Kamienny krąg martwych natur

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.


Galeria Biała w Lublinie z okazji dziesięciolecia Młodego Forum Sztuki (projektu adresowanego do studentów lubelskiego Wydziału Artystycznego) zorganizowała wystawę artystów współpracujących z Białą. Wystawie towarzyszyła sesja na temat edukacji artystycznej p.t. "Transgresja Wyobraźni" (19-21 X 2007). Oto relacja z tej ostatniej.

Akademia gościnna
Według często powtarzających się opinii, w Polsce kształcenie artystyczne opiera się na przestarzałych programach i źle dobranych nauczycielach. Dominującą metodą jest zmuszanie studentów do produkowania kolejnych aktów i martwych natur bez stawiania przy tym żadnych problemów plastycznych. Niepostrzeżenie zmienia się to w naukę "sposobików", już nawet nie na to, jak coś pokazać, lecz na to, jak ukryć, że się czegoś pokazać nie umie. Każdy absolwent wydziałów artystycznych pamięta korekty typu "tutaj zostaw takie niedopowiedziane". Warto także przypomnieć, że nazwa Grupy Ładnie wzięła się od najpopularniejszej korekty na krakowskiej akademii: "ładnie, ładnie".

Podczas sesji w Białej padło pytanie, czy metody alternatywne wobec tradycyjnych same nie stały się już akademickie. Myślę, że w ogóle nie ma sensu się nad tym zastanawiać; niemożliwa jest "nieakademicka" szkoła. Oczywistą jest rzeczą, że nie da się niczego nauczyć bez narzucania reguł i bez pokazywania sprawdzonych sposobów. Jedyne, co można zrobić, to zastanawiać się, jakie mają to być reguły, jak ich nauczać i jak zminimalizować ograniczenia, które - chcąc nie chcąc - narzuca się uczniom. I o tym mówili goście. Grzegorz Klaman, Sławomir Sobczak, Leon Tarasewicz i inni opowiadali o swoich pracowniach na uczelniach, zaś Karol Sienkiewicz o pracowni Grzegorza Kowalskiego na ASP w Warszawie. Małgorzata Jankowska z UMK w Toruniu zaprezentowała prace studentów, którzy samodzielnie starają się przeciwstawiać kanonom toruńskiej uczelni.

Leon Tarasewicz, jak sam mówi, zbudował tożsamość Pracowni Gościnnej na warszawskiej ASP w opozycji do ASP. Na drugim roku student wybiera Pracownię Gościnną, mając już utrwalone schematy myślenia, które kształtują się w bezmyślnym malowaniu martwych natur i aktów na pierwszym roku, ale także na kursach przygotowawczych. Tarasewicz zmierza do tego, by schematy te przełamać. Martwe natury w Pracowni Gościnnej ustawiane są tak, żeby studenci musieli zmienić sposób myślenia, aby w ogóle byli w stanie je namalować. Jest to na przykład palma otoczona sadzawką z żywymi kaczkami lub blondynka w białej sukni zamknięta w białej trumnie i wśród białych kwiatów. Program pracowni zbudowany jest na odniesieniach do tradycji, co jednak jest raczej tłem. Tarasewicz podkreśla ciągłość Pracowni Gościnnej z pracownią swojego profesora, Dominika i z pracownią Cybisa, który z kolei uczył Dominika. Zachęca studentów do poszukiwań w sobie, w tradycji i w kulturze. Celem plenerów nie jest tu malowanie, lecz poznawanie kultury (np. mniejszości narodowych), miejsc, a w końcu ludzi (jak np. Nikifor, Zenek z Hajnówki, Cybis) - ich twórczości i sposobów myślenia. Wokół Pracowni Gościnnej stworzyło się środowisko, w którym dojrzewają indywidualności.
Karol Sienkiewicz mówił o Pracowni Przestrzeni Audiowizualnej Grzegorza Kowalskiego, również na warszawskiej ASP (Wydział Rzeźby). Program Kowalskiego inspirowany jest pedagogiczną praktyką Jerzego Jarnuszkiewicza i Oskara Hansena, a także pismami Mieczysława Porębskiego (szczególnie tymi o cywilizacji audiowizualnej). Głównymi założeniami są tutaj: indywidualne podejście, wolność poglądów i uczenie się razem z uczniem, tzw. "dydaktyka partnerska" (jej przykładem są na przykład zbiorowe akcje studentów i G. Kowalskiego, gdzie, jak mówi profesor, "nie chodzi o kolektywne autorstwo, lecz o sam nieprzewidywalny wspólny proces"). W "Kowalni" jednym z celów nauczania jest uniezależnienie się studenta od nauczyciela. G. Kowalski posługuje się m. in. metodą ankiet - stawia studentom pytania, np. "czy wolałbyś być panem, czy niewolnikiem", by, jak to ujął K. Sienkiewicz, "wyzwolić ich ekspresję".

