Świadomość materii, materia świadomości - Alternativa 2012

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Stocznia Gdańska zanika. Nie zakład produkcyjny - ten funkcjonuje. Odchodzi ta historyczna, znana z filmów, wciąż istniejąca w świadomości Polaków. To nieuniknione. Mijam puste miejsce po Modelarni, gdzie przez wiele lat artyści mieli pracownie. Zniknęła w czerwcu tego roku. Szukam Wzorcowni, okazałego dziewiętnastowiecznego budynku z czerwonej cegły. Bezskutecznie - po lipcowych wyburzeniach nic już nie przesłania żurawi stoczniowych.

Te jeszcze pracują. Gdańszczanie nie chcą, by szły na złom. Oburzyli się, kiedy zniszczono gigantyczny dźwig firmy Kone.1 Jako charakterystyczny element panoramy miejskiej miał być wykupiony przez miasto. Niestety, zabrakło pieniędzy.

Michał Szlaga, "2011-2012", film.
Michał Szlaga, "2011-2012", film.

"Ludzie o dźwigach myślą czule, natomiast nie wzrusza ich już los budynków, bo tych niszczonych po prostu nie widzą" - mówi Michał Szlaga2, od lat skrupulatnie dokumentujący wyburzanie obiektów stoczniowych. I robi kolejne zdjęcie... Niektórzy pocieszają się, że przecież obiekty o wartości historycznej są chronione prawnie.

Istotnie - słynna sala BHP oraz Brama nr 2 z pewnością pozostaną. Wpisem do rejestru zabytków na obszarze dawnej Stoczni Gdańskiej objęte są też plac Solidarności z Pomnikiem Poległych Stoczniowców wraz z biegnącym wzdłuż niego murem. Niektóre hale stoczni cesarskiej, budynek dyrekcji i remiza strażacka mają status "obiektów o wartościach kulturowych".3 
Ale czy garstka zabytków, otoczona przez górujące nad nimi, zawłaszczające przestrzeń współczesne obiekty i konstrukcje nadal będzie unikatem, przez wielu zwanym cudem? Tak było jeszcze w 2004 roku, kiedy twórcy Instytutu Sztuki Wyspa, Aneta Szyłak i Grzegorz Klaman, weszli tu po raz pierwszy. Dobrze zachowane budynki, czynne hale produkcyjne, działające urządzenia. Miejsca opuszczone przez ludzi przejęła natura - postindustrialne struktury i bujna zieleń stanowiły tło dla artystycznych działań nie tylko Wyspiarzy, ale i innych spontanicznie tworzonych przez młodych gdańskich artystów wspólnot i instytucji. Niewielu wie, że autentyzm i integralność terenu została na tyle doceniona przez działaczy UNESCO, że pojawił się pomysł, by wpisać Stocznię na listę dziedzictwa światowego.4 Dziś te plany są zupełnie nierealne.

Stocznia zaś, nawet tak słaba, zanikająca, wciąż wywiera przemożny wpływ na tych, którzy otwierają się na jej magnetyzm. Artyści i kuratorzy z zagranicy, mimo słabej wiedzy historycznej i nieznajomości języka, bardzo emocjonalnie reagują na kontakt z jej nasączoną historią materią. "Przez cały czas ma się świadomość, że to narzędzie umożliwiające nam produkcję, przejmuje nad nami władzę" - pisze Arne Hendriks, kurator współpracująca z Wyspą. I przewrotnie konkluduje: "dlatego stocznia musi stać się ofiarą. Jej materialne elementy muszą ulec rytualnej destrukcji, tak by dalej mogło się ziścić nasze ambiwalentne marzenie o wolności".5

Teren Stoczniowy w pobliżu Instytutu Sztuki Wyspa
Teren Stoczniowy w pobliżu Instytutu Sztuki Wyspa

