Widok na Witrynę, widok z Witryny

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Wszystko płynie, upłynął także czas Witryny. Zastanawiam się, jakim byłam jej odbiorcą. Uczestniczyłam w kilku odsłonach i aż dwóch stypach - nieregularnie, nie nazbyt uważna. Jednak jak się nad tym głębiej zastanowiłam, to przez kilka ostatnich lat mijałam ją tysiące razy i zawsze zmieniało to mój dzień. Myślę, że sąsiedzi Witryny, przechodnie i turyści też mieli podobne doznania. Sprawdził się pomysł założycielek: Witryna miała wpływ na ulicę. Miejsce to zostało założone w 2007 roku przez Julię Staniszewską i Agnieszkę Sural jako nieformalna instytucja, która wytwarza, wydaje i prezentuje. Wszystkie autorskie projekty artystyczne powstawały specjalnie do przestrzeni sześciu metrów kwadratowych mających płynną szklaną granicę z miejską cyrkulacją. To była gablota sztuki współczesnej prezentująca dzieła poza tradycyjnym kontekstem muzeum lub galerii, funkcjonująca bez godzin otwarcia, do oglądania przez całą dobę.

Siedem lat pracy. A właściwie nie do końca, pożegnaliśmy bowiem Witrynę już w czerwcu 2009 roku. Po trzech latach różnych projektów komuś zawadzała. Info Qultura, na której terenie była Witryna, skrupulatnie doczekała końca umowy i bez szans na negocjacje pożegnała się z prowadzącymi. Środowisko artystyczne wystosowało pismo w obronie Witryny, które podpisali dyrektorzy najważniejszych instytucji kultury, przedstawiciele środowiska akademickiego i różne opiniotwórcze postaci. Ale decyzja była nieodwołalna.

Zawieszenie działalności Witryny, 2009, fot. Jan Dziaczkowski
Zawieszenie działalności Witryny, 2009, fot. Jan Dziaczkowski

Jednak Ratusz docenił potencjał tego miejsca i 26 marca 2011 ogłosił uroczysty powrót Witryny na plac Konstytucji 4. To wydarzenie stało się mocnym punktem w ramach starań Warszawy o Europejską Stolicę Kultury 2016. Galeria wróciła z hukiem. Intrygował nawet ten projekt, który... się nie odbył. Chodzi o pracę Huberta Czerepoka „Redrum", która miała przekształcić gablotę w scenę zapożyczoną z okien wystawowych amsterdamskiej Dzielnicy Czerwonych Latarni. Artysta zaprosił do działania kilkanaście osób, które przez wiele dni, od godziny 12:00 do 22:00 miały eksponować swoje ciała w przestrzeni galeryjnej. Do wystawy nie doszło z powodu prewencyjnej cenzury obyczajowej. Pozostawiła ona jednak ślad w formie literackiej. „Proszę pani, oni to za nasze pieniądze wybudowali takie oszklone pudło i tam co noc pokazują dziwki. Dziwki za grube dolary się gną, głównie z Ukrainy, ale bywa też, że i z Izraela. Wystawiają się w oknie, jak w tych Czerwonych Latarniach, że niby do kupienia. Gaciami świecą, wzbudzają aplauz, ale umówmy się: kto się cieszy z gołej dupy? Jakieś, za przeproszeniem, prymitywy ostatnie, jakieś lumpy, co na Koszykowej ze sklepu tanie wino za pazuchą wynoszą i jeszcze palą bez filtra. I co jeszcze ja mogę powiedzieć: że to nie ma na takie zachowania paragrafu czy też, prawda, jakiegoś zakazu na piśmie, że można wykręcić do milicji i powiedzieć konkretnie: panie władza, jest tak i tak, gorszenie publiczne sieją i nie wiadomo, kto to jest. To by wsiedli, przyjechali, zabrali i odjechali. A tu człowiek chodzi wokół gabloty, nie wie, o co chodzi i czy tata - wariata nie strugają ze zwykłych, uczciwych ludzi, prawda" („Gablota taka", 2011, fragment opowiadania o Witrynie autorstwa Sylwii Chutnik).

W miejsce punktu Info Qultury i biura ds. przygotowań Warszawy do Europejskiej Stolicy Kultury 2016 powołano Warsztat - przestrzeń działań twórczych i społecznych. Warsztat miał się stać miejscem dialogu i spotkań w obszarze kultury między warszawiakami, miejskimi aktywistami i urzędnikami i pełnić funkcję centrum aktywności lokalnych, wpisując się w założenia tworzonego programu operacyjnego Społecznej Strategii Rozwoju m.st. Warszawy „Wzmacnianie terytorialnej wspólnoty sąsiedzkiej". Od listopada 2011 roku prowadzony był przez Centrum Komunikacji Urzędu m.st. Warszawy. Najwyraźniej nie do końca spełniał oczekiwania, bo miasto postanowiło przenieść ciężar działań w tym miejscu z urzędników na społeczników. Wygrała oferta Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych (FISE). Nowy najemca podjął decyzję o zamknięciu tej jednej z najmniejszych przestrzeni sztuki w Polsce. Taka historia.

