Rozgrywanie wojny o pamięć. Trzy rocznice '68

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Początkowo chciałem napisać ten tekst wzorem Waltera Benjamina, Georgesa Pereca czy też Guya Debora: z pożyczonych fragmentów z wydarzeń, którymi się tutaj zajmuję. Ten fortel jest oczywiście wygodny, a zręczne operowanie fragmentami być może skutecznie potrafi ukryć i osłonić samego autora. Postanowiłem jednak nie skorzystać z tej ochronki tylko i wyłącznie w celu osiągnięcia najbardziej klarownego przekazu, który ironia mogłaby niestety rozwodnić.

W czasie trwania seminarium 1968-1989 w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej powiedziałem do jednego z uczestników tego wydarzenia, że "każdy ma taki '68, na jaki zasłużył". To zdanie, na które być może nie ja pierwszy wpadłem, w pewnym stopniu zdominowało moje refleksje z trwającej trzy dni sesji. Niezwykle ciekawe było obserwowanie kreowania na nowo obrazu tamtych dni. Obok wspomnianego seminarium, dwa inne wydarzenia znamionują dla mnie dążenie polskiej lewicy (nie ważne, czy politycznej, społecznej, czy też artystycznej) do przemyślenia rewolucji lat 60. Są to dwie antologie: wydana przez "Gazetę Wyborczą" w kooperacji z Zachętą Narodową Galerią Sztuki, towarzysząca wystawie Rewolucje 1968 w tej ostatniej instytucji, oraz publikacja "Krytyki Politycznej" - tłumaczenie zbioru pod redakcją Daniela Cohn-Benoit i Rüdigera Dammanna zatytułowanego Maj '68. Rewolta. "Czterdziestolecie Maja '68 skłania nie tylko do okolicznościowych publikacji, lecz także do typowo rocznicowych pytań: o »bilans«, »dziedzictwo« lub »aktualność« młodzieżowej kontestacji lat 60. i 70."1. Niewątpliwie należy się z tymi słowami zgodzić. Trzeba jednak za każdym razem pytać, jaki `68 chcemy odzyskiwać, a o jakim zapomnieć. Należy również zadać pytanie o genezę starań. Wszystko to widać jak na otwartej dłoni we wzmiankowanych tutaj rocznicowych wydarzeniach. Co więcej, mój tekst traktuję nie jako wnikliwą analizę czy też błyskotliwe odkrycie, ale ujawnienie tego, co każdy być może widzi, a do czego się nie przyznaje. Muszę być szczery.

Czy hasło sytuacjonistyczne "Bądź realistą - żądaj niemożliwego" rzeczywiście, jak chce Adam Michnik w przedmowie do wielkiego i niewątpliwie ważnego tomu Rewolucje 1968, można ograniczać do "realpolitik"2? Czy, aby pisać o maju '68, naprawdę należy ukazywać historyczne wydarzenia z perspektywy Niemiec, co sugeruje nam "Krytyka Polityczna"? Ten wyścig po kontrkulturę lat 60. i ideową schedę po niej, staje się symptomatyczny nie tylko dla współczesnej polskiej lewicy. W waloryzacji historycznych wydarzeń trzeba widzieć również niezwykle ważny dla organizmów/instytucji stojących za wymienionymi projektami proces konstrukcji własnej tożsamości poprzez pisanie historii. Ten pęd ilustruje idealnie tytuł przywołanego w relacji z seminarium 1968-1989 tekstu Waltera Grasskampa For Example Documenta, or, How is Art History Produced?3. Bojownicy i rewolucjoniści roku 1968 wydają się ideowymi dziadkami nowej, zbudowanej na wolnościowych ideałach lewicy. Jedynie książka Rewolucje 1968 wymyka się temu schematowi, ale dzieje się to przede wszystkim dzięki jej konstrukcji (i być może paradoksalnie wydawcy).

