Gilbert & George - Jack Freaks we własnej osobie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Po 20 latach jeden z najbardziej znanych duetów artystycznych na świecie - Gilbert i George - znów zawitał do Polski. Od 10 listopada 2011 do 5 lutego 2012 w gdańskim Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia można oglądać wyjątkową wystawę: Jack Freak Pictures. Dwie największe sale wystawiennicze Łaźni wypełniły wielkoformatowe prace, które mnogością motywów i bogactwem kolorów przyprawiają o zawrót głowy. Artystów można było osobiście poznać podczas tłumnego wernisażu, a także kilku spotkań z publicznością (w tym jedno poprowadzone przez samego Tima Marlowa z londyńskiej White Cube Gallery, z którą duet regularnie współpracuje), zorganizowanych w trakcie ich kilkudniowego pobytu w Gdańsku.

Dwie osoby, jeden artysta. A właściwie żyjąca rzeźba, która od ponad trzydziestu lat ewoluuje, intryguje, od czasu do czasu wprowadzając świat sztuki w konsternację bądź euforię. Dwóch starszych panów, ubranych w prawie identyczne garnitury tweedowe, lekko oldschoolowe, ale jakże charakterystyczne, to artystyczni bliźniacy, tworzący swoje prace wedle jednomyślnej koncepcji, zgodnie odpowiadający na zadawane im pytania i jednogłośnie wypowiadający swoje życiowe i artystyczne credo. Który z nich to Gilbert Proesch, a który George Passmore? Robię standardowy eksperyment i wpisuję pojedynczo ich nazwiska w popularną wyszukiwarkę internetową. Zgodnie z przewidywaniami Gilbert i George to nierozłączna całość - nie występują osobno, a nawet jeśli, to często nikt nie dba o to, żeby prawidłowo przyporządkować nazwisko do artysty. Czy im to przeszkadza? Bo przecież chęć identyfikacji produkcji artystycznej z konkretnym twórcą jest czymś naturalnym w świecie sztuki.

Gilbert: - Naprawdę nie obchodzi nas, czy ludzie myślą, że ja to George, a George to ja.

George: - Poza tym wszyscy mają pięćdziesiąt procent szans, że trafią na właściwego.

Gilbert & George, BURN, 2008, © Gilbert & George
Gilbert & George, BURN, 2008, © Gilbert & George

Przewrotność to ich specjalność. Na początku rozmowy dowiaduję się, że chętnie odpowiedzą na pytania, które już słyszeli setki razy, bo jak mówi Gilbert: „Codziennie się zmieniamy, nadal dorastamy. I mamy prawo modyfikować nasze poglądy."

Jednakże po lekturze wielu wywiadów i artykułów na temat tego artystycznego duetu odnosi się wrażenie, że Gilbert i George to perfekcyjnie wyreżyserowany i świetnie sprzedawalny produkt, konsekwentnie przeprowadzający swój projekt artystyczny, używając najbardziej multidyscyplinarnego środka wyrazu: własnego życia. Dokładnie wiedzą, co chcą powiedzieć i w jakim momencie przybrać jaką pozę dla przyciągnięcia uwagi fotoreporterów (podobno niezawodny jest gest wkładania sobie nawzajem palców do ust - co skądinąd ma również nawiązywać czasami do prowokującej seksualności, czasem jednak do intymnej czułości). A jak powstają ich prace, liczące niekiedy po kilkaset wielkoformatowych obrazów w serii? I czy przed erą G&G istniała sztuka Gilberta Proescha i sztuka George'a Passmore'a? Na ostatnie pytanie odpowiedzi udzielają dość wymijająco.

George: - Jako studenci dużo eksperymentowaliśmy. Zdobywaliśmy doświadczenie. Nie byliśmy jeszcze artystami. Byliśmy uczniami.

Gilbert & George, HOMEY, 2008, © Gilbert & George
Gilbert & George, HOMEY, 2008, © Gilbert & George

A czy mogliby opisać konkretnie jakieś prace, które pamiętają z tego okresu?

George: - Kształty i kolory.

Gilbert: - W pewnym sensie robiliśmy wszystko. Małe wersje prawdziwych przedmiotów. Zgłębialiśmy przeróżne idee, aż w końcu stworzyliśmy Gilberta i George'a jako żyjące rzeźby.

