Wenecja i śmierć

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Wenecja przypomina trupa. Unosi się na wodach Adriatyku w odświętnym garniturze, dobrze zakonserwowana, elegancka i martwa. Biennale jest jak demon wyłaniający się z jej brzucha i sprawiający, że 70-tysięczna Serenissima eksploduje energią stając się na kilka miesięcy ziemią obiecaną świata sztuki. Do zatęchłych pałaców i pawilonów wprowadzają się artyści uruchamiając alternatywny krwioobieg miasta. Wenecja, która miała być zniszczona przez futurystów, przeżywa po raz pięćdziesiąty czwarty paranoiczne „swoje 5 minut".

Kościół Strachu, Pawilon Niemiecki, materiały prasowe Pawilonu Niemieckiego
Kościół Strachu, Pawilon Niemiecki, materiały prasowe Pawilonu Niemieckiego

De mortuis nihil nisi bene. Wielki wygrany tegorocznego Biennale, Christoph Schlingensief nie mógł niestety odebrać Złotego Lwa z powodu swojej nieobecności w świecie żywych. Jego duch unosił się jednak nad niemieckim pawilonem wywołując dreszcze u tych, którzy zdecydowali się odwiedzić Kościół strachu (Eine Kirche der Angst vor dem Fremden in mir). Świątynia to hymn na cześć śmierci i fizycznego rozpadu. Hymn który trudno opisać słowami, pełen odrażających obrazów wymieszanych z chrześcijańską symboliką i popkulturowymi motywami. Wypchane zwierzęta, tykający na ołtarzu metronom, przyćmione światło i kilkanaście projekcji video, na których oglądamy pseudoreligijne procesje przypominające te, organizowane przez Hasiora na Podhalu. W dedykowanej Fluxusowi instalacji Schlingensief zachował religijne decorum, pozwalając sobie jednocześnie na kontrowersyjne zestawienia i przesadę. Podniosłość pytań, jakie pojawiają się w tekście Salvadora Elizondo towarzyszącym ekspozycji - „Are we the thoughts of a madman? Are we a typo?" - usprawiedliwiają fakty. Pawilon stał się świątynią demonicznej wiary, której obcość stawia znak zapytania nad istotą religii samej w sobie. Artysta serwuje nam z zza grobu nie tylko wizualną stypę, ale również porcję wątpliwości kwestionujących rytuał w ogóle.

Kościół Strachu, Pawilon Niemiecki, materiały prasowe Pawilonu Niemieckiego
Kościół Strachu, Pawilon Niemiecki, materiały prasowe Pawilonu Niemieckiego

Włoskie zombie. Sztuka to nie nasza sprawa (L'arte non e cosa nostra) - deklaruje tytuł wystawy w Padiglione Italia kuratorowanej przez Vittorio Sgarbi na terenie Arsenału. Dość przewrotne jak na Włochy. Dość przewrotne jak na fasadową Wenecję - salon włoskiej sztuki. Deklaracja nie dziwi jednak po obejrzeniu wystawy. Sgarbi zaprosił do pomocy w jej budowaniu kilkadziesiąt osób wybranych z pośród włoskiej inteligencji - jak można było usłyszeć w kuluarach - związanych również z Berlusconim. Crème de la crème włoskiego społeczeństwa na 150 rocznicę Republiki dokonało zbiorowego mordu na włoskiej sztuce. Spełnił się koszmar, w którym obiegowe opinie o typowo włoskim sprowadzaniu sztuki do dekoracji, pretensjonalnych artystowskich gestach i megalomańskiej zatęchłej estetyce okazały się prawdą. Począwszy od ogromnego czerwonego buta przybitego niczym Chrystus do czarnego krzyża, przez wiecznie powtarzany motyw 3 kolorów i Garibaldiego, na tandetnym papierowym Muzeum Mafii kończąc. W masie dzieł przepełniających sale Arsenału trudno było dostrzec dobre prace. W tekście towarzyszącym pawilonowi można przeczytać o „wielowymiarowej reprezentacji, która nie ogranicza się do wyboru krytyków i nie podąża za tendencjami galerii". Hasło „sztuka to nie nasza sprawa" odnosi się do grupy przygodnych kuratorów, którzy chcieliby uraczyć publiczność sztuką egalitarną, wychodzącą poza grupę trzymającą władzę i pokazującą, jak naprawdę wygląda włoska scena artystyczna. Efektem tego jest wystawa krewnych i znajomych królika przypominająca tani targ, gdzie obok każdej pracy leżą wizytówki artystów. A co na to Włosi? Posłyszane przypadkiem podczas wystawy określenie „Padiglione bunga bunga!" chyba dobrze oddaje ich stosunek zarówno do pawilonu, Włoch, jak i samych siebie.

