Biennale i potrzeba sztuki. Bielska Jesień 2011

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Stolica polskich Beskidów, Bielsko Biała, to miasto, gdzie obok siebie na cokołach stoją Luter, Neptun i Reksio. Dobrani jak w korcu maku lokalni bohaterowie pokazują, z jaką konsekwencją kreuje się kulturę wizualną tego uroczego miasta. Ale ani Luter, ani Neptun, ani nawet Reksio nie skupiają na sobie takiej uwagi, jak galeria BWA. W miejskiej galerii już po raz 40 zorganizowano biennale malarskie Bielska Jesień. Tym razem zaprezentowano 50 prac, które jury wybierało z ponad półtora tysiąca nadesłanych propozycji. Było w czym wybierać, było na co patrzeć.

Nie skupiając się na wyliczaniu pojedynczych obrazów, wypadałoby przejść do ogólnych tendencji promowanych przez współczesnych malarzy. Próba syntezy, pogrupowania prac do prostych jednak nie należy. Zwłaszcza w wypadku konkursu, na którym w ramach jednego medium artystycznego wypowiada się tak wielu artystów. Problem wzmaga samo założenie, w zgodzie z którym jury wybiera prace reprezentatywne dla dzisiejszej kondycji malarstwa, nie narzucając z góry ani tematu, ani ram wiekowych.

O taką próbę, w mojej opinii słuszną i udaną, pokusił się Piotr Rypson. W tekście zamieszczonym w katalogu wystawy pisze on o zjawisku nazwanym przez siebie "nowym optymizmem". To koncepcja bynajmniej nie nowa - przejawiała się bowiem w polskiej sztuce od wielu lat. Operując subwersywnym humorem, przejaskrawia rzeczywistość w tych miejscach, w których ta jest najbardziej szara. To, co prezentują młodzi artyści, tworząc radosne, kolorowe obrazy, jest rodzajem sprzeciwu przez aklamację.

Na wskroś "nowo optymistyczną", choć odchodzącą od kategorii formalnych nakreślonych przez Rypsona, jest praca Jakuba Pieleszka, do przesady epatująca sloganami i logotypami znanych każdemu konsumentowi produktów: konstelacje piłek do koszykówki, coca cola przypominająca waginalne kształty. Podobną taktykę stosuje Małgorzata Rozenau - " The end" i "Mild as May" - która w fotorealistycznych kadrach wyłapuje najpopularniejsze ujęcia z klasyki kina, opatrując je przewrotnymi dopiskami. Słynne ośnieżony stoki gór, logo z czołówki filmów produkowanych przez Paramount Pictures, przykryte zostały napisem THE END. Nowy optymizm przebija się też, choć może w nazbyt nachalny i dosyć tani przez swoją plakatowość sposób, w pracy Marty Frej "Tsunami", nawiązującej do ostatnich kataklizmów, które nawiedziły Japonię.

Małgorzata Rozenu, The End, 2011, 70x100
Małgorzata Rozenu, The End, 2011, 70x100

Optymistyczna w najbardziej neonowy, a zarazem gorzki sposób jest praca Dominika Podsiadłego, którego swoim wyróżnieniem uhonorował "Obieg". Gest picia pepsi jest na nietypowej, bo malowanej na plastikowym banerze pracy zredukowany do kadru pokazującego usta i ustnik. Nabrzmiałe wargi i nagwintowana szyjka, z której lekką stróżką wylewa się płyn, przypominają akt zgoła odmienny od cukierkowej estetyki reklam, przywołując raczej filmy pornograficzne. Tak ironiczny, ale zabawny sposób pokazuje pożądanie, którym miliony ludzi obdarzyły napój co najmniej dyskusyjnej jakości.

Dominik Podsiadły, Pepsi, 2011, 80x160
Dominik Podsiadły, Pepsi, 2011, 80x160

Poza "nowym optymizmem" zaprezentowano wiele obrazów, które uciekają w zupełnie inne obszary tematyczne i formalne. Nie da się ich połączyć w zgrabne narracyjne konstelacje czy odnaleźć szerszych analogii z sąsiadującymi na wystawie obrazami. Kilku takich artystów-outsiderów zostało niezauważonych (oczywiście zakładam, że swoistym wyróżnieniem jest już sam udział w wystawie). Prace Konrada Maciejewicza i Marcina Linttnera nie wpisują się zupełnie w "optymistyczne" schematy przedstawione wyżej, prezentując skrajnie osobiste podejścia do malarstwa. Maciejewicz pokazuje obrazy bardziej przypominające grafikę ilustracyjną; Linttner zawieszony jest między sztuką graffiti a abstrakcyjną kaligrafią z połowy XX w. Oddzielne jest też malarstwo laureata drugiej nagrody, Pawła Matyszewskiego, którego obraz to sentymentalna wycieczka w głąb delikatnej, niegeometrycznej abstrakcji.

Paweł Matyszewski, Duritas, 2011, 170x1802
Paweł Matyszewski, Duritas, 2011, 170x1802

Trzecia nagroda powędrowała do najmocniej literacko uwikłanych prac "Katechizm rewolucjonisty" i "Jenny" Kamili Woźniakowskiej. Przyznano ją być może za próbę pokazania komunikatywności malarstwa. Obie prace to aluzje do dzieł literackich: "Opery za trzy grosze" Bertolda Brechta i "Manifestu rewolucjonisty" Siergieja Nieczajewa. Ja do tej pracy odnoszę się z dystansem, bo sposób, w jaki przedstawiona została reinterpretacja Brechta na płótnie był już wielokrotnie ogrywany i do znudzenia wałkowany przez nowe figuratywne malarstwo, odgrzane na fali Grupy Ładnie.

