Niech żyje literatura! „Poszliśmy do Croatan” w toruńskim CSW

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

POSZLIŚMY DO CROATAN, WIDOK WYSTAWY
POSZLIŚMY DO CROATAN, WIDOK WYSTAWY

Pisanie nie może już oznaczać operacji zapisywania, notowania, przedstawiania, odmalowywania, jest performatywem, a więc dość rzadką formą wypowiedzi istniejącą wyłącznie w pierwszej osobie czasu teraźniejszego, której treścią jest akt i to dzięki niemu dochodzi ona do skutku. Nie można już skarżyć się, że autor tekstu nie nadąża za myślami, czy że godząc się na to nieuchronne spóźnienie powinien je podkreślać formą. Oddzielenie ręki od wszelkiego głosu nie opiera się na czystym geście wyrazu, tylko zapisu. Wyznacza pole bez początku i źródła albo przynajmniej pole, którego początkiem i źródłem jest sam język stawiający pod znakiem zapytania wszelkie źródło i wszelki początek...1

I tak chociaż Poszliśmy do Croatan zaczynam od hamletowskiego „udręczonego ducha", wiem, że to tylko umowny początek, który mógłby być końcem, zdarzyć się za chwilę wcześniej, później, wcale się nie zdarzyć. Wędrowanie nie odbywa się po przewidzianej drodze, dokonuje się od miejsca do miejsca, ale naprawdę istotne jest to, co pomiędzy. Niemożliwością jest podążanie wyznaczoną trasą - takiej nie ma. Kierunek zwiedzania nie tyle nie został określony, co po prostu uległ celowemu rozproszeniu zarówno na poziomie percepcji, koncepcji jak i praktyki. To, co łączę w narrację, to tylko pewna możliwość, potencjalność kontekstu, wypadkowa skręcenia w tę nie inną stronę, zatrzymania lub pominięcia. Opisanie całości byłoby niezrozumieniem „nie-kuratorskiego"2 gestu, dlatego jedyne, co mogę tu opisać, to fragment narracji, a ta zaczyna się dla mnie od porzucenia odruchu oglądania: tej wystawy się nie ogląda, ją się czyta.

POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY
POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY

Ściany zamiast głosić koleją śmierć sztuki, mówią po prostu: niech żyje literatura! Bo nie chodzi tu o dwie trzy linijki słów, które jesteśmy w stanie zrozumieć bez zatrzymywania, zmierzając w jakimkolwiek obranym przez nas kierunku. Jeśli chcemy przeczytać niedbale, ręcznie wymalowane czarną farbą na białych ścianach teksty z widocznymi pomyłkami, korektami, nie mamy wyjścia, musimy się zatrzymać na dłużej: widz zmienia się w czytelnika, myśliciela, tropiciela. Jak mówią nieoficjalnie inicjatorzy projektu idealny widz spędzi na tej wystawie ponad cztery godziny... Niewątpliwie masa tekstu jest tym, co narzuca się tu jako pierwsze i nieco przytłacza, daje odczuć wielopłaszczyznowość i nieskończoną możliwość zupełnie przypadkowych powiązań słów i narracji. Cała wystawa została zaaranżowana tak, jakby ktoś w trakcie pracy nad projektem nagle zmienił zdanie i zostawił to wszystko na pół dokończone, niedomalowane, z labiryntem ścieżek. Bardzo łatwo się tu zagubić, a odnalezienie konkretnej pracy, o której właśnie wyczytaliśmy z planu na osobnej kartce sprawia czasem nie lada kłopot. Proponuję osobiście nie próbować śledzić mapki na kartce ani nie szukać w tym labiryncie jakiejś konkretnej struktury, znaczeń, ukrytego wyższego porządku całości, bo go nie znajdziemy. Jak zresztą słusznie zauważył już jakiś czas temu Adorno, całość jest nieprawdą. Proponuję raczej zatopić się w tym całkiem przypadkowym układzie i ułożyć swoją własną narrację; potraktować tę przestrzeń jako nomadyczne terytorium, w którym co prawda przemieszczamy się od punktu do punktu, ale tak naprawdę najważniejsze jest to, co pomiędzy, intermezzo, przemiana, chwila. Przestrzeń ta nie zawiera żadnych śladów, a poruszanie się nigdy nie odbywa się w linii prostej, nie ma też pojęcia początku i końca...

