Jak wytłumaczyć performance żywym muchom. Rozmowa z Dominikiem Jałowińskim

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM
JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM

Chaos może mieć charakter uzdrawiający, jeśli idzie w parze z ideą otwartego procesu jako ruchu, mającego na celu przepływ ciepła chaotycznej energii oraz przekształcenie jej w ład lub formę*.
Joseph Beuys

Katarzyna Krysiak: Tytuł twojej akcji „Jak wytłumaczyć performance żywym muchom", którą wykonałeś w Galerii Foksal może się wydawać żartem, ale dla ciebie jest to jak najbardziej poważna sytuacja, tak?

Dominik Jałowiński: Tak.

Sarmen Beglarian: Joseph Beuys w trakcie otwarcia swojej wystawy w Galerii Schmela w Dusseldorfie w 1965 roku wykonał performance „W jaki sposób wyjaśnić obrazy martwemu zającowi". Ty tłumaczyłeś performance żywym muchom. Nawiązujesz do Beuys'a, jednak zupełnie inne są twoje założenia. Inny jest czas, inne miejsce...

D.J.: Nigdy w żadnym z moich poprzednich performance'ów nie odwoływałem się bezpośrednio do historii sztuki, ale zawsze zastanawiałem się nad taką możliwością.

Wybrałem Beuys'a z całym jego zaangażowaniem, naciskiem na intuicję i swego rodzaju marzycielstwem. To myślenie jest mi bardzo bliskie. Uważam, że sztuka jest właśnie tym językiem, który pozwala na wyartykułowanie abstrakcyjnych treści nie mieszczących się w ryzach racjonalnego myślenia. Oczywistą analogią jest tu tytuł oraz fakt wyjaśniania czegoś zwierzęciu, ale wydaje mi się, że gdybym nazwał ten performance inaczej mogłoby to nie być aż tak czytelne. Wiele osób mogłoby mi tu zarzucić wtórność, ale dla mnie nie jest to problemem. Tak naprawdę chodziło mi właśnie o to, żeby „namalować ten obraz po swojemu".

Po raz pierwszy zrobiłem performance, który kończy się wystawą - konkretnym trwającym przez długi czas śladem pozostawionym w tym przypadku w galerii. Jest to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie i ono również daje mi bardzo dużo refleksji. Jest trochę przełamaniem schematu, w którym poruszałem się do tej pory. Performance oglądany w formie rejestracji nigdy nie jest tym samym co performance na żywo. A tu ludzie mogą jeszcze przez miesiąc przyjść i obejrzeć ślad po moim działaniu, wyobrazić sobie co tam się działo, w pewien sposób doświadczyć tajemnicy.

JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM
JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM

K.K.: Twoje performance są bardzo różnorodne, z czego to wynika?

D.J.: Od momentu kiedy zacząłem wypowiadać się w tym medium, staram się świadomie nie być na tyle konsekwentnym, żeby nie popaść w jakiś rodzaj rutyny bądź zostać jakkolwiek zaszufladkowanym. Za każdym razem próbuję znaleźć nowy temat albo motyw, który interesuje mnie na tyle żeby się do niego odnieść. Nie chcę też myśleć o swoich performance jako o „skończonych dziełach" i traktuje je cały czas jako swego rodzaju eksperymenty zarówno formalne jak i treściowe, tzn. że poza może dwoma, lub trzema wyjątkami nie zakładałem z góry ich znaczenia, nie działam według precyzyjnego scenariusza. To wszystko cały czas ewoluuje zarówno we mnie jak i poza mną. Tak było także w tym przypadku. Jedyne czego byłem pewien to siła tego obrazu. Napięcia, które pojawi się w momencie zetknięcia człowieka z całą jego „usystematyzowaną" naturą i tysięcy owadów, które w swojej masie stają się w pewien sposób synonimem chaosu, czegoś zupełnie bezcelowego.