Kamila Woźniakowska, Katechizm, rewolucionisty, 2009, 125x100
Kamila Woźniakowska, Katechizm, rewolucionisty, 2009, 125x100

Triumfatorem 40. edycji Bielskiej Jesieni został artysta z Lublina, Jakub Ciężki, za pracę "Rusztowanie I". Szczerze mówiąc, mam kłopot ze zrozumieniem intencji jury. Ciężki jest po prostu ładny, wirtuozerski, perfekcyjny technicznie. Ale formalna strona to jedyna strona jego obrazu. Nie wiem, czy o obrazie kilku rurek na niebieskim tle myśleć jako o nonszalanckiej próbie à la "ja wam pokażę", czy erupcji bezpretensjonalności malarza znudzonego i tak niedoskonałym językiem narracji malarskiej. Mimo to na obraz Ciężkiego patrzy się z przyjemnością - taka zresztą atmosfera unosi się nad całym Biennale. Jeśli ta edycja Bielskiej Jesieni miałaby mieć jakąś pointę, to właśnie Ciężki jest najlepszym skwitowaniem tego, co zobaczyliśmy. Może nie rewolucyjnego, może bez nadętych aspiracji do zmiany świata przez sztuki, ale na pewno świeżego i po prostu ładnego malarstwa.

Jakub Ciężki, Rusztowanie I, 2010, 150x200
Jakub Ciężki, Rusztowanie I, 2010, 150x200

Przy okazji otwarcia wystawy galeria BWA zorganizowała też panel dyskusyjny, którego tematem była potrzeba konkursów malarskich. Zdania na ten temat zarówno przed, jak i po panelu były podzielone, ale przecież nie o to w dyskusji chodzi, żeby kogoś, a tym bardziej siebie, do obcych nam poglądów przekonać. Kilka dłuższych wypowiedzi, bardzo obszerna relacja z frontu polskich konkursów artystycznych (głównie malarskich) Jolanty Ciesielskiej. Wreszcie głos został oddany publiczności. Najpierw runda "dziennikarzy", którzy ustosunkowali się, zazwyczaj okrężną drogą, do potrzeby konkursów, wreszcie głos publiczności, czyli to, co chyba najciekawsze, a zarazem najbardziej zaskakujące. Rzadkością jest tak duża chęć wypowiedzi, aktywnego uczestnictwa w życiu kultury, z jakim spotkałem się w Bielsku-Białej. Chyba każda z kilkudziesięciu osób na sali miała coś do powiedzenia, każda z nadzieją, że nie tylko Bielsko pomoże malarstwu, ale i malarstwo - Bielsku, a ściślej jego kulturze. To najbardziej pozytywny wniosek płynący z wystawy. Angażowanie i zmniejszanie dystansu, który nie tylko stolica Beskidów powinna nadrabiać względem ważnych ośrodków sztuki w Polsce rozgrywa się właśnie przez takie wydarzenia jak biennale malarstwa.

Na konkursy takie jak ten nie sposób patrzyć jednostronnie. Kryterium, jakim jest technika, pociąga za sobą konserwację dosyć zabawnych mitów i podziałów sztuki. To prowokuje utrwalanie prymatu "wysokiej" sztuki: malarstwa i rzeźby, które jeszcze na wiele lat przed przemianą ustrojową były dowartościowywane przez wszelkiej maści państwowe aparaty kulturalne. Chociaż wartościowanie sztuk odchodzi powoli do lamusa, wciąż odbija się czkawką w dyskusji na temat sztuki i kultury. Patrząc jednak na dzisiejszą scenę artystyczną, dostrzegam sens takiego instytucjonalnego i promocyjnego wspierania malarstwa. Dwa najbardziej opiniotwórcze konkursy - Spojrzenia i Samsung Art Masters - obyły się w tym roku bez malarstwa, nie mówiąc już o klasycznie pojmowanej rzeźbie. W konsekwencji malarstwo jako zdezaktualizowane zostanie niechybnie wyrzucone poza nawias kultury, a dla artystów malowanie będzie po prostu nieopłacalne. Dlatego też z Bielska-Białej wywożę wrażenie, którego zabrakło mi na ubiegłorocznym pokazie obrazów z 50-letniej historii galerii BWA: Bielsko buduje swoją scenę artystyczną, stara się choćby tylko tym jednym państwowym kanałem, jakim jest miejska galeria, upowszechniać kulturę wizualną w mieście. Ludzie wcale nie pozostają obojętni, przeciwnie, chcą uczestniczyć w dyskusji o sztuce najnowszej. Malarstwo zaś, po którym nikt chyba nie spodziewa się dziś, że będzie nas zaskakiwać, jest przynajmniej dobrą, komunikatywną i wciąż aktualną sztuką. Trzyma się dobrze i może po prostu "się podobać".

Bielska Jesień 2011, Galeria Bielska, Bielsko- Biała, 4.11 - 22.12.2011. http://www.galeriabielska.pl/

Fotorelacja w wernisażu


Wirtualna panorama wystawy

Maciejewicz Konrad, Bez tytułu, 2010, 25x20
Maciejewicz Konrad, Bez tytułu, 2010, 25x20

Maciej Linttner, Logika stojącej wody, 2011, 180x150
Maciej Linttner, Logika stojącej wody, 2011, 180x150