JULITA WÓJCIK, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU
JULITA WÓJCIK, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU

Pierwsza odsłona projektu Poszliśmy do Croatan odbyła się pod koniec zeszłego roku w Gdańsku. Rozmawiałam wtedy z Danielem Muzyczukiem oraz Robertem Rumasem na temat ówczesnego szkicu i związanych z nim planów. Opisywana przeze mnie wystawa w CSW w Toruniu jest - można powiedzieć - realizacją tej trwającej ponad pół roku intensywnej wymiany myśli i korespondencji pomiędzy uczestnikami projektu a inicjatorami, którzy postanowili się przyjrzeć konkretnym gestom zniknięcia: Zniknięcie powszechnie kojarzy się z klęską. To, co niewidzialne, jest zewnętrzem życia publicznego, a niewidoczny nie ma wpływu na kierunek, w którym społeczność podąża. Lecz co się stanie, jeśli przyjrzymy się konkretnym gestom? Kiedy staniemy wobec postaw, które owo „zejście do podziemia" traktują jako element strategii? Te mikropraktyki niejednokrotnie stanowią ćwiczenia z Utopii, która choć niemożliwa w sensie globalnym, być może jest w zasięgu ręki jednostki. Wykluczenie społeczne może występować pod różnymi postaciami. Może być spowodowane splotem niekorzystnych okoliczności, ale może również stanowić autonomiczną decyzję osoby wykluczającej się. Projekt stawia sobie za zadanie badanie owych praktyk i ich przyczyn. Skupi się na różnych gestach ustanawiających prywatne utopie...[...] Zniknięcie nie oznacza jednak braku głosu. Głos zanikającego zostanie podtrzymany i wzmocniony poprzez artystyczne interwencje. Każdy z artystów przygotował dzieło, którego sednem jest przeniesienie się na peryferie społecznej przestrzeni. Prace te wyznaczają trudną do uchwycenia granicę pomiędzy prywatnym i publicznym, jak również pomiędzy realnym i wyobrażonym 3. Zniknięcia śledzimy na kilku płaszczyznach: obrazu, dźwięku, słowa oraz może przede wszystkim gestu. Oczywiście wymienione obszary czy płaszczyzny nie istnieją w izolacji, ale przenikają się wzajemnie i uzupełniają, tylko czasem jeden z danych elementów wybija się bardziej na powierzchnię. O słowie, zwłaszcza tym pisanym, zdążyłam już wspomnieć i będzie o nim jeszcze za chwilę; przejdę może póki co do dźwięku, gdyż tę wystawę obok czytania, należy słuchać.

FISCHLI & WEISS, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU
FISCHLI & WEISS, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU

Powtarzającym się motywem wypełniającym całą przestrzeń jest z pewnością instalacja Adama Witkowskiego, który wykorzystuje motyw dźwiękowy z Pikniku pod wiszącą skałą - krótki fragment powtarzany nieustannie tworzy bardzo niepokojące tło. Po pewnym czasie przestajemy niejako słyszeć już sam dźwięk, zanika on dla naszej percepcji i zwyczajnie o nim zapominamy, nadal pozostaje jednak uczucie niepokoju. Zakład Produkcji Dźwięku (Wojciech Marzec i Patryk Zakrocki) zrealizował interaktywną instalację Między uszami, pragnie ona pozostać w izolacji i z tego powodu otrzymała osobne pomieszczenie 4, pozwala wykasowywać prace innych artystów, prowadzi do ich zanikania. Nasza obecność w jej pobliżu jakakolwiek by nie była, zawsze będzie niestosowna, możemy więc - zdaniem inicjatorów tylko pamiętać o tym niezręcznym położeniu. Niesamowite wrażenie pozostawia praca Lukasa Jiricka oraz Paula Wirkusa - ukryta w kotarach dźwiękowa instalacja opiera się na odczytywanych fragmentach Williama S. Borroughsa. W tym prawie całkiem ciemnym pomieszczeniu ma się wrażenie, że przenosimy się do miejsca narracji - trójwymiarowe dźwięki tworzą zupełnie inną rzeczywistość: onomatopeiczne zdania, surrealistyczne opisy, tekst zderza się ze sobą na poziomie kilku gatunków... Połączenie dźwięku oraz materii występuje w pracy Sebastiana Buczka - artysta wykonuje płyty z materiałów, takich jak szkło, pleksi albo drewno, które pokrywa woskiem czy czekoladą. Ta dziwna konstrukcja-instalacja: postaci uderzającej miarowo w „instrument" oraz „grającej" płyty tworzy w pierwszym wrażeniu dość przerażający widok, dopiero za chwilę jesteśmy w stanie odebrać jej warstwę dźwiękową. W tej pracy wyraźne jest przede wszystkim poszukiwanie autentyczności: nietrwałej, ulotnej, ale jednak autentyczności zatopionej w szumie dźwięków, które są możliwe do usłyszenia tylko przez chwilę - towarzyszy im postępujący zanik.