S.B.: Chciałbym, abyś opowiedział o dwóch performance, podczas których połączyłeś działanie i malarstwo. Pierwszy zrealizowałeś podczas wystawy w dawnej fabryce Schindlera w Krakowie, gdzie zestawiłeś trzy obrazy - portret babci, różową kartkę i portret dziadka. Kiedy na kartce pojawił się list, twarz dziadka zniknęła. Drugi był częścią twojego dyplomu. Pokazałeś wtedy portret zmarłego ojca i portret Marty, twojej dziewczyny. Oprócz tych dwóch płócien wykonałeś performance, który się odnosił do ....

D.J.: ...bezpośrednio do sytuacji w jakiej się znalazłem. To były najbardziej osobiste z tych performanców, które zrobiłem, takie które się odnosiły do mojego życia i tego jak się ono zmienia. O ile dziadków nie znałem w ogóle, nie dane mi było ich poznać, to z moim tatą byłem silnie związany i jego śmierć to był dla mnie mocny cios. Długo się zastanawiałem nad tym, co pokazać w ramach projektu dyplomowego. Miałem kilka pomysłów, ale w świetle tego co się wtedy wydarzyło nie pozostało mi nic innego tylko się do tego odnieść.

Zrobiłem ten pokaz w mieszkaniu, w którym mieszkałem jeszcze do niedawna. Wcześniej musiałem się z niego wyprowadzić, a mieszkałem tam przez prawie całe studia. W tym czasie jeszcze umarł mi tata, a za miesiąc przypadał termin obrony dyplomu. W mieszkaniu, które musiałem opuścić, wydzieliłem fragment przestrzeni, który był pomalowany cały na czarno. W dużym akwarium ustawiłem telewizor, na którego ekranie był zapętlony obraz - kilkusekundowy fragment filmu z pogrzebu mojego taty, który ktoś sfilmował. I to przypadkowe zdarzenie to była, można powiedzieć, ironia losu. Mój ojciec był bardzo energicznym i żywiołowym człowiekiem. Żartowaliśmy więc, że jeszcze na sam koniec zrobił numer, bo kiedy spuszczano trumnę do grobu wyślizgnęła się z lin i z wysokości pół metra gruchnęła z głośnym hukiem o dno grobu. Ten właśnie około czterosekundowy moment, zapętlony, cały czas powtarzał się na ekranie telewizora. Na początku performance ekran był zakryty i sychać było tylko dźwięk, stukot, który powtarzał się jak rytm pociągu. Nie było wiadomo co to za dźwięk. Dopiero po rozpoczęciu performance'u odsłoniłem ekran i pojawił się obraz. Telewizor stał w akwarium, a ja zalewałem go olejem. Poziom oleju podnosił się, a że elektryczne urządzenia mają to do siebie, że zanurzone w oleju dalej działają, obraz w telewizorze był cały czas widoczny i słychać było ten stukot. Oleju było coraz więcej, a telewizor nadal działał. Jednocześnie im więcej było oleju tym bardziej telewizor się unosił do góry dlatego, że w kineskopie jest powietrze.

JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM
JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM

S.B.: I jeszcze nastąpiła transformacja koloru obrazu. Stopniowo z kolorowego obraz przetworzył się na czarno-biały. W zestawieniu z sytuacją z filmu, to było jak symboliczne przejście. A czy ty wiedziałeś, że kolor się zmieni?

D.J.: Nie, nie przewidziałem tego, to przypadek. Ale to nie wszystko. Obok mnie stał pan, którego spotkalem na siłowni i to był pan po sześdziesiątce, który był dawniej kulturystą. Teraz pracuje na siłowni jako instruktor. Zderzyłem ze sobą te dwa obrazy: z jednej strony śmierć, a z drugiej strony człowiek, który pomimo wieku, nadal wykazuje atrybuty młodości. Niezwykłe sprawny, pięknie zbudowany. Naprawdę wyglądał tak, że niejeden młody człowiek mógłby pozazdrościć mu idealnego ciała. Smarował się olejkiem, i ćwiczył, prężył się, pokazywał swoją muskulaturę. Tak wyglądał ten performance.

