Oddychać oddechem pracy malarskiej, czyli 11. Konkurs Gepperta

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Imprez, na których prezentuje się lub nagradza najbardziej interesujących młodych artystów, jest w Polsce kilka. Triennale Młodych w Orońsku, Bielska Jesień w Bielsku Białej, Biennale Sztuki Młodych Rybie Oko w Słupsku, Konkurs Gepperta we Wrocławiu... W sumie całkiem sporo okazji, by zorientować się, co nowego w rodzimej sztuce. Pomijam „Spojrzenia” Zachęty, bo to jednak inna liga, w której nie tyle wyszukuje się nowe nazwiska, ile przypieczętowuje artystyczny sukces. Pozostałe wydarzenia są pokazem bardziej lub – znacznie częściej, co oczywiste, zważywszy choćby na żelazne prawa statystyki – mniej interesujących artystów, wśród których niekiedy zdarzają się pojedyncze objawienia.

Geppert jest wśród nich jedynym konkursem związanym ściśle z uczelnią artystyczną, wrocławską ASP. Sama nazwa przywołuje nazwisko jej profesora, współzałożyciela i pierwszego rektora (ówczesnej PWSSP). Nic dziwnego, że artyści bez dyplomu nie mają na nim czego szukać, nawet jeśli ich realizacje pod każdym względem przewyższają to, co proponują ich akademiccy koledzy. Z drugiej strony, mimo że Eugeniusz Geppert był stuprocentowym malarzem kolorystą, w konkursie prezentowano często nie tylko specjalistów palety i pędzla, ale również rzeźbiarzy, instalatorów, a nawet filmowców. Wszystko zależało od tego, kto akurat zasiadał w komisji – muszę zaznaczyć, że raz nawet mnie się to zdarzyło, starałem się jednak konsekwentnie wybierać malarzy; niektórzy jednak nie mieli takich zahamowań, bo przecież „trudno dziś osądzić, jakie są dystynktywne cechy malarstwa” (cytuję z pamięci jednego z bardziej progresywnych ekspertów). Tym razem najwyraźniej osądzić się udało, bowiem to właśnie klasyczne malarstwo zdominowało najnowszą edycję Konkursu Gepperta.

Monika Misztal, „Mielonka”, olej na płótnie, 2011
Monika Misztal, „Mielonka”, olej na płótnie, 2011

Monika Misztal
Monika Misztal,

Farba niemalże skapuje z klatki schodowej wrocławskiego BWA. Znakiem firmowym tej wystawy mogłyby być prace Moniki Misztal; artystka za pomocą gęstych impastów stara się odtworzyć... jedzenie. A konkretnie – w tym wypadku – mięso i makaron. Grube warstwy tłustej olejnej farby spływają po płótnach, a obok na filmie widać dłonie artystki ugniatającej zmielone mięso. Czy to właśnie ten słynny triumf malarstwa, na który powołują się w swoim tekście kuratorzy? Można by zapytać, ile razy jeszcze przy każdej okazji będzie przywoływana słynna wystawa w galerii Saatchi. Przecież ona miała miejsce osiem lat temu! Malarstwo miało swój moment triumfu – brawo! Ale jak długo jeszcze ma ono mieć oparcie w tym jednym przedsięwzięciu? Chyba z nim – malarstwem – kiepsko, skoro tak musi być.

Tak czy inaczej, kuratorzy (Alicja Dobrzaniecka z BWA oraz Marek Kulig z ASP) informują: „Korzystając z efektów pracy naszych poprzedników i z wniosków wynikających z licznych dyskusji po poprzednich edycjach konkursu, chcemy tym razem uniknąć pytania „«Czy to nadal jest malarstwo?», a w zamian postawić inne: «Dlaczego to malarstwo jest dobre?»”. A może lepiej byłoby zapytać: Dlaczego to malarstwo jest tak niedobre? Można by wtedy stworzyć nieco ciekawszą wystawę, nawet jeśli oznaczałoby to okrojenie jej z kilku nazwisk. Dwudziestu pięciu młodych utalentowanych artystów to chyba jednak trochę za dużo, jak na tak mały kraj.

