METAFIZYKA KOLEI

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Chociaż nie jestem jakimś fanem kolejnictwa, na wystawie Igora Przybylskiego w Zderzaku, rozpoznałem prawie wszystkie typy malowanych przez niego lokomotyw. Z jednym wyjątkiem jednak. Niemal abstrakcyjna, czerwona maska EU-11 wydała mi się owocem fantazji autora, a nie portretem jakiejś konkretnej maszyny. Postanowiłem sprawdzić to na stronach internetowych miłośników kolei. No i okazało się, że byłem w błędzie. EU-11, uniwersalna lokomotywa elektryczna firmy Ad Tranz, produkowana jest we Wrocławiu, w fabryce nazywającej się kiedyś PaFaWag (a jeszcze wcześniej należącej do koncernu Linke-Hofman). Kilkadziesiąt EU-11 jeździ już po krajowych torach, głównie po terenie Dolnośląskiej DOKP. Przebiegając przez internetowe witryny poświęcone polskiej kolei, zaskoczył mnie archaiczny charakter parku maszynowego. Bo przecież większość typów tych elektrycznych i spalinowych lokomotyw, jeździ po polskich torach od dobrych kilkudziesięciu lat, właściwie odkąd sięgam pamięcią.

Zapewne to zasady księżycowej ekonomii wymuszały, kiedyś tę niezmienność, wytwarzanych przez państwowy przemysł urządzeń (nie dotyczyło to oczywiście typów uzbrojenia). Łatwo w ten sposób jest wytłumaczyć długoletnią karierę samochodu osobowego Fiat 125p, Trabanta, lub Łady, dostawczaków Żuk i Nysa, ciężarówki Star 200, autobusu Ikarus 280 lub Autosan H-11, czy wreszcie produkowanego w latach 1962-1992 "elektrycznego zespołu trakcyjnego" EN-57. Zastanawiam się jednak, czy nie chodziło tutaj też o umocnienie doznania "bezczasowości" w jedynie słusznym systemie politycznym, niezmiennym i trwałym jak retuszowane w prasowych publikacjach (lub naciągane przez chirurgów plastycznych) pogodne oblicze przywódcy. O zapanowanie nad chaosem technicznych innowacji, gdzie tak jak w przypadku materii ożywionej, nowe jest cały czas bezwzględnie zastępowane jeszcze nowszym. O wytwarzane dzięki takim manipulacjom poczucie trwałości, pewności i niezmienności, będące jakąś zlaicyzowaną (i zapewne znacznie mniej atrakcyjną) formą "życia wiecznego".

Żółto niebieskie składy EN-57, obdarzane pogardliwymi nazwami "kibel" lub "żółtek" (można się z nimi zetknąć nawet na stronach fanów kolejnictwa), kursują zazwyczaj na trasach podmiejskich. Obecne na niemal na każdej zelektryfikowanej linii, mało funkcjonalne i niemiłosiernie brudne, stały się nieodłącznym elementem komunikacyjnego pejzażu. Ich charakterystyczna, toporna maska z trójdzielnym oknem i trzema olbrzymimi ślepiami reflektorów, to jedna z najczęściej spotykanych ikon transportu publicznego w Polsce. Są też inne. Towarowy elektrowóz ET-21, skonstruowana jeszcze ZSRR spalinówka ST-41 (nazywana "Gagarinem"), również radzieckiej produkcji, dwuczłonowy elektrowóz ET-42, czeski EP-05, lokomotywa manewrowa SM-42 z chrzanowskiego Fabloku, czy polski elektrowóz towarowy ET-22 (nazywany znowuż, nie wiem dlaczego, "Helmutem") - by wymienić te najbardziej popularne i najczęściej spotykane na żelaznych szlakach maszyny.

