Niewyraźny szept książek w bibliotece - o "Bibliotece" Mikołaja Grospierre'a

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

By marzyć, nie należy zamykać oczu, lecz czytać: prawdziwy obraz jest wytworem poznania. Wyobraźnia nie jest występkiem przeciwko rzeczywistości, który mógłby ją wyrugować lub zastąpić, lecz rozciąga się między znakami, od książki do książki, w szczelinie między komentarzami. Rodzi się i formuje między tekstami. Jest dzieckiem biblioteki - Michel Foucault1

Biblioteka, Mikołaj Grospierre

Idea biblioteki nie tylko jako uniwersalnego archiwum, gdzie przenikają się teksty wszystkich epok i dyscyplin, lecz przede wszystkim jako - na co zwrócił uwagę autor cytowanego wyżej eseju "Biblioteka i szaleństwo" - przestrzeń nieskończonego, imaginatywnego księgozbioru jest przedmiotem refleksji Mikołaja Grospierre'a, twórcy do tej pory znanego głównie dzięki dokumentalnym cyklom fotograficznym. Przenosząc swoją uwagę z otaczającej go rzeczywistości na widmową bibliotekę, podejmuje próbę podsumowania swoich dotychczasowych działań w polu sztuki współczesnej. Jeśli przyjrzeć się fotograficznym seriom Grospierre'a łatwo dostrzec można, że zawsze inspirował go potencjał wyobraźni, czasem szaleństwa skrywany przez codzienność, w której jesteśmy zadomowieni. Od obsesyjnych typologii przystanków autobusowych przez totalne portrety wspólnot (od hipisów do więźniów), niepokojąco puste wnętrza hotelowe, aż po reprezentujące martwą ideologię zdjęcia komunistycznej architektury. Rozłożony w czasie projekt dokumentacji zmieniającego się świata daleki jest od romantycznego heroizmu i tym większej uwagi wymaga od krytyków i historyków. Wspólnym mianownikiem łączącym opartą na fotografiach z warszawskiej Biblioteki Narodowej instalację z poprzednimi pracami jest właśnie wyobraźnia, która w najnowszym projekcie staje się wiodącym tematem. Dla Grospierre'a, paradoksalnie, dziś znów biblioteka, a nie jak mogłoby się dziś wydawać galeria, czy muzeum tworzy najbardziej inspirujący kontekst, czy też - odwołując się do słynnego eseju Rosalind Krauss - przestrzeń dyskursywną, w której funkcjonują techniczne obrazy2. Dopiero w bibliotece, w książce - pod wpływem tekstu - obrazy ożywają i ożywiają wyobraźnię. Tym samym systematycznie generowanym przez ostatnich kilka lat przez aparat na usługach artysty obrazom rzeczywistości nadana zostaje konceptualna rama: sztuka Grospierre'a staje się archiwum. I, jak słusznie zauważył Foucault komentując twórczość Maneta i Flauberta, nie chodzi tu o biadolenie nad aleksandryjskością naszej kultury (utracona młodość, brak świeżości, upadek inwencji), lecz o ujawnienie fundamentalnego faktu: każdy obraz wpisuje się w wielką, rozparcelowaną przestrzeń malarstwa, każde dzieło literackie przyłącza się do nieskończonego szeptu pisania, a każde zdjęcie składa się na niewyczerpany rezerwuar technicznych reprodukcji obrazów rzeczywistości3.

Biblioteka Grospierre'a wpisuje się w szereg księgozbiorów konceptualizowanych ostatnio w polu sztuki współczesnej. By przekonać się o potencjale tematu warto przywołać podróżującą bibliotekę Marthy Rosler4, która z kolei odwołuje się do entropijnego, skoncentrowanego na mistrzach modernizmu księgozbioru Roberta Smithsona opatrzonego komentarzem przez Alexandra Alberro i położonej w Marfie w Stanach Zjednoczonych imponującej biblioteki Donalda Judda5. Osobnym tematem jest symulowana biblioteka Roberta Kuśmirowskiego pracującego nad kolejnymi odsłonami swoich "Ornamentów anatomii" i przygotowywany projekt biblioteczny Maurycego Gomulickiego. Artyści podejmujący temat biblioteki nie przypominają ani romantyków, których egzystencje określają lektury, ani tym bardziej bibliotekarzy, świeckich kabalistów przekonanych, że świat jest księgą, którą można przeczytać. Zainteresowanie biblioteką i wszelkimi formami archiwów skojarzyć można z analitycznym impulsem, który prowadzi artystów do refleksji nad sposobami tworzenia wiedzy, gromadzenia i porządkowania informacji.

