Co musi kolekcjoner? Czyli "Subiektywny przewodnik po kolekcjach"

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Fiksacje i upodobania
Teksty wprowadzające w katalogach wystaw często posługują się sformułowaniami: „artysta bada zagadnienie", „wystawa penetruje obszar", „kurator analizuje problem". Podobne wyrażenia-wytrychy (jakże zgrabne, trzeba przyznać) są wygodne, gdyż nakreślają kontekst ekspozycji, jednak zwalniają piszącego z obowiązku wskazania, jakie to odkrycia poczynił artysta bądź kurator. Często miałoby się ochotę zapytać: no, dobrze, analizuje, ale do jakich wniosków doszedł? Odpowiedź na to pytanie, słusznie lub nie, autorzy tekstów pozostawiają widzowi. Jakkolwiek zazwyczaj można odnieść wrażenie, że dzieje się tak jakby z obawy, że na podstawie zebranych prac niczego konkretnego powiedzieć się nie da. Że jeśli pokusić się o konkluzje, okażą się one miałkie, zupełnie nie na miarę podejmowanych zagadnień. Że puenta czmychnęła gdzieś chyłkiem. Kuratorzy i krytycy zwykle imają się podobnych sformułowań, by nadać intelektualnego sznytu pracom, które bardzo często wybroniłyby się same, bez żadnych paranaukowych protez.

k

Owa maniera irytuje, niemniej sprawdza się jako listek figowy różnej maści „wizjonerów", „artystów przez duże «a»" oraz prowokatorów, którzy krzyczą równie głośno, co niewyraźnie. Nauczony doświadczeniem, byłem przekonany, że podobne „analizy" zaserwują autorzy Subiektywnego przewodnika po kolekcjach, jednej z pierwszych, jeśli nie pierwszej, publikacji CSW Znaki Czasu w Toruniu. Tekst otwierający przewodnik wyjaśnia, że oto mamy okazję do „zastanowienia się nad zjawiskiem kolekcjonerstwa zarówno w kontekście lokalnym, jak i w odniesieniu do sztuki i współczesnych praktyk artystycznych" [s. 2]. Pomyślałem, że ta mantra jest mi już skądś znana. Tym milej z każdą kartką przekonywałem się, że czytam ciekawą, interesująco skomponowaną i przemyślaną książeczkę.

Czytelnika uderza przede wszystkim ogrom pracy, który musiał towarzyszyć wydaniu Subiektywnego przewodnika... Jego autorzy wyszukali i poddali dokumentacji blisko pięćdziesiąt zbiorów rozsianych po obszarze całego województwa Kujawsko-Pomorskiego. Każdy został sfotografowany, a z jego właścicielem przeprowadzono wywiad. Przewodnik opatrzono indeksem, który ułatwia lekturę i poruszanie się po kolekcjach według samodzielnie dobranego klucza. Całość wkomponowano w zgrabną oprawę wizualną, przez co trzymanie książki w rękach sprawia prawdziwie fetyszystyczną satysfakcję.

