Ósmy dzień tygodnia

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
  Izabella Gustowska, Ósmy dzień tygodnia, 2010
Izabella Gustowska, Ósmy dzień tygodnia, 2010

Ósmy dzień tygodnia? W kalendarzu twórczyni wystawy poświęcony jest czynnościom, które nie mieszczą się w rutynie rozpisanej na dni siedem i w innych schematach. W szczególności dzień ten podarowany jest kobiecie, od której oczekuje się wyczerpującej superwszechstronności.

... Kobieta winna prowadzić wymuskaną, estetyczną domową jadłodajnię serwującą rozkosze podniebienia - najlepiej trzy razy dziennie - nienagannie wychowanym pociechom i ukochanemu współmałżonkowi (patrz: "Pani Domu", "Jak Wstać o 4 Rano", "Cudowne Dziecko", etc.). Winna realizować się zawodowo (patrz: "Jej Sukces", "Jej Interes", etc.). Winna grzeszyć nieskazitelną aparycją (patrz: "Glamour", "Dieta dla Ciebie", "Kosmetologia a Nanotechnologia", etc.), znać sekrety akrobatyki pościelowej (patrz: "Cosmopolitan", "Jak Mu Dogodzić", etc.)... Wszystko ma być udekorowane ciepłym uśmiechem (patrz: "Wróżka", "Jak Przedłużyć Sobie Uśmiech")...

"Ósmego (dnia) tygodnia" kobieta może robić co jej się podoba.

Izabella Gustowska pokazuje, co się podoba siedmiu wybranym wychowankom oraz własną propozycję. Zrezygnowała z ujęcia w konwencji "5 (8?) etapów życia kobiety". Udzieliła głosu młodym, rozpoczynającym karierę artystkom. Realizacja kuratorki, o bardzo już przecież uznanym dorobku, pomyślana jest jako komentarz do ich prac.

Dominantą medialną ekspozycji jest video. W niektórych przypadkach rozwinięte do formy video-instalacji/-sytuacji. Natomiast przekaz niesie co najmniej osiem zróżnicowanych opowieści razy osiem temperamentów, razy osiem impresji itd. Rozegrana na dwóch piętrach aranżacja elegancko kojarzy projekty.

Sylwia Czubała, Professional Performance, 2009
Sylwia Czubała, Professional Performance, 2009

Cyklem działań dokamerowych wita nas Sylwia Czubała. "Professional performance" to intymne sytuacje pielęgnacyjno-stylizacyjne. Sylwia wykorzystuje kosmetyki i ubrania, na promocję których eksperci od marketingu zapożyczyli parę pojęć - tym razem - ze sfery sztuki (o ile przyjmiemy, że termin "performance" ściśle do niej należy). Wykonuje czynności uchodzące ongiś za przyjemne i odprężające. Dziś jednak już nie chodzi tylko o kąpiele w mleku. Choćby dowolne pismo z sektora kobiecego terroryzuje artykułami o tym, co i jak warto by sobie zmniejszyć, zwiększyć albo poprawić inaczej. Przedzieranie się przez przekrojową lekturkę tego typu, to pełnokrwisty thriller psychologiczny. Kobieta atakowana jest reklamami najrozmaitszych eliksirów, które mają skorygować wszelkie defekty jej ciała. Z rzadka trafia na dezorientujący artykuł typu "Polubić siebie".

A co na to Sylwia? W akcji "Sport Performance" (od marki "oddychającej" koszulki) pyskuje do modowych wizjonerów. Oglądamy ją wdziewającą na siebie kolejne warstwy ubrań (w porządku powszechnie przyjętym: majtki tam gdzie majtki, etc.), którymi się osaczyła. Dyszy, rośnie, jest coraz mniej żywotna i pewnie jej ciepło. Momentami kreacje przypominają bliżej nieokreślone folklorystyczne wdzianka z jakiejś dalekiej północy. Patrzącego przez cały czas nurtuje pytanie: "czy ona to wszystko na siebie założy?"

W przypadku "Artist care" zaopiekowała się dyskursem reklamowym. Wciera w ciało krem stosując się do zasady: od stóp w górę. Wklepuje, masuje, podszczypuje. Skóra robi się czerwona - nic nie szkodzi, bo to o efekt długofalowy chodzi. Recytuje oryginalne wersety z utworów reklamowych. Dowiadujemy się m.in., że wcieranie, to tak naprawdę "mikrodermabrazja z efektem metalicznym".

Cytując "hobbystyczne" stacje telewizyjne, w których godzinami można oglądać kosmetyczne kompulsje: kobiety malujące się albo malowane, ubierane, etc. Sylwia uzbrojona w lakier do włosów "Perfromance" szykuje swoją fryzurkę. Odzyskuje włosy z używanej szczotki i - choć lakier gryzie w oczy - pracowicie dokleja sobie grzyweczkę, a zaraz potem supła misterny koczek. Efekt przypomina trochę modną w latach 60' przesuszoną trwałą, ale Sylwia jest wreszcie zadowolona, toteż prezentuje się nam z profilu i en face.

