O "Sztuce po godzinach". Mailowy dialog Anki Leśniak i Grzegorza Borkowskiego

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Praca Moniki Gałaj
Praca Moniki Gałaj

Grzegorz Borkowski: Byłaś kuratorką wystawy "Sztuka po godzinach". Z relacjonującego ten projekt tekstu Karoliny Jabłońskiej "Artyści wobec rzeczywistości" wynika, że znaczna część prac dotyczy trudnej sytuacji materialnej młodych artystów - problem niebłahy, w sztuce niemal nieobecny, dla wielu dramatyczny, jednak sposób w jaki został podjęty budzi zgrzytanie zębami nie nad dolą młodych ludzi aspirujących do bycia artystami, lecz przede wszystkim nad sposobem, w jaki artykułują swoją sytuację i jaką demonstrują świadomość społeczną. Co na przykład komunikuje osoba, która wykonuje na chodniku przed galerią akcję żebrania z kartką "Jestem artystką. Nie mogę utrzymać się ze swojej sztuki. Proszę o pomoc"? Swoją bezradność i niczym nie popartą deklarację bycia artystką. Pewnie ma dyplom ASP i nie wykluczam, że jakieś umiejętności, lecz z nich tu nie skorzystała. Siedzenie z taką kartką potrafi wymyślić chyba każdy, inna sprawa, czy jest w stanie naprawdę żebrać, a to nie było "naprawdę", bo w ramach artystycznego projektu. Jest oczywiście marnotrawstwem społecznym nie skorzystać z talentów i umiejętności ludzi, którzy je posiadają lecz wtedy nie prosi się o jałmużnę tylko o uznanie dla pracy, którą się umie wykonać.
Inny człowiek na pokazywanym na wystawie filmie wyraża rozczarowanie rzeczywistością, bo pracuje jako opiekun ekspozycji w galerii a następny pokazuje jak trywialnie wygląda jego praca na uczelni artystycznej, ile czasu zajmuje otwieranie zamków i przygotowanie sobie kawy. Czy dramatyzowanie w tych sytuacjach nie jest objawem pychy? A co mieliby powiedzieć ludzi pracujący choćby przy sprzątaniu, czy dostarczaniu pizzy do domów, którzy nie czują się artystami? Z nimi nie byłoby problemu? Problem polega na tym, jak ludzie mają z tego się utrzymać, a nie to kim się czują. Pewnie połowa ludzi, którzy dopiero co przestali być nastolatkami marzy o karierze w showbiznesie i co? mają dostać stypendia lub dotacje zanim im się to nie uda?
Wiem, że tu chodzi o tych, co studiowali sztukę, zdawali liczne egzaminy, no więc teraz stają do egzaminów w rzeczywistości pozaszkolnej i tu nie ma taryfy ulgowej dla artystów. Tego nie mogą przecież przed sobą ukrywać. Jeśli natrafiają na bariery zatrudnienia czy awansu, a oczywiście że natrafiają, to warto by właśnie te ograniczenia spróbowali rozpoznać i pokazać, wtedy społecznie zyskamy wszyscy. Chodzi o to jakie zjawiska uchwycą i jak je przedstawią. Niedawno w tej samej galerii na wystawie "Polska - Poland" pokazywana był film grupy "Teżewe" o dziewczynie, która po studiach artystycznych pracuje w sklepie z warzywami i dla tak zwykłego, nieefektownego tematu znaleziony został sposób przedstawienia, przekonujący zarówno realiami, jak i sposobem opowiedzenia. Nie poprzestano w nim na sięgnięciu do bolesnego problemu, to wystarcza w publicystyce a i to trzeba umieć zrobić. Zatem relacji z tej wystawy nie mogę pozostawić bez choćby takiego jak ten komentarza. Czy chcesz dodać swój komentarz jako kuratorka wystawy "Sztuka po godzinach"?

