Studia kuratorskie. Notatnik. Część 2.

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Z niektórymi dziewczynami, które wydały mi się najbardziej konkretne i zaangażowane umówiłam się w piątek, dzień przed drugim zjazdem.

[czy już wspominałam, że na studiach z 23 osób 20 jest płci żeńskiej?]

Omawiałyśmy strategie utworzenia grupy, poznawałyśmy się i ustaliłyśmy, że na seminarium kuratorskie idziemy do Suchana.

Poza tym wsiąkałyśmy w krakowski klimat.

Następnego dnia z ciężką głową, ale pełna oczekiwań przyszłam na zajęcia z Piotrem Nawarą, z biura architektonicznego Moon studio. Miał nas wprowadzić w zawiłe labirynty organizacji wystaw od strony ich budowy i pr`u.

Przez 3 godziny zapisywaliśmy skrzętnie oczywiste, ale wypunktowane prawdy.

O tym, że najpierw ważna jest idea, że należy uwzględnić pytania: Co? Dla kogo? Jak? Za ile?. Dowiadywaliśmy się o różnych rodzajach ekspozycji i co należy uwzględnić w projekcie wystawy. Zajęcia praktyczne.

Następnie spotkała się z nami Anda Rottenberg i było to wyjątkowe przeżycie. Bez smęcenia, narzekania - czysto i na jasnych przykładach. Opowiedziała nam o odpowiedzialności spoczywającej na kuratorze i o konieczności robienia ciekawych wystaw.

Całą grupą próbowaliśmy powalczyć z 'wirtualną' organizacją wystawy jednego artysty. Zastanawialiśmy się jak go poznać, zainteresować swoją osobą, na ile angażować się w znajomość z nim, jak omijać humory twórcy itp. bardzo (moim zdaniem) interesujące kwestie. Rozmowa przeplatana była wieloma anegdotami. Sądzę, że serca wielu podbiła pani Rottenberg tym, że prowadziła z nami dialog, a nie wygłosiła wykładu.

Niestety inaczej było w niedzielę.

Wracając do soboty, po zajęciach zostaliśmy zaproszeni przez krakowską grupę f.a.i.t. [www.fait.pl] na otwarcie nowej przestrzeni wystawienniczej oraz wystawy "Hate and war".

W starej hali dawnego dworca towarowego PKP pokazano prace tercetu rodzinnego braci Kownackich (Gawła, Mikołaja i Piotra).

Krótka recenzja?

Jest sukcesem, że nowe grupy tworzą nowe miejsca, w których pokazywani są nowi artyści. Szkoda jednak, że w tej bardzo nierównej wystawie nic mnie nie porwało, a wiele rzeczy nawet nie zainteresowało. Myślę, że to wina braku merytorycznego spojrzenia. Zabrakło też dialogu dzieł ze sobą i z wymagającą przestrzenią dworca. Jedynym założeniem była prezentacja braci. Za mało jak na taką pompę. Tłumy, kwiaty i wieczorowe stroje. Ale mimo wszystko zazdroszczę, bo wydaje mi się, że w Warszawie takie wydarzenie przeszło by bez echa. I pewnie niektórzy z was wiedzą jak niełatwo jest, przy natłoku warszawskich spędów artystycznych, ściągnąć choćby telewizję regionalną, a tam była TVP1 . I wino od sponsora ;) Mimo wszystko szybko się zwinęliśmy.

W niedzielny poranek, drugie już spotkanie z byłą dyrektor warszawskiej Zachęty. Liczyłam na podobną jak dzień wcześniej rozmowę, zwłaszcza, że temat był ciekawszy - wystawy zbiorowe. Niestety tym razem wypowiedź naszego gościa zahaczała o wykład. Bardzo ciekawy wykład, ale jednak...

Późnym popołudniem dojechał wreszcie Philip Ursprung. Autor objazdowej wystawy o Herzog&de Meuron, biurze projektowym z Bazylei. Spotkanie z nami podzielił na dwie części - pierwszą o w/w architektach, drugą o Haraldzie Szeemanie. Niestety było dosyć nudno. Architektura na zdjęciach broniła się sama, a teorie usypiały grupę. Historia Szeemana była krótka i bez puenty, czyli czemu właśnie on został uznany za twórcę nowoczesnego kuratorstwa. Potem żenujący brak pytań do zagranicznego gościa i tak skończył się kolejny, drugi już zjazd na studiach kuratorskich.

Grupa do seminarium kuratorskiego skompletowana. Za dwa tygodnie pierwsze prace nad koncepcją wystawy.