Założyciele Wyspy nie poddają się zwątpieniu. Są pragmatykami; są skoncentrowani na tym, co w tej chwili (jeszcze) możliwe. Dostosowują działanie do zmiennych warunków i okoliczności. Opanowują język efektywnej komunikacji z władzami miasta i tymi, którzy weszli w posiadanie tego szczególnego terenu. Dzięki temu tworzą fakty. Dzisiaj ma to swój wyraz we współtworzeniu społecznego ciała konsultującego przyszłość terenów postoczniowych, czyli Rady Interesariuszy Młodego Miasta. Wiele można zrobić, dysponując takim narzędziem. Na przykład doprowadzić do tego, że miasto wreszcie tworzy systemowy plan ochrony dźwigów stoczniowych, co wcześniej absolutnie nie było możliwe. Można zaproponować ochronę nie poszczególnych obiektów, ale krajobrazu industrialnego jako całości, co w polskich warunkach jest pomysłem nowatorskim. A potem walczyć o sformalizowanie tego faktu. Można wreszcie prowadzić działania mające nie dopuścić do gentryfikacji miejsca, które z całą pewnością nie zasługuje na taki los. "Nie wiem, czy uda się całkowicie powstrzymać ten proces - mówi Aneta Szyłak - ale mam nadzieję, że można go zmodyfikować lub przynajmniej zyskać świadomość jego społecznych kosztów". Sama sztuka, nawet ze swoim potencjałem przewartościowywania pojęć i zmieniania sposobu postrzegania - a co za tym idzie oceniania - rzeczywistości na pewno nie zdałaby egzaminu w sytuacji, kiedy trzeba działać szybko i skutecznie. Z drugiej strony, bez cennego dorobku artystycznego IS Wyspa nie byłaby partnerem do dyskusji dla tych, którzy decydują. I tak na styku działań obywatelskich i sztuki powstał antyfestiwal Alternativa, będący w zamyśle jego twórców "nie kilkudniowym fajerwerkiem wydarzeń, ale cyklem programowym rozłożonym w czasie, platformą prezentacji sztuki oraz akumulacji i dystrybucji wiedzy".6

Nad głównym punktem tegorocznych Alternativa - wystawą "Materialność" - wraz z Anetą Szyłak pracowało troje kuratorów: Arne Hendricks, Ines Moreira i Leire Vergara. Zastanowili się nad materią w jej performatywnym aspekcie, rozmywającym podział na Ja, ciało ludzkie, przedmiot. Proponują, za Latourem7, rozważanie materii świata nieożywionego wraz z artefaktami techniki w kategoriach bytów społecznych bądź aktorów, bezustannie wpływających tak na rzeczywistość, jak i na proces indywiduacji człowieka, bo - za Simondonem - nie odbywa się on w izolacji8.

Takie widzenie materii ściśle powiązane jest z całą działalnością Instytutu Wyspa, dlatego też druga wystawa - "Wyspa. Teraz jest teraz" - proponuje wędrówkę po archiwum dokumentującym ponad trzydziestoletnią działalność artystyczną założycieli Wyspy i artystów mających wpływ na dzisiejszy jej kształt. W sposób naturalny narracje obu wystaw przenikają się i uzupełniają, pozwalając tym samym odczuć i docenić ciągłość i skuteczność, cechujące strategie kuratorskie i instytucjonalne Wyspy, czego dodatkowym, namacalnym dowodem jest samo miejsce pierwszej wystawy, modernistyczny budynek Hali 90B.

Hala 90B, miejsce ekspozycji "Materialności"
Hala 90B, miejsce ekspozycji "Materialności"

Trudno byłoby znaleźć dla "Materialności" bardziej odpowiednie tło niż dawny magazyn stoczniowy, który dzięki miastu został zaadaptowany dla potrzeb sztuki. Kuratorzy, mając do dyspozycji ponad 300 metrów przestrzeni i dokonując przemyślanego wyboru ponad 30 prac zbudowali niezwykle interesującą, wielowątkową narrację, wymagającą i skupienia, i czasu - sam materiał filmowy wymaga poświęcenia mu kilku w godzin, skoncentruję się zatem na kilku pracach, tych, które moim zdaniem najpełniej wyrażają intencję kuratorów. Nie jest nią ustawianie ani pokazywanie kontekstu, ale raczej propozycja zanurzenia, sensualnego odczucia materialności człowieka, który próbując podporządkować sobie materię i kształtując ją, nie zawsze dostrzega, że i on sam jest przez materię kształtowany w dynamicznym procesie, trwającym całe życie. Pytanie: czy proces ten zawsze będzie dotyczył tylko człowieka?

