W dniach 13-15.02 odbyły się w Sztokholmie dwie niezależne od siebie edycje targów sztuki - Market i Supermarket. Są to chyba jedyne tego typu imprezy organizowane w Szwecji i z pewnością jedne z najważniejszych w krajach skandynawskich. Mimo, że ich przebieg pokrywał się czasowo, w rzeczywistości reprezentowały dwa kompletnie różne oblicza szwedzkiej sceny artystycznej - tej komercyjnej i tej off.
Establishment
Jeśli przeanalizujemy dobór galerii wystawiających na Markecie, zobaczymy, jak wygląda rynek sztuki i trendy kolekcjonerskie w Szwecji. Już samo miejsce, w którym organizowane są targi - sztokholmska Akademia Sztuk Pięknych - rzutuje na ich charakter i wygląd; nasuwa od razu skojarzenia z ugruntowanymi w pewnych ramach regułami tworzenia sztuki. Takie też są pokazujące tam galerie - z wyrobioną już marką i pozycją, dobrymi nazwiskami w „stajni" oraz odpowiednimi cenami prac. Dominowały szwedzkie galerie, mające swoje siedziby głównie w Sztokholmie. Jeśli pojawiały się te „z zewnątrz", to tylko z krajów skandynawskich, czyli z Finlandii (np. Galleri Anhava), Danii (np. Galleri Bo Bjerggaard), Islandii (np. i8) czy Norwegii (np. Galleri Riis). Razem, dalej były w mniejszości i tworzyły coś w rodzaju „egzotycznego" akcentu. Samo zagospodarowanie i podział przestrzeni nie był bez znaczenia. Powierzchnie parteru i hallu głównego przeznaczono na projekt Market Enlarge. Zaraz przy wejściu rozlokowane zostały młode galerie, dopiero wchodzące na szwedzkie salony, ale już posiadające pozycję i markę: Larm Galleri z Kopenhagi, Lautom Contemporary z Oslo, Nordin Gallery oraz Niklas Belenius ze Sztokholmu 1. Ta ostatnia jest chyba najciekawszą - istniejąca dopiero od 2 lat reprezentuje młodych twórców pracujących w najróżniejszych mediach, tam wystawia m.in. szwedzka artystka Ulrike Sparre, która w tym roku otrzymała prestiżowe stypendium Beckera.
Po wstępie w postaci debiutów, na następnym piętrze zaprezentował się establishment. Ze szwedzkich nie zabrakło Galleri Andrehn - Schiptjenko, brandström, Galleri Charlote Lund, Galerie Nordenhake, Galleri Flach + Thulin czy Mia Sundberg Gallery, które należą do jednych z ważniejszych w stolicy, a także w kraju. Z ciekawych zagranicznych reprezentantów warto wspomnieć islandzką galerię i8 (reprezentującą m.in. Olafura Eliassona) czy duńską Galleri Christina Wilson, szczycącą się pracą Sophie Calle prezentowaną na ostatnim Biennale.
Jak wygląda szwedzki kolekcjoner sztuki - ten, do którego adresowana jest oferta targów? Na pewno jest konserwatywny - jak wiadomo, na imprezach pokazuje się to, co najlepszego się posiada, licząc, że w ten sposób znajdzie się nowych odbiorców. Może ze względu na gusta potencjalnych kupców przeważały klasyczne formy sztuki, czyli malarstwo, rzeźba, fotografia, rzadko instalacje. Od czasu do czasu, w paru galeriach można było natrafić na wideo (Galleri Charlotte Lund z Aniką Ström, Mia Sundberg Gallery z Jessicą Faiss czy brandstrom z kontrowersyjnym NEDem). Z ciekawych prac, które zdają się nie pasować do całości, warto wymienić realizację Islandczyka Hriena Fridfinssona prezentowanego przez galerię Nordenhacken - jego praca to umieszczona w kącie stoiska sterta resztek powstała po temperowaniu kredek. W kontekście Marketu zdawała się mieć bardzo ironiczną wymowę. Chwastem, w dosłownym tego słowa znaczeniu, była praca Tonnego Matelliego (Andrehn-Schiptjenko) - na podłodze, gdzieś między fotografiami Pameli Anderson autorstwa Marylin Minter a pracami Anny Kleberg, wyrastały plastikowe mlecze.
