"Blurp" z Tomkiem Mrozem rozmawia Marta Kudelska

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Marta Kudelska: Często mówi się o twoich pracach w kontekście groteski, wynaturzenia i obrzydliwości. Fascynuje Cię to, co zdeformowane, karykaturalne?

Tomasz Mróz: Mam wrodzoną niezdolność do doświadczania przyjemności. Widzę wszystko w czarnych barwach, a mój mózg wypchany jest zmechaconą papką. Blurp to określenie na te wszystkie wynaturzenia i obrzydliwości, a ja tego blurpa noszę w sobie, jestem niestety nim zarażony. Zawsze interesował mnie człowiek i zwierzęta albo - mówiąc inaczej - te dwie rzeczy w jednym.

M.K: Jak reagują ludzie na twoje prace? Interesują cię ich zachowania?

T.M: Dzisiaj, siedząc w holenderskim domku z polskimi emigrantami, na którego trawniku stoją dwa konie i śmierdzi nawozem, myślę, że nie wiem nic. Poświęciłem się kobiecie i życiu rodzinnemu, przeszedłem na islam, potem byłem w Norwegii, gdzie spotkałem pięknych aryjskich blondynów i zostałem gejem. Pomimo tego wszystkiego myślę, że najgorszy, jak wiadomo, jest brak reakcji albo reakcji na zasadzie superramki. To jest najgorsze, co może się zdarzyć i problematyczne w szczególności jest to, że my wszyscy kisimy się w tym samym sosie i brakuje nam szczerości. Dlatego odpowiem bezsensownie: „Jeśli nie ma się odpowiedniej ofiary dla duchów, można zakończyć bardzo źle, jak dla tego człowieka cofnięcie się o 65 milionów lat to nic nowego, więc podziel się świeżym oddechem z innymi".

„Romek”, 2012, rzeźba, mixed media, z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”, Galeria Miejska Arsenał, fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna

„Romek”, 2012, rzeźba, mixed media, wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”, Galeria Miejska Arsenał, ot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna

M.K: Pamiętasz może jakąś szczególną reakcję na twoją wystawę?

T.M: Tak bardzo podobała się moja wystawa pewnej damie, że ściągnęła majtki i wśród tej groteski mojej zrobiliśmy nienarodzonego downa. Tak à propos downów, to Holendrzy, jak wiadomo, są za bardzo spokrewnieni ze sobą i wielu tutejszym dziewczynom po specjalnych szkołach podobają się polskie chłopaki. Myślę, że to może być niezły zwrot w ewolucji emigracji polskiej w Holandii. Wracając do pytania - bardzo utkwiła mi w pamięci pewna scena z wystawy, którą zrobiliśmy z przyjaciółmi w 1998 roku. W tych narkotycznych latach powstało na dworcu wschodnim w Opolu bardzo specyficzne miejsce. Właśnie tam z - między innymi - Gąsiorem, Szlagą, Brzeżańską i Winnicką zadebiutowaliśmy jako unknown artist. Na wernisażu byłem w sukience komunijnej mojej starszej siostry i grupa kibiców z flagą polską wracająca z meczu zaatakowała nas krzycząc: „Antychryst". Nie miałem wyjścia i musiałem wciągnąć się w wir walki, więc skakałem w tej białej błyszczącej sukience IHS w stylu wrestling federation, dobijając ludzi z łokcia. Myślę, że to wyglądało bardzo komicznie dla kogoś z zewnątrz.

M.K: Twoja praca „More & more" może być odczytywana jako gorzka satyra na rzeczywistość późnego kapitalizmu, targaną bulimicznymi konwulsjami. Nie myślałeś nigdy, żeby zająć się sztuką zaangażowaną społecznie?

T.M: Jestem tak wielkim egoistą, że mógłbym w ten sposób przysporzyć społeczeństwu więcej zła niż dobra. Spójrzmy na Yes Manów - to się nazywa zaangażowanie społeczne. Oni nie mówią „jesteśmy artystami, więc zróbmy performans w galerii", a jednak robią sztukę, nie nazywając tego w ten sposób. Ich działania są prawdziwe, szczere i skuteczne. Po co masz się oszukiwać, malując czarny kwadrat na blokowisku.

wystawa „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”, Galeria Miejska Arsenał, fot. Barbara Kaniewska
wystawa „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”
Galeria Miejska Arsenał, fot. Barbara Kaniewska

M.K: Czy sztuka w ogóle może wywołać zmiany w społeczeństwie?