S.B.: Po akcji podszedłem do niego i zapytałem „Jak się Panu podobało?", a on odpowiedział: „Bardzo mi się podobało, to było bardzo głębokie, wie Pan, wszyscy przemijamy, wszyscy. Nam się wydaje że jesteśmy wieczni. To wszystko, i siła, i uroda, wszystko minie".

D.J.: On sprawiał wrażenie dosyć prostego człowieka i mnie też zaskoczył swoim podejściem. Bo ja mu nie tłumaczyłem, o co chodzi. Po prostu powiedziałem, że robię taki rodzaj akcji artystycznej jako dyplom na Akademii Sztuk Pięknych i spytałem czy nie zechciałby wziąć w niej udziału. Nie wprowadzałem go w szczegóły tego, co się będzie działo. Powiedziałem tylko, żeby smarował się olejkiem i prężył mięśnie. Nie spodziewałbym się nigdy, że zareaguje tak bardzo pozytywnie.

K.K.: A czy zdarzyło ci się kiedykolwiek, żeby ktoś zareagował na twoje działania negatywnie?

D.J.: Wiesz, zdarzyła mi się kiedyś taka historia. To był performance „Meshuge", który przygotowałem z moją dziewczyną Martą Gruzd na Biennale Sztuki Młodych „Rybie Oko" w Słupsku. Wysłaliśmy na konkurs szczegółowy scenariusz, który został zaakceptowany przez organizatorów. Na miejscu okazało się, że jako jedyni na tym biennale pokażemy performance. Cała reszta to były, nazwijmy to „przedmioty", czyli malarstwo, rzeźba, jakieś obiekty, fotografie. Od samego początku czuliśmy, że nas z tym performancem traktują nie do końca poważnie, trochę właśnie jak meszuge, bo meszuge w jidysz znaczy wariat, szalony. Cała wystawa była powieszona, a my do końca nie wiedzieliśmy, gdzie i kiedy mamy wystąpić. W tym performance miał brać udział oprócz nas cygański muzyk. Miesiąc wcześniej poprosiłem organizatorów, aby znaleźli kogoś, bo wiedziałem, że w Słupsku jest społeczność romska. Odpowiadali, że nie mogą znaleźć nikogo takiego, a kiedy tam przyjechaliśmy okazało się, że nie ma z tym żadnego problemu. W jeden dzień znaleźliśmy kogoś odpowiedniego. No i to wszystko było takie trochę meszuge.

A puenta jest taka, że ta wystawa miała kontynuację, w całości została przeniesiona do jednej z galerii w Warszawie. My nie dostaliśmy nawet zaproszenia na otwarcie tej wystawy. Zostaliśmy skreśleni, wyparci ze świadomości jakby się nic nie wydarzyło. Jakby nas tam nie było.

JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM
JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM

S.B.: Jakie ma dla ciebie znaczenie to, czy robisz performance w przestrzeni galeryjnej, czy poza galerią?

D.J.: Interesuje mnie jedna i druga sytuacja, ale o wiele bardziej wolę jednak performance poza galerią, w miejscach, w których najmniej można spodziewać się spotkania ze sztuką. Robiłem kiedyś performance w autobusie komunikacji miejskiej. To było w czasie, kiedy pojawiły się w Warszawie nowoczesne autobusy, które mają charakterystyczne miejsca dla wózków inwalidzkich, wyglądające jak stojąca pionowo deska do prasowania. Wszedłem do autobusu. Byłem w garniturze i w płaszczu, miałem ze sobą teczkę, a w niej małe żelazko i białą koszulę. Wyjąłem z teczki koszulę i wyprasowałem ją na tej „desce". Po czym rozebrałem się, zdjąłem koszulę, którą miałem na sobie. Założyłem tą wyprasowaną i wysiadłem, jakby nigdy nic.

S.B.: A jak pasażerowie zareagowali na to?

D.J.: Ludzie uśmiechali się, ale udawali, że nic nie widzą. Nie było bezpośredniej reakcji. Nie wiedzieli, o co chodzi i chyba bali się otwarcie reagować.

