Gniew piękności szkodzi

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Proponuję następny temat, gdy problem upolitycznienia wygaśnie.
Czy krasnale wierzą w krasnale?
I czy te krasnale, w które wierzą krasnale wierzą, w krasnale?
I czy z pozycji krasnala mniejszego krasnal większy jest krasnalem?

Jacek Adamas

Spośród wszystkich namiętności gniew całkiem widocznie
przeszkadza posługiwaniu się rozumem.

św. Antoni

Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie.
św. Paweł

Gniew to niebywale atrakcyjny temat, który mógłby być ciekawym wyzwaniem dla wielu kuratorów. Niestety, Kazimierz Piotrowski, organizując „THYMÓS. Sztuka gniewu 1900 - 2011", w Toruniu, spalił temat wystawy, ponieważ przyćmił go mały środowiskowy skandalik.
A to dlatego, że wszyscy kolejno grzeszyli...

1 - grzech dyrekcji

Zaintrygowała mnie postawa dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu, który w materiale dla TVP Kultura mówi, że został zmanipulowany przez kuratora wystawy i odcina się od niej. Każdy, kto otarł się o pracę galerii, wie, że wystawy nie rodzą się w pięć minut. Co najmniej rok temu idea wystawy musiała zostać przyjęta przez dyrekcję i zaakceptowana przez Radę Programową. Około trzech miesięcy przed otwarciem dyrektor zapewne dostaje komplet informacji: opis, budżet i projekt aranżacji „Sztuki gniewu". Przez dwa tygodnie wystawę się buduje - wtedy też kurator jest już raczej na miejscu, można więc z nim porozmawiać. Dyrektor napisał w oświadczeniu, że nie były z nim uzgodnione wypowiedzi Piotrowskiego podczas panelu. Spotkanie, które otworzyło oczy dyrekcji, zapowiadane było jednak znacznie wcześniej, a udział w dyskusji Jana Pospieszalskiego i Ewy Stankiewicz mógł być pewną wskazówką co do przekazywanych w jego trakcie treści... Czyżby to znaczyło, że dyrektor tak ogromnej instytucji nie ma zielonego pojęcia, co się w niej dzieje?

2 - grzech artystów

Wątpliwości co do rzetelności Łubowskiego, proponowanego przez niego programu oraz nawet procedury wyboru pojawiły się już dawno. Latem 2010 roku wielu kuratorów i artystów ogłosiło bojkot CSW Znaki Czasu. Twarda postawa nie utrzymała się zbyt długo. Artyści zaczęli odpowiadać na zaproszenia tej instytucji. Wśród nich znaleźli się nawet sygnatariusze protestu. Być może godząc się na udział w przedsięwzięciu, opierali się na zaufaniu do kuratora wystawy.

Grupa realizatorów pleple.tv - projektu, którego jestem pomysłodawczynią - również dostała możliwość pokazania swego filmu o toruńskim CSW. Nakręciliśmy film, który miał monitorować kulisy wyboru Pawła Łubowskiego na stanowisko dyrektora oraz wymiany załogi CSW w czerwcu 2010 roku. Zaciekawiła mnie przyczyna zaproszenia, przeczytałam więc list intencyjny kuratora. Wydał mi się jednoznaczny i wykluczał nasz udział. Z ciekawości zadałam zatem kilka konkretnych pytań o scenariusz wystawy, w jakim kontekście chciano pokazać nasz film na wystawie, rozpiskę montażową skrótów (ponieważ film chciano skracać) i ich uzasadnienie oraz propozycję umowy. Nie dostałam odpowiedzi, co było ostatecznym argumentem, by odrzucić propozycję. Odmówili też niektórzy artyści - Artur Żmijewski, Mirosław Bałka czy Rafał Jakubowicz.

Nie wiem, w jaki sposób kurator pracował z artystami, na ile mogli być świadomi jego intencji, czy stawiali pytania i uzyskiwali odpowiedzi. Stało się. Artyści wzięli udział w wystawie, po czym niektórzy z nich postanowili wycofać swe prace. Tak zrobiła między innymi Ewa Partum. Do dyrekcji list otwarty (http://obieg.pl/og%C5%82oszeniowy/22895) skierowali: Krzysztof M. Bednarski, Marcin Berdyszak, Hubert Czerepok, Ryszard Grzyb, Leszek Knaflewski, Józef Robakowski, Aleksandra Ska i Marek Wasilewski.

