Jakoś nie będzie... O sztuce próbującej polityki

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Spory na temat tego czy sztuka może być zaangażowana i w jakim stopniu nigdy dotąd nie zostały jednoznacznie rozstrzygnięte. Poprzedniej epoce zawdzięczamy całkowitą kompromitację tzw. sztuki propagandowej. Jednak odpolitycznienie życia kulturalnego - w tym artystycznego - i towarzyskiego dzisiaj, to coś więcej niż retroaktywna niechęć do "zawsze już" podszytej fałszem agitacji. To jakiś programowy brak nadziei i wiary w to, że życia publiczne zależy od jakichkolwiek sił społecznych. Tymczasem od epoki komunizmu dzieli nas znacząca różnica, którą można zamknąć w fenomenie szeroko rozumianej osobistej i obywatelskiej wolności. I to nie tylko wolności "od" opresji życia cywilnego, ograniczeń wypowiedzi, zakazu odmiennych poglądów, urzędowej cenzury. Ale także wolności "do" nowych projektów, przejmowania władzy, podejmowania odpowiedzialności i krytycznej refleksji. A także wolnego (i dobrowolnego!) zaangażowania.

Jednakże upadek życia publicznego i miałkość sceny politycznej w Polsce nie wpływa dodatnio na obecność tak zwanego myślenia obywatelskiego w środowiskach tradycyjnie określanych jako "zaangażowane". Wiele już pisałam o problemie polskiego feminizmu jako ruchu społecznego, który jeszcze niedawno programowo odrzucał "bezpośrednią" polityczność, zadowalając się symbolicznie mówiąc mediatyczną "walką poprzez teleturnieje". Młodsze liderki otwarcie przyznawały się do niechęci wobec polityki oraz nieufności wobec problemów jakie niesie ze sobą pojęcie "władzy". Panował niepisany pogląd, przyznający prym politycznej kontestacji, że każde (prócz wybranych i sankcjonowanych!) utożsamienie z pozycją siły będzie złe. Kontestacja i idący z nią w parze polityczny radykalizm można wziąć w moim pojęciu tak naprawdę za wyraz odmowy wzięcia udziału we wpływaniu na losy społeczeństwa. Dziś brutalność prawicowej ideologii zapewne spowoduje, ze tezy te trzeba będzie "przewietrzyć"! Być może "na szczęście" - choć wolałabym, aby decydowały o tym nie tak okrutne bodźce.

Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa
Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa

Kiedy piszę o polityczności feminizmu mam na myśli nie polityczność w sensie przynależności do jakiejś partii, lub poszukiwania tego typu przynależności. Chodzi mi o stworzenie mody na myślenie polityczne - o rozwijanie kultury, wiedzy i orientacji politycznej, a także świadomości mechanizmów demokracji. Bo one istnieją i działają, lecz jak do tej pory najlepiej ich istotę zgłębiła Młodzież Wszechpolska. A szkoda… Gdy skupiam się na przypadku feminizmu, czynię tak dlatego, że jest to ruch mi najbliższy, a zarazem dynamika rozwoju jego mentalności oddaje parę wszechobecnych, jak mi się wydaje, trendów myślowych w innych środowiskach, także młodym środowisku artystycznym. Programowe odpolitycznienie, któremu towarzyszy niewiedza, oraz radykalizm poglądów i postawy kontestacyjne właściwie zamykają kruchą panoramę królujących tendencji. Niewiedza polityczna nie jest środowiskowym faux pas, lub czymś, do czego przyznać jest się wstyd. Częściowo to oczywiście scheda po przeszłości. Co więcej jest to także w pewnym sensie odruch ogólnoświatowy - u pokolenia młodych ludzi na Zachodzie obserwuje się podobną obojętność polityczną i skoncentrowanie na życiu prywatnym. Jednak tradycje polityczne choćby w innych krajach europejskich są zupełnie inne niż w Polsce, która jako kraj politycznie wolny zdaje się ciągle być in statu nascendi. Mniej martyrologii, mniej kontestacji, a więcej świadomości politycznej! A ponadto na świecie artyści bywają zaangażowani, a sztuka w ramach naturalnej "synergii" reaguje na wydarzenia polityczne.

