Zabieram ze sobą logo galerii. Z Moniką Weychert Waluszko o toruńskiej Galerii dla... rozmawia Katarzyna Urbańska

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

O tym, że z toruńską Galeria dla… nie dzieje się najlepiej, wiadomo było już od kilku miesięcy. Najpierw w formie plotek, potem w Internecie pojawiły się petycje mobilizujące do walki o galerię.
I co? W pewien zimowy poranek w skrzynce mailowej znajduję informację o zawieszeniu działalności galerii i przekształceniu jej w "byt wizytujący". Stało się. Kto nie widział charakterystycznego strychu z niskim spadzistym dachem, niech  żałuje. Ta mająca zaledwie trzy lata galeria, ulokowana nad kultowym toruńskim klubem eNeRDe, stała się istotnym miejscem różnych działań z pogranicza sztuki i aktywizmu społecznego.

akcja Rozbij Szwajcarski Bank
akcja Rozbij Szwajcarski Bank

Katarzyna Urbańska: W rozmowie telefonicznej powiedziałaś, że jednym z powodów zawieszenia działalności jest poczucie, że musisz nieco zwolnić, ale Galeria dla... będzie jednak nadal funkcjonować, tylko nieco w innej, zmienionej formie, to znaczy ?
Monika Weychert: Zawsze mi się wydawało, że moim powołaniem jest także tworzenie "gromady" (w sensie Bey'owskiej Tymczasowej Strefy Autonomicznej ;-): "Gromada jest otwarta, nie dla wszystkich [...], dla wtajemniczonych związanych węzłem miłości". Inspirując się między innymi Habermasem uważam, że rola nowego dialogu, nowego rozumienia skutków dialogu, znacząco wpływa na autonomię kształtowania tożsamości - także artystów, kuratorów i odbiorców sztuki. Jednocześnie nie ukrywam, że osobiście bliższy mi jest jednak (zgoła niemodnie) Rorty'iański ironista. Tolerancja mediująca pomiędzy ironią a solidarnością. Przede wszystkim dlatego, że refleksja Rorty'ego odnosi się do określonej wspólnoty społecznej a nie (jak u Habermasa) do pojedynczych jednostek wkraczających w tzw. dyskurs teoretyczny odnoszący się do zagadnień prawdy (przy założeniu idealnej sytuacji komunikacyjnej). W mojej praktyce kuratorskiej najważniejszą rolę odgrywa rozmowa i słuchanie zmieniające także mnie jako kuratora i człowieka. Sama wolę być transparentna. Jednak stale się rozwijam reinterpretując własne przekonania. Jednocześnie poszerzam krąg ludzi z którymi jestem solidarna i których obdarzam... miłością. I takie osoby - swoją "gromadę" - pozostawiam w klubie eNeRDe. Moje jednostkowe odejście nie ma znaczenia. Proces trwa. Być może nie będzie on zgodny z moimi pierwotnymi założeniami, ale to chyba dobrze.

Zabieram ze sobą logo galerii - taki jest jej charakter: od zawsze była wizytująca, i etap w eNeRDe, był bardzo długim, ale jednak - epizodem. Ja osobiście jestem zmęczona tłumaczeniem wszystkim, począwszy od rodziny i tzw. "środowiska" a na urzędnikach i policjantach skończywszy, że moja praca ma sens i do czegoś prowadzi.
Zmęczyłam się. Zdobywaniem pieniędzy na galerię i nie zarabianiem. To może i dałoby się strawić. To była przecież już druga czy trzecia galeria, którą w Toruniu stworzyłam: jako kurator pracuję od ośmiu lat. Ale ciągła walka o przetrwanie z miastem na którego rzecz się pracuje zaczęła napawać mnie wielkim poczuciem absurdu. Zmęczyłam się. Nie mam na to innego określenia.

Robert Rumas, Recycling
Robert Rumas, Recycling

Co dalej będzie się działo z pustą przestrzenią nad klubem?
Już w zeszłym roku ciągnęliśmy niezależne wątki kuratorskie w galerii. Także bez obaw. Teraz galerią zajmie się Tomasz Cebo. Moja decyzja o rozstaniu się z Toruniem jest ostateczna.