Nauka w Katedrze Intermediów Grzegorza Klamana na Wydziale Rzeźby gdańskiej ASP trwa od III roku do dyplomu. Pierwszym ćwiczeniem w cyklu nauczania jest "Autoprezentacja" - krótki film, w którym student musi zagrać tylko swoim ciałem, bez żadnych rekwizytów. Na podstawie tej pracy studentów kwalifikuje się do pracowni. "Student musi zdać sobie sprawę z tego, czym jest kamera, kim jest on, na ile sytuacja, w której on filmuje, go zmienia" - mówi Klaman. Ważnym etapem nauki jest odblokowywanie samego siebie, przełamywanie wstydu, nauka używania własnego ciała jako medium. Innym obszarem jest szukanie problemów dla sztuki w polityce, historii, sferze społecznej. Pracownia związana jest z Modelarnią w Stoczni Gdańskiej - Klaman stara się również uwrażliwiać studentów na historyczny i społeczny kontekst tego miejsca.

Sławomir Sobczak jest szefem Pracowni Działań Interaktywnych, jednej z sześciu pracowni w Katedrze Intermediów na Wydziale Komunikacji Multimedialnej ASP w Poznaniu. Studia odbywają się na unikatowym kierunku o nazwie Intermedia. System kształcenia jest dwustopniowy: studia licencjackie i magisterskie, w planach jest także wprowadzenie studiów doktoranckich. Studenci poznają technologie związane z komputerami, video, itd., jednak nacisk kładzie się na sztukę, a nie działalność użytkową. Do Katedry należy kilkanaście pomieszczeń (m. in dwa multimedialne laboratoria, kilka warsztatów i sala audiowizualna). Cała przestrzeń jest do dyspozycji studentów, którzy mogą z niej korzystać w taki sposób, jak wymaga tego projekt, nad którym aktualnie pracują. Studenci przechodzą intensywne kursy prowadzone przez specjalistów w tych dziedzinach: m.in. technik filmowych, audialnych czy multimedialnych. Ważnym elementem kształcenia są zajęcia teoretyczne ze sztuki najnowszej czy alternatywnych dziedzin sztuki i nauki, np. bio art i genetyka. Poza tym studenci studiują w ogólnie dostępnych (w ramach całej Akademii) pracowniach wolnego wyboru i w pracowniach wizytujących.

Małgorzata Jankowska z Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, współpracująca z Galerią Sztuki Wozownia mówi, że interesują ją postawy buntownicze, eksperymentujące i niezależne, a wiec w naszym kontekście często nieprzystawalne do obowiązujących programów i wymogów stawianych przed studentami. Jankowska omówiła prace studentów, którzy samodzielnie, a wbrew nauczycielom, starają się przełamywać kanony konserwatywnej i nietolerancyjnej toruńskiej szkoły, jak np. m.in. Oskar Dawicki czy Dziewczęta Przeszanowne (Marcelina Gunia, Karolina Stępniowska i Natalia Turczyńska), które, w odpowiedzi na zachowawczość i mizoginizm profesorów realizowały "własny program artystyczny" poza uczelnią.

