Artysto lecz się (sam), czyli wojna światów w Bunkrze

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Fragment pracy Depresja Elizy Galey
Fragment pracy Depresja Elizy Galey

Niedobra sztuka to też sztuka.
Marcel Duchamp

W drugi weekend kwietnia w krakowskim Bunkrze Sztuki miało miejsce wydarzenie zepchnięte do podziemia, ale jakże symptomatyczne dla współczesnej kultury. Rzadko objawia się okazja, by w odniesieniu do jednej wystawy można bylo poruszyć tak wiele zagadnień kluczowych dla dzisiejszego myślenia o sztuce, jej związków z innymi dyscyplinami, oraz jej tzw. systemu funkcjonowania.

Dla ścisłości - wystawy są dwie: na górnych piętrach galerii przestronnie zaaranżowana, imponująca retrospektywa Edwarda Krasińskiego, w sali piwnicznej, w duchu site specific, zdołowana i skulona prezentacja zbiorowa pt. "Depresja". Skulona przestrzennie i artystycznie, gdyż okrojona z wielu prac z wersji "oryginalnej", pokazanej jesienią 2007 w białostockim Arsenale (dla porównania odsyłam do tamtej dokumentacji; tu, by nie wprowadzać chaosu i zachować spójność wersji krakowskiej, skupię się na status quo z Bunkra). Już pierwszego wieczora dało się zauważyć, że zdecydowana większość (zwłaszcza młodszej) publiczności przemknęła szybko wśród prac znamienitego artysty awangardy, by jak najszybciej stłoczyć się w podziemiu. Być może z tego powodu umknąć mogła (nie wiem, czy zamierzona) kompatybilność obu wystaw...ale o tym pod koniec....

Nie trzeba chyba specjalnie przekonywać, że tematy związane z zakamarkami psychiki są atrakcyjne dla współczesnego człowieka. Wiemy o nich coraz więcej i, rozglądając się wokół (zaglądając 'w siebie'?), dochodzimy często do wniosku, że tzw. normalność jest stanem czysto hipotetycznym. Być może nie popełnię nadużycia wskazując na środowiska sztuk wszelkich jako szczególnie doświadczone w dziedzinie patologii, a przynajmniej tak traktowane przez resztę świata. I choć z słusznością takiej potocznej opinii można dyskutować, to jasne jest, że dzisiaj otwarte przyznanie się do odchyleń od standardowego przeżywania jest o wiele bardziej akceptowane - by nie powiedzieć - trendy, niż w niedalekiej nawet przeszłości. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że depresja jako termin medyczny ma swój atrakcyjny medialnie odpowiednik w popkulturze.

Wiąże się to zapewne z tzw. historią choroby, oraz opisującym ją językiem. Przez wieki traktowana jako pożałowania godny przejaw słabości i nie-radzenia sobie z życiem, lub smętna cecha osobnicza zwana melancholią, była też romantyzowana jako źródło artystycznej burzy wewnętrznej, twórczego natchnienia, które - jak wiadomo - płynie z bólu istnienia. Juź samo zaangażowanie w sztukę jest stresogennym wyborem życiowym, źródłem wielu skrajnych stanów postrzegania własnej aktywności - przez siebie i innych. Nawet dziś, kiedy robi się wiele, by mit artysty jako jednostki szczególnej, otoczonej ochroną o specyficznym posmaku pobłażliwości, zastąpić konkretną rolą w systemie społecznym (i rynkowym), dane jest nam doświadczać bogatego wachlarza emocji, które bywa, że owocują fantastycznie. Wreszcie, w uprawianie sztuki wpisana jest pewna (dyskusyjna) etyczna ambiwalencja oraz skłonność do kosztownych emocjonalnie i fizycznie eksperymentów. Nie można tu np. pominąć długiej i barwnej (sic!) historii celowych eksperymentow artystow z psychotropami. A także uprawiania sztuki jako swoistej autoterapii. Jednak, paradoksalnie, właśnie depresja, tytułowa inspiracja omawianej wystawy, charakteryzuje się tym, że chorzy na nią najczęściej ogarnięci są symptomatyczną niemocą, i nie są w stanie nic stworzyć...

