Gdzie ci architekci

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Flagowa wystawa 5. edycji festiwalu Warszawa w Budowie „Zawód: architekt” to trochę dziwna konstrukcja. Tu coś odstaje, tam skrzypi, gdzie indziej wystaje. Ale całość jest mocna. To twardy, ciekawy i miejscami bezkompromisowy głos o kształtowaniu przestrzeni polskiego miasta.

Chcieliście wystawy o mieście? Macie wystawę o władzy. Monumentalny, wielosalowy „Zawód: architekt” to konglomerat linii programowych dwóch partnerskich instytucji: Muzeum Historycznego m. st. Warszawy (w którym jest prezentowany) i Muzeum Sztuki Współczesnej (które cztery lat temu zainicjowało Warszawę w Budowie, coroczne mentalne i artystyczne manewry wokół kształtu i tożsamości Warszawy). Afiliacja z tą ostatnią instytucją sprawia, że sfera odniesień jest raczej nietrudna do przewidzenia. Jest więc i o rynkowych naciskach na projektantów, i o strategiach gry z tymi naciskami, jest parę hipotez o tym, jakie to siły wywierają presję... O wartościach, których coraz trudniej – a może w ogóle nie sposób – strzec, projektując przestrzeń, i o priorytetach. Sceptycy zanucą: „zdarta płyta gra, zdarta płyta gra...”, bo też ile można opowiadać o władzy i przemocy symbolicznej? Entuzjaści powiedzą, że to przecież dobrze i warto tak mówić o przestrzeni prywatyzowanej, konsumowanej, bezwładnie kształtowanej. A przecież wspólnej i powstającej na lata. I jedni, i drudzy będą mieli trochę racji.Hympf.

„Zawód: architekt” odwołuje się do innej monumentalnej i wyraziście formułującej swój głos wystawy – ekspozycji „Warszawa wczoraj, dziś, jutro”, która na zlecenie prezydenta Stefana Starzyńskiego została zrealizowana przez architektów i urzędników w Muzeum Narodowym w 1938 roku. Tamten dydaktyczno-propagandowy pokaz, rysujący wizję miasta o wspaniałych perspektywach, był zresztą frekwencyjnym hitem. Do niego odwołuje się dolna część pokazu.

Pracownia Warszawy, fot. Juliusz Sokołowski
Pracownia Warszawy, fot. Juliusz Sokołowski

Ekspozycję otwiera dosłowny cytat z tamtej wystawy – zdjęcia stolicy, które pstryknęła swoją lejką w późnych latach 30. Zofia Chomętowska. Fotografka realizowała precyzyjne zlecenie: zdjęcia miały oddać piękno i bogactwo ówczesnej architektury miasta. To proste, niezbyt wymyślne pocztówkowce, które zgrabnie wkomponowano w architekturę (no właśnie) wystawy. A ta jest czystym cymesikiem – aranżacje wykonała pracownia 137 kilo, opierając się na pomyśle stworzenia widzowi szansy wniknięcia w rysunek techniczny, którym posługują się architekci. To też zresztą formalne nawiązanie do wystawy z 1938 roku – wymyślonej przestrzennie i zaaranżowanej przez architektów.

Kadry Chomętowskiej wkomponowane zostały w wymyślną kratownicę, przypominającą trochę papier milimetrowy w bardzo dużym powiększeniu. O tym, że jesteśmy jednak we współczesności, informuje nas inna część tej aranżacji – zwykłe, jak najbardziej realne okienko z widokiem na Rynek Starego Miasta. Kadrujące widok tak, by również przypominał pocztówkę. Tyle że na niej widnieje już nie czarno-biała Warszawa, ale stragany, turyści i wijący się ogonek chętnych do zwiedzenia Muzeum Historycznego. Historia – bardzo fajnie, ale bez sentymentów czy padania na kolana. Wiadomo, że dla twórców wystawy jest ona przede wszystkim bazą do patrzenia na współczesne miasto.

Zachłonność, fot. Jakub Certowicz
Zachłonność, fot. Jakub Certowicz

Na tym samym piętrze wystawy pokazano też modelowe mieszkanie spółdzielcze i imponującą makietę niezrealizowanej Dzielnicy Marszałka Józefa Piłsudskiego. Poszczególne historyczne części ekspozycji składają się jedna po drugiej w tezę, że architektura i symboliczna władza (albo też projekty architektoniczne i projekty nowego ładu społecznego) zawsze leżały blisko siebie, a architekt musiał w tym polu walczyć o jakość.

Wystawa "Zawód: Architekt", fot. Marta Górnicka
Wystawa "Zawód: Architekt", fot. Marta Górnicka

Ale pełnych rumieńców ten statement nabiera dopiero we współczesnej części ekspozycji. Gdzieś po drodze ktoś widać przełącza pstryczek-elektryczek, bo chociaż teza pozostaje ta sama, a jej wyraz równie dobitny, zupełnie zmienia się poetyka. Strzałki, grafy, dane, liczby, raporty, zdjęcia w typie katalogowym – tutaj już pojawiają się argumenty za tym, że w Warszawie buduje się i mieszka dziwnie, trudno i chaotycznie, a przestrzeń zagospodarowuje pod naciskiem różnych grup interesów. Wrażenie chaosu pogłębia oprawa wizualna typu zgrzyt noża po szkle albo supermarketowa gazetka – dzieło Tymka Borowskiego i Pawła Sysiaka. To działa, zwłaszcza że w pamięci mamy jeszcze elegancję historycznej części ekspozycji. Kanon i chaos bardzo efektownie się tutaj zderzają.

Architektom na wystawie oddano całkiem sporo miejsca – możemy obejrzeć ich pracownie i biurka – raczej dalekie od fotosów z kolorowych magazynów o projektowaniu. Możemy też posłuchać ich diagnoz na temat przestrzeni współczesnej Warszawy. Ale brzmią one jakoś niezbyt głośno; jakby nominalni bohaterowie wystawy chowali się w cieniu architektury. A chciałoby się usłyszeć więcej o samym etosie, sferze odniesień, formalnych rozwiązaniach, mniej za to może o tym, jak jest potwornie trudno i że zawsze jest się uwikłanym.

Wystawa "Zawód: Architekt", fot. Marta Górnicka
Wystawa "Zawód: Architekt", fot. Marta Górnicka

Jest w tej wystawie ujmująca analogowa interaktywność. Zawaleni bodźcami, informacjami i raportami do przeczytania, sami musimy z nich wybrać i skonstruować to, co uznajemy za właściwy korpus pokazu, resztę zaś ominąć szerokim łukiem lub zostawić na następne zwiedzanie. Tę otwartą formułę oraz potencjalność – i wystawy, i Warszawy – podkreśla ostatnia sala Muzeum, w której znalazła się mapa stolicy otwarta na kształtowanie przez zwiedzających. No tak, żeby zobaczyć Warszawę idealną, trzeba nałożyć sobie parę klapek. Jak tutaj. I wtedy naprawdę, z ręką na sercu, jest super.

Warszawa w budowie 5. „Zawód: architekt”, Muzeum Historyczne m. st. Warszawy, 13.10 – 8.12.2013

Wystawa "Zawód: Architekt", fot. Marta Górnicka
Wystawa "Zawód: Architekt", fot. Marta Górnicka