W Zakładzie Wiedzy Wizualnej UMCS w Lublinie przyjęto koncepcję kształcenia elementarnego w zakresie tzw. Gramatyki wizualnej, która nie odnosi się wyłącznie do sztuki, ale całego obszaru komunikowania wizualnego. Mówił o tym Dobrosław Bagiński, nauczyciel i współautor programu tego przedmiotu, który został ułożony w oparciu o program profesora Owickiego - budowania naukowych podstaw plastyki, badanie tzw. twardych kryteriów widzenia (to znaczy pozaestetycznych: fizjologicznych i psychologicznych podstaw percepcji) oraz psycholingwistycznych podstaw kodów obrazowych. W tej koncepcji sztuka oraz wszelka plastyka, telewizja, moda itd. są aktami komunikacji. Studenci w ćwiczeniach rozwiązują problemy związane z postrzeganiem. Jedno z zadań polega na przedstawieniu dwóch wizerunków tego samego przedmiotu. Jeden wizerunek ma się odnosić do morfologii, drugi do struktury tego przedmiotu. W tym ćwiczeniu struktura reprezentowana jest przez "figurę", (np. znak graficzny), zaś morfologia przez "wymiar zjawiskowy" (np. fakturę).

Irena Nawrot - Trzcińska i Andrzej Trzciński omówili prace studentów, powstające na wydziale fotografii w Zakładzie Wiedzy Wizualnej WA w Lublinie, natomiast Jan Gryka i Piotr Majewski przedstawili pracownię J. Gryki na WA. (Więcej na ten temat w wywiadzie, który przeprowadziłam z J. Gryką i A. Nawrot - http://www.obieg.pl/roz05/07081601.php.)

Poza uczelnią
Trzeba zdać sobie sprawę, że problemy szkolnictwa artystycznego nie zamykają się w murach akademii. Nie są one nawet związane wyłącznie z kryzysem w sztuce. Stan edukacji artystycznej postrzegałabym w kontekście systemu edukacji w ogóle. Dzisiaj szkoła nie wie, kogo kształci - nie wiadomo, czym w przyszłości będzie się zajmował absolwent. Statystycznie na Zachodzie (a w Polsce w coraz większym stopniu też) pracę zmienia się kilka razy w życiu i w dodatku żaden z zawodów nie musi być tym wyuczonym na studiach. Według nowoczesnych koncepcji, edukacja ma dawać narzędzia do ciągłego samokształcenia i do samodzielnego poznawania i kreowania świata. W odróżnieniu od szkolnictwa zachodniego, które próbuje dostosować się do przekształceń kultury, polska szkoła trwa w bezruchu. Bardzo często nauczyciel, który chce modyfikować program, musi samodzielnie (lub z kilkoma kolegami) wykonać pracę, którą na Zachodzie wykonuje cały system.

"Jakie więc umiejętności powinien mieć absolwent? Kogo powinny kształcić uczelnie plastyczne?" - te pytania zadałam uczestnikom sesji.

"Nie wiemy, kogo kształcimy i nie wiemy nawet, co to znaczy artysta, a co plastyk - uważa Bagiński - W systemie edukacyjnym ścierają się dwa podejścia - dawać studentom umiejętność wytwarzania galanterii artystycznej (konkretnych dzieł typu martwa natura olejna czy akt ołówkiem) albo dawać wiedzę, adaptowalną do różnych sytuacji? Ja uważam, że to drugie, ale w naszym systemie edukacji dominuje to pierwsze".

