[EN]
Postmodernizm - jako estetyka i, pożal się Boże, life style - w Polsce lat 90. miał się szczególnie dobrze. Nowobogacki gust kształtującej się wtedy klasy średniej oraz grup aspirujących do tego miana ochoczo karmił się stylistyką à la „tani Armani". Nie ma sensu po raz kolejny wymieniać z nazwy tych gadżetów ociekających chińskim plastikiem i wydzierających się z reklam wszystkimi kolorami tęczy naraz. Bo choć było, to nie minęło.
Wchodzące obecnie na scenę artystyczną późne roczniki osiemdziesiąte i wczesne roczniki dziewięćdziesiąte znają tę stylistykę na wylot. Wychowywały się w niej, chłonęły z prędkością bliską galopującej wówczas inflacji. Odmieniają i recytują ją na pamięć, jak teksty z... No właśnie, z czego?
Termin „tekst kultury" po dwóch dekadach powraca do łask z dobrodziejstwem inwentarza. Pozwala i nakazuje mieszać ze sobą wszystko w jednej przestrzeni i jednym czasie. Dzika estetyka taniego przepychu, jak to dzikus, nie uznaje żadnych kryteriów. I znowu, jak dwadzieścia lat temu, układa się dekadencko w ironiczne puzzle.
Ten melanż na bogato z pewnością wspomagają nowe media. Internet i twarde dyski pęcznieją od danych. Filmy z wczorajszej imprezy i zdjęcia z pierwszej komunii, seriale i piosenki z dzieciństwa są na wyciągnięcie ręki. Wszystko bez problemu łączy się ze wszystkim. Jedność czasu, miejsca, a przede wszystkim - nie potrafiłem oprzeć się tej grze słów w stylu lat 90. - a(tra)kcji. Obecni dwudziestolatkowie nie znają upływu czasu. Jakby utkwili w czarnej dziurze wiecznego teraz. Między dzieciństwem i dorosłością, zabawą i powagą, kreskówkami i darmową pornografią w światłowodach, gadżetami z przedszkola i podręcznikami akademickimi.
Wybór atrakcji jest duży. Od przybytku głowa nie boli, ale trudno się zdecydować. Polimorfizm, polirytmia, poliamoria, polisemia i, wreszcie, polikolor. Prace Marty Antoniak rozdzierają wszystkie możliwości, które daje „wieczne teraz". Marta Antoniak topi na płynną masę, a potem rozlewa na płótnie plastikowe figurki z kreskówek, zabawki, gadżety i klocki. Z jednej strony sentymentalnie przypominają one dzieciństwo, z drugiej strony są niszczone i podporządkowywane chłodnej strategii artystycznej. Tak można pozostać dzieckiem i dorosłym jednocześnie. Na podobnej zasadzie opierają się portrety inspirowane zdjęciami chorych na nowotwory złośliwe, których torbiele rakowe wypełnia stopiony plastik. To tylko żart. Choroba przecież nie istnieje. Śmierć nie istnieje. Jest jedynie wieczne teraz.
Na pytanie czy można mieć wszystko, pada zdecydowanie twierdząca odpowiedź. Pozostaje wyłącznie zagadnienie: jak można mieć wszystko? Ten właśnie problem Marta Antoniak - i wielu artystów ze zbliżonych roczników - stara się rozwiązać. Jak być tu i tam jednocześnie, jak nie zmęczyć się ciągłym wybieraniem. Jak znaleźć formułę na zachowanie jedności czasu, miejsca i atrakcji.
Marta Antoniak, „Polikolor"; kurator: Łukasz Białkowski; BWA SOKÓŁ, Nowym Sącz, 29.08 - 21.09.2014
Marta Antoniak (ur. 1986 roku w Zabrzu) jest absolwentką Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. W 2011 roku uzyskała dyplom z wyróżnieniem w pracowni prof. Andrzeja Bednarczyka. Obecnie jest doktorantką na tej samej uczelni. Autorka kilku wystaw indywidualnych oraz uczestniczka kilkudziesięciu zbiorowych w kraju i zagranicą, wśród nich 11. Konkurs Gepperta „Uwaga Malarstwo!", a także biennale Jeune Creation Europeenne - New Talents In European Art Scene w Paryżu. Mieszka i pracuje w Krakowie.