Niestety na jednej z niewielu wystaw - jeśli nie jedynej - jakie w Warszawie można było ostatnio zobaczyć, dotyczących tematyki politycznej, bardzo owej świadomości było mało. "Jakoś to będzie. Komentarz polskich artystów do wyborów politycznych w Polsce A.D. 2005" pokazany w Galerii Piotra Nowickiego przygotowało dwoje młodych kuratorów Sylwia Szymaniak i Sarmen Beglarian. Pozazdrościć można im, podobnie jak właścicielowi galerii, odwagi "złamania ciszy przedwyborczej" (która przecież artystów nie zobowiązuje) i Przerwania konformistycznego milczenia ogółu tzw. ludzi kultury (no,ale rzecz jasna nie ma obowiązku!…). Bliskość wyborów parlamentarnych i prezydenckich, a na dodatek znamienna sytuacja, gdy o władzę walczyło dwóch kandydatów prawicy, spychając właściwie centralną i lewą stronę sceny politycznej poza reflektory, wydawała się okazją prowokującą komentarze i reakcje. A genialny i radykalny pomysł zrobienia wystawy w miejsce "obowiązkowego" milczenia był odosobniony i przez to zyskał na atrakcyjności. Sprawdziło się także obowiązujące na scenie artystycznej, co najmniej od procesu Nieznalskiej, prawo, że prywatne galerie, przestrzenie i miejsca mają większą potencję stania się "twierdzami wolności". Tymczasem państwowe przybytki uzbrajają się w oportunizm, by przetrwać…

Wystawa "Jakoś to będzie" pokazała pośród dzieł wielu artystów znanych (Joanny Rajkowskiej, Grzegorza Klamana, Zuzanny Janin, Roberta Rumasa, Aleksandry Polisiewicz, Sławka Beliny, Twożywa) także prace autorów młodych lub debiutantów (Sara Aaron, Łukasz Wdowicz, Alina Żemojdzin, Jan Dziaczkowski, Jerzy Skakun), a te (o dziwo!), z małymi wyjątkami, cechuje dosyć jednoznaczna wymowa. Zwraca w niej uwagę pewna dosłowność, gdy chodzi o wypowiedź na tematy narodowe, patriotyczne lub polityczne, którą w młodej polskiej sztuce można było zaobserwować już na wystawie "Polska-Rosja", która odbyła się na wiosnę tego roku w Zamku Ujazdowskim. Dominowały wtedy kolory biało-czerwone jak w video Kuby Bąkowskiego (malującym na ścianie kolory flagi "Prace malarskie" (2004) czy w przebraniach dla orzełka na godle ściennym jakie proponował Wojciech Zasadni. Tak jakby wypowiedź na tematy narodowe sprowadzała się do pustego przekładania dwóch kolorów, z nieuchronnym podtekstem nacjonalistycznym. Przecież zdawałoby się jest tyle sposobów, by w małych gestach, małych historiach czy małych metaforach zawrzeć swój dystans, komentarz i swoją pozycję wobec narodowego mitu. Tymczasem pokazywane wtedy niezwykle sugestywne video Anny Konik "Lewa myli mi się z prawą", gdzie politycy pokazani są jako bełkoczące gadające głowy (nie żeby było to dalekie od prawdy!…), staje się właściwie mottem dla tego nowego kierunku w sztuce. Nie tyle chodzi tu może o promocję politycznego zagubienia, ale o zadowalanie się pasywnym odbijaniem bałaganu sceny politycznej. Czy artyści mogą być tylko wtórni wobec beznadziejności polityków? Czy mogą być od nich mądrzejsi? Gdy spojrzeć na prace młodych twórców, wydaje się, że to, co do nich dociera z politycznej sceny to jedynie bełkot i pomieszanie, płynące na dodatek z telewizora (jakby polityka była tylko podrzędną częścią mediów!). I zadowalają się oni doprowadzaniem tego do absurdu - który jest jednak pusty (a nie polityczny!).

Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa
Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa

Z jakiego miejsca mówi Łukasz Wdowicz w pracy (bardzo śmiesznej, przyznaję) "Generator wyborczy", która komputerowo produkuje bez przerwy hasła wyborcze i portrety polityków, przetwarzając prawdziwe dane z plakatów wyborczych? Lub Alina Żemojdzin w video "Naprawdę" (2005) pokazującym w populistyczny sposób grymasy polskich polityków podczas debat telewizyjnych? W okolicznościowym katalożku młodziutka artystka opatruje swą pracę cytatem z Lecha Wałęsy: "Ile razy, ile dowodów trzeba, byście wreszcie uwierzyli w prawdę, nie waszą, tylko prawdę?". Jak wiadomo - poza Biblią - nie ma jednej prawdy, skąd te metafizyczne przekonania przykładane do polityki? W ustach Lecha Wałęsy brzmią one jak typowe "za, a nawet przeciw" - czy "mit Elektryka" może być jakimś remedium na polityczny kryzys? I dlaczego oraz w czym Lech Wałęsa ma być przeciwwagą dla reszty sceny politycznej? Czy nie są to tylko puste słowa, którymi bawią się młodzi artyści? Ta typowa pozycja dziecka dochodzi do głosu najsilniej w pracy Jana Dziaczkowskiego "Mali gracze" (2005), która jest formą układanki: widz ma do wyboru twarze i korpusy, które może dowolnie przestawiać na przymocowanych do ściany planszach. W ten sposób spełnia się "wyborcza "szopka"" - jak komentuje artysta. I wyborcze przedszkole, w którym tak świetnie się bawimy.

Ale to nie wystarczy. Jakoś niestety nie będzie (zresztą wydaje mi się, że tak zgodnie z zamierzeniem kuratorów należy interpretować ich tytuł!). Czy może jak się pobawimy, pójdziemy głosować? Bardzo wątpliwe. Będziemy raczej dalej kontestować. Być może w obecnej sytuacji politycznej trudno jest oczekiwać od młodej sztuki czegoś innego. Jednak warto zwrócić uwagę na to, że polityka nie jest tylko sceną polityczną, na której wszystkie możliwości wyczerpują właśnie na niej obecni aktorzy. W jaki sposób działaczom LPR udało się przekonać dziennikarzy i wyborców, że należą oni do demokratycznego spektrum, tego nie wiem. Ale na pewno politycy tej partii nie dyskredytują w moich oczach polityki jako takiej. Oczywiście o jej wersję zgodną z moimi przekonaniami trzeba będzie powalczyć. Polityka nie jest tylko tym, co pokazują media, które zawsze są wybiórcze, a poglądy polityczne można mieć niezależnie od tego, jakie jest jej spektrum medialnej sceny. Moje poglądy nie stają się prawicowe, mimo, że scena polityczna przez ostatnie lata przesunęła się tak znacząco na prawo. Młodzi artyści tymczasem wypowiadają się z miejsca kontestacji i w sumie a-politycznie, jakby byli tylko widzami teleturnieju. Czy można być politycznym niepolitycznie?

"Polscy artyści angażują się politycznie" - tak Dorota Jarecka w "Gazecie Wyborczej" (20.11.2005) zatytułowała swoją recenzję z wystawy Szymaniuk i Beglariana. Przyznając jednak, że współczesna sztuka odnosi się głównie do rzeczywistości kreowanej przez media, a nie rzeczywistości politycznej. Jest to "sztuka ludzi siedzących przed telewizorem, sztuka widzów, a nie wyborców, która nieświadomie mówi o bierności" - pisze krytyczka. A więc tytuł artykułu jest mylący. Mnie wydaje się raczej, że artyści - zwłaszcza młodzi - nie tyle angażują się, co starają się wypowiedzieć na tematy politycznie, ale w sposób niepolityczny, poza jakimkolwiek politycznym umiejscowieniem. Z pewnością jest to reakcja niechęci na każdą propagandę i zbiorowe zaangażowanie po latach "ukąszenia" przez socrealizm. "Za każdym wystudiowanym uśmiechem - pisze Jarecka - widzą od razu gębę kanibala", czyniąc aluzję do podobizny Hannibala Lectera ( w którego "twarzy połyskują białe zęby Niki Bochniarz"), powstałej z wizerunków kandydatów na prezydenta w "Generatorze wyborczym" Wdowicza. Przedmiotem krytyki stają się tu media lub sam język, co według krytyczki "Gazety Wyborczej" nie jest aż takie oryginalne w stosunku do konceptualnych artystów lat 80-tych. Jednak nasz świat dzisiaj jest o wiele bardziej polityczny w sposób bezpośredni niż w latach narzuconego ustroju. A w pracach młodych artystów pojawiają się nie aluzje i kamuflaże lub odrealnione dylematy, lecz konkretne cytaty i wizerunki, jedynie niezbyt przekonująco użyte. Według mnie jest to jednak atak na "instytucję" polityczności.

Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa
Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa

Spośród debiutantów wyróżnia się jednak praca Sary Aaron. Zamyka ona cały komentarz w niepozbawionej humoru małej anegdocie i daje bardzo wymowny symbol. W niezwykle statycznym video pod tytułem " Odnowa/Relief " (2005) nieruchoma kamera ustawiona na Placu Bankowym wpatrzona jest w siedzibę prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. "Ratusz w Warszawie latem 2005 roku nieoczekiwanie został otoczony rusztowaniami i zaczęto odnowę fasady - jak komentuje sama artystka - Budynek objawił się tuż przed wyborami częściowo pięknie odnowiony - strona prawa i centralna część lśnią świeżą farbą. Na stronie lewej [wytłuszczenia moje - A.A.] ciągle trwa remont. Z perspektywy szarego człowieka widać ruch tramwajów i nieznanych ludzi. Budynek, którego lewa strona jest ciągle w remoncie, stoi w deszczu i chmurach z flagą biało-czerwoną. Nie wieje. Wciąż flauta." Mimo nadciągajacej burzy (nadchodzą czarne chmury !) i narodowego atrybutu, którego rola zostaje zminimalizowana (miast by górować on miał nad pejzażem) w tym całym remoncie fasady jakoś prawa strona nie myli się z lewą. I to nie tylko artystce, lecz jaksądze w jej mniemaniu także autorom remontu...

W podobny sposób - anegdoty i szczegółu - radzą sobie także dojrzali artyści. "Flaga dla III RP" (wkrótce może się okazać, że tak naprawdę będzie chodzić o IV RP!) Grzegorza Klamana - nieśmiertelna i wielka! - przez prosty gest dodania fladze narodowej trzeciego pasma koloru czerni zyskuje rangę symbolu czasów kryzysu. Kolor żałoby może także oznaczać nadmierną obecność religii w polskim życiu publicznym. "Co się stanie z tym całkiem sporym środkowoeuropejskim krajem, w którym ludzie tracą z oczu horyzont?" - pyta Joanna Rajkowska w komentarzy do video "Wróżby" (2005), w którym pytanie o przyszłość Polski - jak w nieszczęśliwej miłości lub beznadziejnej chorobie - zostało zadane wróżbitom. Rajkowska tym samym przesuwa znaczenie polityki ze sceny politycznej do cywilnego wymiaru poszczególnych losów. Wskazuje, że polityka jest właściwie prywatną sprawą każdego z nas, tak samo ważną jako powodzenie osobiste, kariera czy zdrowie. Podobnie - publicznym, ale o znaczeniu cywilnym - wzorem plakietki z pociągu (pędzącego zapewne donikąd!) na temat wody zdatnej do picia posługuje się Aleka Polis (czyli Aleksandra Polisiewicz). Jej "Nieświadome lustrowanie informacji" (2005) przetwarza znany symbol w kran, z którego za malutkim odwróceniem szczegółu płynie woda lub gaz… Polisiewicz jest także autorką filmu video (który został pokazywany w dniu wernisażu podczas jego drugiej części w galerii Le Madame - tuż przed tańcami pod pianociągiem określanej przez organizatorów "zabawą w bicie piany"), będący patriotyczno-onirycznym zapisem wytworzonych obrazów, mieszaniną animacji i fragmentami filmu Piotra Szulkina "Ubu król". W tej "Polsce, czyli nigdzie", jak pamiętamy tak zaczyna się dramat Alfeda Jarry, pojawiają się nagle symbole dwugłowego orła i dwugłowej postaci człowieka, co zyskuje wydźwięk nazistowski. Parodia filmów propagandowych w wykonaniu Polisiewicz niesie w sobie ostrzeżenie. Podobnie jak radykalny plakat Roberta Rumasa "Bóg jest z nami" (2005), na którym pod hasłem IV RP, dwie postaci ciągną na sznurkach księżyc, a linie ich ciał układają się w sugestywne litery SS. W tych ostatnich przykładach artyści bez wahania wchodzą w rolę radykalnych wizjonerów i rzucają wyzwanie zarówno widzom, galeriom, krytykom, jak i rzeczywistości politycznej, do której się odnoszą.

