Jestem jadowitym molem książkowym. Pełen zapis rozmowy Stacha Szabłowskiego z Tomaszem Kozakiem

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

LEKCJA LUCYFERYCZNA
LEKCJA LUCYFERYCZNA

Czy poetyka współczesnego kina może mieć coś wspólnego z literaturą Tadeusza Micińskiego, młodopolskiego proroka, mistyka i poety, który swoje natchnione wizje kreował przeszło sto lat temu? Do niespodziewanego spotkania Hollywoodu z Micińskim dochodzi w filmowym dyptyku Lekcja Jogi i Lekcja Lucyferyczna - nowym projekcie Tomka Kozaka. Lubujący się w intelektualnej prowokacji artysta posłużył się techniką found footage; Lekcje to filmy zmontowane z fragmentów innych filmów. Oglądamy w nich karkołomną paradę wyjętych z pierwotnego kontekstu scen: fruwający na gigantycznym orle czarodziej Gandalf sąsiaduje z Hitlerem z niemieckiej superprodukcji Upadek, mali bliźniacy Kaczyńscy umykają ze skradzionym księżycem, Harry Potter splata się z fragmentami filmów przyrodniczych, Pasja z Władcą Pierścieni, a Mikrokosmos z migawkami z pokątnych produkcji pornograficznych. W ścieżce dźwiękowej Grechuta został zmiksowany z "apokaliptycznym folkiem" undergroundowej brytyjskiej formacji Current 93. Narrację tego zbudowanego z filmowych cytatów eseju prowadzi głos Tomka Kozaka, który czyta Micińskiego: słyszymy płomienne inwokacje do Lucyfera i apostrofy do Polski odrodzonej na szczytach Tatr pod znakiem swastyki. O czołowym zderzeniu filmowej popkultury z młodopolską poezją, pożytkach płynących z czytania "zapomnianych" pisarzy, a także o romantyzmie, found footage'u i sztuce krytycznej rozmawiamy ze sprawcą całego zamieszania, Tomkiem Kozakiem.

W "Lekcjach..." doprowadzasz do zaskakującego zderzenia porządków, które, na zdrowy rozum, należą do tak różnych bajek, że nigdy nie powinny się spotkać. Słyszymy Twój głos z offu: czytasz teksty Tadeusza Micińskiego; a na wizji tymczasem mamy imaginarium współczesnej kultury popularnej. Zestawiasz afektowaną, młodopolską frazę Micińskiego z fragmentami współczesnych filmów, w większości zresztą hollywoodzkich. Czy chcesz zasugerować w ten sposób, że Miciński - pisarz, który brzmi przecież strasznie archaicznie - jest aktualny? Co ma wspólnego z dzisiejszą masową wyobraźnią reprezentowaną przez kino? Innymi słowy, co można dziś, w roku 2007, wyczytać u Micińskiego? I co ciebie skłoniło do tej lektury?

Projekt poświęcony Micińskiemu jest próbą powtórnej realizacji pewnego postulatu, który Walter Benjamin określił jako potrzebę "budzenia rewolucyjnych mocy drzemiących w 'starociach'. W moim przekonaniu taką wywrotową "starocią" jest dyskurs młodopolski, w szczególności zaś jego najbardziej radykalna forma, czyli teksty Micińskiego. Ten pozornie "przestarzały" pisarz ukazuje bowiem zaskakująco aktualny obraz Polski, w której "słońce Chrystusowe już umarło"; która "nie ma już busoli moralnej w katolicyzmie"; gdzie "niedawno zdarzyła się homoseksualna zbrodnia dokonana przez księdza guwernera na dwóch paniczach". Jest to kraj, w którym kobieta czeka - jak pisze z ironią autor "Nietoty" (1910) - aż jej "pierś rozszerzy się w tęgą amerykańsko-polską laktofermę wzorowej matki"; to kraj, gdzie "dawna pustynia Tatr zaczyna w sposób kramarski być zajmowana przez ludzi o małym utylitarnym światopoglądzie, którzy zakładają restauracje nad wszystkimi jeziorami, którzy moreny po dawnych lodozwałach rozkopują na taras dla piwiarni".