A właśnie problem fetyszyzmu jest w przypadku tej książeczki kluczowy. Nie znajdziecie w niej bywalców znanych domów aukcyjnych, członków „socjety" i galerzystów, którzy myślami są raczej gdzieś między Bazyleą i Miami niż w błotnistym kraju nad Wisłą. W Subiektywnym przewodniku... zaprezentowano tak naprawdę tylko dwie kolekcje sztuki. Jedna należy do Andrzeja Lubawego i składa się z prac toruńskich artystów, absolwentów Wydziału Sztuk Pięknych tamtejszego uniwersytetu [s. 108]. Druga jest własnością Antoniego Michalaka, który kolekcjonuje głównie polskie malarstwo figuratywne z drugiej połowy XX wieku [s. 118]. Od biedy do kolekcji sztuki można by zaliczyć jeszcze Galerię Pod Trutką - kolekcję metaloplastyki, malarstwa, karykatur i prac dzieci, tworzoną przez mieszkańców jednej z toruńskich kamienic - ale mierzona standardami art worldu w cuglach wygrałaby konkurs na najgorszą galerię świata [s. 70]. Przeglądając Subiektywny przewodnik będziecie mogli natomiast przyjrzeć się numizmatykom, filatelistom i łowcom autografów. Czasem spotkacie nieszkodliwych dziwaków, którzy swoje ciasne m-2 i m-3 po brzegi wypełnili porcelanowymi i pluszowymi osiołkami, barankami i kotkami, tudzież kolekcjami resoraków, wojskowych nakryć głowy lub modeli sprzętu pożarniczego. Jednym słowem, omawiana książeczka prezentuje przede wszystkim ludzi, którzy związali swoje życie z przedmiotami nie ze względu na ich wartość ekonomiczną czy artystyczną, ale ze względu na sobie tylko znane, głęboko indywidualne powody, fiksacje i upodobania.

Trudno w tym miszmaszu znaleźć jakąś regułę. Jedyna pewna rzecz, jaką można stwierdzić to fakt, że zazwyczaj podobne zbieractwo budzi pobłażanie, względnie politowanie. Kojarzy się z dziecięcymi bądź nastoletnimi zachwytami nad tym, jaki świat jest wielki i złożony. Z drugiej strony, przywołuje na myśl emeryckie frustracje tych, którym w życiu nie wyszło i którym zbierane przedmioty rekompensują niespełnione nadzieje. Są dla nich substytutem czegoś lepszego: nieodwiedzonych zawczasu egzotycznych krajów, niezdobytych nigdy pieniędzy i sławy albo po prostu minionej młodości. Rozpuszczają zasłonę dymną, którą niepogodzeni z losem ogradzają się od świata, szukając pociechy w rzeczach pochodzących z dostatecznie odległego czasu lub kraju, żeby ich czar nie prysł.

Chociaż niektóre z prezentowanych zbiorów wydają się faktycznie interesujące, tak czy owak stanowią jedynie pretekst. Dyrektor toruńskiego CSW, Stefan Mucha, w króciutkim wstępie do przewodnika pisze, że „fundamenty kolekcji zawsze tkwią w człowieku; przyglądając się zatem zbiorom, spotykamy się też z kolekcjonerem, który coś przed nami odkrywa. Prezentując przedmioty, daje nam okazję do spotkania ze sobą..." [s. 4]. Jak widać, Mucha uderzył w ton patetyczny. Aż chciałoby się zauważyć, że kolekcje pewnie równie wiele ukrywają, co odkrywają - niemniej cel omawianej książeczki jest jasny: pokazać nie tyle kolekcję, co kolekcjonera i powód, dla którego tak silnie wiąże się z przedmiotami.

Autorzy Subiektywnego przewodnika... metodycznie wchodzą w świat wspomnianych fascynacji i tęsknot. Każdemu kolekcjonerowi stawiają kilka tych samych pytań. Wymieńmy je dla porządku: „Co Pani/Pan kolekcjonuje?", „Czy istnieje możliwość zobaczenia kolekcji?", „Ile obiektów liczy kolekcja?", „Kiedy Pani/Pan zaczęła/zaczął zbierać?", „Czy kolekcja jest otwarta czy zamknięta?", „Najbardziej niezwykły obiekt to...", „Obiekt, który najtrudniej było zdobyć i dlaczego?". Ten zestaw zawsze zamyka kategoria „Inne", gdzie pytający pozwalają kolekcjonerowi powiedzieć jeszcze coś od siebie.