"Akademia to miejsce studiowania, dokonuje się tu głębokich operacji na świadomości - mówi Klaman - Student powinien dostać maksymalny, aktualny zakres informacji w dziedzinie, którą studiuje. Jeśli jest to sztuka - to o sztuce. Rzadko się to zdarza. Akademie są zapatrzone w przeszłość, nie w przyszłość. Unika się zapraszania na akademie ludzi, którzy niosą ryzyko, są kontrowersyjni, eksperymentują. Chętniej widzi się tzw. "zacne postaci". Środowisko artystyczne i środowisko akademickie pokrywają się może w kilku procentach. Akademie powinny promować współczesność i zapraszać nie tylko artystów, lecz też na przykład kuratorów. Ucząc, powinno promować się inność, niezależność, osobność, drogę pod prąd, nawet kosztem opinii publicznej, przyjaciół, pieniędzy".

Co można zaoferować tym, którzy nie zostaną artystami? "Ogólne umiejętności, które uczą myślenia, krytycyzmu, uczą patrzeć nie łatwowiernie. Nie powinno się uczyć określonej techniki, lecz otwartości, kompatybilności, co potem może się przekładać na kreatywność. Kreatywne może być podejście do natury, sfery publicznej, polityki. Może to ogólniej kształtować otwartą, życzliwą, dociekliwą, krytyczną, obywatelską osobę" - odpowiada Klaman.

W poznańskiej Katedrze Intermediów student jest przygotowywany do funkcjonowania, jak mówi Sobczak "w społeczeństwie informatycznym oraz kulturze i gospodarce opartej na wiedzy i nieustannych przemianach o charakterze globalnym". W Poznaniu zakłada się, że absolwenci będą mogli działać w wielu obszarach - np. w edukacji, promocji kultury, w mass mediach (papierowych i elektronicznych), będą mogli zajmować się zaawansowanym projektowanie graficznym w mediach cyfrowych, tworzeniem aplikacji interaktywnych. Będą mogli kształcić się dalej na studiach doktoranckich, podyplomowych, itp. Jednak przede wszystkim studenci nakierowywani są na działalność artystyczną.

Sobczak za nadrzędne uważa umiejętności intelektualne - umiejętność samokształcenia, elastyczność, otwartość, wrażliwość, umiejętność współpracy (studenci robią na przykład wspólne projekty i wystawy). W pracowniach z założenia nie ma relacji mistrz - uczeń; są wspólne działania. Często bywa tak, że studentowi nie narzuca się tematu zadań, lecz negocjuje go wspólnie z nim. "Jednym z najważniejszych aspektów wykształcenia absolwenta jest świadomość, że wiedza uzyskana na studiach nie jest dana raz na zawsze, ale jest podstawą do ciągłego samokształcenia i aktualizowania wiadomości umożliwiających pełne i twórcze poruszanie się w środowisku mediów i ustawicznie płynnym rynku pracy" -twierdzi.

Grzegorz Kowalski powiada tak: "Kształci się artystów (nominalnie) w kilku specjalnościach. Naprawdę nikt z nas nie wie, co będzie w życiu absolwenta, czy zacznie pisać jak malarka Ewa Kuryluk, czy robić fabułę jak malarz Feliks Falk, czy animacje jak konserwator Piotr Dumała. Na pewno większa część będzie przeklinała swój los, życie i Akademię. Odpowiem za siebie: kształcę ludzi, którzy będą zadawali pytania (sobie i innym). Bo będą ciekawscy i będą mieli odwagę. Będą szukali sposobu wyrażania siebie i porozumiewania z innymi. Czasem im to się uda, częściej nie. Są przygotowywani do samorealizacji i samooceny. A umiejętności rzemieślnicze? Poznają techniki filmowe i komputerowe, umieją przygotować plan, obiekt, tło, etc. Umieją stanąć za i przed kamerą, widzieć przez światło, kadr, ruch, montować. Są samowystarczalni i umieją współpracować. To mało? Ale ich umiejętności są ich przekleństwem! Biorą ich na pniu do różnych produkcji i topią w chałturze, jak szczeniaki w wiadrze".

