Trochę lukru, mało mięsa

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Jakiej architektury dorobiliśmy się w Polsce niemalże ćwierć wieku po upadku komunizmu? – na to pytanie starają się odpowiedzieć Grzegorz Piątek, Jarosław Trybuśoraz Marcin Kwietowicz, autorzy książki „Lukier i mięso”.

Dostrzegając brak opracowań na temat współczesnej polskiej architektury, wydawnictwo 40 000 malarzy opublikowało książkę przygotowaną przez trzech znawców przedmiotu. Jednak zamiast może oczekiwanego chronologicznego opisu architekt Marcin Kwietowicz wraz z Grzegorzem Piątkiem i Jarosławem Trybusiem – znanymi teoretykami architektury, publicystami i kuratorami – od lutego do listopada 2012 przeprowadził serię wywiadów. Powstała dzięki temu książka o żywej narracji, w której wybrane zagadnienia przedstawiono z różnych perspektyw.

Tytułowy „lukier” – efektowne budynki autorstwa renomowanych pracowni – przeciwstawiony został „mięsu” – przeciętnym budynkom, placom i pomnikom, z którymi obcujemy najczęściej. Początki „architektury po 1989” trudno dziś uchwycić, w dużej mierze jest ona bowiem anonimowa i zapomniana. W dorobku większości architektów średniego pokolenia znalazły się pierwsze w Polsce bary fast-food wznoszone dla międzynarodowych sieci. W okresie pionierskim radośnie chłonięto technologie, które na Zachodzie już były przestarzałe. Projektując małe biurowce, często połączone z hurtowniami czy zakładami produkcyjnymi, architekci stopniowo nawiązywali współpracę z coraz większymi inwestorami. Przełom przyniósł wzniesiony w 2001 r. prestiżowy gmach Focus Filtrowa projektu Stefana Kuryłowicza. Za najlepszy jednak budynek ostatniego ćwierćwiecza autorzy książki zgodnie uznali stołeczną siedzibę Agory, zaprojektowaną przez renomowane biuro JEMS. Solidny, wykonany z dobrych materiałów, wyjątkowej urody biurowiec, którego walory zweryfikował czas, to perfekcyjna – jak mówią autorzy tej książki – „synteza trwałości i mobilności”. Wszystkie realizacje JEMS-ów, do których należy też warszawska 19. Dzielnica, wyróżnia niezwykła spójność stylu, skoncentrowanie na formie i strukturze oraz uprawianie „architektury o architekturze” bliskiej autorom „Lukru i mięsa”.

Biurowiec Focus Filtrowa w Warszawie projektu Stefana Kuryłowicza, fot. Marcin Białek
Biurowiec Focus Filtrowa w Warszawie projektu Stefana Kuryłowicza, fot. Marcin Białek

Stefan Kuryłowicz został ustawiony w opozycji jako architekt kontrowersyjny, który ucieleśniał ideał człowieka sukcesu, zasłynął spektakularnymi, a niekiedy efekciarskimi realizacjami. Jego ostatni budynek – luksusowy i doskonale zaprojektowany dom towarowy VitkAc – w opinii autorów książki przypomina „wielki, czarny SUV zaparkowany ostentacyjnie w środku miasta”. Trójcę najistotniejszych, ich zdaniem, obiektów zamyka „artystowska” sylwetka BUW-u Marka Budzyńskiego na Powiślu, który – kontestując rzeczywistość – do swych realizacji wplata skomplikowane narracje oraz zwraca się ku przeszłości. Wiele cennych projektów przyniosły też konkursy, choćby na warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Muzeum Historii Żydów Polskich, Symfonię Varsovię czy krakowski MOCAK. Najmłodsze pokolenie architektów – Aleksandra Wasilkowska, Marcin Mustafa i Natalia Paszkowska z biura WWAA czy pracownie Moomoo, Ultra Architects, Medusa Group, Kameleonlab, MAAS i Centrala – specjalizuje się głównie w projektowaniu wnętrz i domów jednorodzinnych, demonstrując perfekcję w przygotowywaniu wizualizacji swoich projektów. Za ogromną zaletę, ale i wadę autorzy książki uznali ich „pewność siebie, nierzadko przechodząca w bezczelność”. Czas pokaże, czy ten brak kompleksów zaowocuje odrębnością, czy też jej zagubieniem.

W książce sporo miejsca poświęcono pojmowaniu architektury jako służby. Jako bliską innym profesjom zaufania publicznego, takim jak prawo czy medycyna, winny ją wyróżniać odpowiedzialność, trwałość oraz dbałość o jakość i dobre rzemiosło, a w swej pracy architekt powinien kierować się etyką. Tymczasem wedle Grzegorza Piątka polskie uczelnie techniczne uczą raczej cynizmu niż idealizmu. Tym bardziej docenić należy, że wspomniana pracownia JEMS wycofywała się z kilku kontrowersyjnych zleceń i choć wzięła udział w niechlubnym konkursie na nowy Supersam, który miał zastąpić dawny, cenny obiekt (1962), zburzony w 2006 roku, to zawsze stara się wnieść do swych budynków „wartość dodaną”. Natomiast dla porównania Kuryłowicz, stawiając czarną bryłę domu VitkAc, nie tylko wyburzył modernistyczny Pawilon Chemii, ale również znacząco ograniczył dostęp do światła mieszkańcom pobliskich bloków. Stawiając wieżowiec przy placu Unii Lubelskiej zamknął z kolei cenną perspektywę widokową, rozciągającą się z Belwederu. Równie nieetyczne było zburzenie wbrew opinii ekspertów i mieszkańców Katowic unikalnego, brutalistycznego dworca z 1972. Zgoda władz na wyburzanie kolejnych cennych zabytków powojennego modernizmu, jak na przykład warszawskich kin Relax i Skarpa, stało się niechlubną praktyką naszych czasów.

