„Pracuję długofalowo”. Rozmowa z Karolem Radziszewskim

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Łukasz Musielak: Premiera twojego najnowszego filmu „Książę" na 14. MFF Nowe Horyzontywe Wrocławiu wywołała sporo szumu. Jak odnosisz się do tych kontrowersji i protestów?

Karol Radziszewski: To prawda, odbyły się dwa premierowe pokazy, po każdym było spotkanie i oba przebiegły bardzo burzliwie. Film nie jest kontrowersyjny, ale wywołał furię, głównie tak zwanych strażników pamięci. Ponieważ premiera miała miejsce we Wrocławiu, wielu wyznawców miało blisko. Ich główne zarzuty nie dotyczą jednak samego filmu, ale tego, że ktoś śmiał bez pytania ich o zgodę opowiedzieć alternatywną wersję tej historii, zinterpretować, dać głos wykluczanej dotychczas kobiecie, a pominąć grupę starszych, wszechwiedzących mężczyzn. Celem nie był skandal, ale otwarcie dyskusji, analiza zmitologizowanej legendy, a także postawienie pytania o pozorną neutralność czy obiektywność materiałów archiwalnych. W każdym razie mam nadzieję, że film otworzył perspektywę na nowe interpretacje, spuszczając jednocześnie trochę powietrza z balonu.

Nie sądzę, żeby burzliwe reakcje na „Księcia" były dla ciebie zaskoczeniem. Wiadomo, że Polacy mają silną potrzebę kultywowania wzniosłych mitów i strzeżenia uświęconej tradycji. To jest punkt, w który łatwo trafić. Jeśli weźmiemy do tego miejsce premiery (pokazy odbyły się w bezpośredniej bliskości Instytutu Jerzego Grotowskiego) można traktować twoje wystąpienie jako świadomą zaczepkę, prowokację. Nie obawiasz się, że będą mówić o tobie z lekceważeniem jako o kolejnym artyście idącym na skróty do kariery ścieżką znaczoną kontrowersją i skandalem?

Powtórzę to, co powiedziałem po premierze jednemu z atakujących mnie w tym tonie panów: gdyby mieli zobaczyć świadomie skandalizujący film w moim wykonaniu, nie dotrwaliby nawet do dziesiątej minuty. Autorką scenariusza jest Dorota Sajewska, wykładowczyni w katedrze Instytutu Kultury Polskiej UW, zajmująca się teatrem i dramaturgią od wielu lat. Na pewno nie robiliśmy filmu, ponad półtora roku siedząc w różnych tekstach i książkach, tylko po to, żeby zdenerwować kilku wrocławian. Nie oni też są docelowym widzem, bo dla nich i tak prawda jest tylko jedna. Odbywają się teraz kolejne pokazy „Księcia" w różnych miejscach i na szczęście rozmowy są dużo ciekawsze i idą w innym kierunku. Grotowski w tym filmie to tylko punkt wyjścia.

Karol Radziszewski, "Książę", kadr z filmu, 2014
Karol Radziszewski, "Książę", kadr z filmu, 2014

A jak odnosisz się do oskarżeń o profanację polskiego godła w rysunku do tegorocznej edycji festiwalu Pomada? Dla konserwatywnej części społeczeństwa jednoznacznie wygląda to na celową prowokację...

Queerowy potwór-maskotka pojawił się na plakacie w kontekście festiwalu i nikt nie podejmował żadnych prób zestawiania go z godłem (ma tyle wspólnego z orłem co ze smokiem wawelskim, bazyliszkiem i dinozaurami). Kontekst narzuciły dopiero z kilkumiesięcznym opóźnieniem portale nacjonalistycznych oszołomów. Używanie argumentów typu „układ łap, głowy tego czegoś, kolorystyka"... Kolorystyka? Za autentyczne naruszanie prawa uważam upublicznianie twarzy z nazwiskami uczestników festiwalu i wyzywanie ich od „zboczeńców", „degeneratów" oraz kierowane w ich kierunku pogróżki z życzeniem śmierci włącznie, a nie jakąś dziecinną zabawę w doszukiwanie się symboli narodowych w niewinnym rysunku niszowego festiwalu artystycznego.

