Z głowy do głowy

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

"Czytać jak książkę" jest drugą wystawą zorganizowaną przez Joannę Zielińską w Cricotece. Tym razem krakowska kuratorka ściśle współpracowała z Davidem Maroto. Wystawa to jeden z etapów szeroko zakrojonego projektu "Book Lovers", przedsięwzięcia mającego międzynarodowy zasięg zarówno jeśli chodzi o pochodzenie uczestników, jak i charakter podejmowanej problematyki. Projekt tematyzuje twórczość, która wychodząc z obszaru sztuk wizualnych, wkracza w obszar literatury. W lewym skrzydle Cricoteki pojawiły się więc prace trojga artystów, których strategię można by określić hasłem "literatura w rozszerzonym polu". To, co robią, z jednej strony jest transmedialnym przekraczaniem granic między konwencjami literackimi a sztukami wizualnymi. Z drugiej strony również w obszarze samej literatury próbują odchodzić od kanonicznych rozwiązań, jeśli chodzi o budowanie narracji, typ postaci czy zabiegi stylistyczne i językowe.

Imponująco zaaranżowaną ekspozycję otwiera instalacja Lindsay Seers "It Has to Be This Way". Nosi ona dokładnie taki sam tytuł, jak książka tajemniczego M. Anthony'ego Pilla, której reprint przygotowała Cricoteka i której egzemplarz oglądający mogą zabrać ze sobą. Instalacja dopełnia wątki pojawiające się w powieści - dziwnej historii dziwnej Christiny, zafascynowanej ezoteryką i postacią królowej Krystyny Wazówny. Christina nagle znika, a jej historię zaczynają opowiadać jeszcze dziwniejszy niż ona jej chłopak oraz jej siostra. Podobnie jak - że przywołam dość odległą analogię - w "Tylko Beatrycze" Teodora Parnickiego historię dziewczyny poznajemy w strzępkach, opowiadaną przez różnych narratorów: trochę przez nią samą, trochę przez osobliwego partnera, trochę przez jej siostrę. Seers bawi się odsłanianiem i zasłanianiem tożsamości głównej bohaterki. W tę zabawę próbuje wciągać widza, co - jak bardzo szybko się okazuje - bez wcześniejszej znajomości książki jest dość trudne. Dlatego jeśli poprzestaniemy wyłącznie na obejrzeniu ekspozycji, z całej historii pozostanie jedynie atmosfera tajemniczości i wrażenie, że wystawa to tylko preludium do czegoś większego.

Lindsay Seers, detal, "It has to be this Way1.5" ("Tak musi być1.5"), 2010. Fot. Jan Smaga. Dzięki uprzejmości artystki i Matt’s
Lindsay Seers, detal, "It has to be this Way1.5" ("Tak musi być1.5"), 2010.
Fot. Jan Smaga. Dzięki uprzejmości artystki i Matt’s Gallery.

Centralną część sali wystawienniczej zajmują prace Chenga Rana. On również próbuje rozwijać wizualnie stworzoną wcześniej literacką historię, sięgając po napisaną przez siebie pod pseudonimem Wojtowircz Fog książkę "Cricadian Rhythm". Jej fragment, podobnie jak w wypadku Seers, można znaleźć w booklecie towarzyszącym wystawie. Propozycja literacka Chenga Rana, przynajmniej w odsłonie, którą zaprezentowała Cricoteka, raczej nie porywa. Mongolski artysta oferuje nam oniryczny zlepek asocjacji, serwując go w postaci tyleż nudnych, co roszczących sobie pretensje do czegoś więcej sentencji. Możemy tam znaleźć takie na przykład opisy: "Jego głowa spoczywa na poduszce skonstruowanej ze starty gazet i torby podróżnej. Promienie słońca padają na okno i rozgrzewają je, topiąc sople lodu, które uformowały się na szybie. Sople pękają i odpadają. Zapala papierosa i pali go, nie zmieniając poskręcanej pozycji, w jakiej zasnął". To jeden z bardziej znośnych przykładów tej stylistyki. Znacznie ciekawsze są zabiegi, które Cheng Ran stosuje, by wyjść poza monotonny, papierowy świat książki. Wśród nich znajduje się "Czytelnia", spiralna konstrukcja, w której wnętrzu wiszą oprawione w ramy niepublikowane wcześniej fragmenty książki. Dopowiadać książkę ma również "Hit-Or-Miss-ist" - aluminiowa wstęga ułożona na ścianie w tytułowy napis. Grając z naszymi przyzwyczajeniami co do typografii i sposobu śledzenia tekstu, gnie się w taki sposób, że miejscami napisu odczytać się nie da. Chociaż zupełnie nieczytelny pozostaje dla mnie związek między tą pracą a książką Cheng Rana, to "wstążka" świetnie broni się sama i można odnieść wrażenie, że literacki punkt wyjścia jest dla niej tylko obciążeniem.