Treść listu prowokuje wiele refleksji znacznie wybiegających poza przypadek toruński. Pierwsza dotyczy symbolicznego konfliktu kuratora i artysty oraz pytania, jak daleko może się posunąć kurator w instrumentalizacji artystów i ich prac? Reinterpretacja prac czy ich ponowna kontekstualizacja to podstawa pracy kuratora. Założenia kuratorskie w tym wypadku były dość jasne: „Choć thymós jest delegitymizowany i rugowany z europejskiej postnarodowej duchowości, której mentalność podsumowałem w wystawach o irreligii, Neuropie, ekspansji kultury korporacyjnej i asteizmu, chociaż tzw. stara Europa nie chce umierać za Gruzję (jak niegdyś za Gdańsk), czego honorowa i dumna Europa wedle śp. Lecha Kaczyńskiego nie może i nie chce zrozumieć, to widać wyraźnie, że źródła gniewu jeszcze nie wszędzie wyschły lub nie zostały całkowicie zaflegmione, zasilając, zwłaszcza po katastrofie smoleńskiej 10 IV 2010 roku, nowe ogniska zapalne. Polska (i Europa) wydaje się dziś podzielona bynajmniej nie ze względu na sympatię do tej czy innej partii lewicy lub prawicy, lecz ze względu na stosunek do gniewu - tego europejskiego demona, ucieleśnianego przez daną publiczną osobistość (np. pokroju Władimira Putina, Eriki Steinbach czy Geerta Wildersa, ale też dumnego śp. Lecha Kaczyńskiego i jego brata Jarosława, którzy często żywili szczery gniew przy niedoborze sprytu, który te emocje mógłby efektywnie kumulować i spożytkować". Czytając ten tekst wypada mi się dziwić wraz z Krasnalsami (co nie jest dla mnie miłym towarzystwem), jak mógł on zostać niezrozumiany przez artystów? A może refleksja przyszła, lecz zbyt późno? Grzegorz Klaman mówił „Gazecie Wyborczej": „Od lat pracuję z panem Piotrowskim i zawsze ceniłem jego odmienność i nowe spojrzenie na wiele spraw. Zgodziłem się na udział w wystawie, nie wiedząc, że kurator mocno zaakcentuje pewną koncepcję polityczną, która nie tyle jest mi ideologicznie daleka, ile uważam ją za szkodliwe wariactwo. Moje prace w tym kontekście zupełnie zmieniają znaczenie, stają się agresywne i nie tak wielowymiarowe. Pan Piotrowski ma prawo do wygłaszania swoich poglądów, jakkolwiek byłyby radykalne, ale ja mam też prawo nie zgadzać się na udział w wystawie, której program mi nie odpowiada. Wmawianie mi, że to autocenzura albo odbieranie komuś wolności, co robią niektórzy przedstawiciele naszego środowiska, jest bzdurą". Odpowiada na to Izabela Kowalczyk: „To nie żadna autocenzura, tylko wyjście z tej sytuacji z twarzą".

Odrębne stanowisko w sprawie postępowania Kazimierza Piotrowskiego wyraził Ryszard Woźniak: „Świadomie zgodziłem się na udział w projekcie, jednak bezpośrednie wypowiedzi kuratora wystawy wygłaszane w dniu otwarcia, jak też udzielone mediom, wskazują na zamiar instrumentalnego wykorzystania prezentowanych dzieł. Nie podzielam poglądów kuratora i nie zgadzam się na spłaszczenie interpretacyjne wystawy, jakiego dokonał w komentarzach". Przy niektórych pracach pojawiła się zatem informacja, że autor nie podziela poglądów kuratora.

Wiarę w autonomię swoich prac i możliwość interpretacji zgodnych z intencjami twórców i kontekstem ich powstania wykazali Jarosław Modzelewski i Marek Sobczyk. Piszą w swoim liście otwartym: „Kurator zawłaszczył swoją interpretacją (powtarzaną w wywiadach dla mediów) całą przestrzeń między dziełem artysty a widzem. Autorzy ‘Nie Naszego Listu', zabierając swoje prace z wystawy, ostatecznie likwidują przestrzeń między dziełem a widzem, pozostawiając widza zdezorientowanego".

W pierwszym liście artystów zaniepokoiło mnie zdanie: „Szanując wszelką odmienność poglądów i popierając wolność ich głoszenia, sprzeciwiamy się używaniu naszych prac do głoszenia tez jednoznacznie politycznych i ksenofobicznych". Pomijając kwestię ksenofobii, to reszta zdania mnie dziwi. Od dawna nie mamy złudzeń, że wystawy po prostu są wypowiedziami politycznymi. Czyżby zatem prawo do wolności wypowiedzi w galeriach, które są jakimś typem przestrzeni publicznej przecież, leżało tylko po jednej stronie barykady? Nie wydaje mi się. Takie twierdzenie to strzał w stopę. Własną.

3 - grzech kuratora

Pułapka bowiem polega na tym, że sama wystawa - o czym pisze Marcin Krasny w swojej recenzji - wcale nie jest jednoznaczna i jednowymiarowa. Inną rzeczą są poglądy Kazimierza Piotrowskiego przełożone na ekspozycję. Można powiedzieć, że Piotrowski sprytnie wykorzystał strategię Noama Chomsky'ego, według której lingwistyczny geniusz swą naukową pozycję wykorzystywał w celu szerzenia własnych poglądów politycznych, zupełnie niezwiązanych z uprawianą przez niego dziedziną naukową. Dzięki jego sławie te poglądy także stawały się uwidocznione. W wypadku Piotrowskiego jest trochę inaczej: kurator o nieco przykurzonej już karierze dzięki publicznemu wydarzeniu głosi swoje „kontrowersyjne" poglądy. To może sprawić, że odzyska sławę skandalisty sprzed lat...