Intrygujące jest uwikłanie tego projektu w urzędnicze i polityczne rozgrywki miasta. Nagle sześć metrów kwadratowych staje się warte kontredansa wabienia i zaniechania. Dwa kroki do przodu, ukłon: oto miejsce na wasz projekt; trzy do tyłu, zmiana partnera: już jesteście niepotrzebni. Dwa kroki do przodu, ukłon: promujecie nasze miasto - a skoro w ten sposób można pozyskać pieniądze - zapraszamy; trzy do tyłu, zmiana partnera: dziękujemy za współpracę.

To wszystko odbywało się równolegle ze staraniami społeczników, artystów, miejskich aktywistów o odnalezienie się w sytuacji budżetów partycypacyjnych, otwartych i przejrzystych konkursów na stanowiska i projekty, instytucję doradcy społecznego, publicznych dyskusji.

Miasto Stołeczne Warszawa szczyci się Programem Rozwoju Kultury założonym do 2020 roku, którego celem ma być podniesienie rangi i roli kultury w rozwoju stolicy. Dokument powstał dzięki zaangażowaniu i przy współudziale środowisk pozarządowych i ludzi kultury. Ostateczna wersja dokumentu wypracowana została wspólnymi siłami teoretyków i praktyków kultury oraz pracowników urzędu. Następnie została oddana w ręce mieszkańców w procesie konsultacji społecznych. I jak to zwykle bywa w wypadku sztuki, nie wzięto pod uwagę, że nie jest to dziedzina w pełni demokratyczna. Lekceważenie głosu środowiska na rzecz twardych reguł proceduralnych już w kilku miastach - ostatnio w Szczecinie (Trafo) i Poznaniu (Arsenał) - spowodowało wiele nieodwracalnych szkód. Drugą sprawą jest elastyczność czy też umiejętność uszanowania oddolnych inicjatyw, które powstają spontanicznie, poza procedurami, ale wnoszą jakiś element do kapitału miejsca. I to właśnie ten przypadek. Wystarczył prosty gest: wpisanie istniejącej galerii w warunki konkursu ogłoszonego przez Miasto. Zmiany w tkance kultury nie są tak bez znaczenia, jak wydaje się urzędnikom. Czy Witryna w innym miejscu będzie tą samą Witryną? Czy w ogóle uda się ją reaktywować? Czy odbiorcy w innym miejscu ją zaakceptują? Czy prowadzącym po paru latach szarpaniny będzie się chciało nadal pracować... społecznie?

Zakończenie działalności Witryny przy placu Konstytucji 4, 2014,  fot. Wojtek Rudzki (od lewej: Grzegorz Lewandowski, Agnieszka Sural,  Oskar Dawicki)
Zakończenie działalności Witryny przy placu Konstytucji 4, 2014, fot. Wojtek Rudzki (od lewej: Grzegorz Lewandowski, Agnieszka Sural, Oskar Dawicki)

Jak bardzo jest to ważne, możemy się przekonać, patrząc na sytuację z perspektywy historycznej. Nie wiem, czy wszyscy zgromadzeni na Placu Konstytucji zdawali sobie sprawę, że żegnają coś więcej niż tylko jeden sympatyczny projekt. Że w istocie żegnają cały ruch czy fenomen. Oto bowiem na naszych oczach odeszła jedna z nielicznych już w kraju galerii autorskich. Historia polskiego wystawiennictwa byłaby bardzo uboga, gdyby nie było w niej takich galerii, niezależnych miejsc, wystaw w nieoczekiwanych przestrzeniach: na strychach, plebaniach, w suszarniach, kościołach, kuźniach czy fabrycznych halach. Jakie były źródła tego zjawiska? Józef Robakowski, pisząc o nim, odwoływał się do tradycji międzywojennej. W 1919 roku w Łodzi zaczęła działać pierwsza niezawisła od jakichkolwiek instytucji grupa pod nazwą Jung Jidysz, założona przez plastyków, muzyków, literatów i artystów teatru. Miejscem spotkań, narad redakcyjnych, koncertów i wieczorów poetyckich było najczęściej mieszkanie rodzeństwa Braunerów oraz majątek ich rodziców w Smardzewie pod Łodzią. Jung Jidysz nawiązał wiele kontaktów międzynarodowych i ściśle współpracował z poznańskim Zrzeszeniem Artystów Bunt. Organizował nieschematyczne wystawy i pierwsze interdyscyplinarne akcje artystyczne, np. w Sali Malinowej Grand Hotelu. W Polsce powojennej zjawisko to niewątpliwie związane było z sytuacją polityczną. Poza strukturami powstawały takie inicjatywy, jak Galeria Krzywego Koła (prowadzona przez Mariana Bogusza) w latach 1955-1962 czy słynne spotkania w mieszkaniu Mirona Białoszewskiego. Podobne inicjatywy rozkwitały we Wrocławiu, Łodzi i innych miastach. Niezależny ruch artystyczny rozwinął się w pełni w latach 70. Sami artyści powołali do życia około 40 miejsc w całej Polsce, gdzie można było realizować własne projekty. Pojawiły się nowe sposoby prywatnej dystrybucji myśli artystycznej poza oficjalnym obiegiem. Ten proces równolegle zachodził także w krajach Zachodu. Wpływ na to miała zmiana dotycząca samej sztuki. Poszerzanie pola objęło także pojęcie galerii, która z miejsca ekspozycyjnego stała się sama w sobie środkiem wyrazu i przedmiotem artystycznej gry.