Anka Leśniak: Trudno nie zareagować na punkt widzenia jaki przyjmujesz komentując prace z wystawy "Sztuka po godzinach". Faktycznie artyści w swoich pracach rzadko stawiają pytanie jak żyć i tworzyć sztukę. Można jednak przytoczyć choćby działania Przemysława Kwieka i Laury Paweli - artystów odległych od siebie stażem i wiekiem, co dowodzi, że problem dotyka nie tylko pokolenie najmłodszych artystów. Mimo, że oficjalnie się o nim nie mówi, jest wyczuwalny podskórnie i często staje się czynnikiem, który hamuje działania artystyczne.
Niełatwo się utrzymać ze sztuki, więc trzeba gdzieś zarabiać. W efekcie tym różni się artysta od podanego przez Ciebie przykładu pracownika pizzerii, że kariera artystyczna idzie w jego przypadku inną drogą niż zawodowa - pracownik pizzerii jak dostanie awans w pizzerii będzie człowiekiem spełnionym (chyba, że jest artystą). Mówiąc o źródłach utrzymania artystów mam na myśli etat czy inną formę zatrudnienia w galerii, w szkole, firmie reklamowej, która powoduje, że sztuką zajmują się po pracy. Pozostaje starać się o stypendium, ale trudno przecież przyznać stypendium artyście, który nie ma na koncie odpowiednich osiągnięć, a te weryfikują urzędy i ministerstwa. Każde z tych miejsc ma swoje zdanie na temat tego, co można uznać za osiągnięcie. Stypendium za zasługi, to oczywiście potrzebna forma gratyfikacji, ale nie wiem skąd twój brak zaufania do artystów którzy niedawno skończyli lub kończą uczelnie. Dlaczego nie dać im szansy, niech się wykażą ciekawym projektem, niekoniecznie przerywanym koniecznością zaprojektowania np. naklejki na butelkę.
Prace artystów biorących udział w wystawie są oskarżeniem systemu, w którym przyszło im funkcjonować. Działanie Izy Chamczyk, żebrzącej przed galerią jest tego wymownym przykładem. Z jednej strony zarzucasz jej tanie, publicystyczne chwyty i dosłowność, z drugiej masz pretensje, że żebrała tylko "na niby", przy galerii. Jej akcja w innym miejscu nie miałaby sensu, przecież z zawodu nie jest żebraczką, tylko debiutującą artystką, studentką ASP we Wrocławiu i działanie to było krytyką instytucji kultury, która nie jest w stanie pomóc jej finansowo przy realizacji projektu oraz kpiną z ciągłego udowadniania urzędnikom, że jej sztuka jest interesująca. Iza już kilkakrotnie potwierdziła chęć bycia artystką. Nawet w wyszukiwarce "Obiegu" znalazłam informacje o jej akcjach i wystawach. Żebranie to brutalny zabieg, który nie został zmiękczony estetyczną otoczką, jak w przypadku filmu Teżewe. Myślę, że mamy tu do czynienia z zupełnie innymi językami wypowiedzi artystycznej i trudno wartościować który lepszy. Dziewczyny z Teżewe wykreowały pewną sytuację. W liście bohaterki filmu do prezydenta nie pada nazwisko żadnego przedstawiciela władzy. Chamczyk pokazała autentyczne podania, w których kilkakrotnie starała się o wsparcie, zawsze spotykała się odmową i arogancją urzędników. Jeśli zarzucimy Chamczyk że "każdy by na to wpadł", to jak potraktować akcję Julity Wójcik z obieraniem ziemniaków w galerii czy działania Mierle Laderman Ukeles, która wyszorowała w geście kontestacji dla sytuacji kobiet-artystek podłogi galerii. Jeśli pójdziemy tą drogą rozumowania, zrodzi się pytanie - a co miały powiedzieć sprzątaczki galerii, które szorowały tam podłogi codziennie. Czym jest sztuka w porównaniu z prawdziwym życiem? I tym sposobem zawsze dojdziemy do wniosku, że krytyczne w wymowie prace artystów, to zwykłe fanaberie. Wydawało mi się, że stwierdzenie "ja też tak potrafię" już dawno skompromitowało się w obliczu sztuki nowoczesnej.
Podajesz jeszcze przykład Pawła Hajncla, który pracuje w galerii miejskiej. Hajncel w filmie Remika Wojaczka nie jest rozgoryczony i rozczarowany, raczej ironizuje. Dramat to nie jego stylistyka. Człowiek który ma odwagę i fantazję m. in. zamienić tendencyjne wystąpienie Rafała Ziemkiewicza w swój performance, na co dzień zamiata podłogę w miejskiej galerii sztuki. Janusz Krzysztop nie dramatyzuje z powodu pracy na uczelni, tylko pokazuje ją od strony urzędniczej. Mija też po drodze do swojego gabinetu parę "dzieł", wiszących na korytarzach uczelni, zapewne zawieszonych tam jako wzór estetyczny. Rzeźby mocną trącą myszką. Piszesz o umiejętnościach wyniesionych z ASP, a to właśnie tam dba się o to aby praca była koniecznie estetyczna i niezbyt bezpośrednia. Artyści ze "Sztuki po godzinach" pokazują, że taka forma im nie odpowiada. Nie są nieudacznikami, lecz punktują braki systemu w którym żyją. Sytuacji, która skazuje ich na szkołę przetrwania, lawirowania między względami krytyków i kuratorów ważnych instytucji sztuki. A przecież każda z nich mogłaby prowadzić otwartą cykliczną formułę projektów, gdzie oprócz praktyki zapraszania wybranych artystów, dopuszcza się sytuację, w której twórcy sami mogą nadsyłać prace.