Nawet z odpowiedzi na tak skromne pytania wyłaniają się indywidualne cechy zbieraczy. Raz mamy do czynienia z kolekcjonerami, którzy prężą się i przymilają, byleby tylko zwabić kogoś do siebie i pokazać dumnie stan posiadania. Kiedy indziej spotykamy osoby odpowiadające zdawkowo, nie udostępniające swojej kolekcji nikomu, które wolą samotnie pozostawać w otoczeniu sztucznych osiołków czy baranków. Ponadto surowy i zdyscyplinowany styl prowadzenia rozmowy (słowo „ankieta" pasowałoby tu bardziej) ma tę zaletę, że pozostawia czytelnika sam na sam z faktografią. Autorzy Subiektywnego przewodnika... sprowadzili swoją rolę do minimum i pozwalają mówić kolekcjonerom ich własnym głosem. Postawili na czytelnika, który stoi przed niemalże surowymi faktami i wyłącznie w jego gestii leży ich interpretacja.

Co zrobi kolekcjoner?
Guerilla Girls pytały kiedyś czy kobiety muszą się rozebrać, żeby znaleźć się muzeum (Do women have to be naked to get into U.S. museums?, 1989). Co musi zrobić kolekcjoner? Subiektywny przewodnik... daje niejednoznaczną, ale tym ciekawszą odpowiedź.

Z jednej strony, Subiektywny przewodnik... bierze na warsztat kolekcje zazwyczaj traktowane z przymrużeniem oka. Osobiste znaczenie, jakie mają dla ich właścicieli, z rzadka przekłada się na obiektywną wartość ekonomiczną, historyczną czy symboliczną. Jak się to ładnie mówi: posiadają niski potencjał kulturotwórczy. Galeriom i muzeom z nimi nie po drodze. W tym sensie, prezentując porcelanowe baranki i owieczki, autorzy przewodnika pozwolili pojawić się w przestrzeni publicznej osobom i kolekcjom marginalizowanym.

ooo

Oczywiście nie była to przysługa gratisowa. Żeby znaleźć się w przestrzeni publicznej, kolekcjonerzy utracili część prywatności i anonimowości. Jest to naturalne. Ale rachunek za możliwość publicznej wypowiedzi wyniósł znacznie więcej. Biorąc pod uwagę, że pokazano kolekcje, które przeważnie wykraczają poza standardy muzealnicze, można by pomyśleć, że instytucja „nagięła" swoje kryteria kierując się czy to życzliwością, czy ciekawością. Jednak okazuje się, że warunki, na których owe zbiory pojawiły się w przestrzeni publicznej, są surowe. Kolekcjonerzy stali się przedmiotem dokumentacji, klasyfikacji, standaryzacji i archiwizacji. Nie przyjęto ich „z dobrodziejstwem inwentarza". Kolekcjonerów „skolekcjonowano", poddając instytucjonalnym procedurom.

Z drugiej strony, Subiektywny przewodnik... uporządkował zbiory po to, żeby za moment pomieszać klasyfikacje, języki i rejestry. Sąsiadują tu z sobą na równych prawach kolekcje, które mogłyby znaleźć się w instytucjach wystawienniczych i te, którym nasza kultura Anno Domini 2008 wyznaczyła miejsce na półkach meblościanek à la późny Gierek.
Należy dodać, że książeczka stanowi część badawczego tandemu: ukazała się jako publikacja, która towarzyszyła wystawie Kwiaty naszego życia (2008; kuratorka Joanna Zielińska) inaugurującej działalność centrum. Wystawa była poświęcona szeroko rozumianemu fenomenowi kolekcjonowania. Wzięli w niej udział między innymi Robert Kuśmirowski, Oskar Dawicki czy Wojtek Doroszuk, a więc postacie „bywałe" w polskim światku sztuki. Czyli z jednej celebracja i otwieranie szacownej instytucji, a zaraz obok owe nieszczęsne owieczki i baranki.

