BRŰNO a sprawa polska. Rozmowa z Pawłem Leszkowiczem o wystawie VOGUE w CSW Łaźnia

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Paweł Leszkowicz we wnętrzu instalacji z tysiąca krawatów Anny Nawrot
Paweł Leszkowicz we wnętrzu instalacji z tysiąca krawatów Anny Nawrot

Adam Mazur: Gdy oglądałem wystawę Izy Kowalczyk w Arsenale myślałem o odejściu "starej gwardii" od twardych postulatów polityczno-emancypacyjnych na rzecz estetyzacji polityki i zmiękczenia politycznego przekazu, czy po "Miłości i demokracji" można odebrać "Vogue" jako podobną "estetyczną" woltę w twoim wykonaniu? To pytanie zadaję w kontekście twojego i Tomka Kitlińskiego tekstu o porażce ostatnich 20 lat jeśli chodzi o prawa LGBT. Czy estetyzacja jest odpowiedzią na nieskuteczność dotychczasowych działań w polu sztuki?

Paweł Leszkowicz: Oczywiście, że sztuka i my się zmieniamy wraz z czasem, tak jak wszystko.

Nasz tekst miał tytuł "Klęska postępowej polityki gender i queer w Polsce" i dotyczył praw kobiet i tzw. mniejszości seksualnych. Diagnozujemy klęskę demokratycznej polityki seksualności 20 lat po wprowadzeniu niepełnej demokracji w tym kraju. Piszemy wyraźnie, iż jest to klęska głównie z punktu widzenia prawa i polityki, w związku z ustawą antyaborcyjną wprowadzoną w 1993 roku i wciąż utrzymywaną, a nawet radykalizowaną i brakiem jakiejkolwiek legislacji przychylnej parom lesbijskim i gejowskim. Dwadzieścia lat, które powinny służyć liberalizacji w tym obszarze i stopniowej ewolucji, doprowadziły do regresu, dzisiejszego braku politycznej nadziei. Uważamy, że jest to tragiczne i trzeba mówić o klęsce, aby ludzie uświadomili sobie stan kryzysu praw człowieka; kryzysu w kraju, w którym żyjemy niczym w skansenie. Nasza argumentacja prowadziła jednak do wniosku, iż klęska prawna i polityczna jest jednak osłodzona tysiącem małych zwycięstw w kulturze, aktywności społecznej, medialnej i naukowej. Wystawa VOGUE jest właśnie jednym z takich mikro-sukcesów, przynajmniej dla mnie.

Ponadto stara gwardia nie odchodzi, gdyż do pewnego stopnia ja też jestem starą gwardią. Nie śmiem tak nazwać Izy Kowalczyk, ale wiem, że zapewne nasze wystawy zawsze będą mieć złożone podłoże emancypacyjne i tym się różnią od innych szkół kuratorskich w Polsce.

Wystawa "Vogue" łączy to co zawsze było istotne w mojej działalności: seksualność, emancypację społeczną, estetykę, idee, rozrywkę i poczucie humoru. "Miłość i demokracja" też taka była. Lubię łączyć estetykę z polityką, spójrzmy np. na prezydenta Baracka Obamę, lub ciągłą polityczną popularność Jolanty Kwaśniewskiej w Polsce.

Ponadto myślę, że powinniśmy się przyzwyczaić do pluralistycznego podejścia do wymiaru społecznego sztuki, a nie jednej szkoły czy ideologii, twardej lub miękkiej, oznaczałoby to bowiem, że ktoś ma tu monopol, a to byłoby dyktatorskie. Tymczasem różne drogi mogą współistnieć, tym bardziej, że twardzi artyści i myśliciele wciąż działają.

Podobnie moja wystawa, tym razem poprzez perspektywę mody, wpisuje się w ciąg różnorodnych grupowych ekspozycji o męskości w sztuce polskiej. Można wymienić chociażby "Boys, Boys, Boys" Joanny Zielińskiej i Magdaleny Ujmy w Bunkrze, czy najnowsze "Żebro Ewy. Potencje męskości" Gabrieli Jarzębowskiej i Evy Milczarek w szczecińskiej Miejskiej Galerii Sztuki. Bardzo sobie cenię zaprezentowane przez te kobiety-kuratorki spojrzenie.

Piotr Żyliński, z cyklu Ofiary komunizmu, ofiary kapitalizmu, 2009
Piotr Żyliński, z cyklu Ofiary komunizmu, ofiary kapitalizmu, 2009

Czemu ma służyć "Vogue"? Czy jest to postulat estetyczny, czy polityczny, a może marketingowy?

Uwielbiam te trzy przymiotniki, których użyłeś gdyż VOGUE jest estetyczny, polityczny i marketingowy, no i do tego jeszcze erotyczny. Dotyczy bowiem emancypacji męskości, jej zmiękczenia, estetyzacji, seksualizacji i zamiany w przedmiot kapitalistycznej konsumpcji wizualnej i cielesnej. VOGUE diagnozuje ten moment w polskiej kulturze gdy męskość stała się takim samym obiektem rynku towarów i mody jak kiedyś kobiecość. Męskość jako niewidzialna i fundamentalna płeć władzy w patriarchacie jest rozbijana, zamieniona przez modę i jej system w pasywny obiekt oglądu, dekoracji i konstrukcji. W ten sposób poprzez estetykę i rozrywkę, a nie rewolucję czy wojnę, dokonuje się polityczne przekształcenie patriarchatu. Patriarchat uwielbiał bowiem rewolucje i wojny, heroicznie potwierdzał się w nich, moda podmywa go nieubłaganie i niepostrzeżenie, ale skutecznie. Moda czyni z mężczyzn, których zniewoliła i zniewala równie jak kobiety, płynny i wieloraki konglomerat tożsamości, a więc w ten sposób wyzwala od jednego modelu męskości i jego normatywu. To cud, jedyna forma zniewolenia, którą akceptuję. Męskość staje się kwestią wyboru, który oferuje moda rozumiana jako różnorodność stylów życia, stylów artykulacji siebie, eklektyzmu. To dzięki modzie nie ma już jednej męskości, to prawdziwa polityka rewolty. Są nowe męskości, nowego sezony, a w tym wiele opcji.

Feministyczna refleksja od dekad krytykuje pasywność kobiet jako obiektów spojrzenia w sztuce i kulturze wizualnej, miało to być symptomem podporządkowanej roli kobiet w społeczeństwie. Dziś wszyscy jesteśmy równi wizualnie i można się zastanowić ponownie nad politycznymi implikacjami tzw władzy spojrzenia. Pójdźmy dzisiaj do jakiegokolwiek centrum handlowego i spójrzmy na witryny sklepów z ciuchami znajdziemy tam więcej męskich niż kobiecych, niemalże nagich ciał. Niektóre są wręcz pornograficznie dosadne z odciskającymi się genitaliami lub... erekcją. Usuwane jest jedynie owłosienie łonowe. To oni są przedmiotem oglądu, wypukły penis to taki sam atrybut jak duże piersi. Spójrzmy na coraz bardziej obcisłe, zaznaczające pośladki i genitalia spodnie męskie, na "opadające" spodnie z pokazem bielizny (styl ten powstał w więzieniach amerykańskich i oznaczał, że więzień jest gotowy do seksu, a teraz jest globalnym trendem). Na popularność szortów eksponujących nogi i koszulek odsłaniających ramiona. Dotychczas, aby obserwować ten proces trzeba było wyjechać z Polski, od kilku lat mamy własną eksplozję. Na innym poziomie z pierwszych stron gazet atakują nas atrakcyjne ciała półnagich mężczyzn sportowców będące żywą reklamą marek. Oni wypierają z okładek rozebrane modelki. I nie mówię tutaj o elitach, gejach czy tzw. "yuppies", nawet blokersi są zrobieni na blokersów, z wielką starannością i świadomością detalu.


Można powiedzieć, że moda to zjawisko elitarne, zwłaszcza w Polsce...

Dzięki wyprzedażom i lumpeksom moda jest tania, dla każdego. Elitarna moda mnie nie interesuje. Interesuje mnie moda wiążąca się ze stylami życia codziennego wszystkich klas. Moda jest demokratyczna i jest emancypacyjna - podkreśla kulturę wyboru stylu życia. Dzięki niej zarówno kobiecość jaki i męskość jawi się jako różnorodna rola płciowa i społeczna. Moda wyzwala mężczyzn z gorsetów/garniturów tradycyjnej męskości i otwiera na inność, na odmienność, na różnice. Polityka tego w Polsce nie zrobiła, czyni to moda i jej pluralistyczny rynek. Dlatego VOGUE jest punktem nadziei w epoce klęski, a zaproszeni przeze mnie artyści dostrzegli ten proces zniewalającego wyzwolenia. Są to artyści wyjątkowi w swej aktualności, oni bezbłędnie diagnozują ten przełom kulturowy o którym mówię, tą nową polską płeć i męskość, jej rozkosze i pułapki. Uwielbiam ich za to. Oto gwiazdy VOGUE: Arkadius, Anna Nawrot, Grupa Bergamot (Raman Tratsiuk i Volha Maslovskaya), Tomek Kawszyn, Tomek Kitliński, Leszek Knaflewski, Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek, Oiko Petersen, Karol Radziszewski, Piotr Żyliński. I oczywiście Anna Witkowska, która zaprojektowała cudowny katalog - integralną część wystawy. No i Jola Woszczenko, bez której wszystko by się rozpadło.

Piotr Żyliński, z cyklu Ofiary komunizmu, ofiary kapitalizmu, 2009
Piotr Żyliński, z cyklu Ofiary komunizmu, ofiary kapitalizmu, 2009

To wszystko pięknie, ładnie, ale modę można nie tylko bezkrytycznie afirmować, krytyka jednak jest nieobecna na VOGUE, dlaczego?

Jest też druga strona tego zjawiska. Pisze się oczywiście książki o terrorze mody o kulcie idealnych ciał i cierpieniu jakie niedościgłe ideały wywołują, o robotnikach-niewolnikach domów mody-korporacji w tzw. Trzecim Świecie. Nie jestem naiwny, jestem tego świadomy i znam cały ten nurt refleksji o modzie. Intelektualiści lubią skupiać się na krytyce mody. Jest to mroczna wizja systemu mody jako nowego totalitaryzmu ciała. Mnie interesuje jednak inna wizja mody, wyzwalająca, kreatywna i indywidualizująca, dająca ludziom pracę, radość i fantazje. Nie można zaprzeczyć jej istnieniu - o tej "jaśniejszej" stronie jest VOGUE.

Każdy system ma swoje plusy i minusy, odrzucenie mody to wylanie dziecka z kąpielą i niedostrzeganie jej olbrzymiego emancypacyjnego potencjału , szczególnie w obszarze płci i seksualności. Może to być wolność zarówno w sensie społecznym jak i fantazmatycznym/psychocielesnym. I szczególnie w takim kraju jak Polska z antyestetycznymi, patriarchalnymi i fundamentalistycznymi wzorcami jednej męskości, które jeszcze nas prześladują i które organizują tutejsze życie polityczne. W takim kontekście kapitalistyczna i antykapitalistyczna (to jeden układ) moda XXI wieku jest jednym z narzędzi oporu.


To kolejna twoja wystawa wyłącznie z polskimi artystami, co takiego skłania cię - pomimo deklaracji w ostatnim podsumowaniu roku w "Obiegu" - do ciągłej pracy właśnie z artystami i artystkami z Polski. Przecież pisałeś, że to wszystko mało ciekawe...

Widzę, że muszę się tutaj spowiadać jak na Sądzie Ostatecznym z każdego mego słowa. Planując wystawy ambicje mam międzynarodowe, ale ostatecznie finanse zmuszają mnie do pozostania w skali Polskiej. Jest to więc "patriotyzm" z przymusu. Jestem w końcu skromnym freelance kuratorem, który pracuje w alternatywie; kuratorem przyjętym na chwilę przez gościnną Łaźnię. Ale pamiętaj, że jednak, w "Miłości i demokracji" byli artyści z Francji i Wielkiej Brytanii, w "Vogue" jest Grupa Bergamot, która połowicznie mieszka na Białorusi. Z dominującego ostatecznie polskiego elementu staram się jednak wyciągać wartości pewnej kulturowej diagnozy danego momentu w polskim społeczeństwie, sztuce i kulturze wizualnej. Uważam, że jest to wartość, gdyż w obszarze, na którym ja się skupiam mamy bowiem swoją unikalną europejską specyfikę. Niestety.

Karol Radziszewski, MARIOS DIK, fotografia Alessandro Di Giampietro
Karol Radziszewski, MARIOS DIK, fotografia Alessandro Di Giampietro

Jaka jest relacja miedzy modą a sztuką?

Moda jest na pewno o wiele bardziej demokratyczna od sztuki, dotyczy bowiem wszystkich i jest dostępna dla wszystkich. I najczęściej lepiej wygląda od sztuki i ma większą siłę marketingową. Moda jest ponadto takim samym poważnym tematem intelektualnym jak sztuka lub literatura. Wbrew pozorom nie jest to temat lekki, ma swój kanon kulturowej wielkości, szczególnie w tradycji francuskiej awangardy.

O modzie pisał wybitny poeta symbolizmu, Stephane Mallarme. Mówi się, że był wręcz komentatorem mody; prowadził żurnal "La Derniere Mode" ("Ostatnia moda") i pisał w nim pod pseudonimami płci obojga. Napisał m. in. teksty o cylindrze, kobiecym kostiumie na rower i biżuterii. Modą perfum zajmuje się dziś psychoanalityczna krytyczka kultury, Renata Salecl. Ta ex-partnerka Slavoja Zizka opracowała znamienne zmiany historyczne w perfumach Calvina Kleina. Do magazynu "Vogue" pisała Simone de Beauvoir i wielu innych wielkich myślicieli. Roland Barthes napisał książkę o modzie, a dandys Baudelaire'a pisał o modelkach. Feministyczna filozofka Helene Cixous napisała rozprawę w oparciu o projekty Soni Rykiel. Papież Pius XII wydał specjalny dokument o modzie, gdzie napisał, że moda służy... higienie. Może dlatego Benedykt XVI ubiera się u Prady. W Polsce Tomek Kitliński poprzez współczesna filozofię polityczną analizuje fenomen Kate Moss, a Agata Araszkiewicz pisała o dandysach...

Vivienne Westwood, John Galliano, Tom Ford czy Gaultier to ikony mody, ale także seksu i sztuki. To współcześni Caravaggiści, którzy wywołują skandale obyczajowe, a zarazem narzucają nową estetykę, która staje się masowa.

Cóż mogę powiedzieć, moda to jeden z najbardziej fascynujących obszarów historii kultury, zarówno ta wielka jak i codzienna. Od modeli i modelek po stroje terrorystów, żołnierzy i polityków. Moje ulubione określenie stylowe to "terrorist chic".

Leszek Knaflewski, Cement, obiekt DVD, 2008, foto A.Grabowski
Leszek Knaflewski, Cement, obiekt DVD, 2008, foto A.Grabowski

Czy faktycznie aż tak bardzo brakuje ci polskiej edycji "Vogue'a"?

Nie brakuje mi pism o modzie kobiecej, ale męskiej. Choć obawiam, że polska wersja "Vogue", zostałaby "popsuta", tak jak lokalnie przepakowywane wina, kawy, perfumy i tytoń.

Oczywiście jest w tym prowokacja, ale i prawda. Moim niemożliwym do spełnienia marzeniem i planem na następne wcielenie, jest bycie redaktorem naczelnym takich magazynów jak "Vogue" lub "Vanity Fair". Uważam, że wszyscy polscy chłopcy od szkoły podstawowej powinni mieć lekturę obowiązkową w postaci "Men's Vogue". Uczyliby się francuskiego, włoskiego lub angielskiego i mogliby się przynajmniej buntować przeciwko czemuś z klasą. Polskie męskości byłyby lepiej skrojone. Byłoby to równie terapeutyczne jak niemiecka "Burda", która ratowała polskie kobiety w PRL-u, gdzie wielu polskich mężczyzn wciąż zamieszkuje - stylowo (nie jest to zarzut, ale diagnoza). Właśnie tej różnicy pomiędzy kapitalistyczną i komunistyczną modą dotyczy seria fotografii Piotra Żylińskiego prezentowana na wystawie.