Marta Mariańska, Poganka, 2010
Marta Mariańska, Poganka, 2010

Oglądając realizację Czubały z lakierem, kątem oka chwytamy pracę Marty Mariańskiej "Poganka". Obie można nazwać parodiami reklam specyfików do pielęgnacji włosów. Przy czym projekt Mariańskiej jest - z założenia - dużo bardziej enigmatyczny. Niemy paradokument przedstawia dziewczynę, która w szczerym lesie przeczesuje, gładzi, muska swoje włosy. Grają kosmyki i dłonie. Niewyraźny rytuał, fragment jakiejś legendy? Dziewczyna zwraca się do kamery szukając kontaktu.

Marta Jurkowska, "Gdy słońce na wschodzie zachodzi"
Marta Jurkowska, "Gdy słońce na wschodzie zachodzi"

Obok kolejna zagadka: trzykanałowe video "Gdy słońce na wschodzie zachodzi" Marty Jurkowskiej. Dzieje się w nieczynnym porcie lotniczym Berlin-Tempelhof, który chwilowo - w czasie konkursu na jego zabudowę - służy za park miejski. Wyrazista linia horyzontu w centrum miasta jest zdaniem artystki zjawiskiem dziwacznym. Toteż posunęła się dalej - deformuje to miejsce za pomocą lustra. Jak podkreśla - jest to pierwsze analogowe narzędzie umożliwiające powielanie, ale także odkształcanie i przekształcanie. Kiedy materiał filmowy podlega procesowi postprodukcji, dochodzi do "polemiki pomiędzy analogowymi i cyfrowymi mediami". Projekt hipnotyzuje efektownymi zabiegami formalnymi.

 

W sąsiednim pomieszczeniu pokazano realizację Izabelli Gustowskiej.

W letnie popołudnie, w ogrodzie artystki odbyła się uczta z udziałem zaproszonych sióstr trojaczek. Zostały same wobec kamery, przy stole zastawionym owocami, ciastem, winem. Kamera skierowana jest głównie na twarze i dłonie. Podgląda jak dziewczęta powoli rozluźniają się, coraz swobodniej skubią podane specjały. Jak sama artystka określa: "jedzą życie". W związku z podobieństwem bohaterek, wydaje się jakby jedna symultanicznie zajadała się wszystkim na raz. Z drugiej strony, zniekształcenie obrazu powoduje, że w kolejnych odsłonach twarze są coraz to inne. Efekt ten uwydatnia 16 orbitujących wokół projekcji portretów. Całość podana jest w nasyconej czerwieni, z wściekłozielonymi akcentami.

Magdalena Marciniak, "Saudade", 2010
Magdalena Marciniak, "Saudade", 2010

Schodami do góry: "Saudade" Magdaleny Marciniak - x2 na każdym półpiętrze.

Wyrzucona na brzeg Sao Paulo artystka przygląda się wyspie, którą widzi z okna. Mimowolnie cały czas o niej myśli. Postanowiła wyręczyć się kamerą. Wybrała kadr i nastawiła ją na funkcję automatycznej ostrości. Kiedy na pierwszym planie pojawia się fala, wyspa na dalekim zachodzi mgłą - współmiernie do zmęczenia wzroku skierowanego przez długi czas na jeden obraz. Bezustannie myśli także o Polsce, co jest zwrotne w stosunku do fascynacji mapami i zdjęciami egzotycznych pejzaży we wczesnym dzieciństwie. Zjawisko to mieści się w bogatej puli znaczeń tytułowego pojęcia portugalskiego.

Ada Karczmarczyk, "American Girl", 2010
Ada Karczmarczyk, "American Girl", 2010

Na pięterku czyhają "szczeniackie ekscesy" (za www.ciociaklocia.pl): Ada Karczmarczyk, rezydując w Nowym Jorku, usiłowała być "bardzo amerykańska". Na dowód: 24 pstrokate filmy. Natchniona Madonną z lat 80', recydywistką w dziedzinie bezwzględnego karierowiczostwa, oraz toposem superstar z dnia na dzień trafiającej z chodnika do wielkiej przetwórni muzycznej albo filmowej, prezentuje swoje sprawności. Pozuje w pralni. W metrze popisuje się oryginalnymi wokalizami i nowatorskim podejściem do gry na gitarze. Przechadzając się ulicą z pogardliwym grymasem podkręconym ciamkaną gumą do żucia, przećwiczyła gwiazdorską nonszalancję. W odpowiedzi na okładkowe kanony rekinów mody afiszuje na t-shircie, że "anorexia is not a crime". Wisząc na telefonie doprowadza do skrajności kultową wymianę "Whassup", która i tak była już bardzo oszczędna w treści. Próbuje także dotrzeć do serc nowojorczyków coverując ogólnoświatowy już przebój przedszkolny "Old MacDonald Had a Farm", gdzie pojawia się uniwersalne abecadło języka zwierząt. Chcąc poznać miasto wykonuje aerobik z niespecjalnie poręczną w formacie mapą. Kiedy podziwia drapacze chmur, nabija sobie siniaki. Demaskuje też głęboką strukturę Nowego Jorku - w podmiejskich wodociągach buzuje Pepsi (light). I wiele innych.