Dla Polski galerie autorskie stały się specyfiką, która przetrwała lata 80. i 90. Przestrzeń prywatna i oficjalna w tych miejscach przenikały się. Były one inkubatorami świetnych realizacji i świadkami wielu nieudanych eksperymentów. Ten typ galerii poległ przez rynek. Galerzyści po 2000 roku postawili na sprzedaż - galerie autorskie odeszły do lamusa.

Kiedy analizowałam sytuację Witryny, narzucił mi się nowy instytucjonalizm. Według socjologiczno - organizacyjnego podejścia nowego instytucjonalizmu wybór jednostkowy ograniczony jest obowiązującymi standardami i regułami, nie jest więc dowolny i arbitralny. To dobrze opisuje problemy Witryny z prawnymi ramami jej funkcjonowania oraz jej relacje z Miastem. W podejściu ekonomicznym zaś instytucje są zbiorowym efektem działań wolnych podmiotów, realizujących swe cele na podstawie racjonalnego doboru wariantów postępowania. Instytucje są adaptacyjnymi rozwiązaniami problemów zbiorowych. Tak jak to się stało w wypadku historycznych galerii autorskich, które znajdowały lukę na funkcjonowanie w określonych warunkach społeczno-polityczno-ekonomicznych. Być może ta wypracowana dawniej formuła dzisiaj, w nowych warunkach, już się wyczerpała.

Jednak nowy instytucjonalizm jako dziedzina, która powstała na przecięciu badań ekonomicznych i socjologicznych, był nie tylko narzędziem badawczym - stał się też w swoim czasie inspiracją dla poszukiwań w świecie sztuki, które wiążą się z tworzeniem nowych form działania dla instytucji XXI wieku. Myślę, że historia galerii autorskich świetnie to ilustruje. M.in. Prigogine i Wallerstein wskazują na możliwość rodzenia się struktur z chaotycznych przemian, oscylacji. Potwierdzają anarchistyczne intuicje, iż oddolne, samorzutne inicjatywy nie muszą być utożsamiane z chaosem, ale mogą stanowić źródło uporządkowania. Brakuje teraz takich przestrzeni. Zamiast dążyć do profesjonalizacji, nadrabiać dystans do światowych instytucji i ich korporacyjnych formuł funkcjonowania, powinniśmy czerpać z rodzimych wzorców. Pochylić się nad historią galerii i pracowni. My już mieliśmy „czwarty sektor": quasiinstytucje, postinstytucje, antyinstytucje. I nie potrafiliśmy tego doświadczenia wykorzystać, włączyć w budowanie czy reformowanie struktur muzealniczych i wystawienniczych. Funkcjonując w szalonym układzie, mieliśmy szanse na tworzenie alternatywnych sposobów pracy. Mogliśmy bawić się instytucjami. Nie tylko artyści uprawiający jakąkolwiek ironiczną - czy też nie - krytykę instytucji, schowaną za pierwszym czy piątym nawiasem, ale także kuratorzy i edukatorzy próbujący nowych środków transmisji sztuki. Jestem przekonana, że w ustabilizowanym świecie sztuki poza Polską nastąpi kolejny odwrót od postawy „profesjonalnej", który mieliśmy szanse zdyskontować. Jak zwykle zwyciężyły jednak nasze kompleksy. System polskiego świata sztuki zmiażdżył galerie autorskie między molochami instytucji państwowych i miejskich a raczkującym rynkiem i komercją.

Uczestniczyliśmy w symbolicznym pożegnaniu jednego z ostatnich takich miejsc w Polsce. Żeby poczuć się lepiej, możemy iść na wykład z cyklu „Krajobraz sztuki po nowym instytucjonalizmie" w MSN-ie. Pooglądać intrygujące projekty pielęgnowane gdzieś w świecie, bo nasze możemy już tylko powspominać.

Zakończenie działalności Witryny przy placu Konstytucji 4, 2014,  fot. Wojtek Rudzki (portret zbiorowy)
Zakończenie działalności Witryny przy placu Konstytucji 4, 2014, fot. Wojtek Rudzki (portret zbiorowy)