Zawód kurator. O krakowskich studiach kuratorskich i nie tylko z Andrzejem Szczerskim rozmawia Adam Mazur

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
zajęcia z Mieke Bal maj 2006 fot. Andrzej Szczerski
zajęcia z Mieke Bal maj 2006 fot. Andrzej Szczerski

Adam Mazur: Skąd wziął się pomysł na szkołę kuratorską w Krakowie?
Andrzej Szczerski.: O studiach zaczęliśmy rozmawiać w połowie 2002 roku, tuż przed konferencją "Polifonia głosów. Współczesne praktyki i strategie kuratorskie", zorganizowaną przez Adama Budaka w Bunkrze Sztuki, na którą przyjechało do Krakowa bardzo wielu wybitnych kuratorów z całego świata, m.in. Catherine David, Jan Hoet czy Aaron Betsky. Konferencja była pretekstem, aby sformułować założenia programu studiów i odbyć na ten temat pierwszą publiczną dyskusję w Instytucie Historii Sztuki UJ, w której obok pracowników i studentów naszego Instytutu wzięli udział Piotr Piotrowski, Andrew Brighton, Joshua Decter, Andrea Fraser, Suzanna Milevska, Barbara Steiner, Adam Szymczyk i Jan Verwoert. Bardzo ważne okazały się też zainteresowania naukowe naszych wykładowców, szczególnie Marii Hussakowskiej, która w tym czasie zajmowała się problematyką instytucji artystycznych i wydawała swoją pracę o minimalizmie, gdzie odwołania do krytyki instytucjonalnej są szczególnie eksponowane. Osobiście miałem już w tym czasie za sobą krótkie doświadczenie pracy na uniwersytecie i przekonanie o konieczności uzupełnienia programu studiów o nową specjalność, która odpowiadać będzie dynamicznie zmieniającemu się w Polsce życiu artystycznemu, a także samej historii sztuki, która w coraz większym stopniu musiała wyjść poza schemat tradycyjnej edukacji akademickiej. Dodajmy, że w latach 80-tych ubiegłego wieku Instytut prowadził już studium muzeologiczne, więc istniała pewna tradycja, do której odwołanie pomogło w powołaniu nowego kierunku studiów. Potem jednak Adam Budak wyjechał do Grazu, ja także pracowałem przez rok na uczelniach w Niemczech i Wielkiej Brytanii i całą procedurę biurokratyczną mogłem uruchomić dwa lata później, stąd studia zostały oficjalnie otwarte dopiero w październiku 2005 roku. W międzyczasie od 2003 roku, we współpracy z Grzegorzem Sztwiertnią i Wydziałem Malarstwa krakowskiej ASP, rozpoczęliśmy realizację projektu "Komisariat", dzięki któremu studenci historii sztuki mogli organizować wystawy studentom ASP w akademickiej galerii. Powodzenie "Komisariatu", dzięki któremu debiutowali m.in. Zorka Wollny czy Jakub Ziółkowski, utwierdziło mnie w przekonaniu, że program kuratorski może się udać.

A. M.: Chodziło o inspirowanie świata sztuki i jednoczesne badanie współczesności, kształcenie ekspertów przygotowanych do pracy w instytucjach, którzy mieliby realny wpływ na życie artystyczne już od samego początku?
A. S.: Tak, to połączenie aspektu teoretycznego i praktycznego od początku było kluczowe. Nie chcieliśmy kształcić tylko menadżerów sztuki.

A. M.: O ile można zrozumieć, że IHS interesują studia muzeologiczne – dla historyka sztuki to rodzaj uzupełnienia wiedzy o praktykę instytucjonalną – natomiast studia kuratorskie nie są już tak oczywiste. Najpierw były studia w Krakowie czy Poznaniu?
A. S. : Studia w Poznaniu powołano rok wcześniej, ale od początku różniły się od studiów krakowskich. Poznań zaproponował studentom studia podyplomowe "Wiedza o sztuce", gdzie profil kuratorski był tylko jednym z dwóch, dzisiaj jednym z czterech, profili kształcenia. Poza tym studia poznańskie nie kończą się realizacją wystawy, tylko projektem kuratorskim, wykładowcami są przede wszystkim pracownicy Instytutu Historii Sztuki UAM. Dlatego też można powiedzieć, że nasze studia są zupełnie inne, angażują zarówno badaczy akademickich, jak i scenę artystyczną.

wykład Jensa Hoffmanna listopad 2005 fot. Andrzej Szczerski
wykład Jensa Hoffmanna listopad 2005 fot. Andrzej Szczerski

A. M.: Czy udało się trochę zmienić także sam Instytut?
A. S.: Od pewnego czasu na Uniwersytecie Jagiellońskim mówi się o konieczności zmian, poszerzaniu oferty edukacyjnej, zwłaszcza o otwieraniu nowych, specjalistycznych kierunków studiów doskonalących. O ile nauki ścisłe są tu bardzo zaawansowane, potrzeba tworzenia nowych specjalizacji jest szczególnie widoczna na kierunkach humanistycznych, które w dzisiejszych realiach poddane są trudnej próbie przetrwania na tzw. rynku edukacyjnym. Stąd też studia kuratorskie zostały tak dobrze przyjęte, a dla pracowników zajmujących się sztuką nowoczesną były pretekstem do wskazania na kształtujący się właśnie nowy obszar badań i praktyki artystycznej, o którym do tej pory niewiele w Polsce mówiono.

