Zagubione w realności. Płótna Wojciecha Gilewicza

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Wojciecha Gilewicz
Wojciech Gilewicz

Zarówno fotografie, jak i serie malarskie Wojciecha Gilewicza są mocno osadzone w realnych obrazach, mimo że przedstawiają sytuacje, które na pozór nie mogłyby mieć miejsca. Dlaczego? Ponieważ są z samego założenia aktem intencjonalnym. Zawierającym w swej formule jego indywidualne, a więc niepowtarzalne podejście do odtwarzanej czy stwarzanej mimikry. Projekt malarski, przeprowadzony w ciągu ośmiu miesięcy w śródmieściu Wrocławia był taką właśnie próbą oswojenia i nazwania wypożyczonej na potrzebę płótna miejskiej rzeczywistości. Spróbujmy najpierw spojrzeć na wcześniejsze realizacje, by przekonać się o konsekwencji tej postawy.

Tworzony od 2002 roku fotograficzny cykl "Oni", prezentując dynamiczne wnętrza i aranżowane sytuacje dialogu, wprowadzał w tak odtwarzaną rzeczywistość błąd - relacje między modelami na zdjęciach nie mogłyby zaistnieć z racji tego, że każdy z nich był wiernym autoportretem artysty. Doznanie zwyczajnej codzienności, wyrażającej się w takich gestach, jak czytanie książki, dialog w łazience czy inne domowe czynności pomiędzy dwojgiem ludzi, zostało przekształcone w egotyczny dialog z samym sobą.

Wojciecha Gilewicz
Wojciech Gilewicz

W nieco inny sposób owo naciąganie rzeczywistości podejmuje Gilewicz w swych malarskich realizacjach. Czy to w galerii Arsenał w Białymstoku, w której porozwieszał płótna jeden do jednego prezentujące przedmioty organizujące przestrzeń, takie jak drzwi czy okna, w galerii Foksal, do której bezpośrednio przeniósł płótna, które wcześniej tak wiernie odtwarzały fragmenty krajobrazu parku, że można nimi było przykrywać poszczególne jego elementy, aż po wystawę stworzoną dla Deutsch de la Meurthe w Paryżu, gdzie jego płótna wtopione zostały w okalający galerię park - przykryły kosz na śmieci czy chodnikowe płyty. W Paryżu pokazowi w galerii, składającemu się z fotograficznej rejestracji malarskich zmian w otoczeniu, towarzyszyła ulotka z mapą, na której zaznaczone zostały miejsca ekspozycji w przyrodzie. W ten sposób Gilewicz skłonił się po raz kolejny ku mistyfikatorskiej funkcji sztuki, pozostawiając sobie jednocześnie możliwość jej wyjaśniania. Jego realizm przedstawiania zostaje udowodniony poprzez całkowite stopienie się obrazu z przedstawianym na nim obiektem. Artystyczny gest zostaje odkryty z zaskoczenia. Wprowadza to niemiłe (a może właśnie miłe) uczucie u widza, że może być "narażony" na sztukę wszędzie, gdzie się obróci. Chciałoby się użyć truizmu, że artysta to ten, który zdaje się widzieć nie tyle lepiej, ile bardziej.