Justyna Respondek-Muc, Bez tytułu 313, olej, emalia, lakier, 2013, fot. archiwum artystki
Justyna Respondek-Muc, Bez tytułu 313, olej, emalia, lakier, 2013, fot. archiwum artystki

Skoro zadałem tak przykre pytanie, muszę na nie odpowiedzieć. Dlaczego więc prezentowane malarstwo jest tak niedobre? Przede wszystkim przy oglądaniu prac zgromadzonych w BWA nieustannie towarzyszyło mi silne uczucie déjà vu. Obrazy malowane przez artystów młodych często bardzo przypominają realizacje ich starszych kolegów, jak choćby te sygnowane przez Justynę Respondek-Muc, na których artystka za pomocą projektorów wyświetla animacje. Dominik Lejman jak żywy! Stop. Chyba jednak przesadziłem. Lejman by się pod tym nie podpisał. Można zrozumieć początkującą (poszukującą) artystkę, że nie tworzy arcydzieł, trudniej zrozumieć kuratorów, którzy przepuszczają takie prace przez sito oceny. Podobnie jest w wypadku Michała Stonawskiego, którego złożone z kilku blejtramów obrazy są hiperrealistycznymi trójwymiarowymi przedstawieniami skrzynek elektrycznych i gazowych mocno nadgryzionych zębem czasu. Przypomina się projekt Wojciecha Gilewicza realizowany dla Entropii w 2006 roku, kiedy to artysta malował obrazy naśladujące elementy miejskiej infrastruktury. To był bardzo interesujący projekt, do tego rewelacyjnie zrealizowany. Obrazy Stonawskiego są zdecydowanie epigońskie. Też malarz, Jacek Dłużewski, ekspert nominujący Stonawskiego, tak pisze o jego pracach: „W procesie poznawczym, jaki towarzyszy malowaniu, występuje element tożsamościowy, kiedy to malarz staje się malowaną rzeczą, w następstwie czego namalowana rzecz jako obraz przybiera cechy osobowe. Malowany obraz zaczyna oddychać oddechem pracy malarskiej, staje się samoistnym obiektem, płaszczyzną lub zestawem płaszczyzn w przestrzeni, które na kilku poziomach emanują w stronę widza powierzoną im energię”. I to wszystko o skrzynkach elektrycznych. Fascynujące. Zapamiętajmy te słowa.

Michał Stonawski, „G II”, olej na płótnie, 2011
Michał Stonawski, „G II”, olej na płótnie, 2011

Młodych artystów i ich prace skażone zbyt daleko idącą inspiracją można by tu wymieniać długo. Od kolejnej „zmęczonej rzeczywistością”, Joanny Mląckiej, przez naśladowcę początkujących fotografów Krzysztofa Turlewicza (czarno-białe obrazy, bezlistne drzewa i słupy energetyczne), Martynę Ścibor, pieczołowicie kreślącą długopisem po płótnach skomplikowane wzory (pamiętacie „Nie ma dnia bez kreski” Anny Okrasko...?), czy Magdalenę Leśniak, konstruującą intymne wnętrze pokoju pełnego osobistych, namalowanych na miniaturowych blejtramach przedmiotów – wszystko to doskonale już znamy w znacznie lepszych wersjach, których młodzi artyści mogą nawet nie znać. Co nie zmienia faktu, że z zapałem i przy wtórze kuratorów pełni nadziei na wygraną wyważają otwarte drzwi. Nie wspominam już o dziesiątkach obrazów nie tylko wtórnych, ale i zwyczajnie nudnych, przykrywających swoją monotonię rzekomym wyrafinowaniem, smętnych i niedających odpowiedzi na pytanie, dlaczego w ogóle powstały. Nie mówiąc już o „emanowaniu w stronę widza powierzonej im energii”.

Krzysztof Furtas, „Dom II”, olej na płótnie, 2013
Krzysztof Furtas, „Dom II”, olej na płótnie, 2013

Najgorzej jest, gdy artysta swój pomysł tak polubi i się do niego przyzwyczai, że zacznie go realizować na kolejnych i kolejnych płótnach, bez końca. Jeden patent – dziesiątki obrazów. Przykład: Marta Antoniak i jej obrazy z roztopionymi w wielobarwnej malarskiej powodzi zabawkami. Pierwszy obraz mnie rozbawił, drugi i trzeci zastanowiły, czwarty zobojętnił, ale gdy zobaczyłem reprodukcje pozostałych na stronie internetowej, zwątpiłem. Nie da się jednak zaprzeczyć, że te obrazy zdecydowanie „oddychają oddechem pracy malarskiej”.