T.M: Bardzo dobrze by było, gdyby tak się stało. Ja nie mam takich ambicji, bo taka myśl sparaliżowałaby mnie na pierwszym etapie pracy. Społeczeństwo nie składa się z inteligencji czy ludzi kultury, tylko w większości z prostych ludzi. W jaki sposób chcesz do nich dotrzeć? Z mojej perspektywy osiemdziesiąt procent Polaków przebywających na emigracji to rasiści i antysemici. Obserwuję to od długiego czasu i widzę tylko regres. Są jak zwierzęta w klatce, ich fundamentem intelektualnym jest debilizm. Bardzo trudno zmienić takie społeczeństwo, ale wszystko jest możliwe i trzeba w to wierzyć.

M.K: Jesteś jednym z członków poznańskiej grupy Penerstwo. Opowiedz o tym, jak związałeś się z nimi i jak oceniasz scenę artystyczną tego miasta.

T.M: W piękny majowy wieczór 2007 roku zebraliśmy się z Bąkowskim, Bosackim i Szlagą, aby omówić konkurs na najbrzydszy obraz świata. Tego samego wieczoru koncepcja poszła w innym kierunku i postanowiliśmy, że założymy grupę artystyczną. Michał Lasota wziął to potem wszystko do kupy i posklejał z tych chaotycznych puzzli jeden penerski obraz. Co do sceny artystycznej Poznania, to nie chcę jej oceniać, ponieważ nie wiem, co się na niej aktualnie dzieje. Od roku praktycznie nie wychodziłem z domu, a teraz piąty miesiąc siedzę w tej obłędnej wiosce i staram się po prostu ochronić swój czerep przed wpływem emigranckich, druzgocących ludzi. Już wysiadam... Ale jeszcze tylko trochę... Mam już gorączkę...

„Walę bank centralny for free”, 2010-2012, rzeźba, mixed media, z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”, Galeria Miejska Arsenał, fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna

„Walę bank centralny for free”, 2010-2012, rzeźba, mixed media
z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”,
Galeria Miejska Arsenał,
fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna

M.K: Wolisz pracować sam, czy w grupie?

T.M: Od „a" do „z" i do „y" zawsze lepiej w grupie mieć pod sobą sześciu pracowników i wskazywać palcem na czarne i białe jabłonki w ogrodzie. Raz udało nam się zrobić coś wspólnego, były to plakaty do wystawy „Dobre do domu i na dwór". To jest trochę tak, jak kiedy umawiasz się z dziesięcioma osobami i macie zamiar wybrać się gdzieś wieczorem. Zazwyczaj wygląda to tak, że godzinę rozmawiacie o tym, dokąd pójść. Każdy ma swoje zdanie i każdemu za każdym razem coś nie pasuje, więc w końcu zmęczeni lądujecie w jakimś dziwnym miejscu. Myślę, że to może być interesujące, ale raczej trudne.

M.K: Ukończyłeś poznańską ASP (obecnie Uniwersytet Artystyczny) z dyplomem łączonym z grafiki i intermediów. Jak oceniasz jej poziom?

T.M: Nie wiem, jakie cele przyświecają akademiom sztuk pięknych w Polsce, ale myślę, że powinny kształtować przyszłych artystów, co samo w sobie jest już problematyczne. Większość szkół o tym jednak zapomniało i kształci rzemieślników. Tak również bywa na niektórych wydziałach czy w pracowniach w Poznaniu, ale myślę, że to dobrze, ponieważ artystów jest na świecie zbyt wielu. Wielka zaleta poznańskiej szkoły to świetni profesorowie, którzy są - co bardzo ważne - czynnymi artystami o odmiennych poglądach. Dlatego każdy człowiek, który będzie studiował w tej szkole, znajdzie dla siebie to coś, co pozwoli mu na realizację swojej artystycznej drogi. Dla przykładu przedstawię grafik, który w czasie moich studiów mógłby wyglądać następująco: malarstwo - Jerzy Kałucki, rzeźba - Mirosław Bałka, rysunek - Jarosław Kozłowski, fotografia - Zbyszek Trzeciakowski, Pracownia Audiosfery - Leszek Knaflewski, Pracownia wideo - Marek Wasilewski, Pracownia Działań Multimedialnych - Izabella Gustowska. Myślę, że w tamtym czasie (gdyby dołożyć pracownie Kowalskiego i otwartą pracownię Zbyszka Libery) można by mówić o braku konkurencji ze strony innych uczelni w Polsce. Oczywiście, równoległe studiowanie w tak różnych pracowniach może zakończyć się schizofrenią, ale równie dobrze może wyzwolić wybitną osobowość. Problem, moim zdaniem, leży gdzie indziej, a mianowicie po stronie samych studentów, którzy poruszają się po tym obszarze jakoś tak... niemrawo. Może jednak jest lepiej, kiedy czegoś nie można, nie wiem. Wybitne osobowości nie potrzebują szkół. Na szczęście bywa też tak, że ktoś kończy medycynę i zostaje genialnym pisarzem.