Słusznie zatem rozpoczyna Magdalena Godlewska swój tekst kuratorski pytaniem "Jaka jest różnica między depresją a deprechą?" wskazując, że taka różnica w istocie istnieje. Nie trzeba być profesorem psychiatrii by zdawać sobie sprawę, że przy dzisiejszym stanie wiedzy depresja to tzw. jednostka chorobowa, nie zaś znany nam wszystkim smutek, dół, a nawet rozpacz - czyli prawidłowe reakcje na przeżycia - a już na pewno nie jedna z wielu innych przypadłości, jakimi Psyche nęka rodzaj ludzki. Problem z wystawą tkwi w tym, że ów wspomniany tłum widzów, przyciągnięty swojskim i nieco sensacyjnym tematem z życia, odpowiedzi na to pytanie nie otrzymał, mógł za to nacieszyć się świadomością obcowania z kilkoma dużymi nazwiskami polskiej sztuki. Być może czując niedosyt, ta sama publiczność przybyła niezwykle licznie na zaaranżowany następnego dnia panel pt.'Seans psychiatryczny', który z seansem na przysłowiowej kozetce nie miał oczywiście nic wspólnego - było to po prostu spotkanie dyskusyjne pomiędzy artystami biorącymi udział w wystawie (stawili się w liczbie 1), jej kuratorką, koordynatorką oraz dyrektorką Bunkra - czyli przedstawicielkami Sztuki, a autentycznym kwiatem krakowskiej psychiatrii w pięciu utytułowanych osobach reprezentujących Naukę.

Takie strategiczne zantagonizowanie stron dyskusji to raczej znany chwyt przyciągający publiczność, bo w tym akurat przypadku ustawianie tych dwu dziedzin jako wzajemnie sprzecznych wydaje się zabiegiem mocno powierzchownym. O wiele bardziej zasadne z wielu względów byłoby przeciwstawienie sobie np. sztuki i polityki czy sztuki i aktywizmu społecznego. Tu, wcale nie dygresyjnie, pozwolę sobie powróżyć, że takie właśnie emocje czekają nas w niedalekiej artystycznej przyszłości. Być może ta wystawa, wraz z nieśmiałymi jeszcze przebitkami malarskiego surrealizmu, to początek końca hegemonii sztuki zaangażowanej. Powoli, powoli, tzw. rzeczywistość ustępuje miejsca lacanowskiemu Realnemu, a sztuka jako ekspresja tego, co niewypowiedziane, znów wraca do łask, a może po prostu do siebie.

Fragment pracy Pacjenci Zbigniewa Libery
Fragment pracy Pacjenci Zbigniewa Libery

W końcu przełom kulturowy, z którego narodziło się myślenie o sztuce w sensie współczesnym, to także początki myślenia o dolegliwościach ducha w kategoriach nauki - w miejsce szaleństwa, opętania, dopustu bożego. Przypomnijmy ogromny wpływ psychoanalizy Freuda na sztukę początku XX wieku, i w następstwie ciągłe już czerpanie inspiracji z dziedzin kultury skupionych na mentality.

Z drugiej strony dziś, kiedy wiedza o ludzkim mózgu staje się coraz bardziej fizyczna, psychiatria nadal zachowuje związki (o różnym natężeniu w zależności od szkoły) z dyscyplinami bardziej relatywnymi, intuicyjnymi, poszukującymi - jak psychoanaliza antropologia, nurty filozoficzne, medycyny alternatywne, holistyczne itp.

Biorąc pod uwagę zbieźności, swoiste wyobcowanie obu dziedzin i ich szczególne, nie do końca akceptowane (zrozumiane) w społeczeństwie role, wydawać by się mogło, że dyskusja o związkach sztuki i psychiatrii upłynąć powinna w miłej i przyjaznej atmosferze pełnej wzajemnego zrozumienia ;) Tak się jednak nie stało. Ale zanim przejdę do samego zajścia chciałabym przybliżyć jego podłoże, czyli omówić wystawę.

Fragment pracy Kurtyna modlitwy Lise Kjaer
Fragment pracy Kurtyna modlitwy Lise Kjaer

Otóż:

U wejścia do sali potykamy się o instalację Lise Kjaer "Kurtyna modlitwy" (2008): leżące na podłodze poduchy - duże, białe, przypominające ścienną tapicerkę w celach dla obłąkanych. Przy okazji zaplątujemy się w zwieszoną z sufitu siatkę, do której przytwierdzać mamy piórka i paski papieru z opisami swoich własnych życzeń. Powstający eksponat przywodzi na myśl słynną instalację "Instrukcje" Yoko Ono w formie drzewa, czy właściwe wishing trees znane w wielu kulturach i kojarzy się raczej z radosną twórczością hippie niż z depresją: o proszę tu poduszeczka, tu joint i razem odpływamy w świat marzeń. Co najwyżej przypomina to metody terapii grupowych (z uśmieszkiem Woody Allena w tle)
"Lekkość bytu" tozawsze jakiś sposób na niemoc wobec cierpienia. Dystans, humor to często też ratunek przed własnym popadnięciem w czarną dziurę. Może pojawi się jeszcze nie raz...