Plakat festiwalu Pomada 6
Plakat festiwalu Pomada 6

Wkrótce po wrocławskim pokazie „Księcia" miała miejsce premiera długo oczekiwanego w środowisku kolejnego numeru pisma „DIK Fagazine". Jesteś jego redaktorem naczelnym i wydawcą. „DIK" stawia sztukę i mężczyzn w społeczno-kulturowym kontekście środkowoeuropejskiego homoseksualizmu. Czy ta ogromna praca, jaką wykonaliście podczas przygotowań do nowego wydania, została zauważona?

Świadomi ludzie w Polsce to bardzo wąskie grono. Ale mój magazyn nie ma ambicji narodowych, dlatego ostatni numer wyszedł już tylko w języku angielskim i ma szeroki i dobry odbiór za granicą. Poza tym to nie są tematy bieżące, tylko dłubanie w archiwach, więc myślę o tym wszystkim długodystansowo.

Byłeś z magazynem także w Pradze i w Nowym Jorku...

W Czechach moja praca nad „DIK-iem" była postrzegana raczej z zaskoczeniem: oto ktoś z zewnątrz robi za nich robotę. Powstały tam dwie opasłe książki, które dotykają podobnej tematyki, ale funkcjonują tylko lokalnie, wpisują się też w stricte akademicki dyskurs. „DIK", dbając o treść, jest jednocześnie dużo bardziej przystępny w formie, więc dociera do szerszego grona odbiorców. W Nowym Jorku, w ramach targów NY Art Book Fair, magazyn oglądali ludzie z całego świata, dla nich to jedno z nielicznych źródeł mówiących coś nietypowego o byłych krajach komunistycznych. Dostałem sporo opinii, że „DIK" przekroczył kategorię queerowych zinów, z którymi był dotąd utożsamiany, przeszedł sporą ewolucję i jest traktowany jak autentyczne źródło wiedzy, po prostu magazyn o kulturze.

Karol Radziszewski, Rozmowa z AA Bronsonem, kadr z wideo, 2011
Karol Radziszewski, Rozmowa z AA Bronsonem, kadr z wideo, 2011

Jesteś ostatnio twórcą bardzo aktywnym. Festiwal Pomada 5, pokazy „Księcia", prezentacje „DIK Fagazine", wystawa „America Is Not Ready For This" w MOCAK-u, pokaz fotografii w ramach Warsaw Photo Days. Teraz przygotowujesz się do kolejnej wystawy. Co cię tak napędza?

Nie wymyślam co chwilę nowej igraszki. Zajmuję się tym, co mnie naprawdę interesuje, pracuję długofalowo, projekty i tematy zazębiają się, pojawiają w kolejnych odsłonach, wariantach. W gruncie rzeczy jestem strasznie leniwy i gdybym nie pracował non stop, to nie robiłbym nic.

Już wkrótce zaprezentujesz się w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu w ramach powołanego przez Dobrilę Denegri międzynarodowego projektu Focus Poland. Z założenia zapraszani są do niego wybitni polscy artyści młodego pokolenia i doświadczeni kuratorzy zagraniczni. W tym roku pod opieką włoskiego kuratora Eugenia Violi zobaczymy twoje prace.

Eugenio Viola przyjechał do Polski w czerwcu na ponad dwutygodniowy research. Odwiedził kilka miast, spotykał się z artystami i kuratorami. W Warszawie spotkał się też ze mną, dużo rozmawialiśmy. Jako kurator współpracował m.in. z Mariną Abramović, bliskie są mu zagadnienia performatywności, tożsamości, cielesności, transgresji i reenactment. Zainteresowały go moje projekty, szczególnie „Książę". Film był wtedy jeszcze przed premierą, a ja byłem w trakcie krystalizowania pomysłów na jego rozwinięcie.

Jaka jest ogólna idea wystawy?

To nie będzie retrospektywa, ale ma pokazać metodę mojej pracy z archiwami. „America Is Not Ready For This", „Książę" i elementy „Kisielandu" zostaną uzupełnione przez nowe prace. Eugenio główną ramą wystawy chce uczynić zagadnienie reperformance w moich działaniach.