Grzegorz Klaman, "Maszyny wracają do fabryk"
Grzegorz Klaman, "Maszyny wracają do fabryk"

Dziwna mechaniczna istota przypominająca kraba pracowicie depcze napis, uratowany z hali Wydziału Remontu maszyn i Urządzeń R3. To instalacja Grzegorza Klamana "Maszyny wracają do fabryk". Metalowe kończyny zwierzęcia roznoszą po otoczeniu materiał biologiczny, wyhodowany na bazie pleśni pobranej z terenu stoczni i ludzkiego DNA. "Zwierzę" ma dwuznaczny status. Czy sztuczna inteligencja, nieuchronnie łącząca się z robotyką, dokonująca skomplikowanych operacji, może prowadzić do powstania świadomości? - zdaje się pytać artysta. Stosując tkankę organiczną i metal, sprowadza do wspólnego mianownika różne formy materii. DNA przenosi informację. Czy jednak mamy pełną wiedzę o strukturze i własnościach metali? Robot, kroczący jednocześnie po pożywce i napisie - pozostałościach materii stoczni - kieruje myśl ku temu, co może nadejść. To metafora nowego, którego jeszcze nie znamy. Istnienia przekraczającego to biologiczne. A może też zawieszenia poznawczego, co nazywamy umieraniem, i przejścia w inną formę życia.

Ronald van Thienhoven, "Migracja"
Ronald van Thienhoven, "Migracja"

"Migracja" Ronalda van Thienhovena jest dość niepozorna. "30 listopada umarła moja matka - napisał autor tej pracy. - Została skremowana w otwartym, luźno plecionym koszu z wierzbowych gałązek, nakryta surową bawełną...9 Widzimy maleńki, żółtawy, silnie skupiający światło minerał - diament, który powstał z prochów matki artysty. Łatwo go pominąć, sąsiaduje przecież z pracami znacznie większych rozmiarów. "Migracja" przywodzi na myśl słowa P. Teilharda de Chardina: "Po drobinie materii, po drobinie życia powstała wreszcie drobina myśli".10 Dla filozofa była ona święta, bo poprzez nią Duch przebija się do swej samoświadomości. "Coś czysto duchowego jest równie niepojęte jak coś czysto materialnego" - twierdził, tworząc tym samym pojęcie duchomaterii11.

Sakralizująca materię ludzkiego ciała "Migracja" wchodzi w dialog z filmowym esejem "Oczy nie chcą być ciągle zamknięte" Marcela Exposito. Film ukazuje pracę archeologów wydobywających ze zbiorowej mogiły szczątki cywilów, którzy zginęli w latach 30. i 40. ubiegłego wieku. Artysta nie koncentruje się na politycznym wymiarze tego aktu, związanym z procesem odzyskiwania pamięci historycznej w Hiszpanii. Raczej, rejestrując pracę archeologów, wykonujących swe czynności w skupieniu porównywalnym z praktykami medytacyjnymi czy kontemplacyjnymi, skupia się na procesie przywracania sacrum tam, skąd wcześniej z winy człowieka zostało wyrugowane.

Marcel Exposito,"Oczy nie chcą być ciągle zamknięte"
Marcel Exposito,"Oczy nie chcą być ciągle zamknięte"

Z tym pięknym obrazem ostro kontrastuje "Rynek narządów" Sally Gutierrez, demaskując profanum, którym jest brutalne utowarowienie ludzkiego ciała. Dzielnica Tondo, leżąca w pobliżu portu w Manili, to jeden z najbiedniejszych terenów miejskich Azji. Schorowany, poruszający się na wózku inwalidzkim człowiek wspomina wydarzenie sprzed kilku lat. Wyrazista blizna, biegnąca przez cały bok ciała, świadczy o prawdziwości jego słów. Ani on, ani żona wraz z gromadką dzieci, które uważnie się temu przysłuchują, nie widzą żadnego związku między operacją a obecnym stanem zdrowia opowiadającego. Sprzedaż nerki to niezwykle intratna transakcja - 2000 dolarów wystarczy na maleńki dom, używany samochód, skromne meble. Slumsy stają się dostawcą narządów dla ludzi Zachodu, żyjących w humanitarnym świecie, gdzie życie ludzkie uznaje się za wartość najwyższą, ale komfort egzystencji wymusza przyzwolenie na wiele - szczególnie kiedy chodzi o indywidualizm/egoizm w najszerszym spektrum jego przejawów. Niechby i ekstremalnie dziwacznych.