BEZ TYTUŁU, ZDJĘCIE Z GONE TO CROATAN, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU
BEZ TYTUŁU, ZDJĘCIE Z GONE TO CROATAN, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU

Praca Syren TV to również instalacja do słuchania, żeby ją jednak usłyszeć, musimy zagłębić się w ciemności miękkiego pomieszczenia zdejmując uprzednio buty. Artystki przeformułowują Poszliśmy do Croatan na mówienie z perspektywy kobiety, bo kiedy zajrzy się w archiwa, to tak jakby cała historia została opowiedziana z wnętrza patriarchatu. Trzeba więc zapisane dokumenty przejrzeć na nowo, na nowo opisać historię, opowiedzieć przeszłość z perspektywy kobiety i o kobietach pominiętych na kartach historii. Autorki pytają nas, co mówią nam takie nazwiska, jak: Hipparchia, Hildegarda z Bingen, Cristine de Pisan, Abigail Adams czy Mary Wollstonecraft? Zapewne niewiele, a tymczasem powinniśmy o nich usłyszeć. Nazywam się Lilith, i jestem bohaterką jednej z najbardziej mizogynicznych ksiąg w historii, Starego Testamentu. Na początku nie było tak źle, jednak gdy okazało się, że nie chcę być poddana Adamowi, wygnano mnie z raju, zaś moją samodzielność okrzyknięto złem i szaleństwem... ...Nazywam się Artemizja Gentileschi, urodziłam się 8 lipca 1593. Malarstwa uczył mnie mój ojciec oraz polecony przezeń nauczyciel, Agostino Tassiego. Gdy mnie zgwałcił, nie chciałam wyjść za niego za mąż, tylko procesować się w sądzie. Tam poddano mnie torturom, uznając, że doprowadzi to do ujawnienia się prawdy, niemniej Tassiego skazano na rok więzienia, a ja zaczęłam karierę malarki. Judytę zabijającą Holofernesa namalowałam niedługo po zakończeniu sprawy. Jako pierwsza kobieta zostałam przyjęta do Accademia del Disegno we Florencji, szybko zajęłam się tematyką historyczną i religijną, dotąd niedostępną dla kobiet. Całe życie byłam samodzielna finansowo, malowałam władców, w tym Karola I brytyjskiego, królewską rodzinę w Hiszpanii5. Nie bez znaczenia pozostaje to, że w tym ciasnym i ciemnym pomieszczeniu kobiety nie widać: jak uczy nas historia sztuki, a zwłaszcza malarstwa, to zwykle kobiety traktowane były jako przedmiot, a nie podmiot, ktoś kto ma głos. Tutaj go otrzymują.