Filmy ogląda się w zaimprowizowanym jednokątnym pokoju nastolatka, w którym dominują telewizor i fotel osaczone przez kilka insygniów bieżących idoli. Między nogami wala się "markowy" popcorn.

Aneta Ptak, "Twarze w Matryoshka TV", 2010
Aneta Ptak, "Twarze w Matryoshka TV", 2010

Aneta Ptak, partnerka Ady Karczmarczyk z duetu Virgins Deluxe Edition, zaaranżowała konkurencyjny salonik. Popowe śmieci wyparł pokaźny fikus (?) i kojące oświetlenie. W tych okolicznościach pokazuje film dokumentalny, którego chwilowa Amerykanka jest główną bohaterką. Materiał ten jest pilotem bloku "Twarze" w fikcyjnej stacji telewizyjnej "Matryoshka TV".

Przepytano znajomych Ady o ich opinie wokół jej postaci. Dowiadujemy się między innymi, że jest wrażliwa zarówno fizycznie, fizjologicznie, psychicznie jak i emocjonalnie, no po prostu: "wzorowa neurotyczka". Z drugiej strony cechy te są ponoć determinowane przez zażywane leki i choroby, na które cierpi. Namiętnie omówiono jej perypetie sercowe, w tym rzekome przyczyny problemów w relacjach damsko-męskich. Niektórzy rozmówcy martwią się o nią, inni po prostu lubią się z nią "głupio wygłupiać" albo czują się niekomfortowo obmawiając ją do kamery. Z wypowiedzi poszczególnych rozmówców bije i żal, i czułość, zjadliwość i serdeczność. Materiał jest w efekcie dość stronniczym portretem młodej artystki, w którym najbardziej "dokumentalne" są emocje i osobowości interlokutorów.

Zuzanna Pyda, "Pęknięcie", 2010
Zuzanna Pyda, "Pęknięcie", 2010

"Pęknięcie". Zuzanna Pyda podzieliła je na 3 ekrany tworzące bryłę. Ten pozornie skromny (pod względem skali) obiekt filmowy, organizuje całe pomieszczenie mrocznego strychu galerii. Dyktuje warunki rozkładania się cieni pochodzących od skomplikowanej kolumnady dźwigającej zadaszenie. Odpryski nie do końca dopasowanych obrazów z rzutników błąkają się i po ścianie, i po podłodze, a nawet po widzu, prowadząc niektórych do konkluzji, że ta trzykanałowa prezentacja to pretekst dla jakiegoś tajemniczego szkicu urbanistycznego. Zachęcam by pociągnąć tę paranojkę.

Filmy bają o dojrzewaniu. Ich bohaterki to dziewczęta w różnym wieku, może siostry, a może jedna osoba w innych stadiach dorastania, na co akurat wskazuje pożądany naszyjnik... Jako, że dręczą je odmienne problemy i potrzeby, zdarza się, że dochodzi pomiędzy nimi do konfliktów, co może być ilustracją wewnętrznych spięć dziejących się w każdej osobie, np. przykrego niekiedy zderzenia afektu z intelektem. Dziewczynki pasą się w naturalnej scenerii, ale pozbawionej barw (kompresja stratna). Bo trochę to wspomnienia z dzieciństwa autorki, trochę to, co jej o dzieciństwie opowiedziano, trochę to, co o nim dzisiaj wie. Kombinacje tych wątków to luźno połączone sytuacje, jako całość niechętnie poddające się interpretacji. Dla koneserów wysmakowanych kadrów.

 

Obok: Marta Mariańska bis.

"Ja i moja siostra" to warkocz spleciony z włosów tych obu.

Bis. "Aura" - kadr zdjęty kamerą wmontowaną w komputer osobisty, ustawioną na efekt: "promienie x". Rezultat przywołał artystce wspomnienie ataków migreny z wczesnej młodości. Uderzenie ostrego bólu poprzedzały zachwycające ją zmiany w percepcji barw. Marta Mariańska zwraca uwagę na to, że to co ważne/piękne może nawet boleć, byle nie zostało niezauważone. Uroda bólu.

I raz jeszcze "Saudaude" na wielkim formacie.

Spotkanie powernisażowe z udziałem kuratorki i artystek, 14.01.2010
Spotkanie powernisażowe z udziałem kuratorki i artystek, 14.01.2010

Dzień po otwarciu wystawy odbyło się spotkanie z artystkami oraz prezentacja filmu zrobionego przez nie do spółki w nocy powernisażowej, w przestrzeni galerii 13 Muz. Każda z nich miała ochotę inaczej narozrabiać w tych przepysznych wnętrzach, z czym trzeba było jakoś dojść do ładu...Efektów można niebawem wyglądać w sieci.

fot. Agata Witkowska

Osiem dni tygodnia; kurator: Izabella Gustowska; artystki: Sylwia Czubała, Izabella Gustowska, Marta Jurkowska, Ada Karczmarczyk, Magdalena Marciniak, Marta Mariańska, Aneta Ptak, Zuzanna Pyda; Galeria 13 Muz, Szczecin, 14.01 - 17.03.2011.