W odpowiedzi na skuteczny i agresywny atak nie udało się stworzyć solidarnej strategii obrony artystki przed dotyczącym nas wszystkich zamachem na wolność słowa. Jako autorka Pasji stała się w zbiorowej wyobraźni kontynuatorką tego "niebezpiecznego" fantazmatu kogoś, kto bezcześci tajemnicę symbolicznego i społecznego porządku płci i władzy. Nie doczekała się faktycznej "solidarnej obrony"1. Nie tylko nie pojawiła się ona jako bezpośredni odruch, ale nie powstała także jako wypracowany gest.
Interesujące jest, czy na zasadzie analogii aktualna sprawa Nieznalskiej, widziana przez pryzmat procesu Gorgonowej w latach dwudziestych, opisanego przez Irenę Krzywicką w serii reportaży Sąd idzie, 2 może dać krytyczny opis potrzeby rytualnej ofiary w niestabilnej i pełnej przeciwieństw rzeczywistości społecznej. Sprawa Gorgonowej była najważniejszą cause célebre polskiego sądownictwa dwudziestolecia. Jak we Wspomnieniach gorszycielki pisze Krzywicka, sprawa wyglądała pokrótce tak: pewien przedsiębiorca budowlany z okolic Lwowa wziął sobie do domu, jako kochankę i gospodynię, kelnerkę z pobliskiej oberży. Kelnerka, na nieszczęście dla niej same,j była bardzo piękna i poza tym była Jugosłowianką, a więc cudzoziemką, "cyganką". I w dodatku to nazwisko, które nawet w umysłach ludzi niewykształconych kojarzyło się z czymś okropnym. Przedsiębiorca miał dwoje dzieci: syna wyrostka i szesnastoletnią córkę, Lusię. Pewnego ranka znaleziono Lusię z głową "rozwaloną dżaganem" (pic a glace) w jej własnym łóżku. Nie szukano winnych, podejrzenia padły od razu na Gorgonową jako na "kochanicę", "macochę", "przybłędę". Sąd we Lwowie, niewiele myśląc, skazał ją na śmierć. Rozhisteryzowane, żądne krwi kumochy oblegały sąd. Wyrok był przesądzony zanim zaczęła się rozprawa. Kiedy jednak początkowe podniecenie opadło, władze sądowe zaczęły mieć wątpliwości. Brak było dowodów winy. Pomysł mordowania Lusi w nocy, kiedy tuż obok spał ojciec, mógł się wyląc tylko w obłąkanym umyśle. Jasne było, że mord musiał być dziełem zboczeńca-sadysty, który zamordował dla przyjemności i uciekł (okno w pokoju Lusi było otwarte). Jeżeli nawet Gorgonowa nie lubiła się z Lusią, jeżeli nawet założymy, że chciała ją "sprzątnąć", to chyba nie zrobiłaby tego w tak bezmyślny, brutalny i niekobiecy sposób. Maleńka niezręczność, drżenie ręki, krzyk Lusi i już całe przedsięwzięcie na nic. A Gorgonowa była w dodatku brzemienna i szczęśliwa, że życie zaczęło się jej jakoś spokojnie układać. (...) Wszystkie te względy, a zwłaszcza zatruta przez kołtuństwo atmosfera Lwowa sprawiły, że postanowiono rozpatrzyć ponownie sprawę. Przeniesiono ją do Krakowa i tu przekonałam się sama, czym może być stronniczość i zła wola sędziego. (...) W sprawie Gorgonowej odegrała rolę presja obyczajowa, nie polityczna, nacisk rozszalałej kołtunerii. Przewodniczący sądu prowadził sprawę tak, by skazać domniemaną morderczynię. Działy się przy tym rzeczy tak dziwne, jak to, że przy badaniu brata Lusi, który bąkał coś niezrozumiale i sprawiał wrażenie, że wie więcej, niż mówi, ojciec z sali głośno podpowiadał odpowiedź, którą on bezwolnie powtarzał. Sala nie reagowała. I inne zdarzenie: przy pierwszym pytaniu sędziego ogrodnik Zaremby zemdlał. Wyniesiono go z sali i nie pytano więcej. Wiele później gazety pisały, że właśnie ten ogrodnik był winien. Miał to podobno wyznać na łożu śmierci. (...) Muszę tu zaznaczyć, że w owych przedwojennych czasach bronienie Gorgonowej tak dla adwokata, jak dla eksperta sądowego czy dziennikarza było rzeczą ryzykowną. (...) W owym czasie cała niemal opinia była zmobilizowana przeciwko Gorgonowej, a ja należałam do bardzo nielicznych, którzy ją wzięli w obronę. (...) Niebywała zbiorowa histeria, podtrzymywana przez część prasy, ciągnącej z tego zyski, i przez całą opinię prawicową, mogła być groźna.(...) Szkoda, że nie zachowały się listy z pogróżkami z owego czasu, listy, które wiernie odbijały klimat tego okresu i atmosferę towarzyszącą sprawie.3
Zacytowałam ten długi opis, aby przypomnieć współczesnemu czytelnikowi i czytelniczce tamtą odległą sprawę, a także dlatego, że streszczenie samej Krzywickiej zawiera samo w sobie dobre rozmieszczenie akcentów prawdopodobieństw i niejasności całej sytuacji oraz dziwną niewspółmierność winy i kary. Wydobywa takie elementy, które budują paralelę z atmosferą procesu Nieznalskiej. Gdyby zmienić parę szczegółów, schemat tej rozprawy pasowałby do oskarżenia współczesnej artystki.