Sally Gutierrez, "Rynek narządów"
Sally Gutierrez, "Rynek narządów"

Instalacja Mateusza Herczka to niezwykle funkcjonalny obiekt, umożliwiający przeprowadzenie ceremonii zawarcia związku między człowiekiem a obiektem architektonicznym. Sama jej nazwa - "Funkcjonalne programowanie przestrzeni do udzielania ślubu obiektom" - sygnalizuje pragmatyczne podejście autora do problemu. Zaślubiny z mostem, dworcem czy katedrą są trudne logistycznie, choćby ze względu na duże różnice gabarytów i permanentny hałas, co może utrudniać duchowe przeżywanie ceremonii. "Pasożytnicza jednostka architektoniczna, której ikoniczna forma sprawia, że jest rozpoznawana jako kaplica, uwzględni (...) ochronę przed hałasem i innymi czynnikami rozpraszającymi, podwyższenie zainstalowane w środku i na zewnątrz", a nawet "miejsce dla widowni z dobrą widocznością"12 - pisze autor. Można się uśmiechnąć, gdyby nie to, że przypadki silnej, erotycznej wręcz fascynacji choćby Wieżą Effla już miały miejsce.13 A czy dziwi kogokolwiek nieopanowane pragnienie posiadania jakiegoś przedmiotu, np. kultowej lampy?

Oto jedna z nich, Tizio, związana przez mistrza techniki bondage, wisi u sufitu w stanie idealnej równowagi. Autorka pracy, Marti Guixe, twierdzi, że jest to bardzo trudne do osiągnięcia ze względu na delikatność, wrażliwość i specyficzny punkt ciężkości charakteryzujące ten obiekt pożądania...

Marisz Hereczka, "Funkcjonalne programowanie przestrzeni do udzielania ślubu obiektom"
Mateusz Herczka, "Funkcjonalne programowanie przestrzeni do udzielania ślubu obiektom", Marti Guixe, "Związana lampa Tizio"

Zupełnie inna lampa - autorstwa Silvii Zayas - skłania do namysłu, jak bardzo posłuszna jest materia, bez protestu przyjmująca narzucane jej role w zależności od pragnień człowieka-demiurga. W wideo "To jest lampa" artystka uwieczniła wspomnienia swojego wuja, który w latach 1972-74 służył w wojsku w Gwinei. Tłumacząc, w jaki sposób aktywuje się i dezaktywuje materiał wybuchowy, były saper korzysta ze znajdujących się w pokoju przedmiotów. Przypisuje im role - w ten sposób elementy standardowego wyposażenia mieszkania stają się częściami bomb i pocisków, a lampa stołowa, zrobiona z miny, wraca do swojej pierwotnej funkcji. Wraz z obrazami przemocy, będącej składową wojny.

Silvio Zayas, "To jest lampa"
Silvia Zayas, "To jest lampa"

Apogeum pokornego posłuszeństwa obiektów materialnych, już jak najbardziej realnego, pokazują prace - "2010 - 2012" Michała Szlagi, "Zniknięcie i wymazanie" Patricii Santos oraz "Transformer" Roberta Warasa.

Ta pierwsza to dokumentalny zapis wyburzeń obiektów stoczniowych w ciągu ostatnich dwóch lat. Autor wycisza dźwięk, zmuszając tym samym widza do skupienia się na obrazie. Jesteśmy świadkami agonii wielkiego dźwigu, który po krótkiej walce bezgłośnie upada. To samo dzieje się z materią hal, metalowymi wspornikami, ścianami. Stocznia umiera spokojnie - na jednym z kadrów widać koparkę wgryzającą się w burzony mur. Wszystko to w tle - na pierwszym planie widnieje kiosk z pamiątkami i przechodzący obok niczego nieświadomi ludzie.

"Zniknięcie" to próba "wymazania" obiektu postindustrialnego w Espinho w Portugalii. Fabryka, mająca kiedyś wielki wpływ na miasto, źródło jego prosperity, od lat dziewięćdziesiątych zeszłego wieku stoi pusta. Działania artystki są dwuetapowe - najpierw fabryka znika za chmurą pyłu powstałego na skutek zamiatania rozległego terenu. Następnie rysunek zarysu tej samej fabryki artystka usuwa podczas performansu w galerii.

Proces niszczenia, wyburzania, znikania obiektów postindustrialnych jest nieunikniony - zdaje się twierdzić Mariusz Waras, dokonując refleksji nad niepewnym losem stoczni. Skomplikowane przemiany relacji człowiek - praca - zakład produkcyjny uniemożliwiają zarówno powrót stoczni do jej pierwotnej funkcji, jak i jej transformację w coś innego. W ubiegłorocznej edycji Alternativ jego statek - "Transformer" - zamieniał się w robota-transformera. Dziś ma miejsce proces odwrotny: robot wraca do swej pierwotnej formy, a w dalszych planach artysty ma zostać zniszczony.