Kolejny - równie ważny, a przy tym wykraczający poza problematykę lokalną - aspekt mojego projektu wynika z Benjaminowskiego założenia, że wszelkie problemy współczesnej kultury "uzyskują swe ostateczne sformułowania jedynie w kontekście filmu". W związku z tą diagnozą, "Lekcja Jogi" próbuje ukazać dwuznaczny status współczesnej ikonografii filmowej, która regresywnie (nie w celach krytycznych, lecz pod wpływem nieświadomych tęsknot) eksploatuje archaiczne mitologizmy w superprodukcjach fantastyczno-historycznych. Jednym z takich mitologizmów jest tzw. "mit aryjski". W tekstach Micińskiego przybiera on formę "Polski Indyjskiej", czyli Polski pod znakiem swastyki. W przypadku powieści "Xiądz Faust"(1913), mit ten nierozerwalnie splata się z antysemityzmem. Dziś wydaje się, że aryjski fantazmat został ostatecznie pogrzebany pod gruzami najbardziej haniebnych pomyłek historycznych. Tymczasem okazuje się, że dyskurs tej mitologii można niemal dosłownie zilustrować fragmentami "Władcy pierścieni", lub "Pasji". W związku z tym nasuwa się niepokojące pytanie, czy współczesna kultura wciąż pozostaje we władzy archaicznych tęsknot odpowiedzialnych za największe historyczne katastrofy?

LEKCJA LUCYFERYCZNA
LEKCJA LUCYFERYCZNA

LEKCJA LUCYFERYCZNA
LEKCJA LUCYFERYCZNA

Na początku Lekcji w roli producenta wymieniona jest Telewizja Publiczna - jakie są dzieje powstania tego projektu?

"Lekcje..." pierwotnie zostały zrealizowane w ramach projektu finansowanego przez Telewizję Polską i Polski Instytut Sztuki Filmowej. Problem polegał jednak na tym, że w trakcie pracy filmem, który pierwotnie miał być klasyczną animacją, wykonałem radykalną woltę i ostatecznie przedstawiłem producentom foundfootage'ową adaptację tekstów Micińskiego zamiast wcześniej zaakceptowanej historii o dziecku i Hitlerze. Przyznaję, że była to próba swoistego sabotażu systemu produkcyjnego polegająca na zastąpieniu zatwierdzonego scenariusza estetyczną i koncepcyjną kontrabandą. Próba ta niestety się nie powiodła. Projekt został odrzucony zarówno przez Instytut, jak i telewizję. Przeważyła kwestia praw autorskich - nie posiadałem bowiem licencji na wykorzystanie cytatów, które posłużyły do zmontowania "Lekcji..." Muszę przy tym zaznaczyć, że programowo o pozyskanie takich licencji się nie starałem. Honor wywrotowego montażysty, a także moce finansowe mi na to nie pozwalały (śmiech).

Na akademii wybrałeś specjalizację z animacji. Kręciłeś filmy animowane - i robiłeś to z dobrym skutkiem; twoje filmy rysunkowe, by wspomnieć Romans gentlemana czy Opera ocalenia to rozpoznawalne tytuły współczesnej polskiej animacji. Twoje malarstwo również cieszy się powodzeniem. A jednak zwróciłeś się ku filmom foundfootage - i, jeżeli się nie mylę, to właśnie w takich projektach realizujesz swoje najpoważniejsze zamierzenie, wkładasz w nie najwięcej serca. Dlaczego tak zajmuje cię foundfootage?

Myślę, że w dobie ikonograficznego overloadu produkcja nowych bytów jest wielce problematyczna. Wydaje mi się, że przede wszystkim trzeba krytyczną brzytwą posortować te stosy obrazów, które nas zasypują. Tutaj nieocenione usługi może oddać found footage. Poza tym dzięki tej technice mogę w domu na komputerze tworzyć to, na co mam ochotę. Nie muszę żebrać w telewizji o pieniądze, podlizywać się producentom i z drżeniem liczyć dni zdjęciowych. Wszystko zależy od zasobów mojej wyobraźni i filmowego archiwum.

