Jako obiegowa diagnoza polskiego rozwarstwienia społecznego krąży opinia jednego z dyrektorów Tesco o wielkim jakoby błędzie, który sieć popełniła, wchodząc do Polski i zupełnie nie przewidując tego, że za lat naście stanie się w gruncie rzeczy zbędna. Pal sześć Tesco. W Biedronce za pałąki z napisem „następny klient" łapią nie tylko spauperyzowani doktoranci czy niżsi urzędnicy, ale również (jak w piosence Apteki) kurwy, mendy, kondomiarze - a my dalej ich nie widzimy. Co więcej, zamartwiamy się upadkiem nigdy nie powstałej klasy średniej, zapominając o tym, że piekło deklasacji ma wiele, wiele kręgów. Na samym zaś dnie są ci, których najchętniej byśmy w ogóle nie zauważali, oswajając (zgodnie z zamysłami marketingowymi) własną biedę i oddzielając ją kordonem estetyk i ideologii od tego, czego oswoić już się nie da, bo to już nie ludzie, nie my, nie sąsiedzi. Kto przechodził obok pijących więźniów, „kibiców" czy zwykłych pijaków, z pewnością zna to uczucie. Brud na szyjce butelki podawanej w kole nie znika po przetarciu jej dłonią.
W socjologii określani jako podklasa, nie łapią się do systemu ubezpieczeń, na legalną pracę czy opiekę zdrowotną. To oni, ci dawni koledzy z podstawówki, którzy już wtedy nie odbierali świadectw, bo i po co, zaniżają każdą średnią. Dzisiaj, jeśli nie wyjechali, nie znikli, może jeszcze nie proszą o pieniądze, ale już nie mają problemu, żeby je ukraść czy w ogóle przenieść całe swoje życie w miejsce kradzieży.
Od zawsze się ich bałem i gardziłem nimi zarazem. Agresywni, rozżaleni, bez możliwości zrozumienia i poprawy swojej sytuacji. Zwierzęta. Czy można im współczuć? Teoretycznie tak. Na mapie, nigdy w terenie. Na wszelki wypadek lepiej się tam przecież nie zapuszczać.
Chyba że patrząc na obrazy Marii Apoleiki, która w cyklu obrazów „Hurt" zabiera nas na spacer po takim miejscu kradzieży, Starym Polesiu w Łodzi. Ukradziono tam całą dzielnicę; nikt konkretny, a właściwie los. Zostali ludzie. Wymieszani z wybitymi szybami, ruderami, ruderalną roślinnością. Dzicy.
Maria Apoleika dokonuje ciekawego zabiegu, przedstawiając charakterystyczne dla dzielnicy i (zostańmy przy tym okrutnym słowie) podklasy scenki rodzajowe: wypalanie miedzianych kabli, śpiewy kibiców na peronie, pośpieszny seks w kurzu drogi - po pierwsze animizując ich bohaterów, po drugie przedstawiając nie detal, ale całe pejzaże ludzkie z charakterystyczną dla średniowiecza malarską próbą ujęcia całości świata.
Jest w tym czułość i miłosierdzie. To chyba pierwszy obraz podklasy, wszystkich Silnych z powieści Masłowskiej, jakich poznałem w ciągu dwudziestu pięciu lat wolnej Polski, który nadaje im cechy osobowe, szczególne i nie sprowadza do ironicznych schematów lub masy tak łatwo stającej się synonimem wszelkiego zła na ogólnopolskich łamach. A paradoksalnie dzieje się to przez odebranie im człowieczeństwa.
Dopiero te ryje i mordeczki rzygające od smrodu palących się osłon kabli pozwalają przebić się przez strach i odkryć w nich pojedyncze człowieczeństwo (jak źle świadczy to o własnym, w które przecież nigdy nie wątpiłem!). I dalej dzieje się to przez paradoks; nie tylko przez animizację, ale i przedstawienie w masie i scenach zbiorowych. Wszystkiego dopełniają obrazy samego miejsca: naturalistycznie ujęte napisy na ścianach („pożyczka bez bik", „oddaj 10 złotych", „grozi zawaleniem"), porozbijane szyby, z których wyglądają samotne duchy (człowiek? zwierzę?), pies chłepcący wodę z brudnej kałuży. Ziemia jałowa to dla tego utytłanego w starym oleju syfu komplement.
A jednak jest ktoś, kto potrafi nadać temu wymiar całego świata, objąć go. W ślizgających się po zamarzniętej sadzawce ludziach widać oczywiste nawiązanie do Breugla. Jeśli przypomnieć sobie jego inne obrazy, w których gdzieś w tle prowadzącego pług wieśniaka marginalnie tonie Ikar albo poza całą społecznością pojawia się ukrzyżowanie, które nie obchodzi nikogo poza Maryją - można się zastanowić nad miejscem samego twórcy w społeczności. A odpowiedź odnieść do samej Marii Apoleiki.
To właśnie artystka - tak samo z boku, na marginesie, jak Ikar czy scena ukrzyżowania, tym mniejsza, że niewidoczna - utrwala ten świat, nadaje mu wartość i poniekąd zbawia. Tak właśnie odbieram te obrazy. Czułość, która ożywi każdy syf.