To raczej kwestia przypadku niż zaplanowanego wcześniej projektu. W trzech różnych galeriach znajdujących się w galeryjnym zagłębiu w Norrtull w tym samym czasie otworzono wystawy trzech szwedzkich artystek. Artystek, które zdaje się więcej dzielić niż łączyć. Wiek, sposób, w jaki tworzą sztukę oraz tematyka, w jakiej się poruszają są zupełnie różne. Ale oglądając po kolei wystawę każdej z nich ma się wrażenie, że artystki toczą między sobą dyskusję. Dyskusję o kobiecości i o byciu kobietą.
Nigdzie, czyli w Nortull
Samo zjawisko koncentracji galerii w jednym budynku lub na jednym obszarze nie jest ewenementem, ale wręcz regułą, jak to widać na przykładach Nowego Jorku, Londynu czy Berlina. Zazwyczaj całą lawinę rozpoczyna jedna z galerii, która wprowadza się pociągając za sobą w następnych latach kolejnych galerzystów. W przypadku Sztokholmu było podobnie. Cztery lata temu w starej fabryce urządzeń elektrycznych przy Hudvigsvallgatan działalność swoją rozpoczęła galeria Brandström. Był to pomysł bardzo ryzykowny, gdyż miejsce to nie leży w ścisłym centrum ani nawet w strategiczny miejscu. Stosunkowo daleko jest tu do stacji metra czy szybkiego pociągu, a dzielnica nawet nie leży blisko dworca czy przystanku, z którego odjeżdża autobus na lotnisko. Dzielnicy daleko do burżuazyjnego klimatu Ostermalm czy artystowskiego Södermalm. Mimo tych wszystkich przeszkód samej galerii Brandström udało się przetrwać na tej pustyni, a nawet skłonić inne renomowane galerie do przeprowadzki na to artystyczne odludzie. W ten sposób w listopadzie ubiegłego roku do ostatniego z wolnych pomieszczeń wprowadziła się galerzystka Mia Sundberg zamykając wystawą inaugurującą proces przekształcania pustyni w artystyczną oazę, która stała się jednym z głównych miejsc odwiedzin zainteresowanych sztuką Szwedów w niedzielne przedpołudnia.
Trzy głosy
Właśnie dzięki jednemu z takich niedzielnych spacerów udało mi się natknąć na owe trzy artystki. Ich wystawy to kontakt z trzema zupełnie różnymi postawami wobec życia i sztuki, którą tworzą. Są w zupełnie innym wieku, nie jest to jednak na tyle duża różnica by mówić o trzech różnych pokoleniach szwedzkich artystek, ale na tyle spora by móc je rozróżnić między sobą. Eva Larsson urodziła się w 1953 roku i dorastała jeszcze w Szwecji o bardzo konserwatywnym i zamkniętym społeczeństwie. Carin Ellberg jest młodsza o 7 lat (1959) i jej młodość leży gdzieś pomiędzy szwedzką tradycją a nowoczesnością, zaś Ylva Ogland (rocznik 1974) jest przedstawicielką pokolenia, które jest synonimem bardzo liberalnej i otwartej Szwecji.
Tym, co zwróciło moją uwagę w twórczości każdej z nich, jest wątek kobiecości, która dla każdej ma inny charakter i inaczej jest wyrażana. Jedna ukrywa ją gdzieś między przedstawieniami, inna nie dopowiada, a kolejna jest wręcz brutalna, może nawet wulgarna. Jednak co również istotne, wątek „kobiecy" nie jest w ich pracach motywem głównym, lecz bardziej tłem czy dodatkowym głosem, którym artystki zdają się potwierdzać to, kim są.
Kobiecość zawoalowana
Eva Larsson wystawiająca w galerii Mii Sundberg jest artystką bardziej znaną i rozpoznawaną na południu Szwecji, gdzie mieszka, niż w samym Sztokholmie. Tworzy prace z motywów i wzorów zaczerpniętych z różnych, często odległych od siebie źródeł, składając je razem w geometryczne formy. W ten sposób powstają wycinankowe obrazy lub instalacje w kształcie geometrycznych brył przez Andersa Kruegera w tekście zamieszczonym w niewielkim katalogu do wystawy nazwane „znaczącą powierzchnią" 1. Kody szyfrowane przez artystkę czasem dostępne są łatwo, innym razem są bardziej „zawoalowane". W parze prac w wiszących na ścianie formie boksów pt. Bro, co w języku szwedzkim oznacza tyle, co most, użyła motywu niebiesko-zielono-czerwonej kratki, jaki można spotkać na kuchennych ścierkach obecnych w każdym ze szwedzkich domów. W ten oto sposób artystka sięga do powszechnej świadomości i czerpie znane i „swojskie" formy, które nie wymagają dodatkowego wyjaśniania i dla wielu oglądających są oczywiste. Wchodząc głębiej w grę z ludzką podświadomością oraz tym, co znane, artystka sięga w swoich pracach po elementy zaczerpnięte z kultury islamu - arabeska czy religii buddyjskiej - mandala. Jednak znaki te nie niosą za sobą żadnego religijnego przesłania czy duchowej inspiracji, ale służą bardziej jako owe „znaki rozpoznawcze", jak motywy arabeskowe na stałe zaadaptowane przez nasz krąg kulturowy i przyjęte jako swoje.