W lekcjach czytasz Micińskiego. Dialog z tekstami literackimi i ich reinterpretacja jest stałym elementem twoich projektów. W Klasztorze Inversus budowałeś odwrotną wersję Sienkiewiczowskiej Trylogii. Zmurzynienie oparte było na metaforach z tekstów Borowskiego i Jungera. W muralu Polacy! Jeszcze jeden wysiłek trawestowałeś de Sade'a. Do tego Twoim działaniom w sferze wizualnej towarzyszy pisanie - eseje rozwijające dyskursy filmów foundfootage'owych, naszpikowane przypisami komentarze do obrazów. Twoja praktyka artystyczna wydaje się bliska procesowi czytania i pisania - odczytywania tekstów i opatrywania ich komentarzami, przypisami, pisania palimpsestów i apokryfów. Jakie jest miejsce i rola literatury w twojej sztuce?

To, że jako artysta wizualny, odczuwam kategoryczny imperatyw "pisania" i "mówienia", wynika z faktu, iż współczesna (a zwłaszcza polska) sztuka jest moim zdaniem w fatalny sposób niedyskursywna. Antyintelektualizm tej sztuki mnie nie dziwi - jest bowiem po prostu - jak powiedziałby Adorno - "odpowiednikiem sprytu w interesach". Nie jestem więc zdziwiony, ale czuję potrzebę sprzeciwu. Sprzeciwu wobec niemej naoczności; wobec elastycznej, uległej wizualności sztuki zakneblowanej przez wszechobecną zasadę komercjalizacji. Jej niepiśmienność i niemota to słabości, które chciałbym przezwyciężyć - "pisząc" i "mówiąc" tam, gdzie inni chcą tylko "pokazywać".

W tym momencie przypomina mi się wywiad, jakiego udzieliłem agentom "Art Bazaru". Rozbawił mnie, a zarazem zirytował komentarz jednego z internautów, który w kontrze do moich poczynań domagał się "prostej i fajnej sztuki", którą można zrozumieć bez bibliotecznego zaplecza. Dla mnie "prosta i fajna" sztuka to wyraz bezrefleksyjnego konformizmu. Jestem przekonany, że honor epoki uratować może tylko sztuka nieprzystępna, nieprzejednana i, last but not least, skrajnie "skomplikowana".

Jakie cele stawiasz sobie jako artysta? Jak dobrze wiesz, bywasz oskarżany o intelektualną nieodpowiedzialność. Igrasz z obrazami pochodzących z podejrzanych źródeł: faszyzm, satanizm, pornografia, sadyczny, amoralny projekt wolności - te dyskursy powracają w twoich pracach. Niepokojąca jest jednak nie tyle sama ich obecność, co fakt, że jaką postawę wobec nich zajmujesz. Czy ta postawa jest stosownie słuszna - czy jest dość krytyczna. W projekcie Zmurzynienie, przywołałeś rasistowską metaforę znalezioną w tekstach Jungera i Borowskiego. Ale zrobiłeś to w taki sposób, że niektórzy popadli w stan totalnej dezorientacji i nie wiedzieli, gdzie kończy się metafora a zaczyna Kozak; bano się, że jesteś rasistą. Mam wrażenie, że dla ciebie tego typu nieporozumienia, to nie wypadki przy pracy, lecz przeciwnie woda na twój młyn, wisienki na torcie twojej sztuki. Wydaje się, że lubisz siać przestrach i niepokój, praktykowanie obrazoburstwa sprawia ci przyjemność. Czy nie jest to jednak przyjemność wandala niszczącego dla własnej uciechy porządki symboliczne - i przy okazji intelektualny spokój widza? Jakie masz usprawiedliwienie dla swoich swawoli?

LEKCJA LUCYFERYCZNA
LEKCJA LUCYFERYCZNA

LEKCJA LUCYFERYCZNA
LEKCJA LUCYFERYCZNA

Myślę, że moja postawa jest - przynajmniej do pewnego stopnia - postawą Nietzscheańską. W tym kontekście, przysłowiowy "młot", jakim niekiedy się posługuję, nie jest narzędziem wandala-obrazoburcy, a raczej - by przywołać interpretację Heideggera - instrumentem do "opukiwania" struktur kulturowych w poszukiwaniu "głuchych" i "dźwięcznych" tonów. Dzięki temu chciałbym się dowiedzieć, co zmurszało, a co wciąż trzyma się mocno.

Dwuznaczna struktura moich projektów jest rodzajem ironicznego lustra, które odbija strukturę współczesnej kultury - kultury "nowoczesnej", a zarazem "archaicznej", otwartej, a jednocześnie ksenofobicznej, ekscentrycznej, a przy tym standardowej.

Na poły lodowy, na poły ognisty Anioł z jednej z powieści Micińskiego, to trafna alegoria tej kultury - cechuje ją bowiem symultaniczność skrajności. W tym kontekście znamienna jest równosilność przeciwieństw w moich pracach. Sądzę, że odbija ona charakter epoki.

W związku z tym zaryzykowałbym twierdzenie, że celem moich poczynań jest umieszczenie odbiorcy w polu sprzeczności, które powinny rozerwać skonwencjonalizowaną strukturę jego wyobraźni, a następnie ukonstytuować pole wolności i rozkoszy dla podmiotu wyzwolonego z jarzma standardowych oczekiwań wobec kultury. W tym kontekście uważam swoją sztukę za par excellence krytyczną. Krytyczność bowiem nie może kapitulować wobec postulatu "stosowności", czy "odpowiedzialności" - jej zadaniem jest demontaż normatywnych układów ideologicznych i estetycznych.

Polska kultura współczesna włożyła wiele wysiłku w oczyszczenie się romantyzmu. Ty tymczasem zdajesz się co najmniej flirtować z romantyczną poetyką, tematami, konstrukcją artystycznego podmiotu. Czy w romantyzmie tkwi dziś jeszcze jakiś potencjał?

Wydaje mi się, że podstawowe problemy romantyzmu - wyobraźnia, bunt, bluźnierstwo, opozycja artysty i społeczeństwa, alegorii i mitu, stosunek fragmentu i całości - dotyczą również naszej współczesności. Poza tym, pamiętać należy, że podstawowe ponowoczesne metafory i strategie artystyczne wypracowane zostały dzięki twórczej krytyce romantyzmu. Pierwszy przykład z brzegu - by pozostać w polu sztuki - to teoria alegorii Benjamina i jej interpretacje w pismach Bürgera i Buhlocha. Dla mnie równie ważne i, jak sądzę wciąż aktualne, są estetyczne teorie Manna i Adorna przedstawione w "Doktorze Faustusie", czy np. utopijna krytyka "epoki felietonu" Hessego, zainspirowana ideą "prowincji pedagogicznej" z Goetheańskiego "Wilhelma Meistra". Tak więc uważam, przywołując po raz kolejny aforyzm Jüngera, że romantyzm wciąż oferuje "klucz do dziewięćdziesięciu dziewięciu skarbów". Trzeba jednak uważać - w setnym bowiem czają się obłęd i śmierć. Wspominałem o tym także przy okazji naszej rozmowy o "Zmurzynieniu" i nadal tę myśl uważam za trafną.

W twoich pracach pojawia się motyw powrotu - do zapomnianych (Miciński) i zbanalizowanych (Sienkiewicz) lektur, do faszyzmu, II wojny światowej. Jaki jest sens tych powrotów? Czego szukasz? Trupów w szafie? Czy takim trupem jest Miciński rojący o swastyce i Lucyferze na tle tatrzańskiego pejzażu? Zastanawiam się, czy nie jest to aby symptom środkowoeuropejskiej choroby myślenia historycznego. Po co grzebać w starych sprawach, po co wyciągać z szaf podejrzane truchła.

No cóż, ja w historii szukam tych antytez współczesności, które pozwalają precyzyjnie określić i zinterpretować formę aktualnego stanu rzeczy. Walczę o to, by unieruchomioną w ideologicznych i estetycznych schematach teraźniejszość przekształcić w obszar krytycznej refleksji, wolności i rozkoszy. Dlatego fascynują mnie "starocie", czy szerzej - anachronizmy. Dla mnie bowiem anachronizm jest przeciwstawnym elementem aktualności, który może w wyzwalający i kreatywny sposób rozsadzić spetryfikowaną strukturę status quo. Przy tym bywa jednak bardzo niebezpieczny - szczególnie wtedy gdy staje się wehikułem regresywnego powrotu do mitologii skażonej niewolą i gwałtem.

Projekt związany z Micińskim analizuje dwuznaczność; niejako dwuwartościowość anachronizmu - "Lekcja Jogi" pokazuje, jak anachronizm wpada w odmęty "mitu aryjskiego". "Lekcja Lucyferyczna" natomiast ukazuje - jak powiedziałby Horkheimer - dialektycznie "religijną" tęsknotę za tym, co "całkowicie Inne". Tęsknota ta, zdaniem twórcy teorii krytycznej, jest "wspólna ludziom mającym świadomość nędzy przeszłości, bezprawia i krzywdy teraźniejszości i widoków na przyszłość, w której brakować będzie duchowego sensu". Figura Lucyfera, będąca staroświecką maską nieugiętego krytycyzmu, jest w moim filmie pełną ironicznego patosu alegorią tego paląco aktualnego braku sensu.