A. M.: Wcześniej IHS UJ uchodził za jeden z bardziej konserwatywnych.
A. S.: No tak, ale to u nas pracował Mieczysław Porębski.

wykład Grzegorza Sztwiertni kwiecień 2008 fot. Dominik Kuryłek
wykład Grzegorza Sztwiertni kwiecień 2008 fot. Dominik Kuryłek

A. M.: To było dawno temu. Dlaczego IHS zgodził się na powołanie studiów właśnie tutaj? Co było w tym atrakcyjnego, jak przekonywaliście decydentów, że warto to zrobić.
A. S.: Po pierwsze w Instytucie panował sprzyjający klimat i potrzeba zmian była jak najbardziej mile widziana. Istotny okazał się aspekt pragmatyczny, Uniwersytetowi zależy na zwiększeniu oferty studiów podyplomowych, a więc nowa inicjatywa, zwłaszcza że poparta doświadczeniami o których wspomniałem na początku rozmowy, została bardzo dobrze przyjęta. Spodobał się też oryginalny aspekt merytoryczny, który wykraczał poza ramy akademickie i mógł angażować absolwentów bardzo różnych kierunków studiów, sprowadzając do Krakowa nowych ludzi i nowe pomysły. Doceniono także element ryzyka - to nie były kolejne rutynowe studia doskonalące, służące zarabianiu pieniędzy i skierowane do ściśle określonej grupy zawodowej, która raz na jakiś czas musi takie studia ukończyć, aby uzyskać awans zawodowy. W efekcie zarówno w Instytucie jak i na Wydziale nie miałem większych problemów z uzyskaniem akceptacji i studia powołaliśmy tak szybko, jak tylko pozwalały na to procedury uniwersyteckie.

A. M.: Przejdźmy do programu studiów. Jak powołana zostaje do życia taka jednostka specjalistyczna to potrzebuje określonego precyzyjnie programu. Czy wspomniana przez ciebie konferencja miała być fundamentem merytorycznym pod studia?
A. S.: Konferencja była raczej pretekstem, program napisaliśmy dużo później, wspólnie z Adamem Budakiem i Marią Hussakowską. Zaczęliśmy od zapoznania się z programami studiów kuratorskich na świecie, przede wszystkim anglosaskimi, a więc w Royal College of Art i Goldsmith College w Anglii i Bard College w Stanach Zjednoczonych. Wśród programów europejskich interesowały nas także De Appel i Ecole du Magasin w Grenoble. Adamowi zależało pierwotnie na uruchomieniu programu kuratorskiego przy instytucji wystawienniczej, z którą był wtedy związany, czyli przy Bunkrze, podobnie jak m.in. w modelu Whitney Curatorial Program, co ostatecznie się nie powiodło. To był jednak tylko początek, ponieważ nie chcieliśmy po prostu kopiować gotowych rozwiązań, ale zastanowić się które z tych doświadczeń są adekwatne dla sytuacji w Polsce. Najważniejsze było jednak określenie jaki typ programu może okazać się istotny z polskiego punktu widzenia i jaki efekt końcowy chcemy uzyskać, biorąc pod uwagę że będą to studia uniwersyteckie i mają łączyć elementy praktyki akademickiej z działalnością kuratorską. Zdecydowaliśmy się na model edukacji, gdzie zamiast jednolitego programu, skonstruowanego według precyzyjnych przyjętych ex cathedra założeń, proponujemy studentom szereg wykładów i ćwiczeń skoncentrowanych wokół kilku kluczowych problemów jak historia kuratorstwa, architektura wystaw, model instytucji artystycznej etc., bez określania szczegółowego zakresu zajęć czy sposobu ich prowadzenia. Decyzje podejmują ostatecznie nasi wykładowcy, bardzo często uzupełniając i modyfikując swoje zajęcia z roku na rok, w odpowiedzi na nowe doświadczenia czy zmiany na scenie artystycznej. Zależy nam na konfrontowaniu bardzo różnych postaw kuratorów, historyków sztuki, artystów, architektów, tworzeniu pola do samodzielnej refleksji i dyskusji, a nie tylko na przekazaniu określonego zasobu wiedzy szczegółowej czy praktycznej.

po zajęciach z Dominikiem Lejmanem marzec 2007 fot. Dominik Kuryłek
po zajęciach z Dominikiem Lejmanem marzec 2007 fot. Dominik Kuryłek