Publikacja Zachęty wydana we współpracy z "Gazetą Wyborczą" budzi zdecydowanie najmniej wątpliwości. Głos - w postaci przede wszystkim historycznych tekstów oraz wywiadów - został oddany w niej uczestnikom rewolty. Tym wypowiedziom i przedrukom dokumentów towarzyszą teksty krytyczne, które mają odnieść wydarzenia roku '68 do współczesnej praktyki. Na szczęście dobór postaci "przewodników" po tamtych historiach nie jest jednostronny i oferuje wielość kątów widzenia. Taka struktura zapewnia (niezbędne w przypadku projektu tego typu) wprowadzenie do bogatego zbioru głosów świadków. Tym samym, publikacja staje się niezwykle wielowątkowa i być może najbardziej obiektywnie ukazuje owe tytułowe rewolucje. Niestety i tam przydarza się wpadka w postaci przywołanej już, nieszczęsnej przedmowy Adama Michnika. Autor odkłada rewolucyjny zryw jako historyczne wydarzenie do lamusa, ukazując tym samym zupełne niezrozumienie maksymalistycznych postulatów, które dla współczesnych liberałów mogą oznaczać wolę stworzenia "wolnego rynku idei", a tym samym dokonują stępienia tamtych żądań. Tej części jednak można się z powodzeniem i łatwością pozbyć4.


Nie będę referował całości prowadzonego przez Claire Bishop seminarium w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Byłoby to zupełnie bezcelowe. Pominę niezwykle ciekawe prezentacje zaproszonych z zagranicy gości. Warto jednak zaznaczyć, że poświęcone wzajemnej relacji pomiędzy wydarzeniami politycznymi i fenomenami artystycznymi seminarium, podzielone zostało na trzy bloki tematyczne, które pozycjonowały tak wystąpienia, jak i dyskusje na ich temat. Chciałbym ukazać pewien gest oznaczający włączenie, które oczywiście siłą rzeczy staje się wykluczeniem. Gest ten, jako tworzący obraz wydarzeń historycznych i zakreślający warunki ich współczesnej recepcji, należy potraktować jako manipulację. Interesujące z tego względu są przynajmniej dwa wystąpienia, których wymowa lub może raczej kontekst, były dla mnie co najmniej wątpliwe.

W pierwszej kolejności chciałbym skupić się na wspólnym wystąpieniu Grzegorza Kowalskiego i Artura Żmijewskiego w ramach drugiego dnia seminarium poświęconego aspektowi partycypacyjnemu. Ten wątek, szczególnie w kontekście twórczości Żmijewskiego, wydał mi się szczególnie godny zainteresowania. Mogłem oczywiście spodziewać się, że prezentacja obejmie przeformułowanie klasycznego ćwiczenia z pracowni Kowalskiego: Obszar wspólny - Obszar własny, które zostało wykonane przez Żmijewskiego i Pawła Althamera w ramach projektu wybory.pl (2005). Miałem jednak nieustającą nadzieję, że partycypacja jako termin niezwykle ważny dla współczesnego ruchu lewicowego i estetyki relacyjnej, zostanie odniesiona również do innych działań tych artystów. W kontekście takich realizacji Żmijewskiego, jak 80064 (2004), Powtórzenie (2005) czy też Oni (2007), użycie tego pojęcia wydaje się już na pierwszy rzut oka wielkim nadużyciem, a stosowana przez artystę kategoria barbarzyńcy jest wręcz kpiną z zasad rządzących partycypacją. Zakłada ona przecież w pierwszym rzędzie horyzontalność stosunków pomiędzy partnerami działania, co w pracach wymienionych powyżej absolutnie nie ma miejsca. Nie dość, że artysta kreuje całość kontekstu, to jeszcze wkracza on i interweniuje, kiedy wydarzenia przyjmują obrót, którego wolałby uniknąć.