K.K.: To zupełnie inaczej niż w czasie akcji w sklepie elektrycznym.

D.J.: Tak. To była zupełnie inna sytuacja. Poza właścicielami sklepu, którzy całe życie sprzedawali kontakty i kable, były tam tylko trzy osoby.

K.K.: Ci ludzie, nie mając pojęcia w czym biorą udział, bardzo odważnie do tego podeszli... może czuli się trochę zakłopotani, bo nie wiedzieli jak się zachować...

D.J.: nie wiedzieli...

JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM
JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM

K.K.: ...ale niesamowite jest to, że świadomie wzięli w tym udział.

S.B.: No tak, wiersz nie został powtórzony, ale twój gest, czyli zjedzenie banknotów został powtórzony przez wszystkich.

D.J.: I takie było właśnie moje założenie. Chodziło nie tylko o to żeby wejść i zrobić swoje, ale też wciągnąć ludzi do działania. Nie wiem na ile oni tego doświadczyli, na ile to zapamiętali, ale myślę, że był to miły epizod w ich codziennym sklepowym życiu.

K.K.: A czym kierowałeś się wybierając wiersz, który recytowałeś?

D.J.: To jest hiphopowy tekst Snoop Doggy Dog'a. Chciałem odczytać wiersz w stroju bardzo eleganckim i wytwornym, tonem jaki kojarzy się z wieczorami poezji, takimi rodem z osiedlowego domu kultury, ale w miejscu które zupełnie nie jest związane z kulturą, a jeszcze zamiast poezji mówiłem wulgarny hiphopowy tekst... Myślę, że w takich momentach coś się zaczyna dziać, rzeczywistość w jakiś sposób zostaje podważona. Lubię jak rzeczywistość się „wywraca".

K.K.: A czy to było działanie spontaniczne, wszedłeś do sklepu prosto z ulicy, ustawiłeś się i zacząłeś recytować?

D.J.: Nie, ja tam przyszedłem wcześniej i powiedziałem, że chciałbym zrobić w tym sklepie odczyt amerykańskiej poezji, tak po prostu. I oni się zgodzili, więc przyszedłem i powiedziałem ten wiersz.

K.K.: A dlaczego wybrałeś akurat to miejsce?

D.J.: Skończyłem malarstwo, więc kiedy robię performance to myślę o tym w kategoriach obrazu. Nie interesują mnie działania opierające się tylko na geście.
I stąd też ten sklep elektryczny, bo był przepiękny. Kiedy tam wszedłem zobaczyłem gotową scenę. Wystarczyło tylko wykonać ten gest, który byłby dopełnieniem, nie najważniejszą rzeczą, ale taki, który kompletnie nie przystawał do tej rzeczywistości

S.B.: Wystawa w galerii Foksal to twoja pierwsza indywidualna wystawa. Czy czujesz powagę tego miejsca, ciężar jego historii, czy stresuje Cię ta sytuacja?

D.J.: Nie jest tak, że fruwam sobie i motylki łapię. Wystawę w galerii traktuję bardzo poważnie, ale jednocześnie mam świadomość, że kiedy Galeria Foksal powstawała, wiele działań w galerii opierało się na spontaniczności, lekkości i dowcipie. To nie jest tak, że wchodzę tu do kościoła i pokazuję księdzu dupę. Wchodzę gdzieś, gdzie od początku się tą dupę pokazywało, przynajniej mi się tak wydaje.

* Joseph Beuys. Teksty, komentarze, wywiady. Oprac. J. Jedliński, Centrum Sztuki Współczesnej, Warszawa 1990, s. 20.

Rozmowa z Dominikem Jałowińskim przeprowadzona przez Sarmena Beglariana i Katarzynę Krysiak przy okazji wystawy "Jak wytłumaczyć performance żywym muchom" w Galerii Foksal, 3 lipca - 8 sierpnia 2009.

Fot. Damian Kocur

JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM
JAK WYTŁUMACZYĆ PERFORMANCE ŻYWYM MUCHOM. ROZMOWA Z DOMINIKIEM JAŁOWIŃSKIM