Próbę zdefiniowania wnętrza krakowskiej galerii fotografii ZPAF i S-ka można byłoby z powodzeniem zamknąć w pojęciu white cube. Po chwili namysłu okazuje się jednak, że to za mało albo przeciwnie - zbyt wiele. Mamy tu bowiem do czynienia raczej z białym kubikiem - powierzchnia galerii porównywalna jest z przestrzenią niewielkiego pokoju otwierającego się na lekko zaciemnioną przestrzeń biurową. W kącie tego pokoju umieszczono fotel oraz nieduży stoliczek ze znacznie większą lampą. Na stoliczku - pudełeczko, a w nim - zdjęcia, których autorką jest Magda Stanova, słowacka fotografka. Krakowska galeria prezentuje jej dyplomowy projekt zrealizowany na Akademii Sztuk Pięknych i Projektowania w Bratysławie.
Zapoznawanie się z wystawą W cieniu fotografii warto rozpocząć właśnie z tego miejsca - należy usiąść w fotelu, rozgościć się, poczuć domową (?) atmosferę, wreszcie sięgnąć po znajdujący się w pudełku plik zdjęć. Pierwszy rzut oka skazuje nas na następującą konstatację: mamy do czynienia z fotografiami „przypadkowymi", wykonanymi pod wpływem impulsu, z zamiarem „utrwalenia chwili". Bohaterowie ujęć - sama autorka oraz prawdopodobnie grono jej znajomych - zestawiają się w kilkuosobowe grupy, wzrokiem szukają obiektywu, odgrywają konwencjonalne sceny, pozując zdradzają (pod)świadomość obcowania z medium. Autorka zaingerowała w materialny wymiar odbitki fotograficznej zamalowując tło złotą farbą, tym samym wyodrębniając figury postaci. Ten prosty zabieg uparcie kojarzy się z niemal sakralnym wymiarem fotografii, odsyłając do pojęcia relikwii będącej osobliwym „obiektem", który poniekąd reprezentuje sam siebie, ma udział w reprezentowanej rzeczywistości, (ucieka tym samym przed problemem, który rodzi reprezentacja) 1. Złoty kolor, który w malarstwie ikonowym podkreśla boskość przedstawionych postaci, tutaj zakrywa, zacienia to, co znajduje się w tle, jednocześnie rozświetlając płaską powierzchnię zdjęcia. Jeśli podążymy tropem wyznaczonym przez Rolanda Barthesa, co w wypadku interpretacji twórczości Stanovej jest nieuniknione, i potraktujemy fotografię jako powracające do nas z przeszłości światło odbite od obiektu odniesienia, czym będzie cień fotografii, co będzie zakrywał?
Krakowska wystawa jako część projektu dyplomowego artystki przybiera formę wizualnego eseju, którego same fotografie zdają się stanowić materialnie najmniej obecny składnik. Jeśli czytać tę wystawę „chronologicznie", to pierwszym przedstawieniem, z jakim się stykamy jest poprowadzony „dziecinną" kreską rysunek przedstawiający grupę osób pozujących do zdjęcia. Towarzyszy mu podpis: „Czy przed wynalezieniem fotografii ludzie znaleźli się kiedykolwiek w podobnym układzie?". Zaraz obok zwisa na sznurku mieszcząca się w dłoni czarna, plastikowa obudowa aparatu fotograficznego typu „idiotka" opatrzona tym razem zdaniem oznajmującym: „Objects in viewfinder are closer than they appear". Magda Stanova mnoży pytania i generuje na nie odpowiedzi tworząc wypowiedź na temat wyjątkowości fotografii, jej unikalnego charakteru jako medium sztuki. Ta wypowiedź znajduje rozwinięcie w książce stanowiącej rodzaj podręcznika „jak obcować z fotografią". Słowacka artystka z lekkością naznaczoną młodzieńczą niefrasobliwością rzuca się w odmęty rozbudowanej „teorii fotografii" z całym jej ontologicznym zapleczem i niebagatelnymi problemami z metafizyką reprezentacji.
Fotografia nie daje się ująć w system, ponieważ nie ma żadnego powodu, by zaznaczyć taką, a nie inną z jej cech. Chciałaby może stać się równie okazała, pewna i szlachetna jak znak, co pozwoliłoby jej dostąpić godności języka 2. Wystawie towarzyszy wydana przez ZPAF i S-ka książka. Znajdujemy w niej rozwinięcie graficznych przedstawień „sytuacji fotograficznych" w krótkich, zwartych tekstach. Kolejne rozdziały: Kilka właściwości medium fotograficznego, Świat fotografii oraz Jak powstanie fotografii wpłynęło na sposób myślenia i zachowania ludzi zaznaczają obszar metamedialnych zainteresowań artystki. Mamy tu między innymi przywołany efekt „podróży w czasie" - kulturowej przygody zagwarantowanej ludziom przez medium fotograficzne. Stanova odwołuje się do zaczerpniętego z francuskiej gramatyki pojęcia futur du passé - czasu, który określa to, co dopiero ma wydarzyć się w przeszłości. Oglądając postać na zdjęciu, uwiecznioną w konkretnym momencie w przeszłości, jesteśmy w stanie „przewidzieć" jej przyszłość zamykającą się jednak wciąż w czasie przeszłym. Tym samym, ciągnie swój wywód artystka, zyskujemy boską perspektywę.