J. Gryka przykłada wielką wagę do umiejętności samokształcenia. Z drugiej strony mówi, że jego zajęcia dają studentom szansę, by rozwinęli kreatywność, "opartą na rozwiązywaniu problemów w myśl Duchampowskiej zasady, że nie ma rozwiązania, ponieważ nie było problemu". Gryka: "Chyba najwięcej możliwości personalnych przewartościowań dał temat: Dom rodzinny. Dotyczył on podstawowego otoczenia kulturowego i społecznego. Właściwie zawsze na podstawie osobistych wspomnień dawało się ustawić jakiś ważny problem, który wymagał zrealizowania w inny sposób, niż się tego uczy w systemie akademickiej edukacji. W momencie sprecyzowania jakiegoś osobistego wątku nie istnieje jeszcze medium dla wyrażenia tego. To zwykle jest moment przełomowy, który również kosztuje najwięcej wysiłku. Niekiedy zresztą nie udaje się rozstrzygnąć wizualnie jakiejś sytuacji, więc pozostaje ona w sferze potencjalności. Ten moment jest ważny również dlatego, że ja jako tzw. nauczyciel muszę podążać za osobą a nie odwrotnie, to ja muszę się od niej uczyć i dostosowywać".

Wszyscy podkreślają, że studenci uczą się od siebie nawzajem i że metody nauczania powinny zmierzać do tego, by dawać im tego jak największą szansę.
Czego czy dlaczego uczyć?

"W kształtowaniu osobowości twórczych mniej liczą się same treści przedmiotów, a bardziej osoby, z którymi mają kontakt" - uważa Sobczak. Jego zdaniem, trzeba uczyć nie tylko umiejętności manualnych, ale przede wszystkim tego, co uwrażliwia na rzeczywistość ("fizyczną, intelektualną i medialną") i rozszerza, a nie zawęża horyzonty.
Klaman: "Trudno zbudować jednoznaczny program, są różne modele, kształcenie powinno być zróżnicowanie. Nie nauczać wąskich dyscyplin, lecz pozostawiać wolny wybór. Kształcić wyobraźnię bez, na razie, nauczania konkretnej technologii. Każda technologia formatuje studenta; jej wybór musiałby nastąpić na wyższym etapie nauki, po samopoznaniu studenta. Struktura akademii powinna być kompatybilna z rzeczywistością, a nie być wieżą z kości słoniowej i ostoją wartości (moim zdaniem wątpliwych). Wartością jest kreatywność i interdyscyplinarność. Co nie znaczy, że dyscyplinarność ma zanikać. Jeśli ktoś chce malować, to niech maluje. Natomiast w wielu akademiach nie ma komunikacji między wydziałami, zabraniają studentom przechodzenia na inny kierunek. Ale interdyscyplinarność studiowania zaczyna się pojawiać sama - studenci na rzeźbie robią video, performance, wychodzą w miasto".

Bagiński podkreśla, że nie jest w stanie dać kategorycznej odpowiedzi, ale należałoby chyba uczyć nie tyle według technik, ile pod kątem problemów. "Każda pracownia powinna sformułować grupę problemów, pytań poznawczych, na których budowałaby program nauczania. Schematyzm trwającego wciąż nauczania polega na tym, że najpierw przyjmuje się określone medium a potem stawia problem. Już wiem, że będę na pewno malował, ale nie wiem jeszcze co. Chodzi o to, by wyjść od stawiania pytań wobec świata, a następnie artykułować wypowiedź w najwłaściwszym do tego medium". Jakich przedmiotów powinno się uczyć na akademiach? - "także krytyki, pisania, problemów sztuki współczesnej jako przedmiotu opozycyjnego wobec historii sztuki, żeby studenci nauczyli się krytycznie (nie negatywnie, lecz problemowo) odczytywać dawną sztukę."