Trzeba pamiętać, że Irena Krzywicka jako autorka reportaży sądowych z "Wiadomości Literackich" (opublikowanych potem w książce) jest już wówczas nie tylko znaną i docenianą pisarką, ale ma za sobą doświadczenie społecznej aktywistki. W 1933 roku wraz w Boyem-Żeleńskim (którego imienia dzisiaj Liga Rodzin Polskich nie chce nadać ulicy w Krakowie) i paroma innymi intelektualistami założyła Ligę Reformy Obyczajów oraz pierwszą polską poradnię świadomego macierzyństwa. Ten społeczny eksperyment (prowadzony także na łamach "Wiadomości") nie powiódł się. Zajadłe napaści prasy, kazania księży, niemożność z naszej strony prowadzenia jakieś szerszej propagandy - wyznaje pisarka w swych wspomnieniach - wreszcie brak niezbędnych funduszy, wszystko to sprawiło, że frekwencja w poradni była nadzwyczaj mała. Z czasem zgasła cicho, ale nieodwołalnie. Tyle, że poruszyliśmy trochę umysły i uświadomili lekarzy dobrej woli. Ale Kasa Chorych nie chciała o nas słyszeć, więc doraźnie przysłużyliśmy się raczej kobietom zamożnym, które mogły sobie pozwolić na wizytę u prywatnego ginekologa .4 Te właśnie uwagi poprzedzają bezpośrednio wspomnienia o Gorgonowej, można się więc domyślać, że reporterstwo było przedłużeniem społecznego aktywizmu i Krzywicka oddała cały swój temperament walce o poprawę obyczajów.
Bieda jest zawsze wrogiem kobiet, ale jest nim także konserwatywny klimat nagonki obyczajowej. Pisarka widzi w procesie domniemanej morderczyni, którą jest kobieta podwójnie obca (cudzoziemka i kochanka), proces społecznego ksenofobicznego i mizoginicznego zamknięcia polskiego mieszczaństwa. Grupka fachowców - prawników i biegłych sądowych (Krzywicka poświęca odrębne słowa uznania obrońcom oskarżonej) - nie jest w stanie narzucić swego zdania sędziemu, gazetom i opinii publicznej. Właśnie ten czynnik obyczajowy czy polityczny, a nie kryminalny, jest według Krzywickiej najważniejszym elementem skazania Gorgonowej. Podobnie w wypadku Nieznalskiej skandal obyczajowy zdominował czy wręcz sterroryzował atmosferę procesu. Żaden autorytet intelektualny, zwłaszcza spośród profesorów i krytyków sztuki, nie zdobył się na to, aby, konsekwentnie i skutecznie bronić publicznie prawa Nieznalskiej do artystycznego eksperymentu. Wskazuje to także na fakt, jak płytkie jest zakorzenienie procesów demokratycznych w naszym społeczeństwie i jak powierzchowna jest potrzeba prawdziwych artystycznych transgresji. Dlaczego elity dały się zastraszyć terrorowi ultraprawicowego kołtuństwa a la Radio Maryja?