Czym się teraz zajmujesz, masz jakieś konkretne plany?
Chcę trochę popodróżować. Niedawno otworzyłam wystawę w Studio BWA, we Wrocławiu. To była wystawa o konsekwencjach błędów językowych "Mów do mnie. Jeszcze". Wzięli w niej udział: Dorota Chilińska, Tomasz Dobiszewski, Wojtek Doroszuk, Marcelina Gunia & Bownik, Dagmara Pochyła, Ola Sojak-Borodo, Natalia Turczyńska, Andrzej Wasilewski, Andreas Widmer (Szwajcaria).

Teraz także wraz z moim ukochanym kolektywem kuratorskim (4 młode kuratorki) chcemy zrealizować kilka projektów poza Polską. Pierwszy to budapesztańska wystawa Face Lifting*, która jest próbą przyjrzenia się procesom kształtowania tożsamości młodych Polaków na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Zaproszeni przez nas artyści: Wojtek Doroszuk, Artur Grabowski, Tomasz Kozak, Artur Malewski, Tomasz Mróz, Marta Pszonak oraz grupy: Fume TV (Czechy), Ikoon, Sędzia Główny i Twożywo, należą do pokolenia dorastającego w okresie transformacji ustrojowej, które dziś wchodzi w okres aktywnego kształtowania rzeczywistości społecznej ekonomicznej i politycznej. W tej sytuacji istotne wydają się pytania o samoświadomość tej generacji i kontekst, w którym jest ona konstruowana.

W dzisiejszym świecie trudno wskazać na jasną, ewidentną przynależność kulturową. Nasza tożsamość zaczęła w coraz większym stopniu rodzić się dzięki autokreacji, samodzielnym wyborom wzoru życia i wyznawanych wartości. Według Roberta Jay Liftona wszyscy stajemy się w ten sposób dziećmi Trzeciej Kultury: Stajemy się płynni i wielokierunkowi. Bez uświadamiania sobie tego, zaczynamy wytwarzać poczucie samodostosowania do niepokoju i płynności naszego czasu. Ten sposób bycia różnym radykalnie w stosunku do naszej przeszłości umożliwia nam zaangażowanie się, ciągłe eksploracje i osobiste doświadczenia.
Jako dzieci Trzeciej Kultury należymy do globalnej wioski, której wirtualne agory w postaci internetu i telewizji, stają się źródłem naszej wiedzy i jednym z głównych elementów kształtujących naszą tożsamość. Najbardziej pożądanymi dla nas cechami stały się dziś: mobilność, dynamizm i elastyczność. Decyzja o wyjeździe za granicę w poszukiwaniu nowych doświadczeń, pracy, lepszego i ciekawszego życia przychodzi nam znacznie łatwiej niż naszym rodzicom. To jak będzie wyglądała nasza tożsamość kulturowa czy narodowa w dużej mierze zależy od nas samych. By przetrwać we współczesnym świecie jesteśmy wręcz zmuszeni nieustannie dokonywać montażu tego co dziedziczone i zastane, tego co mamy we krwi i czego musimy się nauczyć.

To co wyparte natrętnie powraca, zakłócając pożądane wyobrażenie o nas samych. W realizacji powszechnego pragnienia, by przynależeć do kultury Zachodu przeszkadzają nam stare słowiańskie "upiory", których nigdy tak naprawdę nie zdołaliśmy się pozbyć. Wstydzimy się naszego hołdowania archaicznym wartościom, podziwiając pragmatyzm bardziej "nowoczesnej" części Europy.
Proces kształtowania naszej tożsamości jest więc w dużej mierze próbą dostosowania się do wyobrażonego modelu, asymilowania elementów uznawanych za wartościowe i usuwania tego co według nas zbędne.

Koncepcja wystawy "Face lifting" opiera się na obserwacji tych zjawisk. Face lifting jest zabiegiem rozciągania, naciągania i podciągania skóry, likwidującym zmarszczki. Zmarszczki powstają wskutek starzenia się lub ruchów mimicznych. Są historią twarzy: tragedii, radości, zmartwień, historią, której się pozbywamy aby lepiej pasować do otoczenia, aby dobrze w niej funkcjonować, a wreszcie aby zdobyć akceptację. Jako kraj - "papuga narodów" tej akceptacji pożądamy nade wszystko. Face lifting to jak nakładanie maski - maski świeżości, która nie raz staje się karykaturą młodości. Czy zatem istotnie pomaga nam przetrwać? Czy wypieranie historycznych uposażeń, odcinanie się od korzeni jest właściwą czy zgubną metodą? Czy mentalny face lifting przyniesie trwałe i satysfakcjonujące efekty?
Te problemy dotyczą nie tylko Polski, ale całej postkomunistycznej Europy. A jednak kontakty ze Słowakami, Bułgarami czy Węgrami kojarzą się ze starym układem i dziś lepiej widziani są znajomi z Brukseli czy Londynu. Uciekając w stereotyp kraje postkomunistyczne łączyły się w pary: Czechy-Słowacja, Bułgaria-Rumunia, Polska-Węgry. Powiedzenie Polak Węgier dwa bratanki stale jest przywoływane, ale co przeciętny Polak wie o przeciętnym Węgrze i vice versa? Niewiele. Wystawa Face lifting może sprowokować do szukania podobieństw mentalnych współczesnych Polaków i Węgrów w kontekście procesów i zjawisk, którym podlegamy. 

