikt, nawet naczelnik więzienia nie identyfikuje się z rolą, jeśli rola oznacza władzę. Nie władza tu rządzi. Rządzi ktoś, kto władzę przyłapał na władaniu. Taka władza to "obciach", "frajerstwo". Cwane jest łapanie, nicniechcenie, siedzenie i patrzenie władzy na ręce. Cwany jest rechot z wysiłków kaowca. Dziś rozlega się on z tego samego miejsca, z którego w eksperymencie Zimbardo dobiegał rechot strażników. Relacja kat-ofiara jest jak scena obrotowa, obraca się w momencie najmniej oczekiwanym.

Panoptikon przebudowano, teraz obserwatorium znajduje się w celach.

Więzienie się rozpada: strażnicy, pełni skrupułów, tłumaczą się więźniom; więźniowie, "właściwi ludzie na właściwym miejscu", ubliżają i drwią ze strażników, albo im współczują (tekst z filmu: "był na bezrobociu (...) a teraz reprezentuje system, który jest ch...owy"). Nikt nie będzie tu wykonywał niczyich rozkazów, nikt tu nikogo sobie nie podporządkuje, nikt nie dozna upokorzenia. Rzecz jasna za wyjątkiem klawiszy, bo skoro relacja ma ulec odwróceniu, dziś to oni, nie jak u Zimbardo więźniowie, wyniosą z więzienia swój uraz. Zawiedli. Nie sprawdzili się. Nie byli wystarczającymi sukinsynami.

Mają do nich o to pretensje wszyscy: i więźniowie (na filmie słychać: "a może naczelnik jest zbyt słabym naczelnikiem, bo jest dupkiem?"), i zawiedzeni krytycy sztuki (jeden z nich napisze w "Obiegu": "Powtórka eksperymentu nie udała się. (...) To nie zło jest banalne, tylko wymuszone kulturą i wszechobecnymi kamerami dobro"). Rzadka i dziwna rzecz: krytyk sztuki i więzień, którym kultura bokiem wychodzi, jednym głosem domagający się brutalniejszej, po[d]kręconej ludzkiej natury. Więzień jest chodzącą parodią praw człowieka, krytyk przemawia jak karykatura brutalistów.

Więzień jest z siebie zadowolony, bo pokonał system sikając do zupy i zamiast dostać karcer usłyszał od skruszonego naczelnika więzienia, że "zaczęło brakować człowieka w tej instytucji".

Krytyk jest zadowolony, bo przyłapał Żmijewskiego na chęci zgłębiania "tajników ludzkiej duszy" (Adam Mazur), a także dlatego, że "człowiek okazał się sprytniejszy od artysty i nie zatańczył jak mu artysta zagrał" (Stach Szabłowski).

Wbrew więźniom i krytykom, a może nawet wbrew Arturowi Żmijewskiemu uważam, że wenecki eksperyment się udał. Eksperyment powiódł się ponieważ:

1. cytuję wypowiedź z forum internetowego: "artysta nie spodziewał się tego, co zobaczył w swojej kamerze"7; to dopuszczenie nieoczekiwanego, poniekąd wbrew sobie, uważam za największy intelektualny sukces Żmijewskiego;

2. zdemaskował scjentystyczną przesądowość tych spośród nas, dla których Jednokrotne nie liczy się, a to czego nie da się powtórzyć (das EINMAL) staje się li tylko wytworem wyobraźni, czymś bez znaczenia, symulakrum (das KEINMAL);

3. odsłonił "gadżetyzację" eksperymentu Zimbardo w naszej wyobraźni, płytkość i "rozbrojenie" przyswojonych wniosków, ich strywializowanie (przypominam słowa Zygmunta Baumana o badaniach Milgrama: "Jeśli jakiegoś odkrycia nie można obalić, zawsze można je zbagatelizować")8.