Przyjrzyjmy się teraz gestom. Julita Wójcik poważyła się na krok w dzisiejszej współczesności być może najbardziej radykalny, bo pozbawiła się własnej tożsamości w przestrzeni wirtualnej, zaprosiła też do uczestnictwa inne osoby. Wykorzystując mechanizmy pozycjonowania stron internetowych starała się doprowadzić do rezultatu, że kiedy wpisywaliśmy jej nazwisko w wyszukiwarkę, pojawiało się tylko odniesienie „gone to croatan". Projekt ten mówi o tożsamości naszych czasów - jeśli ktoś nie istnieje w „googlu", znaczy, że nie istnieje. Podchodzimy do papierowego laptopa, na którego ekranie właśnie nazwisko artystki zostało wpisane w wyszukiwarkę. Papier w tym kontekście nie przeszkadza, podkreśla tylko dwuznaczność całej sytuacji. Z jednej strony tożsamość ma być tym, co zostaje takie samo, a więc oparte jest na czymś, co stałe w pewnej perspektywie czasu, z drugiej strony efekt, jaki daje pracowanie na mechanizmach pozycjonowania stron, z samej swej zasady jest jednak czymś czasowym i towarzyszy mu element przypadku. To, że dziś uzyskamy w naszych wirtualnych poszukiwaniach takie, a takie rezultaty, nie musi się wcale potwierdzić następnego dnia. Czy zniknięcie w wirtualnym świecie jest więc do końca możliwe? Raczej trudno zaprzeczyć dziś naszej wirtualnej tożsamości...

JACEK KRYSZKOWSKI, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU
JACEK KRYSZKOWSKI, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU

Podobno w ciągu dwóch sekund wiadomość wysłana z Ziemi dociera do Księżyca, i po odbiciu się od jego powierzchni rozpoczyna drogę powrotną na Ziemię. W ciągu 2,8 sekundy od wysłania pierwotnej wiadomości, może zarejestrować jej echo. Nieregularna forma księżyca wpływa na deformacje echa - przekonuje nas Katarzyna Krakowiak 6. Wiadomość otrzymana z powrotem, nigdy nie jest już tą samą wiadomością - znaczenia zdążą rozprzestrzenić się w czasie. Każdy ze zwiedzających ma szansę tego doświadczyć pozostawiając wiadomość, którą chciałby otrzymać wraz z własnym adresem mailowym. To, co wraca, może być powtórzeniem, ale na pewno nigdy nie tym samym - liczy się kontekst. Napisane własnoręcznie słowa, brzmią zupełnie inaczej otrzymane ponownie po pewnym upływie czasu.

Na wystawie nie zabrakło też gestów symbolicznych - możemy zobaczyć fotografię dokumentującą, jak Jiři Kovanda chowa się podczas trwania wernisażu za jedną z kolumn. Dokonuje w ten sposób swojego wykluczenia siebie jako artysty w momencie, kiedy jego obecność wydawałaby się najbardziej oczekiwana. Właśnie dzięki temu symbolicznemu zniknięciu, obecność zostaje zaznaczona jeszcze bardziej. 23 stycznia 1978 umówiłem się z kilkoma przyjaciółmi... Staliśmy na placu rozmawiając... Nagle zacząłem biec... Przebiegłem przez plac i zniknąłem w jednej z ulic...7 Pozornie proste i banalne czynności; zniknięcie czasem jest tylko ćwiczeniem się we własnej utopii, gestem skierowanym w pewnym kierunku, pozostawionym ot tak. Niektórzy w tych praktykach utopii posuwają się o krok za daleko: Bas Jan Ader udał się w samotny rejs przez Atlantyk, co miało być kontynuacją rozpoczętego już przez niego projektu, a tymczasem stało się ostatnią pracą, gdyż artysta nigdy stamtąd nie powrócił. Do tego gestu nawiązuje Hubert Czerepok, który zamierza zdobyć legendarne ściany Alp; na wystawie możemy zobaczyć fotografie z przygotowań do wyprawy oraz pracę wideo. Inną sytuację aranżuje Jacek Koprowicz - reżyser i scenarzysta filmu Mistyfikacja zastanawia się, co by było, gdyby Stanisław Ignacy Witkiewicz żył. Opowiada o swoich własnych spostrzeżeniach, domysłach i śledztwie, które utwierdza go w przekonaniu o mistyfikacji śmierci artysty i jego grze z służbami bezpieczeństwa. Wyraźnym, daleko wykraczającym poza własną utopię, bardzo realnym aktem, jest gest apostazji Adama Witkowskiego: pisze on list do kurii, w celu wyłączenia go ze wspólnoty wyznaniowej kościoła rzymskokatolickiego. Jest to dosyć ciekawy przykład wytyczania granic własnej tożsamości w stosunku do wspólnoty religijnej. Zwłaszcza w Polsce, gdzie wyraźnie odczuwa się obecność kościoła, a decyzję o przynależności do wspólnoty wyznaniowej, czyli chrztu, podejmuje zazwyczaj ktoś za nas - gest apostazji wydaje się być mocnym zaznaczeniem swojego ja.

POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY
POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY

Gdybym miała napisać coś o obrazie, powinnam najpierw, podobnie jak uczynili to inicjatorzy projektu Poszliśmy do Croatan, zacytować Alaina Badiou z jego piętnastu tez o sztuce współczesnej: Lepiej nie robić nic niż mieć udział w wynalezieniu form przedstawiania widzialnego, które Imperium postrzega jako już istniejące 8. Pomijając w tym momencie zawiłości autora i różne możliwości interpretacji, co do obrazów, to funkcjonują one w tle dźwięków i gestów. Nie chcę przez to powiedzieć, że wizualny aspekt wystawy jest jej słabą stroną - raczej jest to świadomy i konsekwentny wybór dwójki inicjatorów, aby wzrok nieco przyćmić, co wpisuje się bardzo dobrze w logikę koncepcji. O wielu z prezentowanych prac nie wspomniałam, ale też sami inicjatorzy dają tą wystawą prawo do selektywności. Odbieram ją przede wszystkim jako wielki hołd złożony literaturze i myśli postmodernistycznej. Gestów zniknięcia i prywatnych utopii nie sposób zreferować i sprowadzić do jednego określenia, zresztą oznaczałoby to niezrozumienie całego przedsięwzięcia, czego niniejszym nie czynię. Oddzielenie ręki od wszelkiego głosu nie opiera się na czystym geście wyrazu, tylko zapisu. Wyznacza pole bez początku i źródła albo przynajmniej pole, którego początkiem i źródłem jest sam język stawiający pod znakiem zapytania wszelkie źródło i wszelki początek. Można się o tym samemu przekonać i ułożyć własną narrację odwiedzając jeszcze do 27 września toruńskie CSW.

Poszliśmy do Croatan, CSW Znaki Czasu, Toruń 19.06-27.09.2009
Artyści: Jan Bas Ader, Sebastian Buczek, Hubert Czerepok, Fischli & Weiss, relsierF łewaP, Lukas Jiricka / Paul Wirkus, Marek Kijewski, Katarzyna Krakowiak, Kollektivnye Deystviya, Jacek Koprowicz, Jiří Kovanda, Jacek Kryszkowski, Zbigniew Libera, Leszek Przyjemski, Robert Rumas, Daniel Rumiancew, Syreny TV, Adam Witkowski, Julita Wójcik, Zakład Produkcji Dźwięku, Ziemia Mindel Würm.
Inicjatorzy: Daniel Muzyczuk, Robert Rumas.
Aranżacja przestrzenna: Robert Rumas.

KOLLEKTIVNYJE DEYSTVIYA, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU
KOLLEKTIVNYJE DEYSTVIYA, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU
POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY
POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY
POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY
POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY
SEBASTIAN BUCZEK, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU
SEBASTIAN BUCZEK, FOT. WOJCIECH OLECH, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CSW W TORUNIU
POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY
POSZLIŚMY DO CROATAN, CSW ZNAKI CZASU, WIDOK WYSTAWY
  1. 1. Por. Roland Barthes, Śmierć autora, przeł. Michał Paweł Markowski, „Teksty Drugie" 1999, nr 1/2.
  2. 2. Por. Zofia Cielątkowska, Gest trudno przewidzieć, Rozmowa z Danielem Muzyczukiem i Robertem Rumasem, kuratorami Poszliśmy do Croatan, „Obieg", http://www.obieg.pl/rozmowy/5812, data dostępu: 01.08.2009.
  3. 3. Fragment tekstu wprowadzającego, materiały do wystawy.
  4. 4. Tamże.
  5. 5. Syreny TV, materiały towarzyszące wystawie.
  6. 6. Katarzyna Krakowiak, materiały towarzyszące wystawie.
  7. 7. Jiři Kovanda, materiały towarzyszące wystawie.
  8. 8. Cytat z materiałów towarzyszących wystawie.