Wielu niezależnych kuratorów jako główny powód stworzenia niezależnego, offowego projektu, podaje przypadek. Czy tak też było u Ciebie?
Galeria powstała ze smutku. Że w mieście, które kocham nie ma galerii. Po prostu. Galeria Państwowa "Wozownia" była według nomenklatury Rastra najbardziej "czerstwą bułą" jaką można sobie wyobrazić. Wystawy florystyczne konkurowały z wystawami amatorów i kolegów buły z Torunia. Ewentualnie jakaś uświęcona a kiepska klasyka. Podobnie z galerią ZPAP. Była też Galeria nad Wisłą, prywatna galeria Mariana Stępaka. Rzecz ogólnie szanowana, ale była mocno z drogi. Niewtajemniczeni nie mieli szans. Ja natomiast, na tamtym etapie (2000), liczyłam na poruszenie środowiska, na komunikację z młodymi ludźmi. W 2000 założyłam Galerię Domu Muz w instytucji, w której pracowałam. Kiedy zaczęłam odnosić sukcesy i rzeczywiście coś się ruszyło - zwolniono mnie. W tym czasie robiłam wystawy w przestrzeni publicznej ("Galeria Lotna"). Na podobnej zasadzie działała od 2004 roku Galeria dla…; aż we wrześniu 2005 wylądowała na strychu klubu eNeRDe. Traktuję to jako jeden projekt.

Ale na pewno wyróżniasz jakieś zdarzenia jako szczególnie istotne?
Festiwal "Wyobraźnia Ekranu". Interesuje mnie taki lokalny aspekt: Jak Internet jako platforma komunikowania treści, zbiór danych, tworzywo sztuki, funkcjonuje u nas i jak jest przez nas rozumiany. W warunkach polskich i w polskim kontekście. Nie jestem informatykiem. Te spotkania prawie w ogóle nie mówiły "jak" tylko raczej:  "po co", "o czym", "dlaczego".
Każdego roku spotkania organizowały się wokół innego bardzo konkretnego tematu.
W pierwszej edycji zależało mi na wyraźnym rozgraniczeniu między sztuką Internetu a sztuką publikowaną w Internecie. Dlatego poza pracami netartowymi pokazałam pewne peryferia tej sztuki aż do portali, które promują sztukę. Wielu ludzi nie dostrzega tej podstawowej różnicy. Pierwszy rok miał ją uzmysłowić. Dzięki grupie Twożywo i dużej interaktywnej wystawie "NetAkt" publiczność mogła poznać czołówkę polskich net-artystów. Program był bardzo bogaty.
Następny rok [2005] był poświęcony bardziej warstwie ideologicznej, w centrum zainteresowania znajdowała się relacja: internet/społeczeństwo.
Internet postrzegano przez długi czas jako nową przestrzeń publiczną, egalitarną otwartą trybunę, pole do wszelkich swobodnych działań. Niestety szybko okazało się, że Internet tak samo jak inne przestrzenie podlega kontroli i ulega presji mechanizmów chroniących rynek. A strefa internetowej wolności to tylko strefa, którą system wyznacza na ujście i kanalizowanie np. pewnych idei aktywistycznych. Czy między tą czarną wizją internetu a wizją idealistyczną leży prawda o relacjach społecznych i internecie? Jakie są strategie utrzymania wolności w internecie? Zachwyt nowym medium poprzez ćwierćwiecze uzusu zastąpiony został nowym namysłem nad samym medium i jego społecznym kontekstem. Jedno jest pewne - Internet miał pozytywny wpływ na swobodniejszy, przyspieszony i bardziej produktywny przepływ idei. I znajduje to nadal swój wyraz w ruchach open source prowokujących do obrony kolektywnej współpracy. A w związku z tym do przeanalizowania systemu prawnego, który musi zostać zreinterpretowany wobec nowych warunków technologicznych. Czy nowe licencje wyczerpują możliwości modyfikacji prawa? Internet jako medium porozumiewania się uwypuklił sieciową strukturę społeczną. Jakie są zasady oddolnej samoorganizacji ludzi? Wypowiadali się: Jan Sowa, Piotr Rypson, Iza Kowalczyk, Roman Dziadkiewicz, Jarosław Lipszyc. Prezentowane były prace powstające w tym kontekście: Ani Krenz, kolektywu ikoon.art., Dawida Marcinkowskiego i Moniki Surowiec oraz Sejiego Morimoto i Beaty Sosnowskiej. A internetowe społeczności reprezentowane były przez środowisko polskich lomografów.