W czasach Krzywickiej powaga sądu była tak duża, że reporterka nie mogła napisać wprost, że sąd się myli. Mogła jednak prowadzić swoją kampanię w przekonaniu, że tak właśnie jest. "Omyłka sądowa" jest największą zbrodnią - pisała - jest legalnym morderstwem, chronionym przez prestiż władzy. 5 Wykazała się dużą inwencją, gromadząc niczym biegły sądowy rozliczne przykłady spraw w sądownictwie europejskim, w których mimo poważniejszych poszlak wyroki skazujące nie zapadły. Te wyważone, bardzo przenikliwe reportaże jednak Gorgonowej nie pomogły i mimo ciąży musiała iść do więzienia, całej kary jednak nie odbyła ze względu na wybuch wojny (wyrok śmierci ostatecznie zamieniono na 8 lat więzienia).
Oczywiście nie występuje żadne podobieństwo obu "przestępstw". Tam przestępstwo jest dosłowne, tu dokonało się one rzekomo w "pogwałceniu symbolu". Choć w obu wypadkach symboliczny "gwałt" dokonany jest na oskarżanych kobietach. Za podobny także w sensie symbolicznym można uznać fakt, że w obu wypadkach brak pewności winy oskarżonych. Dzisiaj w polskiej kryminalistyce sprawa Gorgonowej to negatywny precedens, dzięki któremu uznano za niemożliwe wydanie jednoznacznego wyroku w procesie poszlakowym. Jednak w obu wypadkach tak naprawdę to nie sąd czy oskarżyciel decydują o przebiegu procesu, lecz nacisk "rozszalałej kołtunerii". W opinii publicznej odpowiedzialność za zadziałanie mechanizmu poszlakowego i arbitralnego skazania niewinnej (dla mnie osobiście Nieznalska nigdy nie była i nie będzie winna) nie zaistniała. Tak, jakby istniała potrzeba takich wyroków i takich procesów, które przynoszą swoiste oczyszczenie - jak kryzysy ofiarnicze opisane przez Girarda.6
W obu wypadkach jest to więcej niż sprawa sądowa, jak pisze Krzywicka, obie mają zabarwienie obyczajowo-ideologiczne, oczywiście w głębszym sensie obie są polityczne. W sensie tak zwanych wartości postmaterialnych obyczaje i styl życia są domeną najściślej podlegającą zarządzaniu przez ideologię i politykę. Po dekonstrukcji i feminizmie, a także dzięki ruchom o równouprawnienie mniejszości seksualnych, wiadomo, że nic, co dotyczy płci, seksualności i ciała, nie jest niewinne czy pozbawione ciężaru i znaczenia politycznego. Krzywicka, wielokrotnie pisząc z lewicowych pozycji, identyfikuje swych antagonistów także politycznie jako prawicowych. W sprawach poradni świadomego macierzyństwa pomoc państwa nie nadeszła. W wypadku Gorgonowej instytucja państwowa, jaką jest sąd, wykracza poza swoje kompetencje, popierając pod pretekstem ochrony obyczajów nastroje ksenofobiczne. To jest polityka. Ten rodzaj napięć kształtuje naszą sytuację i dzisiaj (Młodzież Wszechpolska ma swój rodowód w dwudziestoleciu), demony Boya-Żeleńskiego i Krzywickiej trwają, coś ważnego w polskiej nowoczesności nie może się dokonać. Ta walka ideologiczna trwa i każdy z nas zajmuje w niej jakieś miejsce.
W obu sprawach podobne jest też nakładanie się konfliktu na różnicę poziomu intelektualnego i umiejętności dokonania analizy, różnicę między ludźmi wykształconymi i niewykształconymi. Dysponujący wiedzą i wrażliwi prawnicy Gorgonowej napotykają na sali sądowej rozhisteryzowany, żądający schematów z mydlanej opery tłum. Elity artystyczne i intelektualne, gdyby dziś stanęły naprawdę w obronie Nieznalskiej, mogły napotkać słuchaczy Radia Maryja bąkających o "męskich narzędziach". Podobna jest atmosfera terroru, nienawiści i przemocy (internetowe listy, w których określano Nieznalską jako "bydlątko", zapowiedzi kolejnych szykan i ataków na jej wystawy). No i wreszcie podobny jest aspekt polityki płci - owego napięcia "męsko-damskiego", o którym sporo pisała Krzywicka. Obie oskarżone to młode kobiety zamieszane w ciemne sprawki seksualności, nagości i ciała, tak obcego polskiemu modelowi czystości. A także obcość: etniczna obcość Gorgonowej - z pochodzenia Dalmatynki o wyzywającej orientalnej urodzie, prawie cygańskiej lub semickiej i obcość wykształconej (i pięknej!) radykalnej artystki (która także usłyszała pod swoim adresem sporo antysemickich, "etnicznych" okrzyków i bluźnierstw ) 7 w kraju mizoginii, konformizmu i ciągle małego procentu ludzi z wykształceniem wyższym, nie wspominając o wrażliwości i wykształceniu artystycznym (tu reprezentanci sądu i fani Radia Maryja zgodnie dali największy popis).