Mariusz Waras, "Transformer"
Mariusz Waras, "Transformer"

Powyższe wątki rozwija w "Akademii pracy" grupa Partizan Publik, badając przemiany związku człowiek - zakład produkcyjny w nawiązaniu do idei inżyniera-artysty, Aleksandra Gastiewa. Na prośbę Lenina stworzył on maszynę umożliwiającą transformację rolnika w robotnika. Wierzył, że jest ona możliwa dzięki dokładnej analizie ruchu, a następnie naśladowaniu czynności wykonywanych przez wykwalifikowanego robotnika. Miało to prowadzić nie tylko do opanowania warsztatu, ale i głębokich przewartościowań mentalnych. Na potrzeby instalacji stoczniowcy przekazali młotki, które sami kiedyś wykonali, co było wiele lat temu częścią ich szkolenia. W ten sposób wzbogacili instalację o wątek osobistego wejścia w maszynerię.

Partyzan Publik, "Akademia Pracy"
Partizan Publik, "Akademia Pracy"

Z kolei autorzy "Pracy maszyn", grupa MML Studio, dotarli do zdjęć i zapisu nutowego tańca z 1968 roku o tym właśnie tytule, wystawianego w WSK-PZL Mielec w szczególnie ważnych dla zakładu chwilach. W 1981 odtańczono go po raz ostatni.

Podobnie jak poprzednia, instalacja ta skłania do namysłu nad modernistycznym poglądem na rolę człowieka w przemyśle, kiedy praca miała sens nie tylko w aspekcie zdobywania środków do życia, ale i ideowym - prowadząc do totalnej zmiany rzeczywistości. Tym niemniej tamto widzenie roli człowieka z dzisiejszej perspektywy musi być wartościowane inaczej - jako idea, która zbłądziła. W dodatku po latach niewiele po niej zostanie.

Sjef Henderickx, "Wejście/Wyjście"
Sjef Henderickx, "Wejście/Wyjście"

Instalacja "Wejście/Wyjście" Sjefa Henderickxa to manufaktura do wytwarzania brykietów z dokumentacji zgromadzonej przez administrację stoczni. Karty pracy, świadectwa, zwolnienia lekarskie, wszystko to zostaje przemielone, a następnie przybiera postać zgrabnej kostki. Oczywiście informacja, którą można odczytać na ocalałej karcie pracy stoczniowca, że trzydzieści lat temu przepracował w kwietniu 200 roboczogodzin, może wydać się trywialna. Z drugiej strony jednak pozostaje pytanie o rolę archiwum - co dzięki niemu tak naprawdę wiemy...

"Wyspa. Teraz jest teraz", 2012
"Wyspa. Teraz jest teraz", 2012

Próby doświadczenia przeszłości za pomocą tego medium proponują kuratorzy wystawy "Wyspa. Teraz jest teraz", która jest owocem ich doświadczenia pracy z materią dokumentacji Wyspy. Dominik Kuryłek, Anna Ptak i Ewa Tatar, powołując się na manifest "Archeologii odwrotnej" Grzegorza Klamana i wywodzącej się z niego koncepcji wstawiania się w otoczenie, odrzucili linearną metodę demonstrowania faktów, a wytyczyli ścieżki przejścia, kierując się czterema kategoriami. Są to Miejsce, Spotkanie, Praca i Mit.

Sam tytuł nawiązuje do akcji na Wyspie Spichrzów z 1988 roku, stanowiącej symboliczny początek historii dzisiejszej Wyspy. Pierwsza część wystawy, czyli "Praca", umieszczona została na parterze budynku Instytutu Sztuki Wyspa. Składa się wyłącznie z dokumentów ułożonych w moduły mające obrazować wzajemne przenikanie się wydarzeń. Motywem przewodnim jest tu etos pracy właśnie, tej z lat osiemdziesiątych, kiedy to tworzono instalacje z wtórnie wykorzystanych materiałów. Nie miały one trwać jako artefakty - powstawały, jak mówił G. Klaman, "aby się rozpadły". Istotne było współdziałanie, ekspresja i intensywny, fizyczny kontakt z materią. To stanowiło ową "ziemię pod stopami", o której pisze Klaman w manifeście "Archeologii odwrotnej"14.

Druga część to "Miejsce", a więc obszary działania, gdzie wcześniej sztuka nie istniała poza ogólnie akceptowanym artefaktem w postaci pomnika lub dekoracji. Dokumentacje "Projektu Wyspa I i II", interwencji miejskich Rumasa, Klamana, Wyrzykowskiego czy Jurkowskiego, a także te związane z przejmowaniem przez artystów opuszczonych obiektów użyteczności publicznej oddają klimat tamtego czasu, kiedy to ścierały się poglądy na temat roli sztuki i artysty w dobie rodzącego się kapitalizmu.

