Chybotliwe pole widzialności

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Monika Weychert Waluszko, kuratorka wystawy „Domy srebrne jak namioty”, z niezwykłą precyzją wyczuła, kiedy najlepiej podjąć kwestię artystycznej reprezentacji Romów w polskiej sztuce, a także ogólniej — ich widzialności w kulturze. „Papusza”, nowy film Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego, obrazujący biografię najsłynniejszej w Polsce romskiej poetki, Bronisławy Wajs, właśnie wrócił z festiwalu filmowego w Karlowych Warach ze specjalnym wyróżnieniem jury, a za chwilę można spodziewać się dyskusji na temat odradzającego się dziś nacjonalizmu, dla którego co roku niezawodnym katalizatorem są obchody 11 listopada. Warto zauważyć, że przy okazji wspomnianych debat akcent rzadko kładzie się jednak na rasizm, który w tak zhomogenizowanym etnicznie społeczeństwie jak polskie wydaje się dość odległym problemem, kojarzonym raczej z wielokulturowymi społeczeństwami Zachodu. Myślenie o Romach w kontekście rasizmu jest tym bardziej złożone, że są oni obecni w polskim społeczeństwie od dawna, rzadko więc postrzega się ich jako osobną „rasę”. Jednocześnie często podkreśla się w rasistowskim tonie, że są osobnym bytem społecznym, że jakoś się różnią, chociaż ta różnica nie jest tak jasna, jak w wypadku osób o innym kolorze skóry czy wyznaniu. Paradoks Romów jako jednocześnie współmieszkańców i obcych był dla wystawy w Zachęcie punktem wyjścia. W założeniu miała ona doprowadzić do wywrócenia ich stereotypowego obrazu poprzez wprowadzenie „realnych” Romów w przestrzeń kulturowej widzialności. Odtworzenie społeczno-ekonomicznego kontekstu ich funkcjonowania miało ten realizm zagwarantować. Ambitne zadanie przerosło jednak możliwości wystawy, która próbując walczyć kliszą przeciw kliszy, zamiera w pewnym momencie we wsobnym bezruchu.

„Domy srebrne jak namioty” nie są w ścisłym sensie wystawą o Romach, tym bardziej nie jest to wystawa sztuki romskiej. Większość artystów nie jest pochodzenia romskiego, przez co wystawa wydaje się akcentować, że pierwszoplanową rolę w konstruowaniu romskiej tożsamości odgrywają relacje społeczne między różniącymi się grupami. Na tym dość oczywistym wniosku się nie kończy. Nie o przedzieranie się przez metryki artystów chodzi, a wręcz przeciwnie – różnorodność czy nawet beztroska w selekcji prac zapewniają wystawie żywość i otwartość. Można się domyślać, że gest wystawienia jedynie artystów romskich skazałby wystawę na status gabinetu osobliwości, w którym prezentowane jest zjawisko sztucznie wyodrębnione, rozumiane jako obce. To przynajmniej było problemem krytyki w obliczu zeszłorocznej „Nowej sztuki narodowej” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Kuratorka „Domów srebrnych jak namioty” porusza się na tym polu bardziej świadomie, dopuszczając w dyskusji na temat Romów wypowiedzi z różnych porządków, na wystawie bowiem prezentowane są nie tylko prace galeryjne, ale też książka Tadeusza Borowskiego czy fragment „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Hasa, co potwierdza nierozerwalne uwikłanie Romów w kulturę polską, również na poziomie symbolicznym, i wskazuje, że o problemach dyskryminacji musimy rozmawiać wielokanałowo.

Olga Boznańska, „Portret kobiecy (Cyganka)", 1888, dzięki uprzejmości Muzeum Narodowego w Krakowie
Olga Boznańska, „Portret kobiecy (Cyganka)", 1888, dzięki uprzejmości Muzeum Narodowego w Krakowie

Nowa wystawa w Zachęcie jest zatem przede wszystkim o tych z nas, którzy nie są Romami – tych, którzy patrzą na Romów jak na Innego, chociaż w dziwny sposób bliskiego. Prace opowiadają o społecznej fantazji na temat Romów, nie tyle o nich samych, ile o wypadkowej stereotypów, wyobrażeń i wątłej tradycji ich reprezentacji w sztuce. Analizie poddane zostało spojrzenie, którym klasyfikujemy, używając przy tym upraszczających i zniekształcających kategorii. Dobrą tego ilustracją są zdjęcia Igora Omuleckiego i Payama Sharifi, przedstawiające romskie domy, znane z rozmachu, przepychu i kiepskiego gustu. Fotografie umieszczone są w pseudoarchitektonicznych ramach stylizowanych na meble wykonane na wysoki połysk. Praca nie dekonstruuje tej kliszy, nie próbuje przekonać, że stereotyp jest nieprawdziwy, a Romowie potrafią stawiać również piękne domy; robi coś o wiele ciekawszego: na przykładzie odpychających domów łączących Palladia, barok i modernizm pokazuje, jak wydają się udowadniać esencjalną obcość Romów, podczas gdy w wypadku Polaków świadczyłyby co najwyżej o nowobogackim smaku.