Najistotniejsze jednakże w pracach Larsson poza tym, że są one „ostrymi, wykalkulowanymi zagadnieniami w czerni lub kolorowym tuszu" 2, jest to, że zawierają owo drugie, zawoalowane znaczenie. Wycinanie i wyklejanie to zajęcia, które niewątpliwie klasyfikowane są jako przynależne do sfery kobiecych aktywności. Larrson używa dodatkowo materiałów kulturowo łączących się z ową sferą - papier, ale również kolorowe nitki czy już gotowe, ale wycięte skądś motywy kwiatów i liści. Dodatkowo same formy stosowane przez artystkę nawiązują do obszaru kobiecej intymności. W pracy o dość jednoznacznym tytule Female Totem artystka złożyła szereg wzorzystych kół. Wskazała tym samym na kolejne znaczenie tego symbolu jako przynależnego do kobiet, ich ciała i fizjonomii. Jej prace - przez dobór kolorów i form - są piękne w klasyczny sposób. Precyzyjne i dopracowane sprawiają, że przyjemnie się je ogląda. Są niewątpliwie kobiece, ale w tym najbardziej klasycznym znaczeniu, właśnie owej perfekcyjności wykonania, pewnego ukrycia i nie mówienia wprost oraz odczucia piękna. Bo właśnie owo odczucie obcowania z czymś ładnym i przyjemnym wysuwa się na pierwszy plan przy kontakcie z pracami Larsson. Na początku bardziej zwraca się uwagę na ich dekoracyjny charakter niż na znaczenie, jakie ze sobą niosą.
Warty jest też uwagi fakt, iż artystka celowo sięga po artystyczne inspiracje do prac Hilmy af Klint 3. Ta żyjąca w pierwszej połowie XX wieku malarka tworzyła sztukę przypisywaną obecnie nurtowi abstrakcji. W jej pracach często pojawiał się motyw koła, linie proste czy motywy roślinne. Dodatkowo af Klint była mistyczką i założycielką grupy Pięć składającej się wyłącznie z kobiet. Ich prace były wizualizacjami głoszonych przez nie filozoficznych idei. Żaden z elementów na obrazie nie był umieszczany przypadkowo, każdy niósł ze sobą jakieś konkretne znaczenie. Sama postać Hilmy af Klint jest znacząca dla współczesnych szwedzkich artystek i często przez nie przywoływana. Podobnie zdaje się odwoływać do niej Larsson.
Kobieta jako wieczna dziewczynka
Fallowing the Landscape to tytuł pokazywanej w galerii Andréhn- Schiptjenko wystawy Carin Ellberg. W przeciwieństwie do Larsson, Ellberg nie jest artystką „perfekcyjną". Ta seria prac namalowana została dziecięcą manierą: proste obrazy na dykcie, które często wychodzą poza ramy i ciągną się bezpośrednio na ścianie galerii. Przedstawiają głównie świat fantazji, który może być światem małej dziewczynki. Carin Ellberg także używa motywów zaczerpniętych z codzienności. Jej prace są lekkie, a sam akt tworzenie zdaje się traktować jako zabawę. „Jej artyzm jest charakteryzowany przez unikalną eksplorację nie tylko kształtów i idei, ale również poprzez różne materiały takie, jak kawa, silikon, rajstopy i ubrania" - jak można przeczytać w informacji dołączonej do wystawy 4.
Malarstwo i instalacje są w twórczości Ellberg nowym wątkiem. Wcześniej, w latach 80., wraz z Kateriną Lingren-Cavallin tworzyła prace wideo mocno zaangażowane społecznie, poruszała w nich temat bycia kobietą, ale w ten najbardziej przyziemny sposób, czyli wypełniania obowiązków, które do nich przynależą. Tak, jak widać to w pracy Köket [Kuchnia] 5, w której artystki odgrywają sceny z życia codziennego. Powtarzając te same czynności, jakie każda z gospodyń domowych codziennie musi wykonać, podkreślały ich monotonię i absurd.