4. odsłonił krwiożerczość nas jako szybko nudzących się oglądaczy; mięśniaka spragnionego, by "ostro działo się" udało mu się pojednać z narcystycznym estetą;

5. postawił pytanie o zmianę znaczenia wizualności, która z tradycyjnego narzędzia tyranii (dziewiętnastowieczny panoptikon), w wieku XX stała się instrumentem demokratycznej kontroli (wolna prasa), dziś natomiast, w epoce pełnego odwrócenia i spełnienia emancypacyjnego dyskursu, znów równolegle staje się narzędziem tyranii (pomyślmy o "Big Brotherze" i rosnącej możliwości manipulacji wizją; o Al-Kaidzie ścinającej głowy przed kamerami; pomyślmy o starej sile Goebbelsowskiego powtórzenia w reklamie);

6. ukazując dwuznaczność wizualności9, Żmijewski podminował Freudowską mantrę "czego nie można zmienić, trzeba przynajmniej pokazać", a tym samym pośrednio podważył sam siebie.

Więzienna metafora Żmijewskiego jest jak obraz z Huxlejowskich dystopii, albo jak wstrząsający, zlekceważony u nas "Dom durakow" Andrieja Konczałowskiego z roku 2004, odwrócenie "Lotu nad kukułczym gniazdem" Formana sprzed lat czterdziestu. Na pytanie, gdzie zło usytuowane jest w naszym wypełnionym kamerami świecie, pod jaką żyje tożsamością, film Żmijewskiego udziela odpowiedzi tak mocnej, tak wytrącającej z dobrego samopoczucia, że strach wypowiedzieć ją głośno, strach ją nawet rozumieć, a co dopiero powtórzyć. Pokazuje, jak pod wpływem "przejęcia" wniosków z eksperymentu więziennego w naszym świecie zło przemieszcza się i jak wirus przeobraża, kamufluje, spełniając Nietzscheańską przepowiednię, że nihilizm, ów "gość niesamowity", w przebraniu zapuka do naszych drzwi.

Odnoszę wrażenie, że sam Autor nie w pełni ogarnia to, co udało mu się pokazać. Jak na okrutnika prawdy, jakim bywał w swoich wcześniejszych pracach, Żmijewski jest w swych konkluzjach o "Powtórzeniu" zaskakująco defensywny. Chce poprzestać na na uspokajających antysystemowych wnioskach o ludzkiej naturze, lepszej niż oczekiwano, bo ludzie w jego więzieniu starali się ze sobą dogadać i rola nie zawładnęła człowiekiem. W tle puszcza się tu oko do ludzkiej wolności, która - jak wszyscy skrycie wierzymy - ma wyprowadzać z pułapki determinizmów. Sytuacja, dla której stworzył przestrzeń jest jednak dużo bardziej zastanawiająca.

Konkluzja Milgrama i Zimbardo iż ład produkuje przemoc, tak nami zawładnęła, że przejęci zapomnieliśmy, że wcale nie unieważniła ona poprzedniej, tej mianowicie, że przemoc powstaje też z nieładu, z zaniechania ładu, z władzy nieobecnej10 lub opieszalej, władzy uchylającej się od władzy11, władzy pozbawionej lub wyrzekającej się władzy12. Najbliżej uchwycenia splotu, w którym trzymają nas te dwie RÓWNOPRAWNE etiologie zła społecznego, znalazł się Grzegorz Borkowski, który o filmie Żmijewskiego napisał w "Obiegu": "to, co jest rozwiązaniem dla uczestników eksperymentu przed kamerami, nie wystarcza dla nas, którzy jesteśmy w rzeczywistości, w której są rzeczywiste więzienia i rzeczywiści przestępcy. To też jest część przekazu, jaki niesie "Powtórzenie". Decyzja "naczelnika" ma istotne znamiona uchylenia się od władzy, bo nie widać modelu władzy, pozwalającej zachować ludzką twarz. To nie jest tylko przypadek konkretnej osoby, uczestniczącej w filmie. Demokratyczne społeczeństwo nie może sobie poradzić z koniecznością zachowań niedemokratycznych w jego interesie. W rezultacie w więzieniach oddaje władzę siłom, którymi w gruncie rzeczy pogardza. A bez więzień nie jest w stanie funkcjonować". I to właśnie ta konkluzja, niemiła i konserwatystom, i liberałom, wynika dla mnie z eksperymentu Artura Żmijewskiego.