Drugim z zagadkowych wystąpień była wspólna prezentacja Anki Ptaszkowskiej i Pawła Polita na temat balu w Zalesiu (1968) i jego rekonstrukcji w parku wokół Zamku Ujazdowskiego w 2006 roku. Żywą dyskusję wywołał fakt, że każde z dwójki prelegentów zupełnie inaczej postrzegało znaczenie samego balu. Tam, gdzie Ptaszkowska wspominała jedynie o zabawie i sztuce, natomiast kwestie polityczno-społeczne uznawała za absolutnie drugoplanowe, Polit widział przede wszystkim protest przeciwko ówczesnym dramatycznym wydarzeniom w kraju. W trakcie dyskusji natomiast, Piotr Piotrowski stwierdził wręcz, że wydarzenia z Zalesia stanowiły tak naprawdę formę eskapizmu, co w jakiś sposób - choć na pewno nie zgodnie z intencją panelistów, godzi oba stanowiska. Intencja wyboru tych dwóch zestawień pokoleniowych, gdzie z jednej strony ukazana została optyka uczestników historycznych wydarzeń, a z drugiej twórcza recepcja dokonań czy też działań, zdaje się oczywista. Niejednoznaczny pozostaje jednak powód, dla którego akurat ten konkretny zestaw pojawił się w ramach seminarium. Z jednej strony ujawnia on nadużycia dokonywane na tkance historycznych wydarzeń, a z drugiej, instytucjonalne uwikłanie oraz słabość krytyczną strategii, które są wynikiem redefinicji rewolucyjnych postaw artystycznych lat 60., czy też może nawet często zdradę pewnego etosu. Prezentacje te również, jako najbardziej personalnie związane z nowym muzeum, pokazują wyraźnie obraz rewolucji, o jaki ono walczy i politykę historyczną uprawianą przez tę nową, narodową instytucję.

Z zupełnie innych względów kontrowersyjna pozostaje dla mnie kwestia publikacji "Krytyki Politycznej". Świetnie przygotowana antologia, która wyraźnie ma na celu odsłonięcie i popularyzację pewnego ważnego momentu historii (nie można pominąć również jej edukacyjnego zwrotu, który wyraźnie objawia obecność "kapsułek" zawierających ważne pojęcia, biogramy postaci oraz przedstawienie kluczowych wydarzeń) skrywa jeden szczególnie dla polskiego odbiorcy ważny fakt. Została ona przygotowana z myślą o czytelniku niemieckim, a jej polskie wydanie powinno zostać - jak się wydaje - zaopatrzone co najmniej w wyjaśnienie jej lokalnego charakteru. Pisane z perspektywy niemieckiej teksty podejmują się rekonstrukcji `68 i jego pochodnych, jakim przeżyli go Niemcy, a jedynie wstępny artykuł Adama Ostolskiego stawia prezentowane wydarzenia w szerszym, światowym kontekście. Jak ironicznie, choć prawdziwie, brzmi umieszczony na tylnej stronie okładki cytat z Agnieszki Graff: "Na polskim rynku nie było dotychczas publikacji, która w równie szeroki i dogłębny, a zarazem przystępny sposób ukazywałaby problem »roku 1968« w jego rozmaitych aspektach: teoretyczno-filozoficznym, społeczno-obyczajowym, wreszcie w wymiarze egzystencjalnego doświadczenia jednostki". W działaniu tym zdecydowanie zaobserwować można wyraźnie chęć wygrania lub też przejęcia rewolucyjnego zrywu lat 60. To w końcu pierwsza publikacja w rocznicowym roku mierząca się z tą historyczną rewoltą. Strategię "pierwszeństwa" zaobserwować można zresztą również w innych książkowych projektach "Krytyki Politycznej", co skutkuje niestety często niechlujnością i ewidentnymi błędami. Słusznie również Jan Sowa zwraca uwagę na drugi cytat z okładki książki, gdzie wśród momentów zwrotnych naszego świata wymienione zostaje powstanie sieci sklepów Beate Uhse5. Lecz przecież rewolucja odbywała się również gdzie indziej. Ostrze najbardziej wywrotowych krytyk obowiązującego porządku zostało zastąpione delikatnym głaskaniem, a jedynym wyjściem z dzisiejszej - niekomfortowej sytuacji, wydaje się być walka o ostatki państwa dobrobytu.