Gilbert & George, HARVEST DANCE, 2008, © Gilbert & George
Gilbert & George, HARVEST DANCE, 2008, © Gilbert & George

Kiedy pracują nad nową serią obrazów, zamykają się na parę miesięcy w studiu i codziennie od 7 do 17 (z przerwą na lunch w ulubionym De Luxe na East Endzie) ślęczą przed komputerem, aranżując kolejne kompozycje. Czy zdarza im się powtarzać te same motywy w różnych cyklach prac?

Gilbert: - Nie używamy zdjęć z poprzednich cykli w nowych pracach. Każdorazowo wykonujemy nowe zdjęcia, aby wykorzystać je do wykonania danej serii obrazów. W najnowszym projekcie znalazło się około 10 000 zdjęć i prawdopodobnie nigdy więcej ich już nigdzie nie powtórzymy.

Gilbert & George, CANCAN, 2008, © Gilbert & George
Gilbert & George, CANCAN, 2008, © Gilbert & George

A skąd pomysł na tworzenie od razu całych serii obrazów - jak pokazywana w Łaźni Jack Freak Pictures czy wcześniejsze, np. The Fundamental Pictures i Naked Shit Pictures, powstałe w oparciu o eksperymenty estetyczne na bazie płynów fizjologicznych, albo Sonofagod Pictures, eksplorujący temat katolicyzmu oraz figury Chrystusa jako Boga i człowieka?

Gilbert: - Nie wierzymy w pojedyncze obrazy. I coraz mniej wierzymy w pojedyncze wystawy, zwłaszcza w prywatnych galeriach, ponieważ one niczemu nie służą. Jeśli kolekcjonerzy kupują obraz, to już nikt prawdopodobnie więcej go nie zobaczy. Zależy nam, aby tworzyć prace, poprzez które będziemy w stanie przemawiać. Dlatego teraz, dzięki tworzeniu serii, możemy robić 10 lub 15 wystaw w prywatnych galeriach Nowego Jorku, Londynu, Paryża czy Berlina w tym samym czasie. To jest o wiele lepsze rozwiązanie. Możemy także wystawiać w placówkach niekomercyjnych, jak CSW Łaźnia, nie ograniczając się do sześciu prac, które zginęłyby w tak dużej przestrzeni.

George: - Mamy świadomość tego, że w świecie sztuki nasza twórczość jest już dobrze znana. Dlatego najbardziej zależy nam na dotarciu do tych jeszcze niewtajemniczonych. Przy okazji obecnej wystawy oczekujemy, że ludzie, którzy wcześniej nie widzieli naszej sztuki, przeczytają artykuły w prasie i odwiedzą wystawę. To zupełnie inny rodzaj odbiorcy niż tłumy przychodzące na wernisaże w Londynie czy Nowym Jorku.

Gilbert & George, FRIGIDARIUM, 2008, © Gilbert & George
Gilbert & George, FRIGIDARIUM, 2008, © Gilbert & George

Dlatego tak istotną częścią ich twórczości są publikowane katalogi, z których część zawsze podpisują, podwyższając jednocześnie ich wartość.

George: - Katalogi, w odróżnieniu od wystaw, są dostępne 24 godziny na dobę. Każdego dnia, każdego roku. Wystawa Jack Freak Pictures w CSW Łaźnia jest ostatnim pokazem tej serii obrazów. Nie będą eksponowane ponownie przez kolejnych 20 lat. W ogóle dostęp do sztuki nowoczesnej jest dość rzadki. My na przykład wystawialiśmy w Polsce jedynie dwa razy w życiu.

Gilbert & George, FOURNIER ST, 2008, © Gilbert & George
Gilbert & George, FOURNIER ST, 2008, © Gilbert & George

A propos produkcji i masowego odbiorcy - jaki jest stosunek Gilberta i George'a do popularnych gadżetów, które z łatwością znajdziemy w każdym muzeum czy galerii? Czy mieliby coś przeciwko wystawieniu na sprzedaż np. kompletu pościeli z Gilbertem i Georgem?

Gilbert: - Robiliśmy już pudełka, kubki, zabawki, krawaty, wiele różnych rzeczy.