Motyw odzieży, czy raczej poszczególnych części garderoby, oraz to, co z nich wytwarza Ellberg jest najbardziej interesującym momentem jej sztuki. Artystka umieściła w galerii dwie instalacje o tym samym tytule: Figur med släp. Stożkowate kształty zostały wydziergane przez artystkę z rajstop pomalowanych następnie w różne kolory. Owo dzierganie jako czynność zostało mocniej uwypuklone przez dwa wielkie czarne patyki o kształtach przypominające druty do dziergania. Szwedzki tytuł można przetłumaczyć dosłownie jako Figura z welonem, co od razu nasuwa skojarzenie z panną młodą i charakterystycznym jej przynależnym atrybutem. Poprzez materiały, których artystka używa oraz formy, jakie im nadaje, wchodzi - podobnie jak Larsson - w obszar tego, co kobiece. Ellberg wydaje się być jednak bardziej bezpośrednia. Rajstopy, których używa, przywodzą na myśl w pierwszej chwili kategorię fetyszu. Przede wszystkim jednak to niewątpliwie atrybut przynależny kobietom, który zakłada się po to, by owo bycie kobietą jeszcze mocniej uwidocznić. Forma instalacji nasuwa skojarzenia z suknią ślubną, a więc kolejnym obszarem przynależnym tylko i wyłącznie kobietom i ich marzeniom. Ów długi welon ciągnący się metrami po ziemi jest marzeniem każdej małej dziewczynki i jej wyobrażeniem o kobiecości i byciu kobietą. Artystka zdaje się, podążając za owymi dziewczyńskimi marzeniami, wciągać widza w ten świat. Świat dorosłej kobiety, która w środku wciąż pozostaje dziewczynką. W tym momencie również prace towarzyszące mogą być odczytanie również jako ilustracje owego świata marzeń, w który artystka próbuje nas wciągnąć. Bardzo zgrabnie zostało to ujęte przez Ciléne Andréhn, która o Ellberg napisała: Jej proces [twórczy] jest strumieniem idei i myśli w trwającej i nieprzerwanej transformacji i „krajobraz" w tytule wystawy może być interpretowany zarówno w klasycznym znaczeniu krajobrazu lub jako pop kulturowy medialny krajobraz i jako mentalny strumień asocjacji, gdzie to, co oczywiste łączy się z tym co podświadome i gdzie znaczenia i idee są odczuwalne ale ciągle nie uchwytne 6.
Kobiecość pewna
Postawę przeciwną, trochę jakby w opozycji do dwóch pozostałych, przyjmuje najmłodsza z całej trójki Ylva Ogland. Jej sztuka jest bardzo wyrazista, wręcz mocna. Zawiera wiele wątków, których często przy pierwszym kontakcie nie jest się w stanie zrozumieć. Można ją przyrównać do labiryntu, w którym część dróg się krzyżuje, część się ze sobą łączy, a inne prowadzą do nikąd. Może to właśnie dlatego Ogland postanowiła z przestrzeni galerii stworzyć labirynt, dekonstruując tym samym klasyczną formę white cube jaką zazwyczaj jest Brandstrom. Wchodząc w labirynt wchodzimy w świat artystki, z którego nie łatwo się wydostać. Skomplikowany jest już sam tytuł wystawy: Snöfrid vid sina speglar med The Oracle and Fruit &Flower Deli - This is the Begining of an Odyssey In Vodka mieszający dwa języki: zaczyna się po szwedzku - Snöfrid vid sina speglar med 7, a kończy w angielskim: The Oracle and Fruit &Flower Deli- This is the Begining of an Odyssey In Vodka. (Wyrocznia i Fruit and Flower Deli - to jest początek wódczanej odysei).
Twórczość Ogland jest schizofreniczna. Sama artystka stworzyła swoje alter ego - siostrę bliźniaczkę, tytułową Snöfrid, która żyje w po drugiej stronie lustra. Snöfrid w języku szwedzkim to imię bajkowej Królewny Śnieżki. Jednak sama artystka nadała swojemu alter ego jeszcze jedno znaczenie Nazywam się Snöfrid, co oznacza Pokojowy Śnieg i urodziłam się w Treriksröset. Staram się przyjąć ziemskie ciało i chcę, żeby ludzie mnie dotykali, aby zrozumieli, że jestem prawdziwa. Snöfrid numer 0 pojawia się w formie magazynu, numer 2 to tondo, książka, którą zrobiłam dla Ylvy [...]. Następny jest numer 1: ja w formie ciekłej 8. Snöfrid towarzyszy nam w podróży po labiryncie. Odbija się w lustrach, w butelkach z wódką. Zwiedzający wchodząc w instalację, wchodzi tak naprawdę w świat Snöfrid, a sam tytuł Snöfrid vid sina speglar jest kolejną grą artystki, tym razem z historią sztuki i odnosi się do obrazu Valesqueza Wenus w swoim lustrze.