Wskazanie przez "Krytykę Polityczną" i Muzeum Sztuki Nowoczesnej na te konkretne wydarzenia ma na celu wykreowanie konkretnej wersji historii. `68 to zamknięty rozdział, z którego jak z worka wyciągamy te momenty, dzięki którym jesteśmy co najmniej w stanie zbudować swoistą tożsamość. Gesty te w pewnym stopniu oczywiście potrzebne są każdej instytucji. Wątpliwość jednak budzi za każdym razem zasadność i cel dokonywanych wyborów. Na obraz roku '68 wyłaniający się z ukazanych redakcji nie chcę i nie mogę się zgodzić, gdyż nie oferuje on absolutnie żadnej lekcji. Pozbawiony rewolucyjnego płomienia i podporządkowany partykularnym interesom wydaje się własną karykaturą. Z pism ówczesnych rewolucjonistów wyłania się obraz współczesnej sytuacji: "asymilująca demokracja trzyma sztukę jako wentyl bezpieczeństwa dla przeciwników państwa. schizofrenicy, których wytwarza, używają sztuki, aby utrzymać równowagę - pozostają po stronie prawa. sztuka jest czymś innym od »sztuki«. państwo konsumentów popycha falę »sztuki« przed sobą; stara się przekupić »artystę«, aby zmienić rewolucyjną »sztukę« w sztukę wspierającą aparat państwowy. lecz »sztuka« nie jest sztuką. »sztuka« jest polityką, która wytworzyła nowe formy komunikacji"6. Powtarzane z ust do ust wspomniane hasło "Bądźmy realistami - żądajmy niemożliwego!" w ustach dzisiejszych realistów traci zupełnie moc i pociągającą siłę. A przecież wydarzenie może być potraktowane jako dalej/znów generujące swoje znaczenie; jako moment, który nie może być przeterminowany.

  1. 1. A. Ostolski, 1968. Lekcja realizmu. Przedmowa do wydania polskiego [w:] Maj '68. Rewolta, red. Daniel Cohn - Benoit, Rüdiger Dammann, Warszawa 2008, s. 13.
  2. 2. A. Michnik, Moje pokolenie, mój bunt [w:] Rewolucje 1968, red. Hanna Wróblewska, Maria Brewińska, Zofia Machnicka i Joanna Sokołowska, Warszawa 2008, s. 5.
  3. 3. Relacja z seminarium 1968-1989 w "Muzeum" 2008, nr 4 (6), s. 6.
  4. 4. Podobnie, również używając pojęcia manipulacji, o innej publikacji mówi Zbigniew Libera: "przysłano mi książkę wydaną przez Krytykę Polityczną z tekstem Ranciere'a »Estetyka jako polityka« i patrzę, a tam tak: na początku jest wstęp Żmijewskiego, a na końcu jest zakończenie Žižka, a jeszcze przedtem jest wciśnięta Rajkowska. Jak ja to wszystko przeczytałem, to jedynym odruchem, jaki mogłem zrobić, było wycięcie tego wstępu, wycięcie zakończenia, i zrobienie własnej książki, dlatego że tu mamy do czynienia z jedną z najbardziej bezczelnych manipulacji, jakich można dokonać". Patrz: Poza neoliberalną produktywnością... Ze Zbyszkiem Liberą rozmawia Ewa Majewska, część 2, http://indeks73.pl/pl_,aktualnosci,_,20,_,416.php
  5. 5. J. Sowa, Tęczowa rewolucja. Nowa lewica lat 60 [w:] Rewolucje 1968, red. Hanna Wróblewska, Maria Brewińska, Zofia Machnicka i Joanna Sokołowska, Warszawa 2008, s. 15.
  6. 6. Fragment tekst autorstwa Oswalda Wienera wydrukowany w zaproszeniu na "wykład" Petera Jiraka, Christofa Subika, Christiana Beirera, Otto Muehla, Guntera Brusa, Oswalda Weinera, Petera Weibela, Franza Kaltenbacka, Malte Olschewski, Otmara Bauera, Herberta Stumpfla, Anastasa i Hermanna Simbocków oraz Valie EXPORT pod tytułem Sztuka i rewolucja 7 czerwca 1968. Pisownia oryginalna.