Padiglione Italia, rzeźba Gaetano Pece, foto Chiara Canalli
Padiglione Italia, rzeźba Gaetano Pece, foto Chiara Canalli

Oddech wymarłych światów. Steven Shearer umieścił na ścianie pawilonu kanadyjskiego, cieszącego się trudnym sąsiedztwem bardzo popularnych pawilonów brytyjskiego i niemieckiego, ogromny czarno biały mural. Z wymalowanych na ścianie zdań wieje pozytywną energią niczym z tekstów piosenek zespołu KAT. Artysta korzystając ze słownika black i death metalu stworzył osobliwe zaproszenie na wystawę swoich prac, które już na pierwszy rzut oka intrygują swoją nieprzystawalnością do całego Biennale. W budynku pawilonu kanadyjskiego pokazano zaledwie kilka prac malarskich i zbiór szkiców wyeksponowanych pod hasłem „Exhume to consume". Malarstwo Shearera to dziwny miks zagrań formalnych znanych nam z malarstwa symbolicznego końca XIX wieku, fowistów i ekspresjonistów. Leniwymi pociągnięciami pędzla i stonowaną kolorystyką Shearer odmalowuje chudych długowłosych mężczyzn w dziwnych pozach. Pomimo przebrzmiałej estetyki i mało popularnego medium malarstwa artyście udało się stworzyć wystawę, która hipnotyzuje i pozwala odpocząć na moment od zgiełku pozostałej części Biennale. Obrazy przywołują skojarzenia z dekadencką bohemą, nawiązując jednocześnie w sposób oczywisty do subkultury miłośników heavy metalu. Ekshumacja trupów z początku wieku na potrzeby współczesnego show biznesu? Może przesadzam. Trudno jednak znaleźć drugi tak ekscentryczny pawilon w weneckich ogrodach.

Steven Shearer, 1900, olej na płótnie,163.8 x 106.7 cm, 2005, materiały prasowe Pawilonu Kanadyjskiego
Steven Shearer, 1900, olej na płótnie,163.8 x 106.7 cm, 2005, materiały prasowe Pawilonu Kanadyjskiego

...i zadziwiła się Europa. Bah! Pewnie i cały świat, usłyszawszy o tym że Polskę (kraj o smutnej sławie Auschwitz i Birkenau) reprezentuje Żydówka. Zdjęcie Yeal Bartany już pierwszego dnia Biennale oglądać można było na plakacie promującym nowy numer Art Review, a przed Polskim Pawilonem ustawiały się kolejki. Prezentowany podczas Biennale cykl video (Mary koszmary, Mur i wieża) uzupełniała nowa realizacja - Zamach. Wzywający do powrotu Żydów filmowy przywódca Ruchu Odrodzenia Żydowskiego w Polsce zostaje niczym prezydent Narutowicz zamordowany w warszawskiej Zachęcie. Trudno ogląda się ten przepełniony patosem obraz. Pomniki, przemowy i pochody stają się nieco męczące, a fikcja wyraźna w pierwszych filmach Bartany przestaje być tak wyczuwalna. Zamach mógł być pierwszym krokiem do studium o tworzeniu mitów wokół idoli i pisaniu historii, jednak ze względu na wyraźne polityczne skojarzenia stracił on tę wartość. „Symboliczne zaproszenie do powrotu", którego umowny wymiar akcentuje Tomasz Gross w wywiadzie na łamach Gazety Wyborczej, wychodzi poza ową umowność1. Pisana przez Bartanę alternatywna historia zaczyna nabierać realnych cech politycznych pracując na rzecz faktycznego Ruchu Odrodzenia Żydowskiego. Pozostaje pytanie, na ile konsternacja oglądającego film widza jest częścią projektu. Toporny w odniesieniu do dwóch pozostałych video Zamach to poszerzenie pola walki i przemieszczenie sensu prac w stronę polityki. Można zaryzykować stwierdzenie, że zamieszanie wokół domniemanego bojkotu izraelskiej minister kultury i sportu to kolejny jego element. To z kolei zaostrza apetyt na dalszy ciąg działań Yael Bartany, wyrastających z Mar i koszmarów.

otwarcie Pawilonu Polskiego, foto P.S.
otwarcie Pawilonu Polskiego, foto P.S.