Ryszard Kisiel, 1985-1986, fotografia
Ryszard Kisiel, 1985-1986, fotografia

Dlaczego właściwie tak bardzo interesuje cię grzebanie w archiwum?

Praca z historią, archiwami jest ciekawa z wielu względów. Myślę, że szczególnie w krajach postkomunistycznych, gdzie niektóre wątki zostały przerwane lub nie zaistniały, próbuje się na nowo konstruować tożsamość narodową, buduje się nowe narracje. Interesuje mnie właśnie to konstruowanie, dopisywanie, rewizja, ale z bardzo osobistej perspektywy. Jest w tym dużo miejsca na interpretację. Nie jestem historykiem, nawet odwołując się do różnych postaci, w gruncie rzeczy opowiadam o sobie. Dla mnie istotne w pracy z archiwami jest wpływanie na przyszłość poprzez pracę z przeszłością, w tym sensie ma to także potencjał polityczny. Interesuje mnie szukanie alternatywnych wersji znanych opowieści, fantazjowanie na temat potencjalnych prawdopodobieństw. Historia kultury to nieustanny performans.

Karol Radziszewski, Rozmowa z Teresą Nawrot, kadr z wideo, 2014
Karol Radziszewski, Rozmowa z Teresą Nawrot, kadr z wideo, 2014

Charakterystyczne dla ciebie jest konfrontowanie suchego materiału archiwalnego z konkretnym, ciepłym, wilgotnym ludzkim ciałem. Ciało jest też dla ciebie archiwum.

Nasze ciało jest naszym prywatnym archiwum, zbiorem nawyków, wyuczonych póz, podświadomie przywoływanych gestów, mamy to wszystko wdrukowane - właśnie na poziomie fizyczności, cielesności - poprzez edukację, wychowanie, życiowe doświadczenia. Dobrze to widać w reperformance, kiedy w powtarzanym jakimś działaniu, wyraźnie wyłazi różnica, kopia przedrzeźnia oryginał, ale też pozwala na niego inaczej spojrzeć. Film „Książę" jest właśnie o tym, koncepcja ciała jako archiwum jest tam zaprezentowana dosłownie.

Czy myślisz o swoich pracach w kontekście tradycji awangardy i tzw. sztuki krytycznej?

Trudno mi siebie tak dookreślać, staram się walczyć z wszelkimi łatkami. Odwołując się do różnych tradycji, raczej je miksuję z innymi rzeczami, więc o czystość gatunkową u mnie trudno.

Nieczęsto mówisz o aspektach estetycznych swoich prac. Jakie znaczenie ma dla ciebie sama wizualność dzieła?

Nie mam jednej stylistyki, w tym sensie, że jestem panem od pasków albo od niebieskich pudełek, ale wizualność jest dla mnie ważna. Zawsze staram się, żeby treść, która mnie interesuje, miała atrakcyjną formę, żeby mogła przyciągnąć odbiorców i dać im szansę na wejście głębiej. Ustawiam to kilkupoziomowo. Nigdy nie kryłem swoich fascynacji popem, i to w tej czy innej formie wychodzi. Tak samo moje paradokumenty filmowe są bardzo wizualne, dużo się tam dzieje właśnie przez zderzanie obrazów, estetyk. Nawet materiały w gablotach - obiekty, druki - przyjmują formę kolaży, map wizualnych skojarzeń...

Czy w Toruniu dowiemy się o tobie czegoś nowego?

Podczas otwarcia odbędzie się performans grupowy, ja też będę performował. Pojawi się nowy cykl obrazów. Nie wiem, czy to będzie nowość, bo jak wspominałem, działam raczej długofalowo i jedne rzeczy wynikają z innych, ale na pewno zderzenie i przetasowanie tych trzech różnych projektów pozwoli na inny ogląd całości.

 

Karol Radziszewski, „The Prince and Queens. Ciało jako archiwum", CSW „Znaki Czasu", Toruń, 21.11.2014 - 25.01.2015

Karol Radziszewski, tapeta "AIDS", 2012
Karol Radziszewski, tapeta "AIDS", 2012