Cheng Ran, detal, "Reading Room Circadian Rhythm" ("Czytelnia Rytm Około-dobowy"), 2013. Fot. Jan Smaga. Dzięki uprzejmości arty
Cheng Ran, detal, "Reading Room Circadian Rhythm" ("Czytelnia Rytm Około-dobowy"), 2013.
Fot. Jan Smaga. Dzięki uprzejmości artysty i Galerie Urs Meile.

Zdecydowanie najbardziej uchwytny kształt ma koncepcja Jill Magid, artystki realizującej w swoich pracach strategie zbliżone do reportażu i dziennikarstwa śledczego. "Failed States" to kilka impresji poświęconych strzelaninie w Austin, której artystka była świadkiem. Spowodował ją niejaki Fausto Cárdenas, strzelając z nieznanych powodów w powietrze. Absurdalność gestu Cárdenasa - wywołanie bez konkretnego celu krótkotrwałego zamieszania w życiu mieszkańców stolicy Teksasu - Magid zestawia z "Faustem". Głównym bohaterem dramatu Goethego jest przecież właśnie ta siła, która "chcąc złego, dobro czyni", wznieca zamęt dla samego zamętu. Również na tej zasadzie w pracy "The Deed" Magid puszcza równolegle sześć tłumaczeń "Fausta" na angielski. Nakładają się one na siebie, tworząc dziki, kakofoniczny palimpsest. W instalacji "Six Shots form the Capitol Steps" prezentuje sześć pustych łusek po nabojach, które - wykonując gest wprowadzenia niezrozumiałego zamieszania - umieściła w postawionym do góry nogami fundamencie.

Kolekcja powieści pisanych przez artystów, "Czytać jak książkę", Cricoteka. Dzięki uprzejmości M HKA.
Kolekcja powieści pisanych przez artystów, "Czytać jak książkę", Cricoteka.
Dzięki uprzejmości M HKA.

Ze względu na to, że literackie narracje artystów pokazywanych na "Czytać jak książkę" są oglądającym w większości nieznane, mamy wrażenie, jakby wystawa tak naprawdę żyła gdzieś indziej - pomiędzy wyimaginowanym światem fikcji literackiej i wyobrażonymi przez autorów relacjami między obiektami a snutymi narracjami. W sali ekspozycyjnej towarzyszy nam przekonanie, że obiekty są jedynie hasłem wywoławczym, symbolem odwołującym się do czegoś, co funkcjonuje w nieuchwytnej, wyobrażonej przestrzeni. "Czytać jak książkę" przybiera więc postać raczej imaginacyjną niż rzeczywistą, istniejąc głównie w głowie. Najczęściej zresztą nie naszej - bo nam pozostają tylko domysły - lecz w głowach kuratorów i artystów. Oglądając poszczególne prace, mamy wrażenie, jakbyśmy właśnie czytali recenzję z wystawy, której nigdy nie widzieliśmy i nigdy nie zobaczymy.