Dla autorki reportaży Sąd idzie sala rozpraw to przede wszystkim wielkie theatrum , w którym odbija się panorama życia społecznego, rodzaj comedii del arte toczącej się pomimo wszechobecnej grozy.8 W zestawieniu z klęskami społecznymi, jakie z przerażeniem i smutkiem oglądamy, sprawa Gorgonowej była małą ranką, małą, ale dokuczliwą. (…) Zazębiła się o wiele trybów machiny społecznej, rozległ się piekielny zgrzyt, że coś jest nie w porządku.9 Sensacja sprawie Gorgonowej, która dotyczyła rany (małej, gdyż była sprawą kryminalną) systemu społecznego, nadała wielki i wrogi dla oskarżonej rozgłos. Dokładnie tak tez było w sprawie Nieznalskiej. Obie są jak ziarnko piasku w wielkim mechanizmie, które powoduje, że się on zacina - to także porównanie Krzywickiej. Zagadka Gorgonowej nie jest bezpieczna dla nikogo z nas 10- pisze. Przede wszystkim dlatego, że pokazała ona Polskę dwudziestolecia jako kraj podzielony ideologicznie, w którym mechanizmy demokratyczne nie działają oczyszczająco, a sprzyjają obyczajowemu zakłamaniu i zacofaniu, wyrażającym się w prawicowych nagonkach.
Zbrodnia brzuchowicka [wydarzenie miało miejsce w Brzuchowicach - AA], związane z nią fałsze i okrucieństwa, to dzieje grzechu pięknej dziewczyny, to owe rozżarzone megiery, kamienujące oskarżoną kobietę, to "idealny ojciec" Zaremba i ohydna atmosfera kołtunerii lwowskiej.11(11) Ale to także "zbrodnia na kobiecym brzuchu" - przekleństwo bycia kobietą w systemie ufundowanym na poświęcaniu kobiet. Urąga temu fakt, że symbolem cnoty sprawiedliwości jest bogini z zawiązanymi oczami na dowód bezstronności. Temida jest ślepa, a przynajmniej jako stronniczą i kapryśną widzi ją pisarka w pasji obrony Gorgonowej, którą cała ta sytuacja umniejsza jako człowieka. Wśród tych wielkich manewrów sądownictwa zapomniano o oskarżonej 12 - pisze w podrozdziale Zmowa mężczyzn - Szerokiem półkręgiem siedzi wysoki trybunał. Składa się ze znacznej liczby panów dorosłych, powiedzmy nawet - dojrzałych. Dwunastu przysięgłych, trzech sędziów, dwóch prokuratorów, trzech obrońców, biegli, protokolanci, stenografowie. Pośród nich kobieta zmartwiała i nieruchoma, bez krwi w twarzy, pocierająca czasem nerwowo dwa palce u dłoni. (...) Ta gromada triumfujących mężczyzn, otaczających koliskiem złamaną kobietę, jest widokiem niezmiernie przykrym, jest optycznie prawie nie do wytrzymania.13
Krzywicka jako naturalne stawia pytanie aktualne także w wypadku procesu Nieznalskiej: dlaczego we władzach sądu nie ma kobiety? Przywykliśmy widzieć kobiety wszędzie. Ich nieobecność tutaj, gdzie chodzi o los kobiety, jest niewłaściwa, jest niemal obrażająca. Tak są za to kobiety na galerii. Rozczochrane, siwowłose megiery, słodkawe megierki, zaondulowane, wybrylantowane, chciwe ludzkiego mięsa - megierzyska [czyżby salonowa wersja dewocyjnych Moherowych Beretów? - AA]. Większość z nich omdlewa z żalu, że nie pokażą tutaj, jak się łamie kołem albo wbija na pal. Tak, lecz pomimo to, a może właśnie dlatego, powinna by się była znaleźć w tym kolisku wyobrażającym sprawiedliwość, a zwłaszcza na ławie przysięgłych prawdziwa kobieta. Już przez samą kurtuazję dla tej szerokobiodrnej i obfitopierśnej bogini na suficie14.