Dom handlowy Wolf Bracka, na zdjęciu jeszcze w budowie, fot. "mamik / fotopolska.eu"
Dom handlowy Wolf Bracka, na zdjęciu jeszcze w budowie, fot. "mamik / fotopolska.eu"

Czy wejście Polski do UE zmieniło rodzimą architekturę? Niewątpliwie tak, a dopuszczenie zagranicznych pracowni do konkursów organizowanych w Polsce zbliżyło ją do obiegu międzynarodowego. Dzięki dostępowi do unijnych pieniędzy powstały nowe muzea, filharmonie i sale koncertowe, lecz obok budynków wysokiej klasy – także słabe, o wątpliwej przydatności. Kontrowersje wzbudzają też rewitalizacje przestrzeni publicznych, zresztą nie tylko w Polsce. Grzegorz Piątek przywołał przykład hiszpańskiego średniowiecznego, niegdyś pięknego miasteczka Cuenca, które odnowiono za fundusze unijne tak gruntownie, że dziś przypomina pretensjonalną scenografię filmową. Równie naskórkowej rewitalizacji poddano warszawską ulicę Chłodną, gdzie odtworzono fałszywy obraz przeszłości, po której nie ma dziś śladu. Taka polityka okazuje się zgubna dla małych, niezamożnych miejscowości. Inwestowanie przez władze w ustawiane na rynku podświetlane fontanny nie ożywi przestrzeni ani nie przyciągnie turystów, a pieniądze, które można by spożytkować na zaspokojenie rzeczywistych potrzeb mieszkańców zostaje zmarnowany. O atrakcyjności miejsca do zamieszkania nie decydują gadżety, lecz bezpieczeństwo – przekonują autorzy publikacji.

Przyglądając się grodzonym osiedlom, Jarosław Trybuś doszedł do wniosku, że prędzej, czy później się otworzą, gdyż odcinające je mury i bramy utrudniają mieszkańcom życie. Ale to chyba przesadny optymizm. Wznoszenie takich dzielnic przyczynia się do utrwalania podziału na enklawy luksusu i getta nędzy, dlatego sprowadzanie problemów z nimi związanych wyłącznie do wychowania dzieci „pod kloszem” to znaczne uproszczenie. Znacznie niebezpieczniejsze jest wydzielanie zamkniętych kwartałów w przestrzeni dotychczas otwartej: parkanem ogrodzono już Stadion Narodowy, a władze rozważają ogrodzenie Sejmu. Tymczasem taki gest w Warszawie – mieście o modernistycznych korzeniach, które po wojnie otwarto, a jej przestrzeń zdemokratyzowano – jest szczególnie arogancki. Podobnie jak wycinanie zieleni w Ogrodzie Krasińskich oraz planowanie jego ogrodzenia.

Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie, fot. "Krzul"
Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie, fot. "Krzul"

Choć autorzy książki zadbali o wszechstronny przegląd tego, co się w polskiej architekturze zdarzyło na Śląsku, w Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku czy w Krakowie, są świadomi jej warszawocentryczności. Obok Krakowa stolica to jedyne niekurczące się miasto, które rozrasta się i zasysa otoczenie. Tu ciągle buduje się najwięcej, a wzory, które narzucają warszawskie elity, media i kapitał, rozlewają się po całym kraju. Zdaniem Trybusia i Piątka dobra architektura winna powstawać w procesie negocjacji. Jednak pytania, co jest dla wspólnoty korzystne, nikt w Polsce nie zadaje, reguły dyktują developerzy i rynek. Dlatego chciałabym w tej książce znaleźć coś więcej o prywatyzacji, która odcisnęła się na kształcie współczesnej przestrzeni miejskiej, ledwie zarysowanym problemie gentryfikacji i upadku mieszkalnictwa komunalnego czy całkiem pominiętej działalności współczesnych ruchów społecznych, które walczą o przywrócenie miastom bardziej egalitarnego kształtu. Niewątpliwym złem było poddanie po 1989 roku architektury rynkowi, dobrem – udane obiekty. Przydałoby się jednak więcej solidnej średniej architektury – tytułowego „mięsa”.

Grzegorz Piątek i Jarosław Trybuś, „Lukier i mięso. Wokół architektury w Polsce po 1989 roku. Rozmawia Marcin Kwietowicz”, Warszawa 2012, s. 312.