Przewodnim tematem festiwalu w 2006 roku był "Kurator sieci". Swoją książkę poświęconą nowym mediom Lev Manowich zakończył następująco: Używając metafory rodem z kultury komputerowej, możemy powiedzieć, że nowe media zamieniają kulturę i teorię kultury w model open source. To otwarcie kulturowych technik, konwencji, form i koncepcji jest najbardziej obiecującym kulturowym efektem komputeryzacji - szansą zobaczenia na nowo świata i istoty ludzkiej, w sposób, który nie był dostępny człowiekowi z kamerą. Ponieważ możemy patrzeć na pole kultury poprzez logikę pracującego w sieci komputera [...]. Skierowałam swą uwagę na kuratora sztuki współczesnej. Jakie jest miejsce kuratora netartu? Czy władza kuratora jako budowniczego karier artystycznych i kreatora nowych zjawisk w sztuce dotyczy także artystów sieci? Może to sieć jest animatrycznym kuratorem? Może kurator sieci nie istnieje? A jeśli istnieje, to jaką przybiera strategię (odbiorca, artysta, archiwista, haker)?
Myślę, że nasz projekt był jedynym w Polsce zdarzeniem prezentującym pogłębioną refleksję na temat Internetu. Dlatego mam do niego duży sentyment. Ale tych ciekawych rzeczy chyba było więcej. Choć nie mnie to oceniać.  

Galeria Dla..., Toruń
Galeria Dla..., Toruń

Fliciński, Rumas, Łódź Kaliska, pokazy kina niezależnego, wideo artu, dyskusje, spotkania z artystami, warsztaty. Galeria dla... to było/jest miejsce otwarte, dawało możliwość oswojenia się ze sztuką, zachęcało do kontaktów, do uczestnictwa w akcjach artystycznych. Galeria miała kilka nurtów...
Rzeczywiście zapraszałam osoby bardzo znane (boję się, ze kogoś pominę, ale wymieniłabym jeszcze Ryszarda Góreckiego środowisko post-Luxusowe (Monika Grzesiewska, Ela Janczak Wałaszek, Bożena Grzyb Jarodzka, Paweł Jarodzki, Jerzy Kosałka, Janek Koza, Magda Migacz, Krzysztof Wałaszek), Wunderteam.
Wiedziona ciekawością,  co mogą zrobić nowego na moim stryszku zapraszałam ukształtowanych artystów mojego pokolenia: Anię i Adama Witkowskich, Wojtka Doroszuka, Twożywo, Dorotę Chilińską i Andrzeja Wasilewskiego, Romana Dziadkiewicza, Łukasza Gronowskiego, Bownika z ikoon art, grupę Sędzia Główny, Zorkę Wollny, Annę Marię Karczmarską (z organizatorkami Ladyfestu), Karola Radziszewskiego, Dziewczęta Przeszanowne, Huberta Czerepoka. Znowu pominę wiele osób bliskich mi. To są przykłady. Zrobiłam tam ze dwieście projektów. Wiele zbiorowych, kilka międzynarodowych. Więc przepraszam, że nie wszystkich wymienię. Zapraszałam też kuratorów, którzy proponowali swoje projekty.
Pracowałam ze środowiskami aktywistów. Zapraszałam osoby młode, które mogły poeksperymentować sobie w swobodnej atmosferze. Dostrzegam szczególną rolę małych niezależnych instytucji, bo wielkie instytucje rzadko ryzykują swój autorytet dla promowania zjawisk zupełnie nowych i jeszcze marginalnych. Dla mnie silną inspiracją jest gotowość zaakceptowania przypadku lub niezgodności z założonym celem, nawet do błędu. Myślę, że ma to także konsekwencje dla myślenia o życiu społecznym. Pewien rodzaj zmian zachodzi nieuchwytnie. Skutki można będzie obserwować dopiero po czasie. Można za Baudrillardem powiedzieć, że staliśmy się bezkształtną masą pomnażającą i zarazem dekonstruującą się przez media. Poddawani jesteśmy presji rytuału i powtórzenia. Społeczeństwo aktywuje się już jedynie wyznaczając: miejsca oporu - dla aktywistów a dla jednostek aspołecznych miejsca izolacji. A są przecież także ludzie, których działania i wytwory nie należą do żadnej z tych kategorii? Nie należą do kategorii "obcych" lecz zajmują się pozornie nieprzydatnymi, nieużytecznym i abstrakcyjnym czynnościami. Ta odmienność od wzoru zachowań jest jedyną i jedynie skuteczną strategią dawania odporu unifikacji. Najcichszą rewolucją. Chcę być kuratorem nieprzystającym do roli kuratora. Chcę pracować w instytucji nieprzystającej do hierarchii instytucji. I chcę prowokować "moich" odbiorców by nieprzystawali do wyuczonych strategii odbioru. Małe instytucje stanowią zarazem rodzaj terapeutycznego wsparcia dla twórców łagodząc frustracje i niemoc. Jest to współbieżne z wizją sztuki jako autoterapii. Jak pisze Grzegorzem Dziamski: "Dzisiejsza aktywność artystyczna bardzo często ma charakter autoterapeutyczny, dlatego łatwiej ją porównać z psychoterapią aniżeli z religią, która była częstym punktem odniesienia dla modernistycznych teorii sztuki".