Jankowska uważa, że, przynajmniej w Toruniu, gdzie program jest rozbudowany, nie uczy się potrzebnych rzeczy - funkcjonowania w roli artysty, tego, jak wygląda środowisko artystyczne. Poza tym "brakuje kontraktowych wykładowców, gościnnych pracowni i pracowni dyplomowych ze zróżnicowaną ofertą, a także zajęć ze współczesnej myśli o sztuce i kulturze prowadzonych przez przygotowanych i specjalizujących się w tym ludziach, wyjazdów i objazdów artystycznych: wizytacje na wystawach, itd.". Ale studenci sami zaczynają powoli interesować się możliwościami jakie oferują galerie i festiwale młodej sztuki. Takie szanse dają np. festiwal Rybie Oko, czy szczeciński Festiwal Sztuki Młodych "Przeciąg".

"Studenci teraz jeżdżą po Europie i porównują. W jednym jesteśmy lepsi - w przygotowaniu ich do praktyki życiowej (mentalnie i manualnie), jesteśmy gorsi w informowaniu o bieżących zjawiskach w sztuce" - mówi Kowalski.
Korekta czy alternatywa?

Dla wszystkich panelistów priorytetem i wartością jest kształcenie samodzielnych artystów. Włączają swoich studentów w obieg galeryjny i czasem razem z nimi tworzą projekty. Dyplomanci Pracowni Gościnnej często robią dyplomy w Zamku Ujazdowskim. Niedawno w Zachęcie odbywała się wystawa prac z "Kowalni", w zeszłym roku - pracowni Leona Tarasewicza. Mechanizm pracownia - galeria - promocja jeszcze wyraźniej widać w działaniach Gryki, Sobczaka i Klamana. Pracownia Gryki związana jest z Galerią Białą, udział w wystawach (niekoniecznie w Białej) promowany jest przy zaliczeniu semestru. Najciekawsi studenci Sobczaka wystawiają m. in. w prowadzonej przez niego Galerii ON, w innych galeriach ASP, lub np. na wystawach w Starym Browarze - a także poza Poznaniem. Poznańska Katedra Intermediów stara się każdy rok zakończyć wystawą otwartą (niezależną od ogólnych końcoworocznych wystaw przeglądowych ASP). Studenci uczestniczą także w festiwalach, konkursach i przeglądach sztuki. Klaman zaprasza swoich studentów na akcje w Modelarni, gdzie pokazywane są prace powstałe u niego na zajęciach. On sam bierze udział np. w performance'ach swoich studentów. "Obecność pracowni jest obecnością poza uczelnią" - mówi.

Zatrzymam się na tylko jednym z aspektów systemu nauczania, w którym kształci się "samodzielnych artystów". Przy tym pozwolę sobie na uogólnienie - ponieważ każdy z powyższych nauczycieli jednak uczy inaczej. Zatem, uogólniając, ta koncepcja zawęża rozumienie sztuki do jednej opcji - galeryjnej. Student często uczony jest tworzenia prac pod kątem wystaw, nieraz też promuje się tych, którzy jakieś pokazy mają już na koncie. Przy oczywistych zaletach tej praktyki - przygotowanie studentów do funkcjonowania w środowisku artystycznym i danie szansy startu zawodowego - moim zdaniem zawiera ona w sobie niebezpieczeństwo. Przede wszystkim następuje tu hierarchizacja sztuki, co często ogranicza uczniów. Poza tym, kiedy presja wystaw staje się zbyt silna, student może wyciągnąć wniosek, że wejście w obieg galeryjny i pozostanie w nim jest celem samym w sobie. Przerażający jest nacisk - mówię teraz o ogólnej sytuacji - wywierany na artystów, by, gdy już coś wystawią, jak najszybciej wystawili znowu. Skutek jest taki, że między jedną a drugą wystawą nie ma już czasu poczekać, pomyśleć, douczyć się czegoś nowego i popracować porządnie nad projektem. Proces ten powoduje, że taki rodzaj sztuki łatwo się manieryzuje lub łatwo się obniża jego poziom. Często można odnieść wrażenie, że artyści zajmują się absurdalnymi, nieweryfikowalnymi problemami, albo w ogóle nie tworzą w oparciu o problemy, lecz o "fajne pomysły". Od pewnego czasu wystawy w galeriach zbyt często są wtórne, nudne i przekombinowane, a ocenianie sztuki "galeryjnej" łatwo przeradza się w roztrząsania, kto miał bardziej błyskotliwy pomysł. Wydaje się, że w tej chwili student, który chce nauczyć się wartościowej wiedzy od poważnych nauczycieli, często skazany jest na "postkonceptualną" opcję, która nie nadaje się przecież dla każdego.