Mimo tych paru ekstrawagancji widać, że szwedzki kolekcjoner jest ostrożny i inwestuje / kolekcjonuje to, co ma już wyrobioną pozycję. Już drugiego dnia większość „lepszych" kąsków oznaczona została czerwonymi kropkami, jak m.in. prace austriackiej artystki Gabi Trinkaus pokazywanej na stoisku galerii Andersson Sandström czy islandzkich artystów prezentowanych w ramach galerii i8, że wspomnę tylko o serii fotografii Eliassona. Co interesujące, większość galerzystów stwierdzało, że tegoroczna edycja jest dla nich wyjątkowo udana. Czyżby inwestycja w sztukę była szwedzkim przepisem na ogólnoświatowy kryzys?
Organizatorzy Marketu zadbali jednak o to, by przełamać ten czysto komercyjny charakter imprezy. Dlatego poza „debiutami", na targach zorganizowany został projekt Market Enlarge, którego zadaniem była prezentacja prac „niewymiarowych", które ze względu na swoje rozmiary nie zmieściłyby się w stoiskach poszczególnych galerii. Nad drzwiami wejściowymi do przestrzeni im przeznaczonej umieszczono instalację Gunilli Klinberg (która równolegle miała solowa wystawę w Bonniers Konsthall), a przy wejściu na piętro powieszono pracę Lukasa Göthmana War and love and I will learn how to fly my way down przypominającą truizmowe realizacje Jenny Holzer. Gdzieś w korytarzu natknąć się można było na ścianę Per Inge Bjørna pomalowaną w połowie na czarno, w połowie na biało, z której to na dwóch skrajnych (również kolorystycznie) końcach wypływała przez niewielki otwór farba kontrastująca odpowiednio z tłem. Zaś w jednej z reprezentacyjnych sal postawiono instalację wspominanej już Ulriki Sparre Tomorrow Is a New Day and I am Already There - owoc szerszego projektu odnoszącego się do religijnej sfery życia mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Do udziału w Market Enlarge zaproszono jeszcze paru innych twórców, a samo szukanie ich prac przypominało trochę zabawę sprawdzającą czujność i spostrzegawczość odwiedzających. Sam projekt skierowany był do przede wszystkim do kupujących większego kalibru - instytucji, takich jak muzea czy galerie posiadające własne kolekcje.
Mimo komercyjnego charakteru Marketu jednej z wystawiających galerii udało się zmącić wody szweckiego rynku sztuki. Ustatkowana już galeria brandström postanowiła postawić na młodych i zaprezentowała na swoim stoisku jeszcze pracę dyplomową dopiero co upieczonego artysty. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie medium, jakiego użył on w swoim dyplomie - graffiti. Artysta działający pod pseudonimem NED wprowadził graffiti w mury swojej uczelni i posługując się nim ukończył edukację akademicką (warto dodać, że w tym momencie w sztokholmskiej Konstfack pojawiło się paru innych, równie ciekawych studentów-grafficiarzy). Brandström połączył na swoim stoisku sztukę uważaną za wysoką z tą niską: ściany zdobiły graffitowe „bazgroły", jakie można napotkać na stacjach metra, zaś przeciwwagę stanowiły wypożyczone z domu aukcyjnego Bukowski barokowe meble: sofa, lustro i komoda.