Przybylski portretuje swoje lokomotywy en face. Chociaż jasno widać, że punktem wyjścia dla tych obrazów są zdjęcia, to jednak nie mamy tutaj do czynienia z czystym przeniesieniem fotograficznego obrazu na płótno lub pilśń. Artysta eliminuje szczegóły. Utrwalony na kliszy światłocień, czy nieostre elementy tła, stają się pretekstem do bardziej abstrakcyjnego ujęcia tematu. Prostokątna kabina radzieckiego elektrowozu ET-42, z umieszczonym na niej żółtym ozdobnym szlaczkiem w kształcie litery "V", na obrazie staje się zupełnie płaska. Przedstawienie wyjeżdżającej się z mroku hangaru manewrówki SM-42, to już niemal abstrakcja geometryczna, chociaż poczucie takie zakłóca, nieco "antropomorficzny" charakter jej maski. Mimo że, każda z prac Przybylskiego odnosi się do urządzenia, obdarzonego niepowtarzalnym numerem ewidencyjnym, portretowane przez niego maszyny, każą myśleć o raczej "ikonicznym" typie lokomotywy. Wszystko to co w fotografii jest zjawiskowe, co odsyła do konkretnej sytuacji z przeszłości, w trakcie pracy nad obrazem zostaje przetworzone lub po prostu zignorowane.

Internetowe galerie fanów kolejnictwa zawierają setki zdjęć. Ich autorzy zawzięcie śledzą z aparatem fotograficznym konkretne typy taboru PKP. Każdej fotografii elektrowozu, lokomotywy spalinowej czy elektrycznego zestawu trakcyjnego, towarzyszy dokładny opis, zawierający: datę wykonania, miejsce i numer ewidencyjny. Estetyczne sprawy mają w przypadku tych witryn charakter ewidentnie drugorzędny, chociaż czasem zdarzają się zupełnie niezłe kadry. Chodzi raczej o działalność dokumentacyjną, a ta przecież w naszym kraju, traktowana jest w kategoriach "rzemiosła", a nie estetyki. Jak się nie trudno domyślić, Igor Przybylski także prowadzi fotograficzną ewidencję taboru kolejowego w Polsce. Jednak w przypadku jego zdjęć (dostępnych też w internecie), widać wyraźną konsekwencję w traktowaniu tematu. Tropiąc poszczególne modele lokomotyw, Przybylski fotografuje je w ujęciu 3/4. Zdjęcia takie, przedstawiające np. towarowy elektrowóz ET-22, ułożone ciasno obok siebie, w kolejności według numerów ewidencyjnych, tak jak na wystawie w warszawskiej Galerii Pokaz (lub oglądane klatka po klatce), stają się rodzajem anty-typologii.

Fotografując w ten sposób urządzenia o określonym kształcie i gabarytach, Przybylski stworzył galerię odstępstw od typologicznego wzorca. Już na pierwszy rzut oka dostrzegamy, że lokomotywy te różnią się kształtem reflektorów, wielkością okien, sposobem malowania przodu kabiny i karoserii, brakiem lub obecnością "ozdobnych" listew i mnóstwem różnych detali o czysto konstrukcyjnym znaczeniu. Każda ET-21, EP-05, ET-42 lub ST-41, posiada indywidualne historię eksploatacji, remontów i modernizacji. Sam zresztą pamiętam dobrze, jak w latach osiemdziesiątych, eksploatowane w "Południowej DOKP" zestawy EN-57 wyposażano w trzeci, górny reflektor umieszczony nad tablicą kierunkową, a czerwone światła pozycyjne po obu jej stronach, powędrowały do zespolonych reflektorów głównych. A z drugiej strony jednak, mimo tych wszystkich zmian, nawet za pomocą kilku pociągnięć pędzla, pisaka lub ołówka, łatwo możnaby stworzyć rozpoznawalną (nie tylko przez ludzi zainteresowanych typami lokomotyw) "ikonę" elektrowozu ET-22, manewrowej spalinówki SM-42 lub "żółtka".

Zainteresowanie Przybylskiego taborem PKP wykracza poza zwykłe kolejowe hobby. Tworząc galerię poszczególnych typów lokomotyw, w wyczulony sposób rejestruje on wszystkie te "sygnały wizualne", które każą potem myśleć widzowi o jego pracy w kategoriach stricte metafizycznych, a nie tylko jako o rodzaju dokumentacji lub inwentaryzacji (którą zresztą nadal pozostają). Co ciekawe, w swoim sposobie traktowania konkretu, tj. np. elektrowozu, jest on w naszym kraju niemal całkowicie odosobniony. Polscy artyści generalnie olewają wizualną rzeczywistość, co zresztą bardzo widoczne jest w przypadku literatury, w której chyba tylko Andrzej Stasiuk potrafi ze znajomością szczegółów (oraz czułością) pisać o samochodach i to o konkretnych modelach.