Styl, w jakim to robi, przywodzi na myśl grzech pychy. Ciekawy i śmieszny jest ton proroka: „Chcę wyrwać z apatii tych, którzy trwają w świętym spokoju, szydzą z zagniewanych i chodzą na piwo. (...) Ich wegetatywne życie i samozadowolenie pogłębiają mój gniew i bezsilność. Handlarze i tchórze. Jestem już chory z gniewu i potrzebuję lekarza. Mam wrażenie, że cała moja strona sporu o Smoleńsk smaży się w gniewie, który nas wyniszcza i zżera. Ale Pismo mówi: ‘Błogosławieni, którzy łakną sprawiedliwości'! Jestem gotów cierpieć". Zwłaszcza ujawniony list do Głuchowskiego, dziennikarza „Gazety Wyborczej", który przeprowadził z kuratorem wywiad: „Kategorycznie zabraniam Panu powoływać się na naszą rozmowę, której po prostu nie było. Rozumie Pan? Nie było, nigdy nie spotkaliśmy się! (...) Uzasadnienie: skróty myślowe, które Pan zastosował, nie oddają złożoności moich intencji, filozoficznej i kontekstualnej głębi wystawy (...). Zapis Pański nie oddaje mojej ironii, potęgi mojego gniewu. (...) Dla dobra Polski chciałbym jednak, żeby naszą rozmowę ludzie usłyszeli. Zamierzam ją opublikować na YouTube z obrazkami z wystawy i innymi zdjęciami, bo jestem z niej bardzo zadowolony. (...) Działamy w stanie wyższej konieczności! (...) Szczerze współczuję Panu, że Pan musi współpracować z tymi, którzy wykoślawiają Polskę tak, jak Pan wykoślawił moje myśli, by im dogodzić. Nie wstyd Panu - za parę groszy? Kazimierz Piotrowski".

Alicja Żebrowska mówi w wypadku Piotrowskiego o odwadze. Ja powiedziałabym raczej o populizmie. Poglądy te nie są wygłaszane z perspektywy podziemia, a za ich głoszenie nic nie grozi. Ich głosiciele byli u władzy. Te poglądy można wyrażać w mediach, a niektóre media tylko tę prawdę znają. Współwyznawców znajdzie Piotrowski wszędzie. Pierwszymi są Krasnalsi. The Krasnals chętnie gryzą innych po kostkach - tyle że w twarzowych maseczkach.

I to jest znacząca różnica wobec niektórych osób i prac pokazywanych na wystawie. Za swoje przekonania ponosili lub mogli ponieść realne konsekwencje. Kurator zaś prowadzi gierkę, za którą nic mu nie grozi. Najwyżej ostracyzm środowiska. A ten, jak pokazał bojkot CSW Znaki Czasu, jest miękki.

„THYMÓS. Sztuka gniewu 1900 - 2011"

http://www.youtube.com/watch?v=FpK3vg6XKVc&feature=related
http://csw.torun.pl/wystawy/baza-wystaw/thymos-sztuka-gniewu-1900-2011
http://csw.torun.pl/pressroom/materialy/thymos.-sztuka-gniewu-1900-2013-2011
http://csw.torun.pl/aktualnosci/rozmowy-niedokonczone-o-gniewie
http://www.obieg.pl/ogłoszeniowy/22895
http://www.obieg.pl/rozmowy/23005
http://strasznasztuka.blox.pl/2011/11/Sztuka-wedlug-polityki-CD.html
http://www.youtube.com/watch?v=bCbxoVi3xJg&feature=related
http://zakladslusarstwa.blogspot.com/2011/11/licencja-na-gniewanie-sie-rozmowa-z.html
http://the-krasnals.blogspot.com/2011/11/polska-zoc-2.html
http://www.obieg.pl/teksty/23108
http://m.torun.gazeta.pl/torun/1,106521,10617970,Zydokomuna_na_wystawie_w_torunskim_CSW.html http://m.torun.gazeta.pl/torun/1,106521,10617970,Zydokomuna_na_wystawie_w_torunskim_CSW.html

Bojkot
http://www.krytykapolityczna.pl/Aktualnosci/Strajkartystowikuratorow/menuid-48.html

Monika Weychert Waluszko i CSW Znaki Czasu
http://www.funbec.eu/upload/pdf/notes39inter_caly.pdf
http://www.obieg.pl/wydarzenie/10869
http://edu.pleple.tv/torun
http://www.obieg.pl/rozmowy/17331

Polemika The Krasnals z tekstem Moniki Weychert Waluszko

http://the-krasnals.blogspot.com/2011/12/polska-zoc-4-fatum-faryzeuszy.html