"Wyspa. Teraz jest teraz", 2012
"Wyspa. Teraz jest teraz", 2012

Cześć trzecia, czyli "Spotkanie", to próba ukazania komunikacji między artystami, procesu wymiany energii nastawionej zarówno na intensyfikację procesów twórczych, jak i budowanie wzajemnych relacji. Czwarta część wreszcie, "Mit", odwołuje się do tego, co czyni każda instytucja - autokreacji, symbolicznie reprezentowanej między innymi przez tekst Anety Szyłak z 2007 roku, analizujący i poddający jednocześnie krytyce działalność Wyspy. Zebrane dokumenty uzupełnione są slajdami przedstawiającymi wydarzenia z historii Wyspy i związane z nią osoby. Są tu także obiekty - trójwymiarowe struktury powstałe z fotografii przedstawiających obiekty z "Teraz jest teraz" z 1988 roku. Zniekształcone perspektywicznym skrótem makiety są metaforą niedostępności doświadczenia przeszłości za pomocą fotografii i filmu.

Pytana o przyszłość, Aneta Szyłak jest dobrej myśli. Wprawdzie pierwsza tura Alternativ, realizowana w latach 2010-2012 zakończyła się, ale już powstaje projekt kolejnych. "Alternativa to przykład tego, w jaki sposób chcielibyśmy działać, co było zawsze naszym planem i co będziemy kontynuować w przyszłości" - zapewnia. W następnych latach będą w jeszcze większym stopniu angażować się w budowę nowej części miasta. W założeniu mają być programem, przez który "uczymy się, w jaki sposób możemy tworzyć nowe otoczenie, ale jednocześnie ochraniać jak najwięcej z tego, co jest tkanką przeszłości. Bo to ona jest źródłem tego, co nas tworzy".

Alternativa 2012, Instytut Sztuki Wyspa, Hala 90B, Tereny Stoczniowe, Gdańsk, 25.05 - 30.09.2012.

Fot.: Instytut Sztuki Wyspa

Piknik na Wsypie Spichrzów w 1988 r.; w tle instalacja Grzegorza Klamana "Wielka czarna głowa", stanowiąca częścią pokazu "Teraz jest teraz" w 1988.
Piknik na Wsypie Spichrzów w 1988 r.; w tle instalacja Grzegorza Klamana "Wielka czarna głowa", stanowiąca częścią pokazu "Teraz jest teraz" w 1988.
  
  1. 1. Knera, J., "Kolejny stoczniowy żuraw zniknął z pejzażu Gdańska", www.trojmiasto.pl 1.10.2012.
  2. 2. Zalesiński, J., "Budynki po Stoczni Gdańskiej znikają na naszych oczach" (wywiad z Michałem Szlagą), www.dziennikbaltycki.pl 1.10.2012.
  3. 3. Świerdzewska, I., "Kolebka na żyletki", www.idziemy.pl 1.10.2012.
  4. 4. Wojewoda, A., "Stocznia Gdańska - dziedzictwo niechciane", www.obieg.pl 1.10.2012.
  5. 5. Hendricks, A. (2012), w: "Materialność", katalog wystawy. Gdańsk, Instytut sztuki Wyspa, s.27.
  6. 6. Szyłak, A., w: "Materialność", dz. cyt., s.11.
  7. 7. Latour, B. (2010), "Can we get out materializm back, please?", www.scribd.com/ 1010.2012.
  8. 8. Riel, L. (2003), "Gilbert Simondon", www.shaviro.com 1.10.2012.
  9. 9. Van Thienhoven, R. (2012), w: "Materialność", dz. cyt., s.100.
  10. 10. Teilhard de Chardin, P., w: Gadacz, T. (2009), "Historia filozofii XX wieku", Kraków, Znak, s.416
  11. 11. Teilhard de Chardin, P., "L'energie humaine", w: Gadacz, tamże, Znak, s.416.
  12. 12. Herczka, M. (2012), w: "Materialność", s.60.
  13. 13. http://strangeharvest.com 1.10.2012.
  14. 14. Klaman, G., (1987), materiały archiwalne, w: Gutfrański, K., "Klaman", Gdańsk, Instytut Sztuki Wyspa, 2010.