Poruszając się po kolejnych punktach okręgu wykreślonego w wyobraźni artysty odkrywamy "nieskończoność i periodyczność" Borgesowskiej biblioteki Babel, zostajemy wystawieni na pokuszenie książek, zauroczeni możliwością posiadania jednej zawierającej wszystkie możliwe pozycje Księgi (owego "niemożliwego wolumenu" jak pisał Foucault)6. Faktycznie, odszukując konkretyzacje wzniosłych idei gubimy sens naszej wędrówki i gubimy się w labiryncie regałów i niekończących się rzędach szarych książek tym samym nieomal cieleśnie odbierając dystans jaki rozciąga się między światem wyobraźni a rzeczywistością (właśnie w tej szarej strefie nagminnie przebywa Grospierre tworząc swoje podszyte szaleństwem archiwa obrazów rzeczywistości). W tym kontekście do opisu biblioteki Grospierre'a szczególnie użyteczne wydaje się często przywoływane przez krytyków zajmujących się sztuką Smithsona pojęcie entropii. Brak władzy nad dostępną wiedzą i - co gorsza - świadomość postępu procesu utraty informacji ginącej w chaosie mogłaby prowadzić do melancholijnego stuporu. Tak jednak się nie dzieje. W Bibliotece Babel, pisze Foucault w eseju "Język bez końca", wszystko, co można powiedzieć, zostało już powiedziane: można w niej znaleźć wszystkie możliwe i niemożliwe języki; wszystko już powiedziano, nawet to, co nie ma sensu, i dlatego niemożliwe staje się odnalezienie najwątlejszej nawet spójności formalnej, o czym świadczą bezskuteczne wysiłki wielu śmiałków. A jednak nad wszystkimi słowami unosi się ścisły i władczy język, który o nich mówi i który - prawdę powiedziawszy - pozwala im zaistnieć: język obrócony przeciwko śmierci. Zawieszony w otchłani Sześcioboku najświatlejszy (i w konsekwencji ostatni) z bibliotekarzy odkrywa, że nawet nieskończoność języka rozmnaża się w nieskończoność, bez końca powtarzając się w rozdwojonych figurach Tego Samego 7.

Jednocześnie - stawiając odbiorcę w pozycji "najświatlejszego z bibliotekarzy" - Grospierre, jak się wydaje, nie wytrzymuje powagi chwili. Moment gdy księga okazuje się pustą atrapą, a ściana biblioteki płaskim zdjęciem/lustrem jest w sumie mało wzniosłym doświadczeniem iluzoryczności wiedzy, ułomności języka, dwuwymiarowości fotografii, słabości sztuki i niemożliwości poznania. Być może jednak ironia - ta nieodłączna towarzyszka lektury Borgesa - wkradająca się niepostrzeżenie do projektu, okazuje się zbawienną szczepionką na melancholię, która w innym razie opanowałaby szybko przestrzeń biblioteki. Stąd także wybór "Pałacu książki", który bardziej niż z pozytywistyczną misją krzewienia wiedzy w narodzie z jaką zwykle kojarzone są w Polsce biblioteki publiczne kojarzy się z przypadkiem, anarchicznym pożądaniem i posiadaniem książek tak charakterystycznym dla tego miejsca, które jest instytucjonalną hybrydą - antykwariatem, czytelnią, galerią, gabinetem osobliwości, niepubliczną biblioteką (dla wybranych).

Ważnym aspektem projektu Grospierre'a jest przejście krok po kroku z poziomu biblioteki rozumianej jako "nieskończony i periodyczny" księgozbiór do poziomu pojedynczej książki. Jeśli przyjąć za cytowanym już wielokrotnie Foucault'em, że biblioteki są zaczarowaną krainą, przeciw której występują zarówno matematycy, jak tyrani, to czynią tak ze względu na przynależny idei książki dylemat: albo wszystkie książki zawierają się już w Słowie i dlatego należy je spalić, albo są mu przeciwne i należy je spalić tym bardziej.. .8 W tym kontekście w działaniu Grospierre'a warto dostrzec próbę rozwikłania nękającego najświatlejszych, a więc i najgorliwszych bibliotekarzy paradoksu: jeśli tworzymy książkę, która opowiada o wszystkich innych książkach, to czy ona sama jest książką, czy też nie? Czy mogłaby opowiadać o wszystkich książkach, będąc jedną z nich? A jeśli nie opowiada o sobie, to czym mogłaby być, skoro chce być książką, i dlaczego nie miałaby mówić o sobie, skoro chce mówić o wszystkich książkach?9 Odpowiedź artysty wydaje się intrygująca i prosta zarazem. I choć trudno odmówić jej swoistej elegancji, to ostateczna decyzja, czy przyjmiemy ją na poważnie, czy odrzucimy jako zbyt błahą będzie należała do nas, czytelników (nie bibliotekarzy!), którzy ukąszeni chorobą bibliofilii odkryją swoją własną odpowiedź na postawione wyżej pytania w trakcie długich godzin spędzonych na lekturze w przerywanej niewyraźnymi szeptami ciszy biblioteki. Bardziej poetycko ujął to Rene Char: Patetyczni kompani ze swoim ledwo dosłyszalnym szeptem, pora już gasić lampę i zwracać skarby. Wschodzi wam w kościach nowa tajemnica. Rozwijajcie prawowitą swą niezwykłość (przekł. A. Mędzyrzecki).


  1. 1. M. Foucault, Biblioteka i wyobraźnia, w: "Powiedziane, napisane. Szaleństwo i literatura", Warszawa 1999, s. 101, przeł. M. P. Markowski. 
  2. 2. Por. R. Krauss, Photography's Discursive Spaces, w: "The Originality of the Avant-Garde and Other Modernist Myths", Boston 1986.
  3. 3. Op. cit., s. 102.
  4. 4. Biblioteka Marthy Rossler w jej mieszkaniu przy 53 Ludlow Street w Nowym Jorku została otwarta dla publiczności 15 listopada 2005 i otwarta była do 15 kwietnia 2006
  5. 5. Por. A. Alberro, The Catalogue of Robert Smithson's Library, w: "Robert Smithson" (kat. wyst.), The Museum of Contemporary Art, Los Angeles, Sept-November 2004, s. 245-248.
  6. 6. Por. Język bez końca, op. cit., s. 79, przeł. M. P. Markowski
  7. 7. Op. cit., s. 78
  8. 8. Op. cit., s. 79.
  9. 9. Op. cit. s. 79