Co by mogłoby być alternatywą? Jedna z odpowiedzi przyszła mi do głowy, kiedy na sesji padła wzmianka o plastykach, który nie tworzą sztuki, lecz funkcjonują poza obiegiem, wykonując prace dla Lichenia i innych kościołów. Czy nie doszło tu przypadkiem do zawężenia tego, co można by nazywać sztuką i obiegiem artystycznym? Ciągle istnieje niezagospodarowany obszar dla ambitnej sztuki - budynki użyteczności publicznej, kościoły, przestrzeń miejska - obszar, który dominuje w życiu społecznym. Nie chodzi mi o "wyjście ze sztuką w miasto", lecz o tworzenie do konkretnej sytuacji i pod kątem funkcji. Niektórzy artyści zaczynają już iść w tym kierunku, teraz czas na szkoły. Uczelnia może tu dawać wolność myślenia nieograniczoną koniecznością kompromisów z inwestorem i opinią publiczną. Powiększyłoby to i zróżnicowało zakres problemów, na których można budować programy dydaktyczne. W tej opcji, odwrotnie niż w poprzedniej, artysta musi uwzględniać jakieś stałe, niezależne od niego wyjściowe dane, a to potencjalnie zmusza go do innego, bardziej zdyscyplinowanego myślenia; zresztą tutaj też jest masa schematów do przełamania.

Nie namawiam, aby pierwszy sposób myślenia o sztuce zastąpić tym drugim (chociaż ten drugi jest mi bliższy), ani ich sobie nie przeciwstawiam. Przeciwnie, uważam, że oba rozwijałyby się najlepiej, gdyby istniały blisko obok siebie; najciekawsze rzeczy dzieją się na styku dyscypliny i szaleństwa. Zaś w imię pluralizmu nauczania i poglądów nauczycielskich zostawiłabym też trochę miejsca dla tradycyjnego akademizmu, jednak nauczanego "problemowo".

Katarzyna Hołda

Uczestnicy sesji: Marcin Lachowski (KUL, Lublin), Grzegorz Kowalski (ASP, Warszawa), Karol Sienkiewicz ("Sekcja" Magazyn Artystyczny), Grzegorz Klaman (ASP, Gdańsk), Sławomir Sobczak (ASP, Poznań), Małgorzata Jankowska (UMK, Toruń), Leon Tarasewicz (ASP, Warszawa), Irena Nawrot (UMCS, Lublin), Andrzej Trzciński (UMCS, Lublin), Dobrosław Bagiński (UMCS, Lublin), Piotr Majewski (UMSC, Lublin), Jan Gryka (UMCS, Lublin).

Uczestnicy wystawy: Sławomir Toman, PSF (Cezary Klimaszewski, Tomasz Kozak, Tomasz Malec), Paulina Daniluk, Wiola Głowacka, Gazobetonownia (Barbara Abramowicz, Natalia Głowacka, Ola Mijal), Natalia Macocha, Mariusz Tarkawian, Karolina Komorowska, Kamil Stańczak, Anna Gryczka, Eliza Galey, Irena Nawrot, Magdalena Bicz, Jan Gryka, Monika Zapisek, Marta Polkowska, Danura Kuciak, Katarzyna Cichoń, Angelika Milaniuk, Michał Stachyra, Paulina Kara, Grupa 64 (Jakub Kijuc, Łukasz Smutek), Robert Kuśmirowski.