Dominik Lejman, Wiosenne spotkania z depresją
Dominik Lejman, Wiosenne spotkania z depresją

Prześmiewczy wręcz nastrój panuje w sąsiedniej wideo/foto instalacji Dominika Lejmana "Wiosenne spotkanie z depresją" (2006). Jest to zapis z rzeczywistego sympozjum (ten tytuł!) i zarazem pleneru, w którym autor uczestniczył wraz z innymi artystami. Na zbiorowym zdjęciu wszyscy są radośni, jak to "na wyjeździe".
Depresja często uaktywnia się właśnie wiosną. Nachalna energia płynąca z wszechobecnego budzenia się do nowego życia może być szczególnie upierdliwa. Uwydatnia tylko naszą nieadekwatność...

List Oskara Dawickiego
List Oskara Dawickiego

Podobnie niewinno-cyniczny jest świetlistoróżowy list od Oskara Dawickiego (2008), który oznajmia, że nie może wziąć udziału w tej edycji wystawy, gdyż jest zakochany, a więc poza zasięgiem depresji. Ha ha, kto nie zna działań performerskich artysty i prac grupy Azorro mógłby się rozczulić - być może calkiem słusznie, ale - jedną ze znanych strategii Dawickiego jest właśnie znikanie, podważanie własnej obecności, substytuowanie jej zmanipulowanymi kontekstami. Trudno uwierzyć w szczerość listu, który wygląda jak wyznanie gimnazjalistki. Trudno więc uwierzyć w domniemaną wcześniejszą depresję autora. Rozbrajająco wyrafinowane.
Miłość to jedyne co tak naprawdę nas obchodzi.
Sex to jedyny prawdziwy motyw ludzkich działań.

Bogna Burska, Małgorzata
Bogna Burska, Małgorzata

Podobnie trudno umiejscowić świetną pracę Bogny Burskiej "Małgorzata" (2006) na mapie chorób psychicznych. Tak na oko mieści się gdzieś w okolicach kompulsywnego zespołu obsesyjnego. Kobieta w owalnym lustrze (jak z horroru "Ring") nakłuwa sobie skórę wokół szyi tak, że tworzą się krwiste korale. Pomijając wielość znaczeń jest to powalająco piękny, i zarazem prosty, czysto performatywny gest, bardzo świadome dzieło artystki, która dokładnie wie co i jak, a przy tym konsekwentnie "pracuje z krwią".
Ciało, które wydziela, żyje. Ma swoją tożsamość. Fizyczny ból przywraca utracone poczucie kontroli nad własnym życiem. Jest piękny, jest z nim do twarzy...

Fragment pracy Katarzyny Kozyry, Olimpia
Fragment pracy Katarzyny Kozyry, Olimpia

Inaczej, bo nie na bazie dyskursu, ale z własnego doświadczenia choroby nowotworowej, i to na bieżąco, stworzyła niemal tak ikoniczną już w polskiej sztuce, jak pierwowzór w światowej, foto/wideo instalację "Olimpia" (1993) Katarzyna Kozyra. Dzieło i jego właściwy kontekst są tak znane, że wpisywanie go w tę wystawę wydaje się dość naciągane, a może raczej wyzywające? Bo co tak naprawdę uderza w pracy Kozyry, i w ogóle w jej postawie artystycznej, to tzw. Total: determinacja, która nawet z tak traumatycznej sytuacji potrafi wydobyć sztukę. Zarazem autoreferencyjną i krytyczną wobec norm myślenia o chorobie, estetyce ciała, wreszcie o libido. Może nawet budzić bardziej podziw graniczący z irytacją, niż empatię.
Trzeba mieć cel w życiu, żeby to przeżyć.
Nie patrz. Nie myśl o tym. Nie wywołuj wilka z lasu.