Przywołanie w tekście tej kwestii można odczytać jako wskazówkę dla użycia złotego koloru w opisanych powyżej zdjęciach. Pokrywając powierzchnię fotografii autorka wykazuje rodzaj boskiej kompetencji, wyłaniając z przeszłości te elementy, które jej zdaniem na to zasługują. Cała reszta kryje się pod spodem jako jednocześnie wyróżniona (złoty kolor, bezczasowość, sacrum) i zaciemniona - nieprzedstawialna. Na kolejnych stronach książki znajdujemy reprodukcje zdjęć „konkretnych" osób opatrzone podpisami zawierającymi ich imiona i nazwiska. Nieprzystawalność wynikająca z różnego statusu ontologicznego wizerunku fotograficznego i jego odniesienia - osoby, artystka akcentuje poprzez przywołanie casusu słynnej fajki Magritte'a, opatrując zdjęcia komentarzem: „to nie jest Reva Brooks", „to nie jest Joan Miller". W pracy Word Press Photo na pierwszy plan wysuwają się teksty opisujące to, co rzekomo znajduje się na fotografiach: „Ofiara izraelskiego ataku rakietowego leży na głównej ulicy libańskiego miasta Tyre", „Uciekinierzy czekają na dostawę jedzenia we wsie Halbie w Czadzie", „Mężczyzna oskarżony o włamanie przywiązany do ulicznej latarni w meksykańskim mieście Oaxaca, po schwytaniu przez działaczy pozarządowych". Pod tekstem jednak brak zdjęć, jest tylko abstrakcyjna figura powstała na skutek zamalowania wizerunku złotą farbą. Tekst wyrasta ponad fotograficzne przedstawienie tracące bezpowrotnie swoje odniesienie. Wypowiedź Stanovej przybiera tu charakter postbaudrillardowski, podkreślając nieznośny brak „stabilnej rzeczywistości", ostateczny koniec referencyjności, tęsknotę za „cielesnością" fotografowanego obiektu.
Dalej czytamy o zjawisku tremy towarzyszącemu sytuacjom fotograficznym, a wynikającym ze świadomości „czasoprzestrzennych możliwości aparatu fotograficznego", owocujących przybieraniem pozy, przekształceniem się w gotowy obraz. W tym miejscu znów nie można oprzeć się pokusie przywołania słów nieśmiertelnego Barthesa: A przecież, gdy tylko czuję się oglądany przez obiektyw, wszystko ulega zmianie: przybieram pozę, stwarzam sobie natychmiast inne ciało, z góry przekształcam się w obraz. To przekształcenie jest aktywne: czuję, że Fotografia stwarza moje ciało lub powoduje jego martwicę, według własnej zachcianki 3. Francuski klasyk ubolewa nad „ciężkością i upartością" obrazu. Nieprzystawalność przedstawienia fotograficznego właśnie do owej przedwerbalnej cielesności, tego, co w języku angielskim określa się mianem flesh, owocuje uczuciem dyskomfortu: Ach, gdyby chociaż Fotografia potrafiła oddać moje ciało neutralne, anatomiczne, ciało, które nie znaczy nic! 4.
Zrozumienie proponowanego przez Magdę Stanovą spojrzenia na fotografię wymaga oscylowania miedzy książką a wystawą, między tekstem/znakiem a fotografią. Jeśli wystawę postanowimy czytać tak, jak czytamy zdania - od lewej do prawej strony, to jej ostatnią częścią będą dwie prace stanowiące interesujący konglomerat znaku i fotografii. Powszechnie znane, wchłonięte przez zbiorową nieświadomość zdjęcia przedstawiające polityków (Che Guevara i Fidel Castro), religijnych przywódców (Jan Paweł II i Dalaj Lama) sąsiadują tu ze zdjęciami „szarych ludzi" sfotografowanych w ich „zwykłych" mieszkaniach. Zdaje się, że z jednej strony Stanova chciała zaznaczyć tutaj egalitarny charakter fotografii, jednak znacznie ciekawszy okazuje się aspekt formalny jej pracy. Wydrukowane na niewielkich płytkach zdjęcia zestawione są w enigmatyczne figury przypominające kształtem piktogramy. Fotografia staje się tworzywem znaku, zostaje pochłonięta przez język, wmanewrowana w złożony system odniesień. Tym samym w cieniu fotografii pozostaje sama fotografia.
To oczywiście nie jest to żaden lament. Stanova prezentuje istniejący stan rzeczy i jako młoda artystka próbuje odnaleźć w nim swoje miejsce z wdziękiem interpretując zastane teorie. Jest obecna, nie dystansuje się do siebie jako podmiotu działania fotograficznego, nie boi się trudnych pytań, na które w zaskakująco komunikatywny sposób udziela zrozumiałych odpowiedzi. Kontakt z pracami Magdy Stanowej pozostawia poczucie lekkości i przejrzystości. Aż przykro, że musiałam to zepsuć tym zaciemniającym tekstem.
Magda Stanowa, W cieniu fotografii, Galeria ZPAF i S-ka, Kraków 12.12-31.01.2009.