  „Brakująca cząsteczka”, 2012 , rzeźba, kupa konia, szyszki, z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”, Galeria Miejska Arsenał, fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna
„Brakująca cząsteczka”, 2012 , rzeźba, kupa konia, szyszki
z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”
Galeria Miejska Arsenał
fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna

M.K: Jedną z twoich pierwszych prac były „Wylizane i wygryzione piersi z katalogu »Quelle«" i drzeworyty przedstawiające cycki i cipkę wykonane za pomocą zestawu Mały stolarz. Jaki był ówczesny Tomek Mróz?

T.M: Miałem stale gorączkę, unosiłem się z łóżkiem po mieszkaniu lub jeździłem windą na 60 piętro w bloku, który pięter miał 11. Miałem przylizane na bok rudopomarańczowe włosy, ciuchy z zagranicznych paczek, plastikowy plecak i trudności w szkole. Poza tym wyższym stopniem Celsjusza miałem wymarzone dzieciństwo bez jakichś traumatycznych przeżyć w stylu przymusu chodzenia do piaskownicy w różowym kasku. Takie praktyki stosowała matka mojej koleżanki z obawy przed nieszczęśliwym wypadkiem na podwórku.

M.K: W 2010 roku w galerii Czarnej pokazałeś wystawę „Retrospektywa od życia do śmierci. Pchła Szachrajka". Łączyła ona twoje najnowsze prace oraz pochodzące z dzieciństwa. Czy coś z tego najwcześniejszego okresu ma bezpośredni wpływ na to, co robisz teraz? Jakieś konkretne filmy, zespoły, komiksy?

T.M: Można wyprzeć doświadczenia z dzieciństwa i udawać, że go nie było. Można do niego stale wracać lub też kompletnie nie przywiązywać do niego uwagi, ale najgorzej jest nigdy z niego nie wyrosnąć.

 (detal) „B.T.T.R”, 2012, rzeźba, dźwięk, mechanizmy elektryczne, silikon, z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”, Galeria Miejska Arsenał, fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna
(detal) „B.T.T.R”, 2012, rzeźba, dźwięk, mechanizmy elektryczne, silikon
z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”
Galeria Miejska Arsenał
fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna

M.K: Lubisz popkulturę?

T.M: Myślę, że kocha ją cały świat.

M.K: W twoich pracach można odnaleźć między innymi postacie He-Mana czy Czerwonego Kapturka. W rozmowie z Michałem Lasotą powiedziałeś, że chciałbyś budować nowe światy, tworzyć baśnie. Twoje prace kojarzą mi się z rekwizytami filmowymi. Nie myślałeś nigdy o tym?

T.M: Gdyby aktualnie były lata 80., czy powiedzmy wczesne 90., to tak, ale mamy rok 2011, a ja wybrałem inną drogę. W Hollywood mogłoby być zabawnie. Tam, kiedy już osiągniesz status kogoś ważnego, dostajesz takie osoby, które mówią ci, że jest fajnie i że jesteś niesamowity. To jest ich praca, to się jakoś nazywa i najfajniejsze jest w tym to, że to ty im płacisz, żeby cię okłamywały.

M.K: W maju brałeś udział w wystawie prezentującej prace uczestników konkursu dla młodych artystów organizowanego przez Fundację Vordemberge-Gildewart. W jej katalogu znajduje się praca „Walę dziurę Uklańskiego for free", na wystawie natomiast oglądaliśmy zdjęcia dokumentujące instalację „Objawienie". Dlaczego?