Człowiek - mówił Herder - to istota naznaczona brakiem. Ten brak zmienia się historycznie, ale zbudowana wokół niego natura ludzka pozostaje niezmieniona. W czasach Milgrama i Zimbardo tym istotnym brakiem człowieka było nadmierne posłuszeństwo autorytetowi i identyfikacja z rolą społeczną. W filmie Żmijewskiego widać jak precyzyjnie odwrócił się dziś ten nadmiar, i jak mało robi sobie z tego społeczna natura zła.

prof. dr hab. Joanna Tokarska-Bakir
Katedra Antropologii Kulturowej Collegium Civitas
Katedra Badań nad Tradycją i Zmianą Społeczną
Instytut Stosowanych Nauk Społecznych
Uniwersytet Warszawski

  1. 1. Z.Bauman, "Nowoczesność i Zagłada", Warszawa 1992, s. 217.
  2. 2. Z listu Philipa Zimbardo do Fundacji Galerii Foksal (7.10.2005): "We show that evil is NOT inherent in human nature but rather ordinary good people can be seduced into becoming perpetrators of evil by POWERFUL SITUATIONAL FORCES", majuskuła oryg. Zob. też jak wniosek ten formułuje Zygmunt Bauman: "nieludzkość to sprawa stosunków społecznych. Gdy się je zracjonalizuje i udoskonali technicznie, udoskonalenia te obejmą tak samo możliwość i skuteczność społecznej produkcji zachowań nieludzkich". "Nowoczesność i Zagłada", tamże.
  3. 3.  O.Marquard, "Apologia przypadkowości", przeł. T.Krzemieniowa, Warszawa1994, s. 8.
  4. 4. Z.Bauman, "Nowoczesność i Zagłada", dz. cyt., s. 230.
  5. 5. Najsłynniejszego w dziejach eksperymentu nie można powtórzyć i także dlatego nie można go poprzez powtórzenie obalić. Karl Popper nie przewidział globalizacji wiedzy, nie przewidział więc też kategorii takiej jak fakt naukowy nieobalalny z powodu własnego cienia historycznego (H.-G.Gadamer to właśnie nazywał Wirkungsgeschichte, zob. np. wstęp do "Wahrheit und Methode"). Dziś jednak nie ma na świecie nikogo, kto by o SPE albo nie słyszał, albo nieświadomie - za pośrednictwem kultury praw człowieka - nie partycypowałby w zmienionym przezeń świecie. Dotyczy to także więźniów z Abu Ghraib, które to zresztą więzienie i okropności jakie miały w nim miejsce, na tyle, na ile to jest w ogóle możliwe stanowiły nieplanowane, empiryczne potwierdzenie słuszności wniosków prof. Zimbardo. Z tych wszystkich powodów diabeł się cieszy: statusu naukowego SPE nie można zweryfikować. Zawieszony w przestrzeni między wiedzą i wiarą, skazany jest ona na pozostanie tym, czym był dotychczas: przedmiotem entuzjastycznej wiedzy jednych i równie zawziętej niewiary innych.
  6. 6.  W liście (7.10.2005) do Fundacji Galerii Foksal prof. P.Zimbardo pisze: English "REPLICATION" would be more accurate than "REPETITION". Repetition means to do something exactly over and over. To reproduce an experiment with some modifications is described as replicating the experiment.
  7. 7.  W liście (7.10.2005) do Fundacji Galerii Foksal prof. P.Zimbardo pisze: English "REPLICATION" would be more accurate than "REPETITION". Repetition means to do something exactly over and over. To reproduce an experiment with some modifications is described as replicating the experiment.
  8. 8.  Zapis z forum "Obiegu" z 22.06.2005, sygnowany RG.
  9. 9.  Bauman, "Nowoczesność i Zagłada", dz. cyt., s. 215.
  10. 10. J.Baudrillard, "Duch terroryzmu. Requem dla Twin Towers", przeł. R.Lis, Warszawa 2005, s. 31: "Rola obrazu jest wysoce dwuznaczna (...). Obraz konsumuje wydarzenie, w tym sensie że je pochłania i wydaje konsumpcji".
  11. 11.  Jak w Jedwabnem roku 2003, gdy burmistrz Godlewski zrezygnował z funkcji i wyjechał do Ameryki, de facto przegrywając z prawdziwym gospodarzem Jedwabnego, proboszczem Orłowskim.
  12. 12. Jak w Polsce przed- i powojennej, nie broniącej swoich Żydów przed krajowymi drapieżnikami ze Stronnictwa Narodowego i Narodowych Sił Zbrojnych.