Brak audio. Relacja z 9. IN OUT Festiwal

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nieme, pozbawione ust postaci przypadkiem odkrywają możliwość zrobienia sobie otworu gębowego i tym samym wydawania dźwięków (oraz doświadczania innych przyjemności, również tych zarezerwowanych dla dorosłych). Metoda jest brutalna, polega na przecięciu twarzy nożem, podkładką do pisania, czy przypadkowym nabiciu się na ruchomą platformę ciężarowego samochodu wskutek nieuważnej jazdy na rowerze. Zamieszanie zaczyna się od jednej rodziny i rozprzestrzenia niczym wirus epidemii, obejmując w końcu całe miasto, po którym biegają zakrwawione postaci, zachwycone odkrywaniem nowych rodzajów ekspresji związanych z możliwością wydobywania z siebie dźwięków: głosu, śmiechu, śpiewu. Radość, którą swoich bohaterów obdarzyli Marieke Jobs & Joris, autorzy animacji "Mute", prezentowanej w ramach tegorocznego festiwalu IN OUT w gdańskiej Łaźni, może wydać się naiwna. Coś istotnego tkwi jednak w pokazaniu dźwięku jako odkrycia.

Temat tegorocznego przeglądu - "dźwięk / obraz" - został sformułowany enigmatycznie, ale dzięki temu pozostawia wystarczająco szerokie pole poszukiwań i spekulacji na temat relacji tych dwóch sfer. Zagadnienie może i banalne i wielokrotnie omówione, ale wobec obezwładniającej dominacji obrazu tak w naszych codziennych praktykach kulturowych, jak i w twórczości artystów, trudno nie zgodzić się z koniecznością zwrócenia większej uwagi na dźwięk. W końcu większość prac prezentowanych w instytucjach sztuki koncentruje się na obrazie (już sama nazwa "sztuki wizualne" na to wskazuje), a ekspozycje operujące dźwiękiem (nie wspominając już o koncentrujących się na nim jako podstawowym narzędziu ekspresji) należą do chlubnych wyjątków. Interesujące, że choć kamera stała się narzędziem powszechnie wykorzystywanym, to twórcy zdają się zapominać o tym, że oprócz wideo jest jeszcze audio. Problem ten nie dotyczy jedynie artystów prezentujących swoje prace w galerii - nawet szkoleni w warsztacie filmowcy zdają się nie dostrzegać potencjału dźwięku.1

"Mute", reż. Marieke Jobs & Joris
"Mute", reż. Marieke Jobs & Joris

Charakterystyczne dla IN OUT jest to, że nie stawia granic między wideoartem i tradycyjnym filmem aktorskim czy dokumentalnym. W kontekście toczącej się dyskusji o zwrocie kinematograficznym w sztuce, wkroczeniu artystów w świat kina i konieczności wymiany między obszarami o różnej dynamice, jaką jest galeria i kino, organizatorzy festiwalu zdają się nic sobie nie robić z takich rozróżnień. Swój konkurs adresują tak do artystów wizualnych, jak i filmowców, wszystkich traktując na równi. Efektem jest bardzo zróżnicowany zbiór krótkich form filmowych (do 20 minut), w którym zestawiane są rozmaite formy warsztatowe (film aktorski obok dokumentu, wideo i rozmaitych form animacji), strategie narracyjne i dialektyczne. Dochodzi tu do konfrontacji konceptu i anegdoty.

To zróżnicowanie widać już w zestawie nagrodzonych filmów. Jury - Mikołaj Trzaska, Wojtek Bąkowski, Frieder Schlaich (niemiecki reżyser i producent, autor m.in. filmu-wywiadu z Christophem Schlingensiefem) - główną nagrodą zdecydowało się wyróżnić pracę Margarity Novikovej "Seasicknesses". Film urzeka bardzo prostymi środkami. W warstwie wizualnej autorka pokazuje ogrom oceanu ze słyszanymi jedynie z offu rozmowami mężczyzn pracujących na morzu. Marynarze, naukowcy, przemytnicy i kłusownicy opowiadają historie, dyskutują, robią interesy. Chwalą się dokonaniami i koloryzują swoje opowieści. Jedyne co widać w kadrze, to morze, aż po horyzont. Wszystko, co emocjonuje autorów wypowiedzi, blednie wobec jego ogromu. To praca równocześnie dokumentalna i bardzo poetycka, pobudzająca wyobraźnię, prowokująca do diagnozy o miałkości ludzkich wysiłków.