Grzegorz Borkowski: Nie widziałem tej wystawy, więc opieram się tylko na relacji jaką otrzymałem, dlatego właśnie napisałem do ciebie, jako kuratorki. Gotów jestem przyjąć, że Paweł Hajncel występujący w filmie Remika Wojaczka nie dramatyzuje rozgoryczenia, choć autorka relacji napisała, że "W wypowiedziach artysty również pojawia się rozczarowanie ‘artystyczną rzeczywistością’, niemożność bycia tylko artystą". Nie wiem też jakie opinie młodych kuratorów i artystów zawarte zostały w filmie Cygańczyk, Piotrowskiej i Munk "Sztuka - sposób na życie", jednak to, co wynika z opisu innych prac ukazuje ogólniejszy problem.
Nie chodzi o to, że jestem za tym by okazywać - jak piszesz - "brak zaufania do artystów, którzy niedawno skończyli lub kończą uczelnie. Dlaczego nie dać im szansy?". Może wyraziłem się nie dosyć dobitnie, więc sformułuje to tak: nie mam wątpliwości - szanse pokazywania prac dawać warto, ale też po to, by poddać je testowi, a to znaczy wypowiedzieć także zastrzeżenia jakie one wywołują. Nie zarzucam tym autorom nadmiaru bezpośredniości proponując by "został zmiękczony estetyczną otoczką" - to nieporozumienie. Uważam natomiast, że część autorów ujawnia w swych pracach stan świadomości nieadekwatny do sytuacji społecznej w jakiej funkcjonują, inaczej mówiąc kwestionuję to, do czego apelują. Wróćmy do pracy z żebraniem - mój sprzeciw budzi nie tyle obiekcja, że to tani chwyt, lecz sama zasada proszenia o jałmużnę w tym kontekście. Artyści (młodzi, czy starzy) starając się o dotacje lub granty nie aplikują przecież o coś, co ma charakter zapomogi, lecz o rodzaj kontraktu na zajmowanie się swoją pracą (artystyczną). Kojarzenie tego z żebraniem utrwala zły stereotyp dotyczący relacji artystów wobec innych członków społeczeństwa. Nawet jeśli żebranie było tu tylko metaforą. Na żebranie decyduje się ktoś, kto sądzi, że nic nie jest w stanie innym zaoferować, a potrzebuje wsparcia materialnego.
Mamy też w relacji z wystawy opisane prace, które odwołują się do wzorców z showbiznesu. Może w innym kontekście mogłyby inaczej przemówić, ale na wystawie pytającej o "strategie jakie młodzi artyści przyjmują" to fatalny kierunek życia złudzeniami. Odwoływanie się do wzoru sukcesu piosenkarki Madonny ("Confessions after hours"), podkreślanie (w "Join to our company") aspiracji do dołączenia do dobrego towarzystwa (zamiast aspirowania do dokonań), czy wcielanie się "w rolę atrakcyjnego produktu" (grupa Łuhuu!) to raczej gonienie za mirażami, niż zmierzanie do rozpoznania rzeczywistości, w jakiej ci ludzie żyją. Mają oczywiście prawo to robić, ("każdy ma prawo wybrać źle" jak śpiewał Kazik), jednak nie można ukrywać, na jak śliskiej i złudnej płaszczyźnie chcą się odnaleźć. Jeżeli w relacji z wystawy wspomniane zostało "rozczarowanie artystyczną rzeczywistością", to można zapytać, kto i czym tych młodych i zdolnych (zapewne) ludzi wcześniej oczarował? Czy właśnie nie showbiz?