A. M.: Jak byś opisał specyfikę studiów krakowskich? Rozumiem, że studiowaliście programy najważniejszych instytucji i ułożyliście program ramowy dla waszych studiów. Domyślam się, że nie chodziło o kopiowanie istniejących rozwiązań, lecz także o znalezienie własnej drogi, tak by to było specyficzne również w odniesieniu do De Appel, czy RCA, a także istniejących studiów w różnych krajach niemieckojęzycznych. Jakbyś określił to na czym polega specyfika waszych studiów. Innymi słowy, dlaczego warto studiować w Krakowie, a nie aplikować od razu do Amsterdamu czy Londynu?
A. S.: Można studiować zarówno w Krakowie jak i zagranicą, jedno drugiego nie wyklucza. Nasz program jest jednak bardziej dostosowany do polskich realiów, a więc z jednej strony kraju, w którym istnieje niewiele instytucji mogących zatrudniać kuratorów, a z drugiej przeżywającego właśnie wciąż na ograniczoną skalę, ale jednak coraz bardziej widoczny, wzrost zainteresowania sztuką współczesną. Zakładamy więc, że nasi absolwenci powinni zarówno znaleźć pracę w istniejących lub powstających instytucjach, jak i inicjować tworzenie nowych. Stąd mamy w programie zajęcia z fundraisingu, mówimy o różnych sposobach funkcjonowania instytucji artystycznych, o rynku sztuki czy o tworzeniu programów edukacyjnych. Pokazujemy też studentom warunki pracy zagranicą, dzięki wielu wykładowcom z Europy Zachodniej i Środkowej. Kolejny ważny element to koncentracja na osiągnięciach polskiej sceny artystycznej i kuratorskiej od początku lat 90-tych, zwracamy uwagę na te instytucje czy kuratorów, którzy potrafili stworzyć oryginalne programy kuratorskie, działając w polskich warunkach po 1989 roku. Po trzecie nasze studia, z uwagi na bardzo dobry odbiór wystaw dyplomowych, nie ograniczają się tylko do akademickich projektów, ale próbują wpływać na scenę artystyczną w Polsce i towarzyszącą jej refleksję teoretyczną. Po czwarte nasza działalność oparta jest zarówno na ramowym programie, jak i na toczonej stale dyskusji między wykładowcami i studentami, dzięki czemu unikamy rutyny, każdy rok ma inną dynamikę, zakłada duże zaangażowanie i kreatywność wszystkich uczestników programu, każdy jest jego podmiotem.

A. M.: Jakbyś spróbował uchwycić relację między IHS, a studiami kuratorskimi. Czy studia promieniują na Instytut albo czy macie wykładowców krakowskich, którzy określaliby program studiów, np. w postaci jakiegoś specjalnego programu z historii sztuki?
A. S.: To bardzo ciekawe pytanie, kiedy powstawały studia zakładaliśmy, że będą one przeznaczone głównie dla środowiska krakowskiego, mam na myśli przede wszystkim studentów, bo wykładowcy od początku mieli być z różnych ośrodków polskich i zagranicznych. Zakładałem, że studia odegrają rolę głównie w życiu artystycznym i uniwersyteckim Krakowa, a na koniec roku akademickiego odbędzie się tylko jedna wystawa w wybranej krakowskich galerii. To co się stało przekroczyło nasze oczekiwania, po pierwsze studentów mamy z całego kraju, a wystawy dyplomowe rzeczywiście uzyskują ogólnopolską renomę. Czy studia wpłynęły na Instytut? Trudno mi powiedzieć, wiem tylko, że mamy coraz więcej bardzo dobrych i bardzo aktywnych studentów zajmujących się sztuką nowoczesną.

A. M.: Wielu osobom studia kuratorskie przy IHS UJ mogą kojarzyć się z historią sztuki. Czy wykorzystujesz wykładowców stąd? W jaki sposób? Co mogą dać te studia muzealnikom, czy historykom sztuki? Czy to może być jakieś rozwinięcie tej wiedzy? Czy jest jakoś aktualizowana przez historyków sztuki z Krakowa i innych ośrodków?
A. S.: Naszym założeniem było sprowadzenie do Krakowa wykładowców z różnych ośrodków, stąd z definicji nie są to tylko pracownicy naszego Instytutu. Na studiach zajęcia prowadzą jednak wszyscy krakowscy wykładowcy zajmujący się wiekiem XX w. Muszę jednak wyraźnie podkreślić, że nasze studia to nie historia sztuki i nie uczymy tu historii sztuki nowoczesnej. Zakładamy, że nasi studenci posiadają przynajmniej rudymentarną wiedzę o tym, co wydarzyło się w sztuce po 1945 roku, co zresztą sprawdzamy podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Nie wymagamy wiedzy specjalistycznej, bo ta przekazywana jest podczas zajęć. Na zajęciach pojawiają się odwołania do wybranych aspektów historii sztuki najnowszej od lat 60-tych, historia muzeów, historia kuratorstwa i najważniejszych wystaw na świecie. Zapraszamy też wykładowców jak Mariusz Bryl, który prowadzi zajęcia z aktualnej metodologii historii sztuki, co pozwala studentom zapoznać się z metodami analitycznymi, bez których nie można prowadzić samodzielnych badań nad sztuką współczesną. Kwestie teorii sztuki omawiają też wykładowcy zagraniczni, tacy jak nasi goście w roku akademickim 2005/6 Mieke Bal i Irit Rogoff. W programie są też bardzo popularne zajęcia z teorii sztuki interaktywnej, które prowadzi Ryszard Kluszczyński.