Sam dyplom NED - Territorial Pissing to dwie prace wideo. Pierwsza z nich przedstawiała, jak zamaskowana postać przejeżdża sprejem wzdłuż pociągu metra, zostawiając na nim czarną linię. Druga to nagraniem tego, jak niezidentyfikowana postać zasprejowuje jeden z jadących wagonów metra a w momencie wjazdu na stację wybija jedną z oddzielających pociąg od peronu szyb i wyskakuje przez nią na peron. Sam sposób wykonania pracy został tajemnicą do momentu, gdy nie dowiedziały się o niej Sztokholmskie Zakłady Transportu Miejskiego (SL - Storstockholms Lokaltrafik). Potraktowały akcję NEDa jako akt wandalizmu i skierowały sprawę do sądu, żądając (co interesujące) od uczelni, którą kończył artysta 300 000 koron (ok. 120 000 złotych) na naprawę zdemolowanego wagonu. W wyniku tych działań płyty z wideo zostały zarekwirowane, a stoisko galerii zamknięte i zabezpieczone przez policję. Wszystko to zbudziło jeszcze większe zainteresowanie - zarówno prasy jak i odwiedzających, a dyplom NEDa wywołał krótką dyskusję nad tym, czym jest sztuka, w którą zaangażowała się sama minister kultury. Sprawa jak na razie przycichła, ale nie wiadomo jeszcze jak cała ta afera się zakończy.
Off, czyli Supermarket
Zupełnie inny charakter miała trzecia w tym roku edycja Supermarketu odbywającego się w hotelu Clarion. Tu aspekt komercyjny był mniej ważny, co nie znaczyło, że prezentowanych prac nie można było kupić. Większość galerii, które prezentowały się na Supermarkecie, nie była galeriami stricte komercyjnymi - przeważały inicjatywy artystyczne, project space czy czasowe hybrydy utrzymujące się albo z własnych środków, albo z dotacji państwowych. Na tych targach Szwedzi ewidentnie stanowili mniejszość, gdyż spotkać tu można było artystów i galerzystów z całej Europy: od Rosji (moskiewska galeria ABC), przez Polskę (Lokal_30), Niemcy (berliński microwestern), Szkocję (echo), aż po izraelską galerię Barbur z Jerozolimy. Z krajów skandynawskich sporo było galerii funkcjonujących poza głównymi ośrodkami artystycznymi, np. galeria Spanien 19C z duńskiego Aarhus, Galleri Just z Turku czy Galleri Rostrum z Malmö.
Może z powodu tego z gruntu niekomercyjnego podejścia, pokazywana sztuka miała właśnie taki charakter. W czasie trwania marketu odbywało się sporo performance (mocna propozycja Lokalu_30 z aż trzema w wykonaniu Jana Mioduszewskiego, Angeliki Fojtuch i Zuzanny Janin), wideo artu, antysztuki czy sztuki dla każdego oraz krótkich akcji artystycznych.
Bardzo ciekawie wypadła szkocka galeria echo z Edynburga. Jej działania polegają na całkowitej zmianie przestrzeni, w którą wkracza, nadaniu jej nowego znaczenia. Najczęściej są to interwencje w pokoje hotelowe, które z założenia są miejscem uniwersalnym, podległym standaryzacji, a co za tym idzie - pozbawione są jakiejkolwiek indywidualności. Na odbywającej się w hotelu wystawie, w jednym z pokoi echo stworzyło specyficzny i unikatowy mikroświat, zamieniając łazienkę w las, łóżko w oddychającą górę, deskę do prasowania w postument do instalacji, a telefon w medium do performance Listener JL Williams.
Innym interesującym projektem jest inicjatywa kilku artystów, którzy postanowili połączyć kulturę z agrykulturą. W niewielkiej miejscowości Dyestad założyli Kultivator, w którym próbują stworzyć platformę do działań artystycznych a zarazem ekologicznych. Poza tym, że sami hodują warzywa i owoce oraz prowadzą spore gospodarstwo, zapraszają dodatkowo osoby z zewnątrz do udziału w poszczególnych projektach. Do chyba najbardziej znanych należy akcja Kolacja z krowami, w czasie której wczasowicze mieszkający niedaleko farmy, pod koniec lata zostali zaproszeni na kolację. Koncept polegał na tym, że do posiłku na świeżym powietrzu dołączyły również pasące się zazwyczaj w tych okolicach krowy.