"Men's Vogue" byłby odtrutką na beznadziejnie sztywne i nudne polskie czasopisma o modzie męskiej np. "Logo" (horror). Na naszym rynku pojawiły się również tylko w minionym roku dwa nowe "bardzo kapitalistyczne" pisma lifestylowe "Male Men" (przezabawny tytuł, dobry na porno) i "Prime". Pomimo, że obydwa operują erotycznym obrazem mężczyzny, są wiec ok., to jednak ich próby zachowania jednego, tradycyjnego modelu męskości (bez ironii i dystansu) są żałosne. Już lepiej byłoby zainwestować w popularyzację w Polsce "Playgirl" (oczywiście też mógłbym być tego redaktorem, już w tym wcieleniu), ale to byłoby zbyt subwersywne, chociaż umożliwiłoby "ogierowatym" sportowcom i aktorom pokazanie swoich nowych... fryzur, czym głównie tak czy inaczej się zajmują.

Poprzez pisma typu "Male Men" lub "Prime" mówi się "a", nie potrafiąc powiedzieć "b"... i powstrzymuje emancypacje mężczyzn, stwarzając raczej jej pozór. Tym bardziej, że mamy już w Polsce specjalistów od prawdziwie współczesnej fotografii mody - Zuzę Krajewską i Bartka Wieczorka, którzy fotografowali najpopularniejszych polskich modeli i kreują zupełnie nowe image męskości i zmysłowości. Dlatego są na okładce katalogu VOGUE

Oiko Petersen - Guys . From Poland with love,2006
Oiko Petersen - Guys . From Poland with love,2006

Dlaczego na wystawie pomimo zapowiedzi nie ma Veruschki i jaką rolę miałaby tam pelnić?

Ubolewam, że jej nie ma. Pracując nad wystawą miałem jednak przyjemność spotkać ją i spędzić z nią sporo czasu. Niestety z powodu kryzysu ekonomicznego i ograniczenia wydatków na sztukę niemieckie fundacje, które miały finansować jej udział wycofały się lub odciągały decyzję.

Chciałem zestawić jej androgyniczne portrety/autoportrety z współczesnymi artystami pracującymi nad tematem mody męskiej. Szkoda, że jej nie ma, ale cieszę się również z ostatecznego kształtu ekspozycji.

Tomek Kitliński, Wszyscy rodzimy się biseksualni 2- to nie moda! [..] modele, modelki, rekiny&ceki
Tomek Kitliński, Wszyscy rodzimy się biseksualni 2- to nie moda! [..] modele, modelki, rekiny&ceki

Na wystawie razi nieobecność Arkadiusa, o którym wcześniej dużo mówiłeś. Fragmenty pokazów mody sprzed lat to trochę mało, czy coś się stało, że Arkadius nie przygotował niczego nowego specjalnie na wystawę?

Arkadius jest rozczarowaniem z innego powodu, mianowicie z tego, że niestety nie przyjechał na otwarcie, a publiczność chciała oczywiście go zobaczyć.

Od początku planowałem umieścić na wystawie remix jego pokazów mody, fascynujący jest bowiem temat pokazu mody jako takiego. Są one totalnie hipnotyczne. Poza tym Arkadius - jak żaden inny znany projektant lub projektantka - jest dla mnie symbolem połączenia sztuki i mody w Polsce. Ciekawy jest również jego własny image. Dlatego jego obecność w VOGUE jest symboliczna.

Przypominam jednocześnie, że jest to wystawa sztuki współczesnej o modzie męskiej, a nie projektów mody męskiej. Czy oczekiwałeś najnowszych projektów na wieszakach lub manekinach? Nigdy nie planowałem wstawiać do Łaźni ubiorów, tak jak w muzeach historii mody, czy np. w Victoria and Albert Museum w Londynie. To nie był mój zamiar - choć takie wystawy bardzo by się w Polsce przydały, gdyż jest ich wciąż za mało a publiczność je uwielbia. Zarabiają na nich instytucje i są od tego kompetentni specjaliści. Coś takiego mogłaby zrobić np. Zachęta lub któreś z Muzeów Narodowych. Pora jednak na wyłącznie współczesne kolekcje, a nie historyczne fiszbiny i kostiumologię.

Trzy Gracje Tomka Kawszyna i Cement Leszka Knaflewskiego, centralna przestrzen VOGUE
Trzy Gracje Tomka Kawszyna i Cement Leszka Knaflewskiego, centralna przestrzen VOGUE

Bardzo mocno na wystawie wyeksponowałeś prace Tomasza Kawszyna, czy mógłbyś przybliżyć czytelnikom "Obiegu" sylwetkę tego artysty, kim właściwie jest Kawszyn?

Czuję się niezręcznie wyróżniając jednego artystę, bo lubię ich wszystkich, ale skoro pytasz. Jego sztuka interesuje mnie od kilku lat. Tomasz Kawszyn mieszka pod Łodzią, gdzie prowadzi wraz ze swoim partnerem Arturem Zyskowskim studio projektujące/szyjące modę. Wszystko na sprzedaż na fascynujących swą egzotyką rynkach. Wspomnę jedynie o księżniczkach i krajach arabskie. To odjazd. Kawszyn skończył "tkaninę" na łódzkim PWSSP, gdzie przez pewien czas pracował. Ostatnio indywidualną wystawę zorganizował mu Piotr Stasiowski w Studio BWA we Wrocławiu, miał też pokaz swoich filmów na gdańskiej Wyspie. Artysta wykonuje tekstylne obiekty, które fetyszyzują fragmenty męskiego ciała/stroju poprzez buty, spodnie, skarpety, majtki. Robi z męską garderobą coś co znamy w wersji kobiecej w postaci erotyzmu szpilek, pończoch lub biustonoszy, powielanych w sztuce od dawna. Wykonuje również specyficzną wersję "sztuki gejowskiej" karmiąc się homoseksualnymi stereotypami i zamieniając je w problematyczne erotyczne przysmaki. Jego filmy są proste, lecz mocne, podobnie jak obiekty. Nie jest jednak dla wszystkich, funkcjonuje wciąż na marginesie, a głownie z takimi artystami lubię pracować, mają w sobie aurę nowości, odkrycia i surowości. Jego sztuka ma w sobie dziwny autentyzm, którego nie potrafię zdefiniować. Nie jest camp'owa, to coś zupełnie innego. Jego "Trzy Gracje" to jedno z moich ulubionych dzieł sztuki współczesnej, tuż obok "Why I Didn't Become a Dancer," Tracey Emin.

Swoje kuratorskie marzenie spełniłem jednak nie tylko dzięki Kawszynowi, ale przede wszystkim dzięki zestawieniu jego tekstylnych obiektów z garniturowym manekinem Leszka Knaflewskiego - ukłon w stronę mroków mody. Trudno o bardziej opozycyjne typy mężczyzn (ha!), ale jakoś magicznie "kliknęli", tzn. ich sztuka. Monumentalna górna sala CSW Łaźnia z "rozrzuconym" Kawszynem i "centralną" figurą Knaflewskiego to dla mnie samego moja najlepsza kuratorska rzecz w życiu. Po tym mogę właściwie już skończyć robienie wystaw i tak się prawdopodobnie stanie.

Tomek Kawszyn, Enfant Terrible 6, dzianina, 2004
Tomek Kawszyn, Enfant Terrible 6, dzianina, 2004

Z tego, co mówisz wynika, że twój "Vogue" powinien mieć w podtytule "modę męską" i "męskość", gdyż jest de facto nastawiony na eksponowanie wątków homoerotycznych (coś jak "Men's Vogue"). Nie obawiasz się, że tak pokazane wątki gejowskie nie służą sprawie emancypacji, a przeciwnie mogą ludzi "zrażać" do tematu, że należałoby to lepiej skontekstualizować? "Vogue" - mimo wszystko - kojarzy się raczej z modą, moda z kobietami, a na wystawie widzimy zgoła coś innego.

Przecież właśnie chodziło o taką przewrotność, o paradoks, i zaakcentowanie emancypacyjnego potencjału mody męskiej i jej niesłusznej i przestarzałej marginalizacji. Sztuka ma prowokować, a nie potwierdzać przyzwyczajenia.Poza tym od dekady istnieje już "Vogue" dla mężczyzn, a więc to pismo nie kojarzy się już wyłącznie z modą dla kobiet.

A gdyby nawet VOGUE promowało miłość homoerotyczną lub prawa gejowskie, to co w tym złego. Nigdy za mało promocji miłości i praw mniejszości. Czy mam promować nienawiść i odbieranie ludziom praw??? Czy wtedy wszyscy byliby zadowoleni? Wydaje mi się, że pomyliły się tu jednak moje wystawy i rzutujesz moje poglądy na wszystko co robię. VOGUE to wystawa o erotyzacji i pluralizacji męskości poprzez modę i konsekwencjach emancypacyjnych i artystycznych tego procesu. Nie jest to spojrzenie wyłącznie gejowskie. Moda dotyczy mężczyzn każdej orientacji. Homoerotyzm jest tylko jednym z komponentów wystawy, ważnym acz nie jedyny. Jak zwykle na moich wystawach występują artyści tworzący z perspektywy różnych płci i seksualności. To zderzenie mnie fascynuje. Przypominam, że sztuka jest wielowymiarowa i ja nie mam władzy czarodziejskiej różowej różdżki zamieniającej wszystko w afirmację homoseksualizmu, a każdej sztuki, którą pokazuję w promocję praw. Niestety. Takiej sztuki zresztą w Polsce jest niewiele.

Prawa gejów i lesbijek są w tej chwili kwestią tak elementarną, oczywistą, nagłośnioną, pokazaną i omówioną, że sztuka nikogo już tutaj nie przekona, nie nawróci, a na pewno nie zrazi. Jak już stawiałbym na popularniejsze formy kultury wizualnej: kino, TV lub Internet. Wszystkie argumenty zostały użyte. Albo ktoś jest świadomy niesprawiedliwości społecznej, albo nie jest. Potrzebne jest po prostu wybranie lokalnego Zapatero albo Tony'ego Blaira, aby tę sprawę załatwić prawnie i politycznie, przesądy społeczne jednak i tak zostaną (tak jak w kwestii rasowej). Dzieci są nadzieją, gdyż podejrzewam, że właśnie teraz ktoś taki się w Polsce rodzi. Za 30 lat pojawi się zmiana. Mam nadzieję, że tego dożyję.Podobnie jak polskiego "Vogue". To przyjdzie razem.

Natomiast homofobiczną niechęć intensyfikuje każdy przejaw homoseksualizmu, w każdej dziedzinie. Czy sugerujesz, że należy w związku z tym stłumić gejowską ekspresję, w ogóle, aby nie zrażać? Z pewnością ten program spodobałby się polskiej prawicy i kościołowi.

Ciekawe, że tak samo, jak w przypadku "Miłości i demokracji", VOGUE przez jednych jest krytykowane za to, że jest za bardzo gejowskie, a przez innych za to, że za mało. Trudno mi zaspokoić każdego, jak widać jednak ludzie wciąż mają z tym tematem wielki problem i dlateg warto te wątki wyciągać.

Poza tym trudno zrobić wystawę o modzie męskiej, która nie będzie miała komponentu gejowskiego, przecież to jest właśnie jedna z tych kultur, która przekształca i zmienia modę dla mężczyzn. I dla kobiet. Na całym świecie, nie tylko w Polsce. To temat na całą rozprawę.

VOGUE jest po prostu wystawą, która czujnie reaguje na współczesną kulturę wizualną i obyczajową. Jest też próbą wpisania wystaw sztuki w bieżącą pop kulturę. Specjaliści przewidują, że "Brüno" będzie największym globalnym blockbuster'em tego lata. W sierpniu w Polsce wystąpi Madonna, od której również pochodzi tytuł VOGUE, nie tylko od magazynu z modą. VOGUE jest po prostu na czasie!!!

A to, że Tom Ford jest moim ideałem mężczyzny i obiektem pożądania to już zupełnie inna kwestia.

Na zakończenie, moja rada dla czytelników: nie zapominajcie o akcesoriach!!!

Nieoficjalny performance Leona Dziemaszkiewicza na otwarciu VOGUE
Nieoficjalny performance Leona Dziemaszkiewicza na otwarciu VOGUE

Striptease męski w wykonaniu Chrisa - jako performance Grupy Bergamot, na otwarciu VOGUE
Striptease męski w wykonaniu Chrisa - jako performance Grupy Bergamot, na otwarciu VOGUE