Dokonując wystawienniczej urawniłowki - mieszając galeryjną ekspozycję ze zbiorami o cudownie rozmaitej proweniencji - autorzy przewodnika zrobili dobrze jednym i drugim. Prace, które stanowiły część muzealnej prezentacji, uzyskały ciekawy kontekst. Miały okazję bezpośrednio skonfrontować się ze „światem życia" - jakby powiedział Habermas - i stracić posmak suchych wypracowań. Natomiast kolekcje spod znaku resoraka i karty telefonicznej nabrały waloru pewnej powszechności. Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że w perspektywie Subiektywnego przewodnika... zatarła się różnica między godnym sal wystawowych eksponatem a przedmiotem codziennego użytku. Warto bliżej przyjrzeć się temu zagadnieniu.

Autorzy omawianej książeczki zadali dwa pytania: czym różnią się kolekcje muzealnicze od prywatnych, oraz: jak jest możliwe powstanie kolekcji muzealnej. W odpowiedzi na pierwsze sugerują, że powód, dla którego eksponaty zyskują wartość, jest dokładnie taki sam, jak w przypadku zwyczajnych obiektów: chęć posiadania przedmiotu, który odsyła do czegoś poza sobą (coś symbolizuje, przywołuje z przeszłości, coś ucieleśnia). Jedyne, co je różni, to przesunięcie, jakie nastąpiło w społecznej kwalifikacji tej chęci posiadania. Z perspektywy Subiektywnego przewodnika... zaprezentowane na wystawie prace, tak, jak obrazy wchodzące w ramy wspomnianych kolekcji Lubawego i Michalaka, pełnią tę samą rolę, co zbiory znaczków, medali i starych lamp - odnoszą do czegoś nieuchwytnego, do czego można przybliżać się poprzez posiadanie przedmiotu, który owo „coś" ewokuje. Prace Kuśmirowskiego i Doroszuka próbują oddać kolekcjonerstwo jako fenomen, który nie jest dany wprost. Ta funkcja zbliża je do setek starych monet, muszli i autografów, które dla zbieraczy uobecniają jakoś to, co dalekie, minione, nieuchwytne. Z różnych przyczyn prace artystów trafiają do sal wystawienniczych, podczas gdy kolekcje przedstawione w recenzowanej tu publikacji znajdują się na półce w prywatnym domu.

Odpowiadając na drugie pytanie - jakie są warunki, by powstała kolekcja muzealna (czyli: co kolekcjoner musi zrobić, żeby jego zbiory trafiły do muzeum) - autorzy przewodnika wskazują, że w obszarze zainteresowania muzeum mogą znaleźć się nawet najbardziej pobłażliwie traktowane obiekty o wątpliwej wartości ekonomicznej i symbolicznej. Potrzebują jedynie pomysłu kuratora, który wyrwie je z kulturowej inercji. Opisze, zarchiwizuje i skategoryzuje w perspektywie, która sprawi, że zaczną mówić językiem powszechnie zrozumiałym, niezależnym od prywatnych znaczeń i wartości, które posiadają dla właścicieli. Może się wówczas okazać, że marginalizowane dotąd zbiory dysponują sporym „potencjałem kulturotwórczym" i czasem stanowią całkiem wdzięczny przedmiot ekspozycji. Wprawdzie za cenę komunikowalności zostały jakby okaleczone - stłumiono osobisty wydźwięk, który niosły dla zbieraczy - ale tej sentymentalno-indywidualnej warstwy i tak nie dałoby się wyrazić obiektywnie.

Zaproponowany przez zespół CSW Znaki Czasu w Toruniu przewodnik wprowadza czytelnika na teren o zmiennym krajobrazie. Nie jest to przyjazny pejzaż semiotyczny. Raz obserwujemy widoki dobrze znane, które wprawne oko potrafi szybko ocenić i zakwalifikować. Inny razem pojawiają się obszary nieco zamglone lub przestrzenie, po których - przynajmniej pozornie - walają się śmieci, gdzie roślinność wydaje się skarlała i odpychająca. Nie są to okolice, w które zapuszczamy się chętnie. Ale czasem warto. Tam też jest życie.

Subiektywny przewodnik po kolekcjach, pod red. Joanny Zielińskiej, wyd. CSW Znaki Czasu, Toruń 2008.