LEKCJA JOGI
LEKCJA JOGI

LEKCJA JOGI
LEKCJA JOGI


Często wracasz do problemu faszyzmu, zwłaszcza w hitlerowskim wydaniu. Z tej posępnej historii próbowano wyciągać różne lekcje. Jakiej lekcji ty tam szukasz?

Faszyzm jest dla mnie ostatnim, zakrojonym na monumentalną skalę, projektem heroicznym w europejskiej kulturze. Projektem będącym protestem wobec idei "bezpieczeństwa", które Nietzsche postrzegał jako "najwyższe, najbardziej uwielbiane bóstwo" nowoczesności; jako popęd odzierający życie z wszelkiej "grozy, twardości i ostrości"; jako "potworną usilność" wiodącą do "zmełcia ludzkości na piasek". Tragiczna ironia losu sprawiła, że to nie "bezpieczeństwo", lecz jego antyteza omal nie starła ludzkości w proch. W związku z tym faszyzm - patetyczny projekt poczęty w błocie i uśmiercony w piecu - pozostaje dla mnie fascynującym memento. Jest to przypomnienie o tym, co może stać się z kulturą, gdy filister chce dokonać transgresji i zamienić się w bohatera.

Można przy tym zapytać, czy ta tęsknota za "tragedią" i "heroizmem" jest przestarzała, czy aktualna. Moim zdaniem jest jak najbardziej na czasie. To chyba właśnie ona leży (na najgłębszym poziomie) u podstaw tej fascynacji, jaką polski neokonserwatyzm darzy dziś Carla Schmidta, zaprzysięgłego przeciwnika "neutralizacji" i "apolityzacji", który lamentował nad brakiem tragizmu w nowoczesnej egzystencji.

"Krytyczność" nie jedno ma oblicze. Na przykład Artur Żmijewski zgłosił akces do "Krytyki politycznej"; postuluje bezpośrednie zaangażowanie artystów, szkicuje projekt sztuki jako "stosowanych nauk społecznych". Tobie bliżej chyba od "Krytyki politycznej" do "krytyki fantazmatycznej". W Klasztorze Inversus znęcałeś się nad bogoojczyźnianą polskością, której biblią jest Trylogia. W Zmurzynieniu dla odmiany gwałciłeś poczucie politycznej poprawności liberałów. Dokładasz starań, aby drażnić wszystkich, na prawo i lewo...

Dla mnie idea "bezpośredniego zaangażowania" jest wielce problematyczna. Choćby z tego powodu, że nie widzę w Polsce artystów, którzy odważyliby się na prawdziwe, a nie deklaratywne zaangażowanie. Polska scena artystyczna miała wielką szansę na gest rzeczywistego oporu przy okazji sprawy Nieznalskiej. Szansa ta jednak została zaprzepaszczona z powodu oportunizmu i tchórzostwa. Nie przypominam sobie, żeby Żmijewski zrobił cokolwiek konstruktywnego w tej sprawie. W dodatku jego krytyczne uwagi pod adresem Nieznalskiej świadczą o tym, że artysta ten bezwiednie zajmuje miejsce po niewłaściwej linii fronu.

LEKCJA JOGI
LEKCJA JOGI

LEKCJA JOGI
LEKCJA JOGI

To zresztą jest szerszy problem - problem instytucjonalno-galeryjnego pieszczocha, który bez ryzyka, za to z nadzieją na aplauz, usiłuje wcisnąć się w rebeliancki kostium "antagonisty". Dotyczy to także Sasnala - czuje się zapewne rewolucjonistą, bo ilustruje Brechta. Z równym powodzeniem mógłby projektować t-shirty z Che Guevarą. "Krytyki" jest w tych gestach tyle, co dynamitu w rurce z kremem.

Ja wobec tego programowo unikam "bezpośredniego zaangażowania" - przede wszystkim dlatego, że takowe zbyt dobrze się sprzedaje. Czyli nie jest naprawdę niebezpieczne. Osobiście wolę dekonstruować struktury fantazmatów - według mnie to jest praca organiczna, która może przynieść długofalowy efekt.