Alina Szapocznikow, Głowa Piotra
Alina Szapocznikow, Głowa Piotra

Innego rodzaju przełożenie życia naznaczonego chorobą na sztukę prezentowała 30 lat wcześniej Alina Szapocznikow. Na tej wystawie nie znajdujemy jednak najbardziej charakterystycznych dla jej twórczości fantazmatow kobiecego ciała - jej ciała, ale woskową plaskorzeźbę "Głowa Piotra" (1966). Portret syna to portret cierpienia. Wydaje się, że nie stworzyła go świadoma potrzeba wypowiedzi, ale ręce szukające ukojenia w samej czynności obrabiania plastycznej masy. Zajęcia oparte na kontakcie z posłuszną materią, na manualnych, zmysłowych czynnościach jak tworzenie rzeźby czy ceramiki, są często wykorzystywane w pracy z chorymi. Ta praca artystki nosi właśnie takie behawiorystyczne ślady, wiarygodną dla rozpaczy czy rezygnacji estetyczną obojętność. Oby nadchodząca wlaśnie moda na Szapocznikow (na fali re-interpretacji twórczości artystek lat 60/70tych) nie zastąpiła osobistej, intymnej jakości jej sztuki zimnym, genderowym dyskursem.
Kwiaty są tak delikatnie doskonałe - i są. Dlaczego my nie?

Magda Moskwa, Ubranie
Magda Moskwa, Ubranie

Bardzo trafnie oscyluje na granicy tematu wystawy praca Magdy Moskwy - "Ubranie" (1997), to jeden z jej osobliwych ubiorów/upiorów , który, wbrew pretensjom zgłaszanym przez jednego z profesorów-dyskutantów, wcale nie ma być kaftanem bezpieczeństwa, ale mentalnym kombinezonem, który powoduje cierpienie, bądź też jest jego materializacją. Szkoda, że w tej edycji wystawy zabrakło obrazów artystki - malarstwa o wyjątkowej sile rażenia; surrealnej i jednocześnie bardzo namacalnej potworności, budzącej u widza niezdrową fascynację voyeura. To perwersyjna sztuka oddziałująca depresyjnie poprzez formę i nastrój, które skrywają temat.
To jest kurwa naprawdę fajne malarstwo.

Grzegorz Sztwiertnia, Przyjemność tekstu
Grzegorz Sztwiertnia, Przyjemność tekstu

Tymczasem wideo Grzegorza Sztwiertni - w typowo dla artysty hermetycznym klimacie odrealnionej, symulowanej psychozy - odwołuje się do naszego zniewolenia przez język. Widzimy mężczyznę w piżamie (chorego?), bibliotekarza-pasjonata, który lunatykuje wśród regałów z książkami. W połączeniu z tytułem "Przyjemność tekstu"* obraz wskazuje na oniryczno-onanistyczny charakter obcowania z językiem jako narzędziem poznania, i jednoczesne uzależnienie stanu naszej jaźni od jego absolutnej władzy nad świadomością: to co nazwane - jest / czego nie nazywamy - nie ma. Wsłuchując się w głos w tle rozpoznajemy fragmenty książki pod tymże* tytułem autorstwa Rolanda Barthes´a , który dowodzi, że pomiędzy tekstem a oddanym czytelnikiem buduje się więź zmysłowa, erotyczna niemal; to obsesja raczej, może obłęd, nie depresja. Nie czujemy w tej pracy cierpienia, ale błyskotliwy intelektualny żart, a nawet pocieszenie, że zaburzenie normatywnej równowagi może wzbogacać pewne sfery życia, choć odciągać od innych. To charakterystyczne dla Sztwiertni ukazanie choroby jako stanu wyższego zachęca do akceptacji unikalnego stanu rzeczy, a może raczej słów?
Wszystko
Jedno

Praca Jadwigi Sawickiej
Praca Jadwigi Sawickiej

Bardzo bezpośrednio do determinującej nasze emocje mocy słów odwołuje się twórczość Jadwigi Sawickiej. Tu jednak kuratorka zbytnio zawierzyła wypracowanej przez artystkę charakterystycznej formule wyrazów/obrazów, które jako samodzielne, wyabstrahowane ikony silnie działają - choć dziś już może bardziej na zasadzie przewidywalności, ale jednak. Tymczasem fotografia (2007) osoby w czerwonej sukni z przyczepionymi do skóry dekoltu i pleców licznymi napisami "niedobra" wydaje się w tym kontekście nie tylko dosłownie przegadana - w sposób typowy raczej dla feministycznego dyskursu (w sztuce). Jest jakby zabłąkana nie na tej wystawie, co trzeba.
Niedobra praca. Słowa wżerają się w skórę i nie można jej domyć. Przyjdzie czarna ręka i wszystko wyszoruje i będzie znowu czysta.

Element pracy, Depresja Elizy Galey
Element pracy, Depresja Elizy Galey

Praca "Depresja" (2006) Elizy Galey, artystki znanej z serii dziurkowanych portretów, może łatwo zostac uznana za zbyt ilustracyjną, gdyż łatwo przeoczyć to, co w niej najważniejsze. Stojąc w normalnej odległości od niej, widzimy ustawiony z boku na podłodze monitor ze statycznym wideo leżącej w odrętwieniu dziewczyny (czasem wstaje i tępo patrzy w komputer), a na ścianie po prostu symboliczne dwa kwadraty w przysłowiowym kolorze blue. Trzeba dać się przyciągnąć opalizującemu błękitowi i podejść naprawdę blisko by zobaczyć, że to białe obrazy pisane Braille´m, oświetlone kolorem. Ryzykownie subtelny zabieg, ale może tym cenniejszy. Wykłute szpilką siedzące postacie kobiet są jakby zawieszone w próżni, znikające w swym własnym mniemaniu, a sama technika nawiązuje do obsesyjnej i jednocześnie tłumiącej napięcie manualnej czynności.
Co z oczu to z serca. Wszyscy to widzą.

Anna Konik, Przezroczystość
Anna Konik, Przezroczystość

Sąsiednie wideo Anny Konik "Przezroczystość" (2004) przeciwnie, wydaje się strategicznie stworzonym emocjonalnym nadużyciem. Sfilmowanie zwierzeń wybranych osób (bezdomnego, samotnych), historii niewątpliwie poruszających, wydaje się na tej wystawie zbyt reportersko intencjonalne, metodyczne. Pewna wrażliwość jest przekonująca tylko w życiu, czasem w naprawdę dobrym dokumencie. Przeniesiona do sztuki i podpisana nazwiskiem artysty po prostu zaciera (może najszczersze) intencje.
Sorry. Sorry. Sorry. Sorry. Sorry. Sorry. Sorry...

Fotografie Martina Zet
Fotografie Martina Zet

Fotografie Martina Zeta (2007) - czy Czesi zawsze muszą żartować?
Jak będziecie tak robić miny i rozciągać skórę to porobią się wam zmarszczki i co? No?!
Co wtedy??!

Fragment pracy Zbigniewa Libery, Pacjenci
Fragment pracy Zbigniewa Libery, Pacjenci

Fotografie Zbigniewa Libery idą dalej: "Pacjenci" (1987). Nie wiemy kim są, i co im dolega. Jest para razem, i osobno. Ich oczy razem, i osobno. Głównie te oczy.
Oczy Wiście. Tylko. Zawsze.

Monika Sosnowska, Klamka
Monika Sosnowska, Klamka

"Klamka"(2008) Moniki Sosnowskiej, jakże przysłowiowa. A więc w tym pokoju jednak była klamka... Ktoś ściskał ją tak długo nie wiedząc, czy wyjść, że odcisnął na niej zaciśnięte palce. Dzieło proste, mocne, pewne - jak uścisk dłoni terapeuty, któremu należy zaufać;)
Klamka zapadła.

Heryk Stażewski, Model wnętzra
Heryk Stażewski, Model wnętzra

I następnie właśnie te prace, które można uznać za reprezentacje metod terapeutycznych:

Henryka Stażewskiego "Model wnętrza" (1976) - błękitny pokój w założeniu miał uzdrawiać, ale raczej możnaby w nim zwariować.
Dlaczego nie NIEBO?
BO NIE!

Barbara Kasprzycka-Łosiak, Energy exercices
Barbara Kasprzycka-Łosiak, Energy exercices

Barbary Kasprzyckiej-Łosiak "Energy exercices" (1999) to obrazy/odbitki, przypominające zdjęcia rentgenowskie czy też wydruki z innych tajemnych maszyn do prześwietlania naszego wnętrza - tu właśnie wnętrza w sensie meta - ale wszystko się łączy. Istnieje metoda, bardziej warsztatowa niż psychoanalityczna, stosowana przez artystów pracujących cialem (aktorów, tancerzy, muzyków) polegająca na uświadamianiu sobie energii ciała, jego mocy i słabości, przez specyficzne użycie rysunku. Ta praca przypomina taką formę autoekspresji. Jednocześnie powstaje pytanie jak szeroko stosowana w psychiatrii praca z pacjentem wykorzystująca akcesoria przypisywane sztuce, ma się do sztuki?
Nie ma się.

Andrzej Wróblewski, Portret organiczny
Andrzej Wróblewski, Portret organiczny

I na potwierdzenie powyższego przejmująca bardzo wprost, doskonała warsztatowo monotypia Andrzeja Wróblewskiego "Portret organiczny" (1957), przedstawiająca mężczyznę z wnętrzem (nie, tak poważnie), przekrój przez ciało ze szczególnym realistycznym uwzględnieniem narządów trawiennych, podczas gdy serce to tylko serduszko. Depresja (faktycznie zdiagnozowana wówczas u artysty) jako totalne doświadczenie siebie, wywrócenie się na lewą stronę (bez podtekstów).
Jest Się.
To, o czym mówimy "serce" jest w brzuchu. Tam siedzi i bije od środka.

Katarzyna Kida, Baby blues
Katarzyna Kida, Baby blues

Na koniec dylemat: ilustracyjna, niemal szkolna instalacja Katarzyny Kidy "Baby blues" (2007). Podwieszony wysoko u sufitu ni to płaszcz, ni to welon z białej fliseliny. I głos małego dziecka recytującego modlitwę. Jakoś tak jest, że nagrany głos dziecka jest zawsze niesamowity. Dziwny ogromny płaszcz to jakiś wielki, nieobecny dorosły, duch, postać pusta. Autorka (jako jedyna z artystów) uczestniczyła we wspomnianej na początku dyskusji i objaśniła pracę jako reprezentację religijnej wizji, która towarzyszyła jej podczas faktycznie przebytej depresji poporodowej. Odpowiedziała niejako na pytanie "i co pani wtedy czuła?". Może dla widza bywa lepiej nie znać intencji artysty? Czy liczy się efekt, czy geneza? Bo na pewno była w tej pracy wywołująca dreszcz niesamowitość, prosty, intynktowny niepokój.
Gazeta Wyborcza. Akcja "Rodzić po ludzku".
Poczytać. Nie rodzić.

By podążyć dalej tym tropem przywolam taki obrazek - zapewne znany nawet mniej gorliwym kinomanom (szczególnie kina amerykańskiego, które lubi powielać pewne chwyty): tajemnicza historia osoby (najczęściej dziecka lub kobiety, ofiary zbrodni, choroby, molestowania itp) która nie mówi, co jej jest. Wtem dziwnym trafem odnajduje się jakiś jej rysunek i...już wszystko wiemy, diagnoza gotowa, śledztwo zakończone. "Złe" zostaje zidentyfikowane, malowanie leczy i pomaga policji ;-). I nasze niedowierzanie...czy to sztuka...i czy to takie proste?

Do tej sprzeczności m.in. odwołali się lekarze zaproszeni do dyskusji, stawiając jednocześnie sztuce współczesnej zarzut przejmowania przez nią dyskursów zarezerwowanych dla fachowcow i ich nieprofesjonalne rozwijanie. Zarzut byłoby trudno podważyć, pamiętając wiele przykładów retorycznych nadużyć kuratorów (i czasem artystów), gdyby nie wspomniana wcześniej wyjątkowość psychiatrii jako nauki w jakimś sensie "nienaukowej". I, co oczywiste, wciąż poszerzającego się pola zainteresowań sztuki, którego nie da się i chyba nie należy ograniczać. Sugerował to jednak profesor Bomba, zalecając artystom powrot do "źródeł", czyli pędzla i dłuta, które pozwolą im wyrażać stany emocjonalne w postaci estetycznych reprezentacji bez owych dyskursywnych uzurpacji. Tym samym, niejako wbrew sobie, ustawił sztukę na równi z terapeutycznymi metodami wizualizacji emocji. Na potwierdzenie takiego stanowiska doktor Dudek pokazała bardzo sprawnie przygotowaną prezentację dość oczywistych, ale niezaprzeczalnie ikonicznych w historii sztuki dzieł artystów "naznaczonych": od Boscha i Durera, poprzez Goyę, Van Gogha, surrealistów, Muncha itd. Jednak ta podróż (senty)mentalna zakończyła się na Rothko, nie dotknęła sztuki najnowszej i nowych mediów.

Stąd możnaby wnioskować, że dla naukowców, ludzi światłych, podobnie jak dla większości niewyedukowanego artystycznie społeczeństwa, sztuka sprowadza się do czysto manualnych technik i tym samym ma pełnić rolę "efektu lustra" uniwersalizującego ludzkie doświadczenie. To zabawne, gdyż specjaliści sami akcentowali różnicę między terapeutyczną wizualizacją a dziełem sztuki. Wygląda jednak na to, że według nich polega ono jedynie na zademonstrowaniu umiejętności warsztatowych, czy też tzw. talencie.

Wyłania się z tego rozumowania dziwny, acz wart namysłu wniosek, że postęp wiedzy klasyfikującej od nowa niesprecyzowne wcześniej bóle duszy, a z drugiej strony intelektualizacja okołoartystycznej atmosfery, odbiera artystom możliwość wiarygodnego wyrażania emocji przy użyciu środków charakterystycznych dla naszego czasu - a czasem będących wręcz źródłem mentalnych kryzysów (np. przestrzeń wirtualna, której początki możemy dostrzec w fotografii i filmie). W pewnym sensie te środki wyrazu, które oddalają tworzenie sztuki od pracy ręcznej, same w sobie narzucają złożoność i dyskursywność dzieła. Stąd m.in. bierze się dzisiejszy problem z malarstwem - ono po prostu nie jest w stanie udźwignąć intelektualnych oczekiwań, jakie narosły wokół sztuki w wyniku upowszechnienia intermedialnych środków wyrazu. Stąd można usłyszeć, że z jednej strony świetny warsztat to jeszcze "nie dosyć", a z drugiej, że dyskurs to "zmanipulowana nadbudowa". Stąd zapowiadany wcześniej powrót malarstwa do surrealu i emocji.

Jak zatem rozwiązać problem wystawy zbiorowej, prezentującej artystów różnych mediów w kontekście tematu dotyczącego emocji? Wystawa "Depresja" pokazuje, jak trudno dziś autorom artystycznych przedsięwzięć z ambicjami pogodzić ową chęć wejścia w życie, przychylenia się do tematów egalitarnych, z własnymi (i środowiskowymi) oczekiwaniami intelektualnego dyskursu. I jak mylnie bywają . interpretowane i oceniane te aspiracje przez przedstawicieli nauki.Co jednak nie przesądza o ich niższości.

Dyskusja w Bunkrze sprawiła tu pewien zawód, gdyż ani autorki wystawy nie wydawały się dostatecznie przygotowane na dość oczywiste zarzuty naukowców, ani ci nie byli w stanie spojrzeć na sztukę współczesną jako wartość "pomiędzy". W dzisiejszej rzeczywistości, w której absolutna pewność koegzystuje z wciąż rosnącym poczuciem relatywizmu i wielości, to sztuka właśnie działa jak wymarzony czuły barbarzyńca;) - wrażliwy i jednocześnie pierwotny obraz naszych czasów.

Piszę tu wciąż "sztuka", ujmując w całość różne indywidualne działania, by chwilowo przyjąć dystans do wewnątrzartystycznych dyskusji nad wartościowaniem. Podsumowując wystawę trudno jednak od niego uciec. Powyższe rozważania skłaniają jednak do zidentyfikowania pewnego nowego klucza. Jeśli miałabym go streścić, wyglądałoby to mniej więcej tak:

Sztuka współczesna nie ma być jednoznacznym przekazem, reprezentacją Prawdy. Nie powinna stawiać sobie zadań pokrywających się z tekstualnymi dyskursami, bo po co byłaby wtedy "sztuka"?. Ma jednak być środkiem poszerzającym nasze poznanie, prowadzić do prawdy poprzez swą oczywistą fikcyjność. Co więcej, im mniej ma cech imitacyjnych, tym jest ciekawsza, bardziej intrygująca, po prostu lepsza. Tak się składa, że najbardziej świadome i dojrzałe prace na tej wystawie (Burska, Moskwa, Sztwiertnia, Kozyra, Dawicki?) mają bardzo niewiele wspólnego z wyjściowym tematem, ale wiele z jej atrakcyjnością jako prezentacji dzisiejszej sztuki - mącą, intrygują, zwracają uwagę na coś nie do końca jasnego i...przyznają się do swojej 'sztuczności'. Tym samym korespondują z problemem choroby psychicznej jako złożonego fantazmatu, nie tylko symptomu. Natomiast z emocjami wyrażanymi wprost najlepiej 'radzą sobie' prace noszące ślady zmagania z medium (Szapocznikow, Stażewski, Sosnowska, Kida, Kasprzycka) jednak artystycznie przekonują tylko wówczas, gdy są najwyższej próby (Wróblewski, Galey?) - tak jak dzieła dawnych mistrzów. Sztuka się zmienia - to truizm na maxa - ale chodzi mi tu o konieczność weryfikacji tzw. kryteriów, także w zależności od jej mediów, których po prostu nie można już traktowac jak różnych odmian tego samego owocu. Różne media sztuki to różne gatunki ekspresji, które coraz bardziej różnicują jej dyskurs.

Wystawa 'Depresja' świetnie reprezentuje tę sprzeczność. Po jednej stronie wrażliwość intencji, po drugiej chęć stworzenia po prostu atrakcyjnej wystawy. Po jednej - intelektualne zakusy, po drugiej - mieszanka prac bez wyraźnego klucza. Być może należało dogłębniej poszperać, i zamiast kilku głośnych nazwisk pokazać prace mniej znane, ale bardziej adekwatne. Albo poszerzyć tematykę od specyfiki depresji po 'stany psychiczne' w ogóle, lub skupić się np. na dyskusji z psychoanalizą. ALE. Ale wówczas tzw. lepsza wystawa nie unaoczniłaby tych wszystkich dolegliwości systemu funkcjonowania poszczególnych trybików sztuki jako zjawiska współczesności. W sumie jest to bardzo stymulujący mix.

I być może to nie nauka i sztuka nie znajdują płaszczyzny porozumienia, ale dwa zbyt ortodyksyjnie stosowane w odniesieniu do nich paradygmaty: prawda i fikcja. To trudny dylemat, gdyż chcielibyśmy widzieć w sztuce prawdę, tymczasem odnajdujemy manipulację, która jest w pewnym znaczeniu jej istotą, gdyż podobnie jak w psychoanalizie, nie chodzi w niej o wyleczenie, ale odnalezienie drogi do własnej indywidualnej trasy przez dany nam emocjonalny kod. Podobnie jak choroba psychiczna, której materialnie nie ma, sztuka niematerialnie jest. I to właściwie wystarczy.

Proponuję przyjąć dla wystawy WYNIK POZYTYWNY - jak przewrotnie określa się rezultat badania, który dla chorego jest często wyrokiem raczej na minus. I takie podsumowanie, korzystające z tej przewrotności, będzie chyba najlepsze;)

Fotografie autorki

PS1. Aby utożsamić się z beznadzieją depresji poprzez sztukę, proponuję udać się do górnej sali Bunkra Sztuki - niebieska taśma Krasińskiego na czarnych stronach luster to jej najlepsza wizualna reprezentacja, jaka jest w tej chwili w Bunkrze...ale bije od niej chłód. Cczy umiemy jeszcze odczuwać emocjonalnie awangardę?..

PS2. ...a następnie proponuję udać się do Muzeum Sztuki w Łodzi, gdzie prezentowany jest wybór ze stalej kolekcji pt. "Poza zasadą rzeczywistości" według klucza - nomen omen - psychoanalizy. Coś jest na rzeczy ;-) Ta wystawa to manipulacja niemal doskonala, bardzo ciekawy sposób na sztukę, i prawdziwa lekcja do przerobienia, nie odrobienia! Cdn...

MB

Depresja, Bunkier Sztuki, Krakow, 10.04 - 22.05.08.
Artyści uczestniczący w wystawie:
Alina Szapocznikow (zbiory Muzeum Narodowego w Krakowie), Jadwiga Sawicka, Anna Konik, Monika Sosnowska (praca z prywatnej kolekcji), Bogna Burska, Barbara Kasprzycka, Magdalena Moskwa, Lise Kjaer (Dania/USA), Katarzyna Kida, Eliza Galey, Katarzyna Kozyra, Henryk Stażewski (praca z Muzeum Narodowego w Warszawie), Oskar Dawicki, Zbigniew Libera, Grzegorz Sztwiertnia, Dominik Lejman, Andrzej Wróblewski (praca z Muzeum Narodowego w Krakowie), Martin Zet (Czechy)

Kuratorka: Magdalena Godlewska, koordynatorka: Anna Bargiel

W dyskusji ze strony nauki udział wzięli: prof.dr hab. Maria Orwid, dr med. Dominika Dudek, prof.dr hab. Jacek Bomba, prof.dr hab.lek med. Jerzy Aleksandrowicz, dr Andrzej Kowal.

Fragmenty ekspozycji Edwarda Krasińskiego w Bunkrze Sztuki
Fragmenty ekspozycji Edwarda Krasińskiego w Bunkrze Sztuki

Fragmenty ekspozycji Edwarda Krasińskiego w Bunkrze Sztuki
Fragmenty ekspozycji Edwarda Krasińskiego w Bunkrze Sztuki