Daniel Baker, „Lustrzane książki”, fot. Zachęta
Daniel Baker, „Lustrzane książki”, fot. Zachęta

O podwójnych standardach mówi też otwierająca wystawę instalacja Delaine Le Bas, „Kushti Atchin Tan?” („Dobre miejsce na postój?”), składająca się z rozpiętego w sali namiotu i połączonych z nim dziesiątkami sznurków kukieł i zabawek. Na pierwszy rzut oka wesoła praca odnosi się do romantycznego wyobrażenia nomadyzmu Romów, kolorowych, pełnych życia ceremonii i ogólnie beztroskiego, hipisowskiego podejścia do świata, za którym tęskni chociażby Maryla Rodowicz, śpiewając, że dziś prawdziwych Cyganów już nie ma. Nostalgiczna wizja w pracy Le Bas służy jednak tylko jako przykrywka dla dużo poważniejszej kwestii ciągłych eksmisji Romów, likwidacji miejsc zamieszkania i związanych z tym społecznych konfliktów, z których najgłośniejszym w ostatnich latach była sprawa likwidacji rzymskiego osiedla dla Romów w 2011 roku czy niedawne wydarzenia w Andrychowie, którego mieszkańcy wprost domagali się usunięcia mniejszości etnicznej z miasta. Le Bas także nie wywraca w prosty sposób zastanego stereotypu, ale wskazuje na jego drugie dno, symbolizowane przez powieszone lub rozczłonkowane lalki czy wizerunki księżniczek Disneya z zamazanymi twarzami, na które patrzymy nie tak chętnie jak na kolorowe jarmarki...

Instalacja Delaine Le Bas, fot. Zachęta
Instalacja Delaine Le Bas, fot. Zachęta

Przy całym politycznym natężeniu tematu Romów „Domy srebrne jak namioty” są wystawą zaskakująco neutralną. Chociaż poszczególne prace są interesujące (a mówimy o rozpiętości Olga Boznańska — Hubert Czerepok), cała wystawa wydaje się mało nasycona. W ciekawy sposób rozpatruje, jak w kulturze funkcjonuje stereotyp Cygana, ale niekoniecznie proponuje, co dalej i czy w ogóle coś z tym można zrobić. Nie chodzi o to, by od Zachęty wymagać sprecyzowanego planu działania, ale o to, żeby postulowane przez kuratorkę pole widzialności Romów miało dobrze opracowane podłoże polityczne, którego, wbrew zapowiedziom w komentarzu towarzyszącym wystawie, brakuje. Mało jest prac, które rzeczywiście problematyzują obecność Romów, większość nie wychodzi bowiem poza referowanie, jak dotychczas wyglądał i funkcjonował ich obraz, natomiast jeśli chodzi o przyszłość, wystawa zachowuje powściągliwe milczenie. Poza wspomnianymi dziełami Omuleckiego i Sharifi oraz Le Bas do tych udanych należy zaliczyć instalację Aernouta Mika „Według według i na nowo”, która metaforycznie i dość dowolnie odtwarzając wnętrze prowizorycznego domu, zestawia je z doświadczaniem galerii, co w efekcie daje ciekawą krytykę instytucjonalizacji sztuki, a wraz z nią strywializowania ważnych kwestii politycznych. Bezpośrednio do widza odnoszą się również „Lustrzane książki” artysty pochodzenia romskiego, Daniela Bakera, którego praca składa się z luster upodobnionych do okładek książek. Ustawienie widza jako koniecznego bohatera dzieła zaświadcza o odpowiedzialności całej kultury za dyskryminację mniejszości, a także o stałym niebezpieczeństwie reżimu w najbardziej nawet zdemokratyzowanych strukturach.

Hubert Czerepok, "Nigdy nie będziesz Polakiem", fot. Zachęta
Hubert Czerepok, "Nigdy nie będziesz Polakiem", fot. Zachęta

Takiego właśnie odważnego postawienia spraw zasadniczych na wystawie zabrakło. Powracające reprodukcje klisz Cygana i cygańskiego życia osłabiają ich wyraz, ale nie przez merytoryczne wydobycie politycznych znaczeń stereotypu, lecz przez powodowane powtórzeniami wytracanie treści — i to właśnie uznaję za przyczynę niemocy tej wystawy. Dążenie do pola widzialności nie może zadowolić się jedynie reasumowaniem, potrzebuje także twórczej siły różnie formułowanych postulatów. Takiej siły w Zachęcie nie ma – kolejne prace cytują to samo źródło i zanim się spostrzeżemy, źródło się wyczerpie, nie dając się w żaden konstruktywny sposób zanalizować.

„Domy srebrne jak namioty”, Zachęta, Warszawa, 15.10 – 15.12.2013


"Domy srebrne jak namioty", fot. Zachęta
"Domy srebrne jak namioty", fot. Zachęta