Ukazać jakiś aspekt historii w niekonwencjonalny sposób, niepostrzeżenie zmodyfikować interpretacyjną perspektywę - oto moje zadanie. Trudne, ale strategicznie pożyteczne. Myślę, że takich działań potrzebujemy dziś bardziej, niż pseudopolitycznych komunałów.

Lekcje to kolejny projekt, w którym zajmujesz się problem polskości. Parę lat temu cytowałeś w jednym z obrazów fragment frazy Micińskiego: "Duchu tajemniczy! Wprowadź mnie do nocy głębszych, do tych bez wyjścia polskich otchłani". Co cię interesuje w tych "otchłaniach"? Dziś modnie jest być w Europie "artystą z Polski", ale z "polskością" i naszymi "otchłaniami" to już inna sprawa - artyści raczej ich unikają, boją się, że staną się prowincjonalni hermetyczni, trudni do wyeksportowania. Wiesz, jak było z Mickiewiczem: wielki poeta, ale w Europie nikt nie rozumiał, o co mu chodzi.

LEKCJA JOGI
LEKCJA JOGI

LEKCJA JOGI
LEKCJA JOGI

Powiem krótko - w moim przekonaniu groteskowy patos polskiej tradycji wciąż domaga się - szczególnie dzisiaj; w czasach transformacji - dogłębnej i radykalnej rozprawy estetycznej i filozoficznej. Ta tradycja jest kuźnią, w której możemy stworzyć niezależny paradygmat kulturowy - nowoczesny, dojrzały, przemyślany, bazujący na uświadomionych, przepracowanych i zintegrowanych sprzecznościach.

Serwilizm wobec salonowo-akademickich modeli zachodniej sztuki jest natomiast opłacalny na krótką metę. Dlatego tak drażni mnie w polskiej sztuce to, co Adorno określał, jako przebiegłe bycie na czasie - owo bycie up to date, które dziś jest nade wszystko byciem up to market. To właśnie jest postawa w najgorszy sposób prowincjonalna.

Natomiast jeżeli chodzi o Mickiewicza, to niektórzy jednak go rozumieli. Choćby Lautreamont, który powoływał się na Wielką Improwizację. Oczywiście jego interpretacja Mickiewicza była opaczna, albo wręcz mylna. Niemniej ta pomyłka zmieniła europejską literaturę. A to, że inspiracją był w tym przypadku "prowincjonalny" i "hermetyczny" polski pisarz, powinno nam dać do myślenia.

Sam ustawiasz się w opozycji do tego, co dzieje się na scenie sztuki; rzeczywiście Twoja postawa wydaje się wyjątkowa i osobna: romantyzm, literackość, dyskursywność, świadoma regresywność - to nie są dziś "monety obiegowe" naszej sceny. Skąd jednak wziąłeś się ze swoją osobną postawą? Jaka jest twoje artystyczne pochodzenie, gdzie są inspiracje i mistrzowie??

No cóż, przybywam z biblioteki... Jestem jadowitym molem książkowym - moje ukąszenie może otumanić, upoić, wywołać wymioty lub długą i bolesną erekcję (śmiech). Niektórym jednak wyostrzy wzrok, przywróci przytomność umysłu i pomoże odnaleźć drzwi do wolności.

Jeśli chodzi o mistrzów i inspiracje to mógłbym wymienić po prostu długą listę pisarzy. Zamiast tego pozwól mi - w kontekście "osobności" i "opozycji" -przytoczyć słowa Adorna, które dziś są moją dewizą: - "Odzyskać siłę artystycznego oporu potrafi tylko ten, kto również nie cofa się z przerażeniem przed tym, że to, co jest obiektywnie, a w ostatecznym rachunku również społecznie pożądane, czasami przechowuje się w beznadziejnym odosobnieniu. Dopiero temu, kto byłby gotów dokonać tego wyłącznie własnymi siłami, bez oparcia w jakichś tam koniecznościach i prawach ukazywanych mu w łudzącym blasku, dane może będzie coś więcej niż tylko odbicie bezsilnej samotności".

LEKCJA JOGI
LEKCJA JOGI

LEKCJA JOGI
LEKCJA JOGI