Paweł Althamer i studenci na Plantach kwiecień 2008 fot. Dominik Kuryłek
Paweł Althamer i studenci na Plantach kwiecień 2008 fot. Dominik Kuryłek

A. M.: Studia adresowane do studentów z Krakowa szybko okazało się, że są ogólnopolskie. Dla wielu osób są wstępem do działalności kuratorskiej, dla innych otwierają drogę do studiów międzynarodowych podejmowanych już w innych krajach. Z drugiej strony powstaje pytanie, czy jako organizatorzy macie ambicje, by w pewnym momencie studia były atrakcyjne również dla studentów z zagranicy? Czy możemy sobie wyobrazić, że w nieodległej przyszłości studenci np. z Czech będą się zastanawiać czy wybrać kurs w DeAppel czy też lepiej przyjechać do Krakowa? Czy w ogóle bierzecie taki rozwój wypadków pod uwagę? Studia o wymiarze już nie ogólnopolskim, lecz międzynarodowym.
A. S.: Oczywiście tego nie wykluczamy, jesteśmy notowani w serwisie internetowym www.curatorialeducationnetwork.com informującym o programach kuratorskich na świecie. Mieliśmy już sygnały zainteresowania kursem z Pragi, ale musieliby to być studenci znający język polski, w nim się odbywają głównie zajęcia i chcący dojeżdżać do Krakowa lub tu mieszkać podczas studiów. Na razie nasze studia są międzynarodowe dzięki zapraszanym zagranicznym wykładowcom, jest ich co najmniej kilku rocznie. Do tej pory byli u nas m.in. Jens Hoffmann, Philip Ursprung, Jan Verwoert, Anselm Franke, Beatrice von Bismarck, Marysia Lewandowska i Neil Cummings, Simon Njami, Peter Pakesch. Paradoksalnie studenci chwalą sobie te kontakty, ale też i narzekają, że goście mówią o problemach krajów bogatych i nie ma to związku z sytuacją w Polsce. Nie oznacza to jednak, że takie zajęcia nie są potrzebne, ale widzimy, że dla studentów równie istotne są doświadczenia krajów z naszej części Europy. Stąd w tym roku akademickim gościliśmy Barnabasa Bencsika, nowego dyrektora Ludwig Museum w Budapeszcie i Marię Hlavajovą, która pracowała w Bratysławie, a od kilku lat prowadzi Basis Voor Actuele Kunst (BAK) w Utrechcie, jedną z najciekawszych instytucji zajmujących się sztuką współczesną w Holandii. W tym sensie rozpoczęliśmy budowę aspektu środkowoeuropejskiego naszego programu studiów, mamy już bardzo dobre kontakty z kuratorami z Lublany i Zagrzebia, będziemy starali się sprowadzić ich do Krakowa. Być może zamiast budowy programu międzynarodowego, ciekawsze dla studentów mogą okazać się projekty współpracy z zagranicznymi kursami kuratorskimi. W tym roku nawiązaliśmy taką współpracę z kursem kuratorskim w Royal College of Art w Londynie.

A. M.: Na czym to będzie polegało?
A. S.: Jesienią 2008 roku odbędą się dwie projekcje filmów przygotowane przez studentów obu uczelni. W Krakowie studenci z Royal College, którzy ukończyli pierwszy rok kursu kuratorskiego, pokażą film, który był częścią ich wystawy końcoworocznej i we współpracy z naszymi studentami przygotują na jego temat panel dyskusyjny. W odpowiedzi nasi studenci opracują własny program filmowy, który pokażą w Londynie, jednocześnie w Royal College odbędzie się prezentacja naszych studiów. W tej chwili pracujemy nad szczegółami obu pokazów.

Maria Hlavajova i studenci maj 2008 fot. Dominik Kuryłek
Maria Hlavajova i studenci maj 2008 fot. Dominik Kuryłek

A. M.: Wyobrażasz sobie, że to by było pierwsze takie spotkanie, wymiana doświadczeń, warsztaty, prezentacje, rozmowy w kontakcie między studentami różnych uczelni,
A. S.: To nie jedyny projekt współpracy międzynarodowej, który realizujemy. Od dwóch lat organizujemy wymianę projektów studenckich z kursem kuratorskim prowadzonym przez Cornelię Lauf na weneckim uniwersytecie IUAV. W ubiegłym roku akademickim włoscy studenci zorganizowali event w Krakowie, który był częścią ich pracy dyplomowej, a w odpowiedzi nasi studenci mieli możliwość zrealizowania pracy w przestrzeni publicznej w Wenecji. Efekty tego drugiego projektu, autorstwa Ewy Kobylarczyk, Anny Grajewskiej i Agnieszki Pindery pokazano też w gdańskiej Łaźni we wrześniu 2007 roku. W tym roku Włosi we współpracy z naszymi studentami zorganizowali improwizowany koncert w jednym z krakowskich klubów, teraz krakowscy studenci przygotowują się do rewanżu. Absolwenci naszych studiów w 2006 i 2007 roku odbywali też praktyki podczas powstawania wystawy "EAST International" organizowanej przez Norwich Gallery w Norwich. Od kilku lat naszym wykładowcą jest Willem Elias, współtwórca Higher Institut for Fine Arts (HISK) w Gandawie. W przyszłym roku akademickim chcemy zrealizować wspólny projekt kuratorski.

A. M.: Opowiedz o wystawach, które były do tej pory organizowane przez studentów w ramach szkoły. Jak wyglądały, jak przebiegała współpraca z instytucjami, jak studenci odbierają swoje wystawy i jak wy odbieracie te projekty jako wykładowcy, jak to was angażuje i co wokół tych wystaw się dzieje.
A. S.: Kiedy rozpoczynaliśmy studia mieliśmy tylko wstępną umowę z Bunkrem Sztuki, który zgodził się zorganizowanie wystawy dla pierwszego roku. Masza Potocka udostępniła nam dolną galerię Bunkra, gdzie w efekcie pokazana została wystawa "Policja", jak na razie jedyna z naszych wystaw dyplomowych, zaprezentowana w Krakowie. Przed rozpoczęciem studiów zakładaliśmy też porozumienie z jedną z prywatnych galerii w Krakowie, gdyby okazało się, że potrzebna będzie przestrzeń na realizację większej ilości projektów. Natomiast już w trakcie pierwszego semestru studiów udało się nawiązać kontakt z kilkoma innymi instytucjami, które interesowały się naszym kursem. Tak rozpoczęła się trwająca do dziś współpraca z Sebastianem Cichockim i "Kroniką" w Bytomiu. W 2006 roku, dzięki Anecie Szyłak studenci z pierwszego roku kursu mogli zorganizować w Instytucie Sztuki "Wyspa" wystawę "Patriotyzm jutra". Monika Szewczyk z kolei udostępniła cześć kolekcji "Arsenału" w Białymstoku, której wystawę przygotowała kolejna grupa studentów. Wtedy też okazało się, że dzięki elastycznemu programowi i zaangażowaniu organizatorów, wykładowców i studentów, możliwa była taka reorganizacja programu, że wykorzystane zostały wszystkie szanse stworzone studentom. Muszę dodać, że już na pierwszym roku studenci pokazali, że doskonale radzą sobie z problemami organizacyjnymi, w tym finansowymi. Studia nasze nie zapewniają środków na realizację wystaw, dofinansowujemy natomiast druk katalogów. Tym bardziej więc cenna jest dla nas współpraca z instytucjami, które wspomagają studentów, a ci z kolei są w stanie znaleźć środki na realizację swoich projektów. Pokazuje to, że możliwe jest budowanie współpracy między tak różnymi ośrodkami jak galeria miejska czy prywatna fundacja a uniwersytet, bez takiego porozumienia niewiele udałoby się osiągnąć. W 2007 roku odbyły się dwie wystawy, Sebastian prowadził seminarium na którym powstał "Manual", zaprezentowany we wrześniu w "Kronice". Z kolei dzięki Wojciechowi Kozłowskiemu z BWA w Zielonej Górze studentki zrealizowały projekt "Odczarowanie". W tym roku akademickim zaplanowaliśmy cztery wystawy dyplomowe, tradycyjnie w "Kronice", ale także w nowych miejscach. Joanna Mytkowska, która wraz z zespołem Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie prowadzi w tym roku seminarium kuratorskie, zaprosiła nas do tymczasowej siedziby muzeum przy ul. Pańskiej w Warszawie. Andrzej Starmach udostępnia nam Galerię Starmach przy ul. Węgierskiej w Krakowie, last but not least dzięki Violi Sajkiewicz wystawa dyplomowa odbędzie się też w Rondzie Sztuki w Katowicach.

A. M.: Czyli zmieniacie miejsca i właściwie poza Kroniką nie zdarzyło się jeszcze, żeby studenci pracowali w tych samych galeriach? Z drugiej strony, te wystawy, pomimo, że są projektowane jako wystawy jednorazowe, nagle zaczynają podróżować.
A. S.: To zaczęło się od wystaw ubiegłorocznych, fenomenem jest "Manual", który w 2008 roku miał już pokaz w ramach berlińskiego Biennale czy ostatnio w Zamku Ujazdowskim. Pomysł wystawy jest zresztą otwarty i może nadal się rozwijać. Z kolei "Odczarowanie" zostało niedawno pokazane w BWA we Wrocławiu. Projekty te uzyskują więc swoją autonomię i bardzo dobrze sprawdzają się też poza kontekstem studiów.

A. M.: Jak wygląda praca w ramach seminariów przygotowujących do wystawy końcowej? Z jednej strony organizowane są wykłady – np. z historii muzealnictwa – z drugiej strony seminaria?
A. S.: Na studiach mamy dwa rodzaje zajęć, wykłady i seminaria. Podczas zjazdów weekendowych dwa razy w miesiącu, studenci mają kilkanaście godzin zajęć i na każdym zjeździe spotykając się z reguły z dwoma lub trzema nowymi wykładowcami. W ciągu roku mogą więc poznać kilkadziesiąt różnych osobowości, naukowców, kuratorów, artystów, zdobyć wiedzę i kontakty profesjonalne. Wykłady to zasadniczy element kształcenia. Z każdym prowadzącym zajęcia można się spotkać tylko raz, to wymaga koncentracji z obu stron i jak na razie bardzo dobrze się sprawdza. Poza wykładami studenci pracują na seminariach, pod kierunkiem tego samego zespołu kuratorów, przygotowując wspólnie wystawy dyplomowe. Chociaż tych zajęć jest mniej, mają znaczenie kluczowe dla pracy merytorycznej i praktycznej, związanej z realizacją wystaw. Do tej pory udało nam się namówić do takiej współpracy czołówkę polskiej sceny kuratorskiej, w pierwszym roku działalności Hannę Wróblewską i Jarosława Suchana, w drugim Jarosława Suchana i Sebastiana Cichockiego, a w tym roku obok Sebastiana także Andę Rottenberg, Magdę Kardasz i Joannę Mytkowską z zespołem MSN. Ich nazwiska zresztą bardzo często znikały podczas prezentacji wystaw dyplomowych, a tymczasem to Hanna Wróblewska doprowadziła do realizacji wystawy w Białymstoku i Krakowie, Jarosław Suchan stał za wystawą w Zielonej Górze, a Sebastian Cichocki za pokazami w Bytomiu. Praca na seminarium jest tak istotna, bo zakłada przejście wszystkich faz realizacji wystawy, od opracowania koncepcji, przez zdobywanie środków, budowę architektury, programu edukacyjnego etc. Zajmuje to z reguły więcej niż dwa semestry, stąd od ubiegłego roku przyjęliśmy, że wystawy będę otwierane po wakacjach, najczęściej we wrześniu. Przez pierwsze dwa lata studiów studenci wybierali prowadzących i miejsca wystaw dyplomowych bez żadnych ograniczeń, stąd dysproporcje o których mówiłeś. W tym roku na początku zajęć każdy z prowadzących seminaria spotkał się z całą grupą i przedstawił swoją wizję współpracy, a następnie studenci mogli wybierać z kim chcą się spotkać. Wprowadziliśmy limit liczebności grup, ale właściwie okazało się to niekonieczne, mniej więcej preferencje rozłożyły się równomiernie, grupy liczą 8-9 osób.

Manual w Kronice wrzesień 2007 fot. Andrzej Szczerski
Manual w Kronice wrzesień 2007 fot. Andrzej Szczerski

A. M.: To ciekawe, że np. Jarosław Suchan, który pracuje w Muzeum Sztuki w Łodzi wraz ze studentami przygotowuje wystawę do BWA w Zielonej Górze, a później we Wrocławiu. Innymi słowy, to nie jest aż tak oczywiste, że zapisujesz się na seminarium do prowadzącego i możesz spodziewać się, że zrobisz wystawę w instytucji, którą reprezentuje... Wydaje się, że taka formuła daje ciekawe efekty i nie chodzi tu tylko o studentów, ale również o prowadzących. Nie przypominam sobie innej wystawy Jarosława Suchana w Zielonej Górze, albo w BWA Wrocław. Czyli również dla prowadzących jest to rodzaj projektu, który wymaga zaangażowania, przemyślenia tego, co i jak w danej przestrzeni można pokazać.
A. S.: Raz jeszcze okazuje się jak ważna jest elastyczność programu, z jednej strony bardzo ryzykowna, a z drugiej gwarantująca, że przywiążemy się zbyt szybko do gotowych rozwiązań.

A. M.: Szkoła kończy się dyplomem, warunkiem otrzymania dyplomu jest egzamin wystawa...
A. S.: Warunkiem uzyskania dyplomu jest zdany pozytywnie egzamin teoretyczny i obrona projektu wystawy dyplomowej. Realizacja wystawy odbywa się po egzaminie i nie wpływa na jego rezultat, przede wszystkim dlatego, że nie jesteśmy producentami wystawy i nie możemy wymagać od studentów ich realizacji. Oczywiście negocjując z galeriami zapewniamy możliwie optymalne warunki do realizacji projektów, ale odbywają się one poza rygorem oceny. Egzamin na koniec studiów jest komisyjny, w komisji zasiadają przedstawiciele studiów, kuratorzy i artyści, z którymi współpracujemy. Studenci przygotowują swoje odpowiedzi według ustalonych wcześniej zagadnień problemowych, sprawdzamy zarówno wiedzę szczegółową jak i przede wszystkim erudycję połączoną z oryginalnością myślenia. Od bieżącego roku akademickiego nasz dyplom pozwala starać się o uzyskanie awansu w instytucjach muzealnych, zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

A. M.: W tej chwili na studiach jest 33 studentów. Najwięcej w historii. Czy zamierzacie wprowadzić ograniczenia co do ilości studentów?
A. S.: Z doświadczenia widać, że właśnie około 30 studentów to ilość optymalna. Chodzi tu przede wszystkim o komfort pracy na seminariach kuratorskich, przy tak licznej grupie musimy zorganizować cztery seminaria, a więc zapewnić współpracę z czterema prowadzącymi, którzy chcieliby poświęcić niemal rok czasu na zajęcia ze studentami. Z drugiej strony, gdyby okazało się, że dokumenty złożyło dużo więcej bardzo dobrych kandydatów, pewnie bym się zastanawiał, czy ich jednak nie przyjąć.

A. M.: Jak studia są finansowane i jak studenci je finansują.
A. S.: Studia są finansowane przede wszystkim z czesnego, wpłacanego przez studentów. Aktualnie wynosi ono 3600 zł za dwa semestry. Poza tym zdobywamy okazjonalnie środki na przyjazd gości zagranicznych, korzystając ze współpracy z Instytutem Goethego, Ambasadą Francuską, Pro Helvetia, sponsoruje nas też Hotel pod Różą w Krakowie.

A. M.: Od początku mieliście taką sytuację, że mogliście zrobić szkołę, ale pod warunkiem, że będzie zarabiać na siebie?
A. S.: Na uniwersytecie studia podyplomowe nie tylko muszą zarabiać na siebie, ale i przynosić zysk, nawet minimalny, ale jednak jakiś zysk. Mimo że nasz kierunek nie jest w stanie wypracować zysków porównywalnych na przykład z Wydziałem Prawa i Administracji, to jednak gdybyśmy nie wykazali żadnego zysku mielibyśmy duże kłopoty. Stąd też nie mogę sobie pozwolić na radykalne ograniczenie liczby studentów, albo finansowanie realizacji wystaw.

A. M.: Szkoły, o których mówiliśmy np. przy De Appel mają jednak silniejsze wsparcie instytucjonalne. Może być tak, że w pewnym momencie jest załamanie rynku, ale szkoła działa dalej. Szkoła jest komercyjnie umocowana, ale jednocześnie kierownik tej szkoły może spać spokojnie i nie musi się zastanawiać cały czas ile przyjdzie podań, to nie zlikwidują mu w ciągu roku biznesu. Rozumiem, że to jest twój czarny scenariusz W zeszłym roku było 16 osób, wcześniej 24.
A. S.: Przy obecnych kosztach organizacji studiów, obecność 30 studentów daje pewien komfort pracy, ale nie oznacza to, że mniejsza ilość powoduje, że studia stają się nieopłacalne. W takim przypadku musielibyśmy zdobywać więcej środków z zewnątrz, przeznaczonych głównie na wizyty gości zagranicznych. Poza tym my naprawdę nie mówimy o znaczących zyskach, raczej o granicy przyzwoitości. Gdybym chciał zarobić dla uniwersytetu duże pieniądze otworzyłbym studia doskonalące dla wybranej grupy zawodowej, o których wcześniej mówiłem, przyjął na rok 60 osób i oparł się tylko na wykładowcach z Krakowa, nie podejmując większego ryzyka. W tym kontekście tym bardziej mogliśmy docenić poparcie dla studiów ze strony władz uniwersyteckich, które doceniły przede wszystkim wartość merytoryczną programu i zaangażowanie w jego realizację, a niekoniecznie bardzo wysokie zyski. Zwłaszcza, że jednak niewielu oczekiwało, że co rok znajdą się kandydaci na studia i program będzie się rozwijać. Jeżeli w ogóle myślę o czarnym scenariuszu, to raczej po to, aby go uniknąć.

Adam Szymczyk o BB5 maj 2008 fot. Dominik Kuryłek
Adam Szymczyk o BB5 maj 2008 fot. Dominik Kuryłek

A. M.: Wspominałeś mi kiedyś o książkach, które chcesz wydać i o wiedzy dla samych kuratorów, która generowana jest przez szkołę.
A. S.: Publikacje to plan na przyszłość. W tej chwili już widać, że studia generują nie tylko doświadczenia praktyczne, ale też wiedzę, która nie jest obecna w polskiej historii sztuki i trzeba to wykorzystać. Myślę przede wszystkim o wykładach, które są autorskie i dotyczą oryginalnych zagadnień. Na razie interesuje mnie wydawanie nie monumentalnych książek, ale publikacji na mniejszą skalę poświęconych określonym problemom kuratorskim czy instytucjonalnym, jak książka, którą zredagowaliśmy z Anetą Szyłak "The Mousetrap Book" czy seria wydawana przed laty przez Baltic Centre for Contemporary Art w Newcastle.

A. M.: Jak wystawy studentów zostały przyjęte? Jak zaczęły podróżować?
A. S.: Do tej pory wystawy studentów są bardzo dobrze przyjmowane i to z punktu widzenia późniejszych absolwentów jest najważniejsze. Dla mnie to część większej całości i do pewnego stopnia weryfikacja sensowności całego programu studiów. Chce jeszcze raz podkreślić, że sukcesy wystaw to także zasługa instytucji, z którymi współpracujemy, zapewniającymi bardzo wysoki komfort pracy studentom. Nie zdecydowałbym się na współpracę z partnerami, którzy nie potrafiliby zaakceptować specyfiki projektów studenckich. Zainteresowanie tylu znaczących instytucji to dla nas satysfakcja i dowód na to, że w Krakowie powstają wartościowe pomysły wystaw.

A. M.: Natomiast czy miałeś takie sygnały, żeby szkołę sprofilować, przefiltrować dyskurs historii sztuki współczesnej przez muzealniczy, co by mogło zapładniać ten dyskurs muzealniczy, który w porównaniu do tego zajmującego się sztuką współczesną środowiskiem kuratorskim, który jest na poziomie światowym, jest bardzo zaniedbany.
A.S: Na pierwszym roku rozmawialiśmy o współpracy z Muzeum Narodowym w Krakowie i cały czas mamy na nią nadzieję. Problemem jest jednak skala trudności, związana z funkcjonowaniem tak dużej instytucji jak MNK, która działa w określonych ramach prawnych i ekonomicznych, nieporównywalnych z żadną galerią, fundacją czy centrum kulturalnym. Poza tym praca ze zbiorami muzealnymi to kwestie ograniczonego dostępu do zbiorów, ubezpieczeń czy bardzo wysokich kosztów konserwacji, należy też dostosować się do kalendarza wystaw planowanego z wieloletnim wyprzedzeniem. Dla nas są trudne warunki do spełnienia, ale pracujemy nad znalezieniem nowej formuły, jednak to kwestia przyszłości, oby niedalekiej. Być może wyjściem będzie projekt na małą skalę, prowadzony przez pracowników samego muzeum. Cały czas mam nadzieję, że absolwenci naszych studiów, zatrudnieni w muzeach zdołają także zdynamizować ich działalność, zresztą są już pierwsze przykłady, że tak być może

A. M.: Czy są takie studia muzealnicze, które by coś takiego robiły.
A. S.: Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ prowadzi podyplomowe studium muzeologiczne, dla pracowników różnych muzeów, nie tylko zajmujących się sztuką. One mają jednak innych charakter niż nasze i adresowane są do innej grupy studentów. Zresztą generalnie rzecz ujmując, przyszłość muzeów w Polsce to teraz największe wyzwanie.

A. M.: Stopniowo dojrzewa w Polsce dyskurs instytucjonalny, także muzealny. Paradoksalnie, przełomu może dokonać Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, które do przedstawiania historycznej sztuki musi używać narzędzi współczesnych, by zaktualizować wyciągnięte z lamusa artefakty. Do tej pory takie próby podejmowały bodaj tylko Muzeum Sztuki w Łodzi i Zamek Ujazdowski z kuratorami takimi jak Paweł Polit, Łukasz Ronduda czy Grzegorz Borkowski, no i zupełnie sporadycznie Muzea Narodowe. MSN może być pierwszą instytucja, która przełamie monopol na to jak pokazywać sztukę nie tak dawną, ale jednak muzealną właśnie. Udział studentów z seminarium Joanny Mytkowskiej w takiej pracy też jest bardzo ciekawy. Gdzie będzie sie mieściła wystawa tej grupy, w siedzibie przy Pańskiej?
A. S.: Wystawa będzie przy Pańskiej. Muzeum warszawskie rzeczywiście jest w doskonałej sytuacji, aby rozpocząć zmiany w polskim muzealnictwie, przede wszystkim z uwagi na możliwość budowy oryginalnego programu merytorycznego i nowego modelu działalności. W tej chwili w Polsce to sztuka najnowsza jest najciekawszym wyzwaniem dla kuratora i dopiero kolejnym krokiem będzie próba przeniesienia tych doświadczeń do pracy nad wystawami historycznymi. Tu może się jeszcze wiele wydarzyć. Muzea tradycyjne mogą i próbują już teraz otwierać się na nowe projekty kuratorskie, w krakowskim muzeum funkcjonuje z powodzeniem tzw. galeria żywa, w ramach której odbywają się prezentacje kilku lub kilkunastu dzieł, nie mieszczących się w ramach stałej ekspozycji, można też zapraszać artystów do realizacji pojedynczych projektów artystycznych etc.

A. M.: Kto może aplikować? A. S.: Studia otwarte są dla absolwentów wszystkich kierunków studiów z tytułem magistra. Wśród studentów dominują humaniści, obok historyków sztuki również absolwenci m.in. antropologii, teatrologii, polonistyki, prawa, a także szkół artystycznych. Jest więc bardzo interdyscyplinarnie, wspólna musi być jednak wiedza na temat kultury współczesnej, znajomość pewnych lektur, filmów, wystaw. Kurator to dzisiaj jedna z nielicznych profesji, gdzie interdyscyplinarność rzeczywiście się sprawdza. Naszym celem jest kształcenie studentów, którzy potrafią tworzyć wystawy skierowane zarówno do wyspecjalizowanej grupy odbiorców jak i szerokiej publiczności. Wiedza na temat sztuki współczesnej to istotny element budowy nowoczesnego społeczeństwa, powinna być ona nie tylko dostępna ale i przekazana w sposób zarówno wyrafinowany jak i zrozumiały. Kuratorzy mogą tu odegrać bardzo ważną rolę, dlatego warto ich kształcić.

Galeria Arsenał, Białystok, głos zabiera Anna Pohl, fot. Andrzej Szczerski
Galeria Arsenał, Białystok, głos zabiera Anna Pohl, fot. Andrzej Szczerski