T.M: To była śmieszna sytuacja. Myślę, że dobrze, że „Dziura" nie została pokazana na wystawie, bo widziałem zdjęcie w katalogu z aranżacji jej w przestrzeni. Nie byłem zadowolony z tego, w jaki sposób została wyeksponowana. Miałem dość duży problem z tym, co pokazać, ponieważ nie można było zrobić nowej pracy ani być na miejscu przy montażu obiektu. Najlepszym wyjściem było pokazanie filmu, ale ja zostałem poproszony o pokazanie czegoś małego, co można by było ustawić na środku sali. Tak więc zbudowałem taki wycinek fragmentu instalacji, który można było obchodzić wokół. Wszystko wcześniej zostało zaakceptowane, ale do wystawy pokonkursowej, która miała się odbyć tydzień czy dwa po wybraniu laureata przez komisję, obiekt ten nie został dopuszczony. Argumentem była cisza i wyrywkowe słowa, ranga miejsca, wizyta prezydenta Bronisława.

 (detal) „B.T.T.R”, 2012, rzeźba, dźwięk, mechanizmy elektryczne, silikon, z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”, Galeria Miejska Arsenał, fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna
(detal) „B.T.T.R”, 2012, rzeźba, dźwięk, mechanizmy elektryczne, silikon
z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012”
Galeria Miejska Arsenał, fot. Barbara Kaniewska, dzięki uprzejmości Galerii Czarna

M.K: Co sądzisz o całej tej sytuacji?

T.M: Rozumiem to doskonale. Myślę, że obcowanie z tą rzeźbą przez dłuższy czas może powodować narastającą niechęć. Nie rozumiem tylko, po co ta praca została wcześniej zaakceptowana. Mogło być tak, że po prostu jakaś osoba sprzątająca powiedziała „a fuj" i tyle. W końcu kiedyś ochroniarz z Muzeum Narodowego w Poznaniu, który był cichym strażakiem, zadecydował, że mojej pracy nie będzie na wystawie. Dyrektor Muzeum doszedł do porozumienia z tym panem na dwie godziny przed otwarciem i mogłem co prawda w biegu, ale jednak zamontować pracę. Tam powód był błahy, bo byłem „powieszony" w przejściu awaryjnym i myślę, że w wypadku MOCAK-u mogło być podobnie.

M.K: Niedawno pokazywałeś swoje prace wraz z młodym węgierskim artystą László Győrffym w Instytucie Polskim w Budapeszcie. Powiedz coś o tej wystawie.

T.M: Miałem wiele koncepcji tej wystawy. Jedną z nich było pokrycie ścian galerii Platan takimi samymi kafelkami, jakie pokrywają jej podłogę, i zrobienie dużego odpływu na środku, jednak ten projekt odbiegał zbyt mocno od tego, co robi László. Zdecydowałem się na bezpieczne rozwiązanie z uwagi na to, że trzy tygodnie przed wystawą wróciłem z pracy w Holandii. Pokazałem zaczarowany krzak i domek dla ptaka.

M.K: Nad czym aktualnie pracujesz?

T.M: Aktualnie, jak wiesz, pracuję nad tym, żeby wyjść z bankructwa. Na szczęście uratowało mnie stypendium ministerstwa i wkrótce wracam realizować staro-nowy projekt. Muszę między innymi nauczyć się milczenia, bo zbyt wiele psuje gadanie o niezrealizowanych pomysłach.

M.K: Która z twoich dotychczasowych prac jest dla ciebie najważniejsza?

T.M: Najważniejsza to ta, która jeszcze nie powstała, ale głównie ubolewam nad tym, że powstało ich tak niewiele.

M.K: Chciałbyś coś zmienić w swoim życiu?

T.M: Chciałbym być obdarzony nadprzyrodzoną mocą, zostać oświeconym, wszechmocnym i wszechwiedzącym. Wcześniej, nie wykonując żadnego gestu, zostać pochłoniętym przez czarną dziurę.

 

styczeń 2012

 

Fotografie pochodzą z wystawy „Arbeitsdisziplin. Duch sztuki poznańskiej około 2012" w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu.