Porządek to nie jest coś, co powstaje prosto i liniowo. To układ, który wyłania się z chaosu, klaruje na moment po to, by znów rozpłynąć się w mgławicowej strukturze. Czyli - w dużym skrócie - porządek jest dynamiczny. I taki właśnie porządek zaprowadzili Justyna Kowalska, Michał Suchora i Tomasz Plata z BWA Warszawa, wkraczając w przestrzeń Art Stations w Poznaniu i wypełniając ją pracami z kolekcji Grażyny Kulczyk, uzupełnionymi o nowe głosy. Ich pokaz opiera się nie na działaniu porządkującym, ale na próbie pokazania, jak efektownie można poskładać klocki sztuki, przez chwilę udając, że prace z różnych okresów historycznych, politycznych i formalnych idealnie się ze sobą zgadzają. „Nie dodawaj jabłek do gruszek" - mówiły kiedyś panie od matematyki. Kuratorzy wystawy chcieli pokazać, że takie równania na niespójnych elementach też potrafią zabrzmieć perfekcyjnie prawdziwie. I że przyzwyczajeni do spójnych wywodów, łatwo dajemy się oczarować tej nowej wizji, w której klocki się zgadzają dokładnie jak elementy w zestawie dla małych modelarzy.
Prostokąt, czyli hitowa baza
Punktem wyjścia tej modelowo projektującej wystawy są hitowe prace z kolekcji Grażyny Kulczyk: dwa proste kubiki o podstawie prostokąta, które umieszono na podłodze galerii (jeden przymocowany do ściany). Autor to oczywiście Donald Judd, papież minimalizmu. Nierdzewna stal zaprzęgnięta została w służbę idei - takiej, by obiekt sztuki przypominał coś, co powstało z niemal boskiego nadania, spłynęło na ziemię samo, bez pośrednictwa rąk i warsztatu artysty. Pokazane w poznańskiej galerii kubiki są idealnie gładkie, perfekcyjnie odbijają światło, nie ma na nich nawet rysy. Nie umieszczono ich na postumentach, ale wprost w tkance galerii - na ścianie i posadzce. Przypominają futurystyczne narośle albo coś, co po prostu wpadło do wnętrza Art Stations jak meteoryt i jest owocem innej, wyższej kultury i cywilizacji. Minimalizm początku lat 70. to gorąca bułeczka na rynku wykopków w historii sztuki; temat fascynujący, bo dotykający i statusu artysty jako nieobecnego, i odrzucania przedstawienia w sztuce, wreszcie pokazujący, że każdy obiekt sztuki działa w relacji do innych, a nie jest tylko samotną wyspą na morzu twórczości. W 2009 roku w podróż po Europie ruszyła hitowa wystawa „Political / Minimal", będąca próbą wpisania w tradycję minimal artu nowych, współczesnych znaczeń, nazwana przez krytyków saltem mortale kuratora Klausa Biesenbacha (obecnie przy sterach PS1, oddziału nowojorskiej MoMy na Queensie). Biesenbach w tym pokazie dowodził, że nawet coś, co pozornie nie ma żadnego politycznego, społecznego czy nawet mimetycznego pierwiastka, nie może uniknąć politycznych konotacji. Że nawet minimal jest zaangażowany i polityczny. Poznański „Nowy porządek" to przykład innej kuratorskiej strategii; tutaj nie wskazuje się na utopijność założeń minimal artu i ich plajtę w starciu z praktyką sztuki, ale po prostu skupia się na prześledzeniu, jak dziś w praktyce może działać intelektualny aparat spod znaku Donalda Judda, Dana Flavina czy Carla Andre. Kuratorzy zdają się mówić: dobrze, skoro cała sztuka jest relacyjna, skoro dzieło nie jest autonomiczne i zawsze trzeba patrzeć na nie w relacji, to zbudujmy pokaz na tych warunkach. Zestawmy podobne z podobnym i zobaczmy, jak to działa.
Dlatego tuż obok kubików Judda znalazła się inna praca oparta na formie prostokąta: instalacja z płyt chodnikowych, metalowego elementu i szklanki wody, czyli „Woda" Kojiego Kamojiego. No tak, użycie takich materiałów może odwoływać do minimalizmu. Tyle tylko, że tutaj materiał nie trwa, ale zmienia się - zanurzone w wodzie aluminium podlega chemicznym reakcjom. Dzieło sztuki pracuje samo z siebie, artysta wprawia je tylko w pierwszy ruch. To wydaje się w zasadzie spełnieniem założeń minimalizmu w czystej postaci, ale wystarczy jeden rzut oka, żeby stwierdzić, że podobny intelektualny zaczyn zaowocował jednak zupełnie inną praktyką - płyty są zniszczone, bo wcześniej rzeczywiście służyły jako chodnik. Z chłodnym perfekcjonizmem brył Judda nie mają nic wspólnego.
Koło, czyli geometryczny test Rorschacha
Za podobny przykład dekonstruowania strategii minimalistycznej można uznać pracę Michała Budnego, umieszczoną zresztą tuż obok prac Judda, na samym początku wystawy. Wielkie drewniane koło pokryte zostało papierową płachtą. Papier, zawilgocony, faluje się i zmienia kształt. Odbiór pracy zależy od konkretnej rzeczywistości - również czasowej - a samo dzieło, tak jak chcieli tego minimaliści, nie istnieje w oderwaniu od kontekstu. Po raz kolejny ojcowie założyciele minimalizmu mogliby triumfować, mimo że widz skonfrontowany jest z pracą, która jest ulotna, delikatna, wręcz poetycka, a nie jest stalowym kubikiem.