Warto wspomnieć również o artystycznym „nomadycznym uniwersytecie" Nurope, który prezentował tu swoje dwuletnie osiągnięcia. Ta wywodząca się z Turku inicjatywa łączy artystów, kuratorów, akademików, ale równie osoby po prostu interesujące się sztuką. Razem odwiedzają najważniejsze imprezy artystyczne w Europie, organizują debaty i spotkania, w czasie których poruszają problemy związane ze współczesnym światem artystycznym. Jak sami przyznają, Nurope ma na celu „dzielenie doświadczenia oraz rozwój kreatywnych modeli edukacji i badań w sferach socjalnych i kulturalnych jak i ekonomicznych"2.
Z offowego establishmentu nie zabrakło oczywiście głównych project space Sztokholmu. Palma pierwszeństwa należy niewątpliwie do Candyland, która funkcjonuje jako galeria non- profit prowadzona przez dziesięciu indywidualistów angażujących się w organizacje wystaw. Candyland to również grupa artystyczna, która tworzy wspólne projekty lub współpracuje z innymi podobnymi sobie grupami, jak np. HAP (HammerbyArtPort). Samo stoisko galerii było komentarzem do bieżącej sytuacji ekonomicznej na świecie - receptą na kryzys z własną walutą, bankiem. Wszystko naturalnie potraktowane z lekkim przymrużeniem oka.
Bardzo duże zainteresowanie na targach budziła również galeria Lokal_30. Zarówno wideo Tomasza Kozaka Lekcja Jogi, jak również performance Angeliki Fojtuch (zmartwiony głos dziewczynki - „Co się stało tej pani?", kiedy zobaczyła owiniętą w bandaże artystkę) czy Jana Mioduszewskiego (zdjęcie na pierwszej stronie jednego z głównych szwedzkich dzienników dzień po oficjalnym otwarciu). Z innych podmiotów galeryjnych, które powinny być rozpoznawalne w Polsce, na Supermarkecie wystawiał działające w Bukareszcie Center for Visual Intorspection (który współpracował m.in. z Joanną Warszą czy przy wystawie Iona Grigorescu w MSN) z realizacją Ars Telefonica - serią akcji, które rozgrywały się w miejskich budkach telefonicznych porozmieszczanych w centrum miasta.
Przez tę różnorodność i luźniejszy charakter na samych targach panowała lżejsza atmosfera niż na samym Markecie. Jednak zastanawiającą rzeczą było samo miejsce, w których odbywał się Supermarket. Dotychczas były to surowe przestrzenie hal pofabrycznych, a w tej edycji zrezygnowano z tej praktyki na rzecz czasowego zagospodarowania przestrzeni - bądź co bądź - jednego z bardziej luksusowych hoteli Sztokholmu. Co prawda organizatorzy podkreślali fakt, że hotel ten aktywnie wspiera sztukę, dbając o to by w każdym z pokoju znalazło się jakieś dzieło, ale mimo tych zapewnień Supermarket trochę stracił na swojej „niezależności".
Zestawiając ze sobą targi Market i Supermarket można wysunąć ciekawe wnioski. Po pierwsze widać, że komercyjny obieg sztuki jest stabilny i bardzo przewidywalny a zatem trochę bezbarwny. Bardzo barwna jest za to niekomercyjna scena. Wpływa na to niewątpliwie fakt, że między samymi krajami skandynawskimi istnieje bardzo silna współpraca. Artyści mają możliwość ubiegania się o najróżniejsze granty i dofinansowania w ramach całej Skandynawii, a chcieć oznacza móc, przez to nawet najbardziej niedorzeczne pomysły mają szanse zostać zrealizowane. Z drugiej strony, sama Szwecja nie izoluje się i koncentruje się na promocji nie tylko rodzimej sztuki. Interesuje się również tym, co poza jej obrębem, o czym najlepiej świadczą zagraniczni artyści reprezentowani przez szwedzkie galerie na Markecie, ale również wielkie zainteresowanie „obcymi" w ramach Supermarketu. Najsmutniejsze jest jednak to, że sama Szwecja jest tak mało znana i najczęściej wrzucana do worka z napisem „Kraje Skandynawskie", gdzie obojętne staje się to, skąd pochodzi Eliafur Oliason i gdzie Eva Solo może być norweską dizajnerką.
Zdjęcia autorki.