Pewien typ kompleksu nie pozwala a Polsce na docenienie roli takich galerii/miejsc, łączących elementy poważnych prezentacji i edukacji z zabawą na dobrym poziomie. A w nich właśnie najwięcej widać życia. Jednak wybór takiej drogi to decyzja na to, że będziesz się mierzyć z trudnościami o jakich zwykłe instytucje nie mają pojęcia a także spotykać się z lekceważeniem ze strony… z każdej strony. Podejmujesz się tego na własną odpowiedzialność i własne ryzyko. Tak też odchodzisz. Co mogłam - zrobiłam. Mam kontynuatorów i liczę, że miejsce utrzyma charakter. 

Jednak nieodmiennie dziwi mnie dezynwoltura nawet ze strony "naszego" środowiska wobec takich miejsc i działań. Nikt nie odnotował tego faktu i nie wzbudził on publicznej dyskusji, że w Polsce zaczęły na przełomie 2007/8 roku odchodzić jedne z najważniejszych niezależnych instytucji: PGR (Gdańsk), Inner Space (Poznań), FAIT (Kraków), moja galeria z Torunia a nawet w Warszawie: WAA i G.S. "Rozwój". Wszyscy mieliśmy pokaźny dorobek, bardzo konkretny sposób działania, zasługi w upowszechnianiu kultury. Nasze kłopoty wynikły z konkretnych mechanizmów finansowo-prawno-lokalowych. Może warto byłoby zatrzymać się nad tym i podjąć dyskusję? Wciąż jest mnóstwo entuzjastów, którzy pracują w takich instytucjach i je zakładają. Może warto ich chronić, ostrzegać przed konsekwencjami?

*Face Lifting; artyści: Wojtek Doroszuk, Artur Garabowski, Tomasz Kozak, Artur Malewski, Tomasz Mróz, Marta Pszonak, Twożywo, grupa Fiume TV (Cz), grupa Ikoon Art, grupa Sędzia Główny;  kuratorki: Agata Chinowska, Anna Ciabach, Monika Weychert Waluszko; FKSE - Fiatal Képzőművészek Stúdiója
Budapest 1077 Rottenbiller u. 35. http://studio.c3.hu ; otwarcie: 09.04.2008, performance "Triumph of death"  Fiume TV: godzina 19; wystawa czynna 10-30.04.2008 od wtorku do piątku 16:00-20:00, w soboty 12:00-16:00.

przestrzeń po remoncie,
przestrzeń po remoncie
przestrzeń po remoncie