Sztuka Ogland jest silnie związana z jej życiem. Tytułową wyrocznią jest namalowany przez artystkę obraz lustra, które jej rodzina przywiozła ze sobą w trakcie przeprowadzki z Wielkiej Brytanii do Szwecji. Opiekunem owej wyroczni jest jej mąż, Rodrigo Mallea Lira, który przez pewien okres prowadził w Nowym Jorku galerię Fruit &Flower Deli, a której replika jest przedsionkiem labiryntu. Jego fragment zaś w trakcie wystawy zmienił się w miejsce, w którym artystka zamieszkała z mężem na pewien czas. Tytułowa wódka odnosi się do akcji artystycznej, kiedy to jedną z berlińskich galerii Ogland przekształciła w bar, w którym serwowała drinki. Podczas sztokholmskiego projektu systematycznie zapraszała gości na kolacje urządzane w instalacji-labiryncie.
Wszystkie te wątki sprawiają, że osoba mająca kontakt ze sztuką Ylvy Ogland zaczyna czuć się nią przytłoczona. Artystka atakuje, jest zaborcza, a wręcz agresywna. Jej światy: prywatny, artystyczny i wyimaginowany przenikają się tak, iż w pewnym momencie trudno je od siebie oddzielić. Do tego Ogland nie boi się podejmować tematów, które Eva Larsson z pewnością by zawoalowała. W instalacjach ze świeczek i luster umieszcza niewielkie tonda przedstawiające ją samą w czasie masturbacji. Mają one rozmiar niewielkich lusterek, których Ogland używała obserwując siebie w trakcie malowania. Czyżby artystka chciała nadać tytułowi Wenus w swoim lustrze kolejne znaczenie?
Wenus w lustrze to również tytuł drugiej wystawy artystki, która w tym samym czasie organizowana jest w innej części Sztokholmu i w innej przestrzeni 9. W pustym mieszkaniu, należącym do rodziny Ogland, pokazała ona wyłącznie swoje obrazy, które mogą szokować i przerażać. Akty małej dziewczynki połączono z motywami strzykawek, makówek oraz łyżek z białym proszkiem. Obok nich pokazano wspomniane tonda. Pokazując to, co społecznie wykluczone i chowane, Ogland zaskakuje i jakby specjalnie nie pozwala, aby pierwsze skojarzenia były ostatecznymi interpretacjami. Owa naga dziewczynka to sama artystka w wieku jedenastu lat. Jej ojciec w tym czasie studiował na sztokholmskiej Akademii Sztuk Pięknych i robił jej zdjęcia do studiów. Motywy narkotyczne natomiast nie są wątkami autobiograficznymi. Artystkę po prostu fascynuje owa aura wykluczenia i izolacji, jaką społecznie otaczani są uzależnieni od narkotyków. Tylko jej tonda są „prawdziwe", bo kobiecość Ogland jest prawdziwa, bez niedopowiedzeń czy dwuznaczności. Artystka nie uznaje rozgraniczeń pomiędzy poszczególnymi sferami swojego życia. Prywatne pokazuje wprost, mimo, że z całej reszty swojej twórczości wytwarza labirynt. Tak, jakby kobiecość była najprostszym i najmniej skomplikowanym aspektem jej życia. Może właśnie ze względu na tę bezpośredniość w przedstawianiu sfer najbardziej intymnych twórczość Ogland przyciąga? Jak pisze Magdalena Malm: W czasach kiedy to co prywatne jest wulgaryzowane i trywializowane, Ylva Ogland kreuje kompletnie różny rodzaj krajobrazu, który jest ponad panującym trendem. Jej bardzo jednostajny artystyczny proces sięga głęboko jej prywatnego świata. A my jesteśmy tam zaproszeni 10.
Wszystkie cytaty w tłumaczeniu autorki.
Zdjęcia dzięki uprzejmości: Galleri Andréhn- Schiptjenko, Mia Sunberg Galleri, Galleri Brandstrom Stockholm.
Ylva Ogland, Snöfrid vid sina speglar med The Oracle and Fruit &Flower Deli- This is the Begining of an Odyssey In Vodka, Galleri Brandstrom, Stockholm 15.01- 22.02.2009.
Eva Larsson, Mia Sunberg Galleri, Stockholm 15.01- 22.02.2009.
Carin Ellberg, Fallowing the Landscape, Galleri Andréhn - Schiptjenko, Stockholm 15.01- 15.02 2009.