Marta Antoniak
Marta Antoniak

Osobny wątek stanowi malarstwo „kontemplacyjne”. Do tego nurtu należy zaliczyć przede wszystkim Justynę Kisielewską oraz Joachima Sługockiego. W obu wypadkach, mimo że słowo „kontemplacja” kojarzy się dzisiaj raczej z pseudometafizyczną egzaltacją, mamy do czynienia z całkiem interesującymi propozycjami. Gigantyczny obraz ze srebra odzyskanego z klisz RTG Kisielewskiej i cyzelowane, błyszczące jak dizajnerskie gadżety obrazy Sługockiego przyciągają spojrzenie i zaskakują niezwykłą formą.

Joahim Sługocki, bez tytułu, akryl na płótnie, 2013, fot. archiwum artysty
Joahim Sługocki, bez tytułu, akryl na płótnie, 2013, fot. archiwum artysty

Nie chciałbym się już pastwić nad artystami, zwłaszcza młodymi. Wolałbym popastwić się nad kuratorami, którzy w tej edycji konkursu otrzymali olbrzymie uprawnienia – to po ich selekcji międzynarodowe jury wyłoni zwycięzcę. Z jednej strony wydaje się, że sito tej selekcji nie było wystarczająco gęste, z drugiej jednak nie przepuściło do konkursu choćby takiego Bartka Buczka, zupełnie nie rozumiem dlaczego. Niby de gustibus non est disputandum, ale mimo wszystko... A miałby on duże szanse na wygraną jako jeden z niewielu artystów tej wystawy, który najpierw problematyzuje, a dopiero później maluje.

Na koniec pozwolę sobie wybrać swoich faworytów. Pierwszy to Kornel Janczy, którego proste, lapidarne pomysły mają w sobie niespotykaną moc. Jego mapy, a raczej kontury nieistniejących państw, obrysowujące nieznaną rzeźbę terenu, są tyleż inteligentne co dowcipne. Sporo ich można zobaczyć na stronie Gepperta, między innymi rysunek wykonany na zdjęciu przedstawiającym górzysty teren, który podzielony został łamaną linią na dwie strefy: „gorsi od was” i „lepsi od nas”.

Kornel Janczy
Kornel Janczy

Kornel Janczy
Kornel Janczy

Drugim artystą, któremu warto poświęcić dłuższą chwilę, jest Cezary Poniatowski. Graficzne, monochromatyczne i oszczędne formy w jego obrazach drwią z wizualnych oczekiwań, każąc doszukiwać się w sobie znajomych kształtów, zwykle bezskutecznie. „To obrazy absolwenta grafiki warsztatowej, który uwierzył w malarstwo i uznał, że to dla niego jedyna droga artystycznego wyrazu” – pisze o nim Michał Woliński, który nominował wyłącznie Poniatowskiego.

Cezary Poniatowski, bez tytułu, akryl na płótnie, 2013
Cezary Poniatowski, bez tytułu, akryl na płótnie, 2013

Na konkursach tego typu na ogół trudno znaleźć więcej niż dwóch, trzech artystów rokujących nadzieje na większą karierę, dlatego jadąc do Wrocławia, nie oczekiwałem wiele i rzeczywiście – niewiele dostałem. Niemniej Konkurs Gepperta pozostaje jednym z najciekawszych w Polsce. Organizatorzy ciągle eksperymentują z formułą konkursu, co w tym roku zawiodło ich w dość konserwatywnym, mocno akademickim kierunku. Spuentować to można chyba najlepiej cytatem z innego eksperta zaproszonego do nominowania artystów Gepperta (jego nazwisko pozwolę sobie pominąć): „W tych działaniach uwidacznia się element estetyczny, zgodnie z którym obraz powinien wywołać u odbiorcy swoiste przeżycie estetyczne”. Przeżywajmy więc to swoiste przeżycie i oddychajmy oddechem pracy malarskiej.

11. Konkurs Gepperta „Uwaga: malarstwo!”, BWA Wrocław, 12.10 – 24.11.2013
Rozstrzygnięcie konkursu 25.10.2013 o godz. 19.00

Joanna Mlącka, „Osłanianie”, olej na płótnie, 2011
Joanna Mlącka, „Osłanianie”, olej na płótnie, 2011

Krzysztof Turlewicz, „Elektryfikacja IV”, akryl na płótnie, 2011
Krzysztof Turlewicz, „Elektryfikacja IV”, akryl na płótnie, 2011

Magdalena Leśniak, „Scenografia codzienna”, akryl na płótnie, 2013
Magdalena Leśniak, „Scenografia codzienna”, akryl na płótnie, 2013

Martyna Ścibior, „Boxing Helena”, akryl i długopis na płótnie, 2011
Martyna Ścibior, „Boxing Helena”, akryl i długopis na płótnie, 2011