W tym kontekście odcina się tylko niezrozumiała, jak podkreśla także Jarecka, metafizyka szablonów Twożywa. "Dobro-byt" (2005) czy "Boga czy bogaczy" (2005) niebezpiecznie uderzają w konserwatywne tony moralnych dylematów anty-modernizacyjncyh. Czy pieniądze są dobre? Czy można pogodzić "mieć" z "być"? Czy "Bóg" nie jest antonimem do słowa "bogacze"? Takie naiwne dylematy, można odnieść wrażenie, stoją za efektowną grą słów graficznie rozpisanych przez artystów. Wydawało by się, że dzisiaj - w świecie "łatwych" pieniędzy, paradygmatu "dostępu", a nie "kapitału", postmaterialnych wartości, do jakich należy "styl życia" - nikt już nie stawia problemu w taki sposób, lecz raczej: "jak być w świecie, w którym można mieć"? Jak zachować polityczną trzeźwość i obecność, nie wycofując się w nieco anachroniczne pseudo-uniwersalne metafizyczne refugium?

Jednak poza wszystkim warto zaobserwować przełom. Po wystawie "Strażnicy doków" w Gdańsku we wrześniu tego roku i po warszawskiej wystawie w Galerii Piotra Nowickiego dokonało się to, co wisiało w powietrzu. Przecież nawet autorzy jednodniowej efemerycznej wystawy "Ukryty skarb" poświęconej erotycznym motywom sztuki polskiej ostatnich 30 lat - Łukasz Ronduda, Piotr Rypson, Michał Woliński - podkreślali polityczne znaczenie ich projektu nie tylko wobec homoseksualnych wystaw, ale także opresyjnej polityki płci uprawianej przez radykalną prawicę. W tym nurcie zmiany paradygmatu trzeba chyba także widzieć najnowszy projekt galerii "raster" zatytułowany "Broniewski". Po Novotelu i Galerii PN na warszawskiej mapie pojawia się nowy punkt, gdzie trwa proces upolityczniania sztuki. Odpowiadające na jakąś nagłą konieczność poszukiwanie "lewicowych bohaterów na dziś" - jak powiedział mi Łukasz Gorczyca. Choć najważnieszy komunistyczny twórca nie był chyba nadmiernie seksowny (excusez-le-mot!) - a wedle autorów jego przywracanie nie do końca da się przypisać paradygmatowi nostalgii rodem z filmu "Good bye, Lenin!" - obraz Wilhelma Sasnala, będący namalowaną fotografią poety w białej koszuli na tle melancholijnej przyrody, płyta ze "śpiewaną poezją", na której m.in. Świetlicki ma rapować "Bagnet na broń" oraz limitowana edycja wódki "Broniewski" (konkurencja dla eksluzywnego "Chopina"?) stanowi kolejny, jeśli nie radykalny to na pewno bardzo przewrotny, dosadny i pełen dystansu komentarz do nadchodzących rządów. Jednak jak go czytać i czy zawiera on jakiś głębszy przekaz (warto by rozstrzygnąć o jaką tradycję lewicową może tu chodzić) czy jest tylko kolejnym etapem zabawy - tym razem z wódką i "pieprznymi kawałkami", które gwarantuje marka "Świelicki"(o, to już nie przedszkole, lecz co najmniej liceum!) - to się dopiero okaże.

Od 7.10.2005 - Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa

Linki :
Grzegorz Borkowski, Adam Mazur, Marcin Krasny, "Za czerwonym horyzontem"
Adam Mazur, "Żałoba po Solidarności",
Joanna Sokołowska, "Czego strzegą strażnicy doków?",
Magda Pustoła, "In fact, we all act"
Łukasz Gorczyca PAŁUBA CZYLI BRONIEWSKI I INTELEKTUALIŚCI POLSCY PIERWSZEJ DEKADY XXI WIEKU
Piotr Rypson, Po Broniewskim
Agata Araszkiewicz, Ukryty ślad po "Ukrytym skarbie"

Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa
Jakoś to bedzie, wybory A.D. 2005, Galeria Piotra Nowickiego, Warszawa