George: - To świetna sprawa! Wspaniałe suweniry.

Gilbert: - O ile nie musimy ich sami projektować, nie mamy nic przeciwko ich produkcji.

George: - Jeden z gadżetów, które wspominam z wyjątkowym sentymentem to swear boxes - macie je w Polsce? W Stanach to rodzaj słoika z otworem na monety, jak w skarbonce. Za każdym razem, gdy ktoś w pokoju wypowie przekleństwo, musi zapłacić karę. Zaprojektowaliśmy taki Gilbert&George swear box z napisem Pay up and fuck off. Wszyscy go kupowali - to niesamowite!

Gilbert & George i Tim Marlow (White Cube), 2008 © Glen Dearing
Gilbert & George i Tim Marlow (White Cube), 2008 © Glen Dearing

To, o czym mowa wyżej, świetnie wpisuje się w ideę Art for All, sztuka dla wszystkich, jako że tworząc, Gilbert i George zawsze pamiętają zarówno o swojej stałej, jak i potencjalnej publiczności. W warstwie formalnej, poprzez multiplikację kolorowych, często wręcz krzykliwych obrazów, każdorazowo osadzonych w czarnych ramkach, które złożone razem tworzą całościową pracę niejednokrotnie gigantycznych rozmiarów, Gilbert i George nawiązują do motywu ekranu telewizyjnego oraz oprawy graficznej gier komputerowych. Niektórzy w czarnych ramkach dostrzegają także odwołanie do gotyckich witraży.

Gilbert: - Nie myśleliśmy o witrażach, ale oczywiście są one niesamowite, zwłaszcza te we francuskich katedrach, choćby w Chartres. Odzwierciedlają pewien sposób komunikowania się z publicznością. My po prostu używamy białego papieru do druku, przykrytego pleksi w celu ochrony prac; nie ma to nic wspólnego z witrażami.

George: - A jeśli pojedziesz do krajów, gdzie nie ma witraży, jak np. Japonia, te obrazy nadal mówią. Tyle że w Japonii kojarzone są z estetyką samurajską, w Polsce z witrażami, dzieci zaś widzą w tym Space Invaders. To zależy od kontekstu kulturowego.

wernisaż "Jack Freak Pictures", fot. Paweł Jóźwiak
wernisaż "Jack Freak Pictures", fot. Paweł Jóźwiak

Rozmawiając o treści, Gilbert i George chętnie odwołują się do powszechnie uznanych klasyków. Formalnie być może świat sztuki został już wyeksploatowany, lecz w kwestii humanizmu, na który w równym stopniu składają się moralność, seksualność, religia, nacjonalizm, przestępczość, smutek, radość, zazdrość, miłość, nienawiść czy skłonności samobójcze, jest jeszcze dużo do powiedzenia.

George: - Prawdziwym przekleństwem XX wieku był formalizm. Artyści wówczas tworzący interesowali się tylko formą, zaniedbując to, co jest wewnątrz.

Gilbert: - My staramy się nadać wymiar moralny rzeczom, w które wierzymy.

George: - Podobnie jak Dickens czy van Gogh.

Gilbert: - Albo Szekspir, który doskonale rozumiał, na czym polega humanizm. Tak naprawdę nie znajdziemy u niego religii. Nic oprócz czystego humanizmu, prezentowanego w różnych formach.

wernisaż "Jack Freak Pictures", fot. Paweł Jóźwiak
wernisaż "Jack Freak Pictures", fot. Paweł Jóźwiak