Na tle tych realizacji projekt przygotowany dla galerii Entropia we Wrocławiu wydaje się najbardziej konsekwentną ingerencją tego typu przedstawień w rzeczywisty obraz miasta. Projekt składa się z dwóch powiązanych ze sobą części. Pierwsza polegała na wiernym odtworzeniu na płótnie zastanych w mieście elementów odnajdywanych w okolicach wrocławskiego rynku, takich jak oblepiona papierowymi reklamami skrzynka z licznikami prądu, poznaczona zaciekami płycina przy wejściu do budynku czy pojedyncza betonowa płyta chodnika. Wierne kopie tych fragmentów w skali jeden do jednego, namalowane w technice olejnej jesienią 2006 roku, zostały umieszczone w miejscach, które przedstawiały - realne elementy zniknęły pod malarską atrapą. Proces malowania oraz zakrywania płótnami poszczególnych miejsc został zapisany w formie wideo, które nakręcił i zmontował Mariusz Jodko. Dokumentacja ta, włączona do projektu, była pokazywana na wernisażu wystawy w Entropii oraz na życzenie gości galerii, pokazywana przez cały czas trwania projektu. Następnym jego etapem było pozostawienie dwunastu płócien w miejscach, które jednocześnie były przedstawiane i zakrywane. W ciągu ośmiu miesięcy, na ich strukturę mogły działać naturalne miejskie czynniki. W galerii, oprócz możliwości zapoznania się z wideodokumetacją, została przygotowana mapa z odręcznymi opisami miejsc, w których Gilewicz zainstalował swe obrazy. Ta faza wydaje się ciekawsza dla idei odtwarzania rzeczywistości, tworzenia miejskiej mimikry. Płótna zostały zostawione samopas - niczym nienaświetlone klisze - by po części zanegować potrzebę artysty dla odtwarzania czy też stwarzania miejskiego krajobrazu. Skutki tego działania przybrały różne formy. Warunki atmosferyczne oraz naturalne dla miasta zanieczyszczenia czy ingerencje przechodniów w znaczny sposób przekształciły strukturę tych prac. Na obrazach Gilewicza przyklejano plakaty, chodzono po nich, obijano je kołami rowerów, zanieczyszczano. Z niektórych, tak jak z jednego umocowanego na płycie chodnikowej, pozostały strzępy. Kilka skradziono. Jeden z nich, ściągnięty przed zimą, pojawił się znów na swoim miejscu na wiosnę, z listem wsuniętym za ramę, informującym, że obraz został zabrany do... konserwacji przez grupę Transparente. Ponadto, właściciele Entropii, przez cały czas trwania akcji monitorowali stan obrazów. W ten sposób powstał żywy zapis bezpośredniego działania ulicy na sztukę. Oprócz oczywistych zniszczeń, niektóre płótna przez zabrudzenia nabrały bardzo ciekawych walorów. Na początku czerwca Mariusz Jodko zarejestrował na wideo moment, gdy Gilewicz zabiera pozostawione w depozycie obrazy. 26 czerwca 2007 w Entropii otwarta została wystawa "Aporia malarstwa", prezentująca efekty ponadpółrocznego działania artysty, czasu i okoliczności na jego płótna - kwintesencja realności zawarta w zaledwie kilku skrawkach wypożyczonych jej na określony czas dzieł sztuki. Na drugą, ważną część wystawy złożyły się dokumentacje autorstwa Mariusza Jodko - filmy wideo i fotografie tworzone w ciągu trwania projektu. Wykonane w ten sposób na poły abstrakcyjne, na poły przypominające malarstwo materii, a przez to jeszcze bardziej realistyczne obiekty wróciły do otulających je swą opieką i bezpieczeństwem ścian galerii.

Wojciecha Gilewicz
Wojciech Gilewicz


Byłoby niesprawiedliwe postrzegać płótna Gilewicza jedynie przez pryzmat intelektualnej gry, jaką prowadzi z widzem. Kontemplacja otaczającej go przestrzeni, studiowanie jej w każdym aspekcie bez narzucania swego indywidualnego postrzegania, obserwacja jej wypaczeń i ukrytych paradoksów owocuje dopracowanymi, niejednokrotnie dynamicznymi relacjami z zastanych plenerów. W postawie i podejściu Gilewicza do płótna można odnaleźć buddyjską zgodę na kierowanie duktem pędzla nie tyle przez intelekt, i coś o wiele bardziej pierwotnego, niezwiązanego bezpośrednio z kulturą. Jest to sytuacja o tyle paradoksalna, że miejski plener, który artysta wybiera z całą świadomością napęcznienia od kulturowych kontekstów, jawi się tu jako jego środowisko naturalne. Środowisko, które choć naznaczone zostaje działalnością człowieka, wymyka się mu w chwili zapomnienia, braku reakcji na wytwór własnych rąk. To bardzo osobiste i introwertyczne rozprawienie się z pokładami własnej kultury, niepozostawiające prawie żadnego śladu na jej tkance, zwiększa jej znaczenie przez osadzenie poszukiwań w realności.

Twórczość Gilewicza zdominowana jest przez dwie pozornie sprzeczne tendencje: zaznaczania na fotografiach swej pozycji jako nie w pełni obiektywnej figury artysty oraz swobodnego puszczania procesu aktu twórczego na płótnach, które tę figurę redukuje do pozycji bacznego obserwatora, strażnika, narzędzia medium. Bez pretensji do składania autografu na odwrocie podobrazia. Tendencje sprzeczne pozornie, ponieważ za każdym razem poszukujące czegoś więcej niż tylko wyjaśnienia pojęć związanych z aktem twórczym.

fot. Mariusz Jodko, dzięki uprzejmości galerii Entropia.

Wojciech Gilewicz
Wojciech Gilewicz

Wojciecha Gilewicz
Wojciech Gilewicz