Krzywicka podaje w wątpliwość graniczącą z cudem jednomyślność wyroku szeregu dziwnie nadgorliwych mężczyzn, mających naprzeciwko siebie zaszczutą, gasnącą powoli kobietę.15 Gorgonowa zachowała wzniosłą godność, która jeszcze ją pogrążyła: Ponura, kamienna, otulona pod brodę futrem, często skulona. Ani uśmiechów, ani kokieterii, ani prezentowania dekoltu.16 "Wyzywające" poczucie wyższości skazuje Gorgonową. Brak kapelusza albo wrodzone poczucie estetyczne uchroniło ją od banalności. Wyglądała jak heroina romantycznej tragedii, jak demon zbrodni dla jednych, jak symbol umęczenia dla innych. Jej twarz i postać na miarę tragedii raziła tu jak każde piękno na tle tandety. 17 Krzywicka podkreśla, że gdyby Gorgonowa zdecydowała się na desperację, to by jej pomogło, duma natomiast sprowadziła jeszcze większe zagrożenia. Atmosfera małostkowości zawsze rodzi żadzę ofiar. Swoją analizę atmosfery w sądzie pisarka zamyka w pamiętnym zdaniu: Bo przecież nie tyle argumenty, ile nastrój decyduje o wyroku. 18
Skazanej na jego mocy nic nie może uratować, trudno z takimi argumentami walczyć. Albo inaczej - to twarz Gorgonowej okazała się zbyt trudna. Zapewne nie jest to twarz bezpieczna. (...) Taka twarz jak Gorgonowej, zwłaszcza w środowisku kołtuńskim, musi ściągnąć na siebie wszystkie gromy jak piorunochron. (...) I co najdziwniejsze, ta kobieta jest podobna do "prawdziwej" Gorgony, do tej maski greckiej, niebrzydkiej zresztą wcale, przeciwnie pięknej, ale rozwartymi ustami krzyczącej tragedię, krzyczącej nie cudzą zgrozę, lecz własną.19 Nie własną zgrozę, lecz cudzą?
Uśmiech Gorgony - taki tytuł bez żadnego, jak sądzę, odniesienia do Gorgonowej, nadała Dorota Jarecka jednemu ze swoich artykułów o sensacji w sztuce, który miał bronić Nieznalskiej. Gorgona, czyli jedna z Meduz, była odbiciem zła, a jej spojrzenie zabijało. Perseusz pokonał ją, używając fortelu - zasłaniał się tarczą. Odbicie Gorgony nie zabijało. Było obrazem zła, ale nie było złem - pisze Jarecka20 . Gorgona kumuluje w sobie to, czego wspólnota nie jest w stanie znieść: wiedzę o sobie samej. Jest symbolem kryzysu. W innym zaś ujęciu (feministycznym) Gorgona, podobnie jak wszystkie Erynie, może być widziana jako obrończyni starszego (kobiecego) porządku, który został wyparty przez nowy (androcentryczny) 21 i rezyduje jedynie w okrutnych aktach swych reprezentatek. Gorgona może więc być symbolem czegoś nowego i ożywczego, co alternuje ustalony ład. Każdy porządek doskonali się jedynie wtedy, gdy można go podważać.