Stąd też nie jest to wystawa, która schlebia i podlizuje się widzowi. Wręcz odwrotnie, wiele od niego wymaga. Przede wszystkim chce, żeby zmienił galeryjno-muzealne nawyki i zaczął wystawę czytać, czyli przeszedł od modelu oglądania do modelu doświadczenia rozciągniętego w czasie. Sami kuratorzy zresztą zachęcają do tego, żeby do Cricoteki wybrać się kilka razy. Po pierwsze, wystawy nie da się ocenić i zrozumieć, oglądając ją tylko raz. Po drugie, nawet jeśli będzie się wystawę oglądało godzinami, pozostaniemy na poziomie czysto wizualnego doświadczenia. Żeby wejść na szczebel wyżej, musimy zapoznać się z tekstami autorstwa Lindsay Seers, Chenga Rana, zainwestować w wystawę czas dłuższy, niż przywykliśmy spędzać w galeriach. Tylko wtedy uda nam się odgadnąć niektóre aluzje oraz zrekonstruować siatkę, w którą układają się wątki.

Lindsay Seers, "It has to be this Way1.5"  ("Tak musi być1.5"), 2010. Fot. Jan Smaga.
Lindsay Seers, "It has to be this Way1.5" ("Tak musi być1.5"), 2010.
Fot. Jan Smaga. Dzięki uprzejmości artysty i Matt's Gallery.

Wystawa wymaga od widza również w tym sensie, że sięga po model doświadczenia dzieła sztuki, który współcześnie zanika, a który poststrukturalizm w latach 60. XX wieku pieczołowicie rozkładał na części pierwsze. Jego główną osią jest autor i jego intencje, a zrozumienie danej pracy polegać ma w tym modelu na odszyfrowaniu tego, "co autor miał na myśli". Stawia to pod znakiem zapytania transmedialny charakter całego przedsięwzięcia. Bo o ile taki Barthes czy Sontag "uśmiercali" autora, oddając tylko deklaratywnie miejsce czytelnikowi, to transmedialność ma w tym aspekcie o wiele większy potencjał. Rozpadanie się medium literatury i przechodzenie w medium wizualne to okazja dla widza, by poskładał oba w całość - nadał na nowo formę medium, które ją utraciło w wyniku przechodzenia w inne medium. Transmedialność jest więc zawsze doskonałą okazją, aby całkowicie oddać pole odbiorcy.

Natomiast w wypadku projektu zaprezentowanego w Cricotece widz powinien podążać za ścieżkami wskazywanymi przez autorów. Oczywiście nie musi, ale wówczas ryzykuje, że pogrąży się w onanistycznym świecie własnych skojarzeń - być może pięknych, lecz dusznych, do bólu egotycznych i nieprzekładalnych poza jego własny, idiomatyczny język. By tego uniknąć, oglądając "Czytać jak książkę", należy uznać, że autorzy są ostatecznym kryterium poprawności interpretacji prezentowanych prac. Wystawa stawia więc widza w bardzo trudnej sytuacji: z jednej strony wymaga się od niego podporządkowania artystom, a z drugiej widz w większości wypadków nie zna tekstów, do których wystawa się odwołuje. Nie dostaje odpowiednich podpowiedzi, żeby rozwiązać rebus, który ma tylko jedno - zgodne z intencją autora - rozwiązanie. W tym sensie wystawa Maroto i Zielińskiej to wystawa wroga widzowi.

Cheng Ran, od lewej: "The Last Generation" ("Ostatnie Pokolenie"), "Reading Room Circadian Rhythm" ("Czytelnia Rytm Około-dobowy
Cheng Ran, od lewej: "The Last Generation" ("Ostatnie Pokolenie"),
"Reading Room Circadian Rhythm" ("Czytelnia Rytm Około-dobowy").
Fot. Jan Smaga. Dzięki uprzejmości artysty i Galerie Urs Meile.