Oczywiście projekt Jack Freak Pictures również wpisuje się w powyższą ideologię. Cykl ponad 150 wielkoformatowych prac, powstałych na bazie motywu flagi brytyjskiej - sławnej Union Jack - która według Gilberta i George'a jest najlepiej zaprojektowaną flagą na świecie, oscyluje wokół tematów i politycznych, i czysto humanistycznych. Flaga jest powszechnym symbolem wolności narodowej, własnością każdego człowieka. A jednak ta sama flaga często oznacza również podziały polityczne, geograficzne, narodowe, a także niebezpieczne konflikty na tle nacjonalistycznym. Na początku wahali się, czy wykorzystanie świętości narodowej nie będzie zbyt obrazoburcze, ale skoro obecnie nawet Spice Girls go używają, to dlaczego nie Gilbert i George! Poza tym zgodnie z ideą Art for All artyści nieustannie próbują przybliżyć sztukę zwykłemu odbiorcy, wyciągnąć ją z akademii i szkół artystycznych na ulicę, co często odzwierciedlają motywy używane w ich pracach, jak fragmenty map Londynu, widoki podwórek czy śmietników na East Endzie. W pewnym sensie komentując trudną rzeczywistość, prowokując niewygodne pytania i czerpiąc pełnymi garściami z ikonografii otaczającego świata, Gilbert i George nadal pozostają „artystami narzekającymi" na poziomie ideowym. Formalnie - są „niewolnikami piękna". Estetyka, która nierozerwalnie związana jest z szeroko pojętą kulturą, to klucz do cywilizacji, bo jak twierdzi George, „tam gdzie nie ma oper, muzeów i bibliotek, ulice zasłane są trupami".

Czy, mając za sobą kilkadziesiąt lat rozmaitych doświadczeń i będąc żyjącymi ikonami sztuki współczesnej, Gilbert i George nie mają czasami ochoty objąć ciepłej posady na uczelni, zostać czcigodnymi profesorami? Wpływać na system szkolnictwa artystycznego tak, aby błędy St Martin's School of Art, które dotknęły ich osobiście, nie zaciążyły na karierach artystów przyszłych pokoleń?

George: - Nadano nam tyle tytułów honorowych na całym świecie... Nie mogliśmy odmówić, to byłoby niegrzeczne. Być może na początku naszej kariery jakiś etat w szkole artystycznej pomógłby nam stanąć nogi. Ale ani my nie prosiliśmy o to, ani nikt nigdy nie złożył nam takiej propozycji. Nie potrzebowali nas wtedy, więc my nie potrzebujemy ich dziś.

Gilbert: - Tak naprawdę nigdy nam nie zależało na nauczaniu. Cały nasz czas poświęcamy tworzeniu naszej sztuki. I ciągle tego czasu mamy za mało.

George: - Jesteśmy bardziej przydatni jako artyści niż nauczyciele.

Gilbert: - Oczywiście zawsze jesteśmy do dyspozycji studentów. Możemy na przykład doradzić im, żeby olali wykładowców i poszli własną drogą. My już odnaleźliśmy naszą formułę, u której podstaw nadal pobrzmiewa idea żyjącej rzeźby. I dobrze się w niej czujemy, bo wszystko jesteśmy w stanie wykonywać samodzielnie. Wypracowaliśmy odpowiedni system tworzenia masywnych obrazów, które będąc niezwykle konfrontacyjnymi, pozwalają nam na bardzo dobrą komunikację z odbiorcą. Dlatego nie robimy performansów. Nie chcemy, aby nasz odbiorca czuł się wyobcowany. Raczej pragniemy go w pewnym sensie uwieść, pozyskać go dzięki środkom wyrazu, za pomocą których tworzymy naszą sztukę.

George: - Ale oczywiście nadal chcemy oburzać!

wernisaż "Jack Freak Pictures", fot. Paweł Jóźwiak
wernisaż "Jack Freak Pictures", fot. Paweł Jóźwiak

Gilbert i George planują ukończenie w najbliższym czasie około 300 nowych prac, które będzie można oglądać już w przyszłym roku w wielu miastach Europy i Stanów Zjednoczonych - zaczynając tradycyjnie od White Cube Gallery w Londynie. Czy pojawią się w Polsce, nie wiadomo. Na razie pozostaje nam dać się uwieść wystawą Jack Freak Pictures w gdańskim CSW Łaźnia.

 

GILBERT & GEORGE, Jack Freak Pictures", CSW Łaźnia, Gdańsk, 10.11. 2011 - 5.02.2012.

Inicjator realizacji wystawy w CSW Łaźnia: Jadwiga Charzyńska; koordynacja wystawy: Anna Szynwelska; współpraca ze strony British Council: Richard Riley, Ewa Ayton, Agnieszka Wrycza, Hanna Schlotter, Gemma Latty, Wojciech Cichoń.

wernisaż "Jack Freak Pictures", fot. Paweł Jóźwiak
wernisaż "Jack Freak Pictures", fot. Paweł Jóźwiak