"Seasicknes", reż. Margarita Novikova
"Seasicknes", reż. Margarita Novikova

"Seasicknes", reż. Margarita Novikova
"Seasicknes", reż. Margarita Novikova

"Seasicknes", reż. Margarita Novikova
"Seasicknes", reż. Margarita Novikova

Zupełnie inaczej ma się sprawa z wyróżnionym drugą nagrodą filmem "Krótka kakofonia brzydoty". Jego autor, Pat Dudek (ur. 1992) konfrontuje widza z banałem ludzkiej egzystencji. Autor, zainspirowany wierszem Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej "Topielice", podjął się próby zobrazowania nihilizmu i zwątpienia. Tak w sferze obrazu, jak i tekstu połączył zupełnie sprzeczne strategie: nadmierną estetyzację i poetycką stylistykę z degradacją, deformacją i bełkotem. Patrzymy na kobiecą twarz wymazaną farbą i dodatkowo zniekształconą efektem wideo - niekiedy ma dwoje ust i jedno oko. Postać śpiewa, jednak głos też jest zniekształcany, do widza docierają tylko strzępy. Później przyglądamy się upozorowanym scenom pracy w ogrodzie, którym towarzyszą komentarze - "Po co robić te wszystkie brzydkie rzeczy? Nie warto". Ten surrealistyczny miks nie daje jednak odpowiedzi na żadne istotne pytanie - raczej wystawia widza na pastwę obezwładniającej brzydoty i podaje w wątpliwość możliwość odnalezienia pod jej warstwą jakiegoś głębszego sensu.

"Kakofonia Brzydoty", reż. Pat Dudek
"Kakofonia Brzydoty", reż. Pat Dudek

Bardzo interesujące okazały się prace o charakterze dokumentalnym; część z nich osadzona jest w tradycjach polskiego filmu dokumentalnego (z jakiegoś powodu największe zainteresowanie wzbudziły prace rodzimych artystów). "Partia życia" (reż. Aleksander Krzystyniak, wyróżnienie honorowe) to kino obserwacyjne w duchu Karabasza, w którym autor pokazuje rzeczywistość osób niewidomych. Starsze małżeństwo funkcjonuje w rzeczywistości złożonej z dźwięków dochodzących przez okno, programów telewizyjnych i książek oraz dotyku, który zastępuje im wzrok. Paradoksalnie historia opowiedziana jest środkami głównie wizualnymi - nie mamy tu do czynienia z próbą subiektywizacji przekazu, a raczej z portretem. Zupełnie innymi środkami operował "Film o szkole" (reż. Dominik Ritszel), w swojej estetyce przywołujący na myśl filmy Dziworskiego, przede wszystkim "Kilka opowieści o człowieku". W niemych ujęciach sfotografowanych z wielką uwagą i precyzją, o metafizycznym wręcz światłocieniu i bardzo nasyconych barwach oglądamy fragmenty szkolnej codzienności: twórczość cyrklem i ołówkiem na blacie ławki, bazgroły w toaletach, "strzelanie z palców", dzieci stojące w kątach. Szkoła niemal idealna, bo ciała dzieci poddają się posłusznie dyscyplinie narzucanej przez otaczającą architekturę. Jest zupełnie cicho: na korytarzu słychać tylko szmery, lekcja WF odbywa się bez krzyków i nawoływań, sfera dźwiękowa ograniczona jest do odgłosów kroków i głuchych uderzeń ciał o materace. Lekcja muzyki obywa się bez zbędnej kakofonii - palce uczniów nieruchomo zatrzymały się na uniesionych fletach, a żadne bazgroły nut nie zrujnują precyzyjnie wyrysowanej na tablicy pięciolinii.

"Partia życia", reż. Aleksander Krzystyniak
"Partia życia", reż. Aleksander Krzystyniak

"Film o szkole", reż. Dominik Ritszel
"Film o szkole", reż. Dominik Ritszel

"Film o szkole", reż. Dominik Ritszel
"Film o szkole", reż. Dominik Ritszel

W zupełnie innym kierunku poszła natomiast w swoim "Parabellum Luger" Urszula Pieregończuk, zdobywczyni II miejsca zeszłorocznej edycji za film "Robert. May. Rebeka", poetycką konfabulację poruszającą zagadnienia wojny i przemocy. Tym razem, wykorzystując formułę dokumentu found footage i fakty historyczne, artystka śledzi historię przedmiotu, który z utylitarnego obiektu stał się symbolicznym artefaktem. Początkowo wydaje się, że to biograficzna opowieść o Georgu Lugerze, konstruktorze produkowanego na masową skalę kultowego pistoletu. Szybko jednak przyjemna, złożona z archiwaliów opowiastka o karierze zdolnego chłopaka przechodzi w sferze wizualnej w makabryczne obrazy trupów z I i II wojny światowej. Mimo tego przejścia komentarz z offu pozostaje niezmienny: wygłaszany neutralnym tonem rodem z programów edukacyjnych BBC z lekką nutką optymizmu. Okazuje się, że to, co miało być biografią człowieka jest historią przedmiotu. Pieregończuk serwuje pakiet informacji na temat "życia po życiu" pistoletu Luger 9 mm, który w drugiej połowie XX, pozbawiony wojennego kontekstu, stał się kolejną ikoną popkultury, występując nie tylko w filmach i grach komputerowych, ale także na damskich koszulkach i tatuażach. Film kończy bardzo wymowne ujęcie białego pieska na plaży. Całości towarzyszy niecichnąca muzyka.