Zatem w moim przekonaniu wystawa "Sztuka po godzinach" więcej mówi o stanie świadomości autorów przedstawionych prac, niż o rzeczywistości, w której żyją. A ta jest, rzecz jasna, niełatwa.

Anka Leśniak: Stan świadomości artystów jest wynikiem rzeczywistości. Stypendia po pierwsze są trudno dostępne, po drugie są niskie, więc raczej mają charakter zapomogi, a nie poważnego kontraktu zawartego z artystą. Poza tym sposób rozliczania się z nich jest niedostosowany do charakteru pracy twórczej.
Artyści w Sztuce po godzinach" w sposób krytyczny i ironiczny odnieśli się do realiów. Demaskują system. Niektórzy, tak jak Iza Chamczyk, nie kryją rozczarowania.
Pytasz kto ich oczarował? Akademie Sztuk Pięknych z systemem kształcenia nie dostosowanym do współczesnych realiów, instytucje sztuki robiące spektakularny P.R. wokół swoich możliwości, a potem okazuje się, że nie mają pieniędzy na projekty, a często nawet na ogrzewanie przestrzeni wystawiennicznych, jak to ma miejsce np. w Łodzi czy w Gdańsku.
Oczywiście można się starać tym nie przejmować, hołdując amerykańskiemu keep smiling iść do przodu. Czy jednak system funkcjonowania sztuki i artystów w Polsce musi opierać się na zasadach surviwalu, w którym przetrwać mogą tylko najsilniejsze emocjonalnie i najbardziej zdeterminowane jednostki?
Stwierdzenie, że rzeczywistość jest niełatwa nie wystarczy. Artyści biorący udział w wystawie wyrazili niezgodę na taką sytuację. Mogą próbować ją zmieniać, jednak bez zainteresowania i pomocy ze strony instytucji niewiele są w stanie zdziałać.

Grzegorz Borkowski: Napisałaś "Stwierdzenie, że rzeczywistość jest niełatwa nie wystarczy", ale właśnie do takiego stwierdzenia zdają się ograniczać autorzy większości prac na wystawie "Sztuka po godzinach". Nie proponują rozpoznania mechanizmów kształtujących tę rzeczywistość, lecz demonstrują jedynie swoją bezradność - małe mieszkanie w bloku, brak pieniędzy i czasu, nudna praca i zapiski na lodówce. Czy jednak nie powinniśmy oczekiwać, właśnie od autorów wypowiadających się artystycznie w słusznej sprawie, jakiegoś świadomościowego przekroczenia stanu zastanego, albo przekroczenia języka bezbronności. Przychodzi mi tu na myśl warte podjęcia wyzwanie, sformułowane przez Waltera Benjamina, a widniejące na murze dziedzińca przed berlińskim Kunst-Werke:
"You can declare: a work that shows the correct political tendency need show no other quality. You can also declare: a work that exhibits the correct tendency must of necessity have every other quality"
"Można deklarować: dzieło, które ukazuje właściwą tendencję polityczną, nie potrzebuje ukazywać żadnej innej jakości. Ale deklarować można także: dzieło, które przedstawia właściwą tendencję powinno koniecznie mieć także jakąś inną jakość". Zatem warto poddawać dyskusji i spierać się o ocenę jakości zademonstrowanych na wystawie "Sztuka po godzinach", słusznie podejmującej istotny problem.

Praca Norberta Trzeciaka
Praca Norberta Trzeciaka