W zasadzie taka powinna być chyba każda wystawa - wroga. Żeby trzeba się było w nią wgryzać i kąsać z różnych stron, przebić się przez skórę i dotrzeć do mięsa. I żeby potem okazywało się, że mięso jest jednak jeszcze głębiej. Żeby jej doświadczenie stawało się nie tylko żuciem wizualnej gumy, ale kierowało w obszary, których nie znamy lub nawet się boimy. Takiemu doświadczeniu zresztą sprzyja bardziej literatura niż sztuki wizualne. Jak długo zwiedzający galerię patrzy zazwyczaj na jedną pracę? Minutę, kwadrans, godzinę? To za każdym razem dużo mniej niż w wypadku książki, której doświadcza się czasem tygodniami. Co nie tylko pozwala smakować narrację, sylwetki bohaterów i język, ale sprzyja konceptualizowaniu książki, dystansowaniu się do niej, oglądaniu z wielu stron, a w efekcie głębszemu doświadczaniu.

Mam jednak wrażenie, że postulat, by sztuki wizualne czytać jak książkę, Marto i Zielińska realizują zbyt mechanicznie. Kiedy przebrniemy już przez świat chimerycznych i niedopowiedzianych historii, możemy zasiąść na podeście, tuż przy którym znajduje się kolekcja powieści napisanych przez artystów. Umieszczenie tam podestu to niejako gest pojednawczy w stronę widza, który wcześniej musiał mierzyć się z poczuciem, że chodzi po bardzo niepewnym gruncie lub wręcz po omacku. I właśnie proponowany mu podest najlepiej oddaje charakter wystawy. Zaprojektowany z eleganckim minimalizmem, obłożony poduszkami, żeby było wygodniej, zachęca, by skorzystać z biblioteki i zapoznać się ze zgromadzoną literaturą. Nie wiemy jednak, czy to tylko symbol i imitacja czytelni, czy faktyczne zaproszenie, by na sali ekspozycyjnej spędzić kilkanaście bądź kilkadziesiąt godzin, czytając książki.

Cheng Ran, "Tide Conversation" ("Rozmowy w trakcie przypływów"), 2013.
Cheng Ran, "Tide Conversation" ("Rozmowy w trakcie przypływów"), 2013.
Fot. Jan Smaga. Dzięki uprzejmości artysty i Galerie Urs Meile.

Propozycja dla widzów niby jest rzeczywista, ale jednak pozostawia posmak myślenia życzeniowego. Oddawanie się lekturze pod czujnym okiem pań i panów pilnujących wystawy do największych przyjemności nie należy. Możliwością spędzenia w galerii kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu godzin dysponuje raczej skromy odsetek zwiedzających. Mogę to zrobić ja, mogą to zrobić studenci i ludzie wolnych zawodów. Niemniej w ten sposób "Czytać jak książkę" staje się propozycją hiperekspercką i adresowaną wyłącznie do środowiska. W zasadzie to ani źle, ani dobrze. Natomiast ta wewnętrzna sprzeczność - z jednej strony domaganie się od widza, by wgryzł się komunikat nadawany przez artystów, z drugiej utrudnianie mu tego - świetnie oddaje ambiwalentną naturę tej wystawy. Bo jeśli miałbym w kilku słowach wskazać największe zalety lub najciekawsze aspekty tej wystawy, to wymieniłbym: chimeryczność, barokowy rozmach, budzenie w oglądającym poczucia zagubienia oraz fakt, że tak naprawdę musi ona wydarzyć się w głowie oglądającego, a nie w przestrzeni wystawienniczej. Jeśli chodzi o jej grzechy, to wymieniłbym: chimeryczność, barokowy rozmach, budzenie w oglądającym poczucia zagubienia oraz fakt, że tak naprawdę musi wydarzyć się ona w głowie oglądającego, a nie w przestrzeni wystawienniczej.

 

"Czytać jak książkę", Cricoteka, Kraków, 23.01.2015 - 15.03.2015

Kolekcja powieści pisanych przez artystów, "Czytać jak książkę", Cricoteka
Kolekcja powieści pisanych przez artystów, "Czytać jak książkę", Cricoteka

Widok z wystawy, "Czytać jak książkę", Cricoteka
Widok z wystawy, "Czytać jak książkę", Cricoteka