Kół na wystawie jest więcej. Półkoliste wykwity pokryły ściany galerii - to interwencja gwiazdy streetartu, Krystiana TRUTH Czaplickiego. To, co artysta wcześniej naklejał na miejskich murach, teraz zapędzone zostało w cztery ściany pomieszczenia wystawowego. Forma tej wrzutki w zestawieniu z innymi pracami nie kojarzy się już z językiem nielegalnych działań na murze, ale po prostu z formalnymi rozwiązaniami z języka spod znaku Judda. Podobnie kolejne koło - niebieskie hula-hoop, wykonane z ciężkiej stali - którego autorką jest Marzena Nowak. To jak to jest? Wszystko, co ma geometryczny kształt, zestawione z pracami Judda zaraz ma się nam kojarzyć z minimal artem? Czy to nie kuratorskie nadużycie? Czy to nie za proste? „Nowy porządek" to gra w skojarzenia i mrugnięcie okiem do widza. Sztuka wypełnia się znaczeniami w procesie oglądania, jest tym, co chcemy w niej widzieć. Pokaz w Art Stations jest jak test psychologiczny, w którym głos zza kotary mówi, co mamy widzieć w rozmazanej plamie Rorschacha. Ale spokojnie, to bardzo świadomie poprowadzony zabieg. Relief nr 4 Henryka Stażewskiego z kolekcji Grażyny Kulczyk i umieszczona obok praca Katarzyny Przezwańskiej wyglądają trochę jak dzieła z jednej pracowni, mimo że dzieli je ponad 40 lat przełomów sztuki.
Nikt nie udaje, że są owocami tych samych koncepcji i poszukiwań, wskazane zostaje tylko ich formalne podobieństwo.
Kwadrat, czyli kwadratura (nowych) klasyków
Co jest najmocniejszą stroną „Nowego porządku"? Fakt, że to nie tylko zestaw zgrabnych twistów, które umieszczają poważne intelektualne dziedzictwo minimalizmu w nowych, seksownych dekoracjach. To też sproblematyzowany, połączony wewnętrznymi liniami napięć pokaz jednej z najciekawszych, a na pewno najgłośniejszej prywatnej kolekcji. Rzadko kiedy daje się zajrzeć do magazynów i na salony ludzi, którzy faktycznie kształtują pole sztuki, których zakupy ostatecznie przybijają stempel wierzytelności i wskazują tych, którzy przeszli już do kanonu. W Art Stations można oglądać świetnego Romana Opałkę, ikonicznego Edwarda Krasińskiego, Henryka Stażewskiego, no i oczywiście kubiki Donalda Judda, przed którym wielbiciele i znawcy współczesnej sztuki pewnie uklękną. Trzeba przy tym zaznaczyć, że „Nowy porządek" to przegląd prac z kolekcji, ale jednocześnie nie pokaz zamkniętej, statycznej całości, tylko próba wytyczania nowych ścieżek. Widz nieustannie jest tu konfrontowany z przekazem, że pole sztuki jest dynamiczne i w nieskończoność się rozszerza. Szczególnie tę właściwość sztuki „Nowy porządek" obnaża w dwóch wymiarach. Po pierwsze na poziomie kolekcji sztuki współczesnej, która, by mogła istnieć, musi być dynamiczna i musi się rozszerzać. Stąd tylko krok do pytania, czy oglądamy w Art Stations nowych klasyków, którzy za kilka lat będą mieli rząd kolekcjonerskich dusz? Czy - i na jakich warunkach - Grażyna Kulczyk włączyłaby do swojej kolekcji pracę taką jak kwadratowy „Basen" Katarzyny Przezwańskiej albo świetne „Rzeźby kwietnikowe" Małgorzaty Szymankiewicz: wygięte metalowe obiekty, przypominające trochę estetyzującą konstrukcję zbrojeniową? Drugi wymiar dynamiczności to ta związana z samymi osobami konstruktorów wystawy. Do zbudowania tego pokazu zaproszono kuratorów z warszawskiej komercyjnej galerii, która powoli hoduje sobie własną stajnię artystów i galeryjną linię. To m.in. Małgorzata Szymankiewicz czy Jarosław Fliciński, których prace pokazano w Art Stations. Obok nich znalazły się obiekty wykonane przez artystów spoza stajni. Czy galerzyści z BWA Warszawa wybrali już i zamknęli grono swoich artystów, czy raczej „Nowy porządek" to deklaracja, kogo widzieliby w swojej wymarzonej drużynie i kogo chętnie podkupiliby od innych? Czy, żeby zachować spójną i trwałą politykę galeryjną, trzeba wprowadzać element rotacji artystów? Oczywiście, nie dowiemy się tego w poznańskiej galerii. Ale już sam fakt, że pokaz stawia te pytania to smakowity przyczynek do rozważań o tym, jak działają wektory zmiany i dążenia do stałości w sztuce.
„Nowy porządek"
Artyści: Mirosław Bałka, Michał Budny, Krystian TRUTH Czaplicki, Donald Judd, Jarosław Fliciński, Agnieszka Kalinowska, Koji Kamoji, Edward Krasiński, Marzena Nowak, Roman Opałka, Katarzyna Przezwańska, Mikołaj Smoczyński, Monika Sosnowska, Henryk Stażewski, Małgorzata Szymankiewicz.
Kuratorzy: Justyna Kowalska, Tomasz Plata, Michał Suchora.
Galeria Art Stations, Poznań, 29.09.2011-09.02.2012. http://artstationsfoundation5050.com/pl/