"Parabellum Luger", reż. Urszula Pieregończuk
"Parabellum Luger", reż. Urszula Pieregończuk

"Objects!", reż. Piotr Urbaniec
"Objects!", reż. Piotr Urbaniec

Niewiele było na festiwalu prac badających formę i granice samego filmu. Jak gdyby eksperymenty z formą i granicami medium przestały twórców interesować; miejmy nadzieję, że tylko chwilowo. Choć filmy przedstawiały ciekawe tematy i świeże punkty widzenia, to wykorzystane techniki i sposoby wypowiedzi odwoływały się do tych już usankcjonowanych. Brakowało mi też zwyczajnej montażowej zabawy w relacji obraz - dźwięk i wydobycia samego, przytłoczonego wizualnością audio. Słowem, zbyt mało było tu dźwięku, który w większości wypadków nadal stanowił jedynie uzupełnienie obrazu. Nawet tytuł poświęcony pracy dźwiękowca (fabuła "Foley artist", reż. Toni Bestrad) skupia się na tym, co widzialne, traktując udźwiękowianie filmu przede wszystkim jako wizualną atrakcję.

Bardzo ciekawej próby podjął się natomiast Piotr Urbaniec, który zdecydował się na wydobycie dźwięku z przedmiotów codziennego użytku. W "Objects!" (wyróżnienie honorowe) artysta pokazuje codzienne przedmioty w niecodziennych okolicznościach, wymyślone niejako na nowo: rozwinięta rolka folii aluminiowej faluje i szumi, stos kromek tostowego chleba rozwiewany jest głośnym podmuchem suszarki - kromki z głuchym klapnięciem upadają, popcorn donośnie wypryskuje z patelni, woda z cichym bulgotem wycieka z przedziurawionej butelki, roślina doniczkowa płonie z towarzyszeniem cichych trzasków, kamień zanurzony jest w gazowanej wodzie, której bąbelki głośno rozbijają się o jego powierzchnię, farba w spreju pryska z syczeniem na gładką ściankę syfonu, po której w końcu spływa, z aerozolu zamieniając się znowu w płyn... Urbaniec zdaje się zaprzeczać oryginalnemu przeznaczeniu przedmiotów codziennego użytku, podważa ich pozorną neutralność i uspołeczniającą rolę. Fotografując je w ciszy, wydobywa z wykorzystanych przez siebie materiałów niedostrzegalne niemal dźwięki. Praca ta zwraca uwagę na podstawową różnicę między obrazem i dźwiękiem - odbioru momentalnego (wideo) i konieczności odbioru ciągłego, w czasie (audio). I być może w tym tkwi cały problem z niewystarczającą uwagą poświęcaną warstwie audialnej w realizacjach filmowych, że nawet banalne dźwięki zwyczajnej codzienności pozostają niedostrzegalne. Potrzebujemy kogoś, kto - jak Urbaniec - wydobędzie je i przez wyolbrzymienie zwróci na nie naszą uwagę.

"Objects!", reż. Piotr Urbaniec
"Objects!", reż. Piotr Urbaniec

"Objects!", reż. Piotr Urbaniec
"Objects!", reż. Piotr Urbaniec

"Objects!", reż. Piotr Urbaniec
"Objects!", reż. Piotr Urbaniec

9. IN OUT Festiwal, CSW Łaźnia, Gdańsk, kuratorka: Jolanta Woszczenko, 25-26.04.2015

  1. 1. Kierujący programami edukacyjnymi w Szkole Wajdy Wojciech Marczewski w rozmowie z Łukaszem Rondudą mówi wprost: "Mam takie poczucie, że za mało wykorzystujemy na przykład doświadczenia dźwiękowe, że dla nas są to jedynie dodatki do obrazu", [w:] "Kino-Sztuka. Zwrot kinematograficzny w sztuce współczesnej", red. J. Majmurek, Ł. Ronduda, Warszawa 2015.