Jednak ofiara Nieznalskiej ciągle okazuje się ofiarą na próżno, to znaczy nie jest w stanie przynieść artystce nowego utożsamienia. Zamiast Ligi Reformy Obyczajów naprawdę mamy Ligę Rodzin Polskich i wszelkie związane z tym konsekwencje. Jej politykom udało się przekonać polskich wyborców i media, że należą do współczesnego spektrum demokratycznego, a Nieznalska nie. Rozbite wewnętrznie głosy pseudopoparcia (Frasyniuka czy Borowskiego) zdominowała zdecydowanie negatywna wypowiedź Jana Tomasza Lipskiego: Nie widzę powodu, by nie dotyczyły artysty prawa chroniące uczucia religijne. (...) W Polsce krzyż kojarzy się przede wszystkim z ukrzyżowanym Jezusem, a jeżeli ktoś nadaje mu inne znaczenie, powinien ten inny kontekst ukazać. 22 W imię takiej samej świętości polskiego krzyża (to jest prześladowanie nas katolików we własnym kraju ) 23 występują fanatycy z Ligi Polskich Rodzin, ale to sąsiedztwo jakoś publicystom myślącym jak Lipski nie przeszkadza. Wraca tu z mocą polski fantazmat martyrologiczny ("Polska Chrystusem narodów") i żadne odosobnione opinie Zbigniewa Hołdysa, Wandy Nowickiej, Ludwika Stommy, Tomasza Piątka drukowane w prasie ("GW" i "Przegląd Tygodniowy") tego okresu i później, wstawiające się jednoznacznie za artystką, nie są w stanie na niego wpłynąć. Samo środowisko artystyczne także wydało Nieznalską. Znakomita jego część pod pozorami nieskutecznego poparcia organizuje sobie przestrzeń ucieczki w sferę wyparcia.
Dlaczego Nieznalska musiała odtańczyć w przenośnym sensie, partię rytualnej ofiary jak z pogańskiego "Święta wiosny"? Spektaklem tym Katarzyna Kozyra odreagowywała swoje poczucie osaczenia na polskiej scenie artystycznej 24 Jak pamiętamy, prasa, wcale nie bulwarowa, zafiksowana była obrazem artystki bezkarnie manipulującej męskim narządem, gdy przebrana za mężczyznę spenetrowała ukrytą kamerą męskie terytorium.
Nie daje mi spokoju paradoks, że Gdańsk, kolebka Solidarności i demokratycznych przemian w tej części Europy, na początku XXI wieku zapisać się może jako miejsce inicjujące procesy-nagonki na Pawła Huelle i Dorotę Nieznalską, w tej "polsko-polskiej wojnie" pod sztandarami LPR i Radia Maryja.
Obieg 2[72]/2005 s.36-41
* Tekst ten w pierwszej wersji został wygłoszony podczas II Międzynarodowych Targów Sztuki w Poznaniu na sympozjum "Cenzura wobec sztuki", zorganizowanym przez Izabelę Kowalczyk w początkach kwietnia 2005. Całość zostanie wydrukowana w "Zeszytach Artystycznych". Ważnym impulsem do jego napisania było wprowadzenie, jakiego dokonał Guy Amsellem, komisarz sezonu kulturalnego "Nova Polska" we Francji na współorganizowanej przeze mnie konferencji "Kartografia/e mniejszości literackich i innych" w Paryżu w listopadzie 2004 roku. Tematyka mniejszości miała być nowatorskim - z punktu widzenia polskiej tradycji konstruowania tożsamości - pryzmatem do pokazania kulturowej perspektywy Polski współczesnej, uwikłanej w rozmaite konflikty i napięcia. Choć pomysł ten narodził się bezpośrednio pod wpływem "afery Nieznalskiej" (poświęciłam jej wcześniej felieton), ani prof. Agnieszka Grudzińska, z którą współpracowałam, ani ja sama, nie nadałyśmy ostatecznie tej bulwersującej, także na forum międzynarodowym, sprawie należytej rangi. Gdyby nie wystąpienie Marka Wasilewskiego "Artysta jako mniejszość w Polsce" i my - dosłownie - zauczestniczyłybyśmy w opisywanej teraz przeze mnie "przestrzeni wyparcia". Podobnie, gdy po końcowej fazie prac przygotowawczych do wystawy "Polka. Medium, cień, wyobrażenie" przygotowywanej przez K.Szczukę i A.Zawadowską, w której już osobiście nie uczestniczyłam, okazało się, że i tam zabrakło dla Nieznalskiej wczesniej przewidzianego miejsca, publikacja tekstu wydała mi się niezwykle ważna. Tymczasem Guy Amsellem w swej widzianej z perspektywy Francuza "panoramie mniejszości" polskiej, uczynił z postaci skazanej artystki figurę emblematyczną. Dlatego w imieniu redakcji "Obiegu" zaprosiłam go do tego numeru.