Bachanalia na zgliszczach. Płynne szkło, wino, głośna muzyka i nadzy niekontrolowani mężczyźni - to karkołomne połączenie można podziwiać wewnątrz Gelatin Pavilion stworzonego przez międzynarodową grupę artystów, która zdecydowała się wprowadzić publikę Biennale w konsternacje uprawiając specyficzny rodzaj ekshibicjonizmu. Cała energia performasu Some like it hot odbywającego się w ogrodzie na tyłach Arsenału skupiała się wokół pieca. Opalany drewnem, służył on do rozgrzewania do płynnej postaci szkła, które później wylewane było na trawę tworząc nieforemny stalagmit. „There are artists, who make things concrete and artists, who make things liquid!" deklaruje Gelatin. Spektakl, który tylko pozornie nawiązująca do słynnego weneckiego szkła, to przede wszystkim surowy dźwięk wydawany przez perkusje i gitarę, a także palacza, który na przemian rąbie i kopuluje ze szczapą drewna. Na ogromnej kupie polan tańczy chudy mężczyzna ubrany zaledwie w top z cekinów, a wokół przemieszczają się kolejni mniej lub bardziej roznegliżowani członkowie grupy częstując zahipnotyzowanych widzów winem. Wszystko odbywa się w aurze nihilistycznych bachanaliów skoncentrowanych wokół gry stanami skupienia szklanej materii. Anarchistyczny nieporządek i głośna muzyka sprawiają, że wielogodzinny proces przetapiania szkła obrasta w swoisty mistycyzm nadając wydarzeniu cech ostatecznych.

Gelatin Pawilon, materiały prasowe Gelatin Pawilon
Gelatin Pawilon, materiały prasowe Gelatin Pawilon

Targowisko próżności, jakim niepodważalnie jest Biennale di Venezia trzeba traktować z odrobiną dystansu. Odrobioną zaledwie, gdyż nie sposób nie oddać się ze szczyptą perwersji temu skupiającemu cały artystyczny świat wydarzeniu. Organizatorzy tegorocznej edycji porównują Biennale do młyna, tudzież pielgrzymki. Namawiam jednak do czytania tego wydarzenia przez pryzmat miasta Wenecji. Do zwrócenia uwagi, jak paranoiczną i zarazem pociągającą jest ono instytucją. Mimo powodzi i cyklicznych newsów o końcu miasta na wodzie, mimo krytyki instytucjonalnej i pytań w stylu „What's the Biennale?" serwowanych na wstępie przez kuratorkę Bice Curiger, zarówno Wenecja jak i Biennale są równie pewne jak... śmierć.

Gelatin Pawilon, materiały prasowe Gelatin Pawilon
Gelatin Pawilon, materiały prasowe Gelatin Pawilon

Gelatin Pawilon, materiały prasowe Gelatin Pawilon
Gelatin Pawilon, materiały prasowe Gelatin Pawilon

Kościół Strachu, Pawilon Niemiecki, materiały prasowe Pawilonu Niemieckiego
Kościół Strachu, Pawilon Niemiecki, materiały prasowe Pawilonu Niemieckiego

otwarcie Pawilonu Kanadyjskiego, foto Ann Webb
otwarcie Pawilonu Kanadyjskiego, foto Ann Webb

plakat Art Review, foto P.S.
plakat Art Review, foto P.S.

54. Biennale Sztuki, Wenecja, 4.06 - 27.11.2011

  1. 1.   Żydzi, wracajcie. Cudowne. Wywiad z Tomaszem Grossem przeprowadzony przez Artura Żmijewskiego i Joannę Warszę. http://wyborcza.pl/1,76842,9806271,Zydzi_wracajcie__Cudowne.html