Plac zabaw. Honza w Leto

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Gdybym miała grać w ciuciubabkę w przestrzeni wystawy Honzy Zamojskiego w galerii Leto, to co chwilę wpadałabym na różne, dziwne, mniejsze i większe przedmioty zestawione w niecodzienne konstrukcje. Musiałabym zapomnieć o wszystkich swoich przyzwyczajeniach co do zastosowań rzeczy, bo inaczej mogłabym boleśnie upaść.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Z zasłoniętymi oczami wpadłabym na kserokopiarkę, na stos kartek z autoportretem artysty, na albumy ze zdjęciami na półce - w miejscu, w którym bym się jej nie spodziewała - na podłodze. Na sklejony kubek, telewizor, na konstrukcję z desek, która okazuje się drewnianą literą „A" (najlepiej wbiec po schodach i zobaczyć ją z góry, ale już bez opaski na oczach). Zasłonięte oczy nie przeszkodziłyby mi jednak w odnalezieniu Projektu monumentalnej rzeźby, bo na wysoki pion są nadziane ciasteczka z dziurką, które wabią słodkim zapachem. Trzeba jednak uważać, żeby nie podeptać maleńkich schodków prowadzących na monument. W tej niewielkiej galerii jest kilkanaście prac z różnych bajek, które wprowadzają w świat gier i zabaw zaaranżowanych przez artystę kpiarza.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Samo dojście na wystawę jest już trochę jak zabawa w chowanego. Galeria Leto przeniosła się z ulicy Hożej na Mińską 25, do Soho Factory. Trzeba tam najpierw trochę pobłądzić wśród postindustrialnych budynków, adaptowanych do celów artystycznych, biurowych i oczywiście zabawowych.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Punktem wyjścia dla tworzonego autoportretu Honzy jest esej, w którym nowojorski artysta i kurator Ajay Kurian wynotował w 32 punktach, czym jest autoportret. Zamojski bardzo trafnie ilustruje słowa eseisty, z których wyziera humor i dystans. W końcu budując autoportret „idziemy po śladach własnych historii, wyciągamy je na światło dzienne, choć ostatecznie przypomina to tylko bicie piany" (punkt 11. w eseju), a zamiast twarzy „wystarczyłaby szyja i coś, co odróżniałoby przód głowy od jej tyłu. Wówczas przód byłby twarzą".

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Przestrzeń wystawy Honzy Zamojskiego Me, myself and I wydaje się pokojem chłopca, który ciekawy świata i siebie spontanicznie tworzy autoportret. Jest typem małego, ciekawskiego, uzdolnionego naukowca-artysty, który buduje swoje światy z odpadów z podwórka i licznych przedmiotów podebranych z domu. To ten chłopiec, który jest utrapieniem dla opiekunek. Podbiera ciasteczka z puszki w kuchni, wyjmuje ze śmietnika zużyte torebki herbaty, buduje litery z desek narażając członków rodziny na potknięcie, kseruje swoje kolaże blokując domową kopiarkę. Wszystko może mu się przydać.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Jako mały modelarz buduje ciasteczkowy maszt, bawi się znaczeniami, zmienia proporcje i nie zwraca uwagi na instrukcje obsługi i cele przeznaczenia przedmiotów. Nadaje im nowe, albo pozbawia ich jakichkolwiek zastosowań. Rysuje setki razy dziecięcą kreską autoportret złożony z trzech kółek i kreski i układa z nich wysoki stos kartek, dochodząc przy tym do wniosku, że „Rośnięcie to strata czasu". Jednocześnie swoim portretem kpi sobie z akademickich prawideł, wymogu oryginalności i niepowtarzalności, ze świata marszandów i kuratorów, ich wymogów i interpretacji. Kopiuje z premedytacją samego siebie i rozdaje swoje „dzieła" za darmo. Skleja kubek i zauważa jego podobieństwo do skamieniałości ostrożnie układanych i scalanych w gablotach muzeów (Martwa natura ze skrzypłoczem). Zastanawia się nad tak zwaną użytecznością i przeznaczeniem rzeczy. Konstruuje neon nie będący żadnym znakiem firmowym czy manifestem, lecz formą estetyczną cieszącą oko twórcy. Rozrysowuje wariacje na temat gier planszowych, buduje z nich kolorowe konstrukcje i wiesza na ścianach jak obrazki, pozbawiając je tym samym funkcji gry.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Są jednak pewne szczegóły, które zdradzają, że artysta nie jest dzieckiem. Bo kiedy wybiera kubki do swoich aranżacji to z bardzo amerykańskim napisem „Yes, we can" i uśmiechniętą twarzą Baracka Obamy. Gdy robi kopie twarzy zmarłego Chrystusa to zestawia ją z popkulturowym symbolem oswojonej śmierci - czaszką rodem z gadżetów dla nastolatków. Ale miesza z dziecięcą wirtuozerią i niefrasobliwością, bez akademickiego zadęcia sakrum i profanum, ładne i brzydkie, użyteczne i bezużyteczne, a to, co monumentalne zamienia w swojskie i chrupiące ciasteczko. Kiedy wiesza na wieszakach coś, co przypomina koszulki, to po zbliżeniu dopiero widać bezkształtne formy z szarego materiału , które tworzą po prostu ciekawą dizajnerską konstrukcję. Niektóre prace nie są nowe, ale zmienione, inaczej zaaranżowane, wpisują się tym w pewien niekończący się proces.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa: Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Ceremoniał, rytuał, schemat, odgórne ustalenia co do funkcjonowania codzienności - tu przybierają postać dziecięcej zabawy. Artysta zmienia znaczenia, daje przedmiotom nowe zastosowania, a czasem w imię czystej estetyki daje im prawo do bezużyteczności.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Jeśli sprowadzam Honzę do postaci małego chłopca, a jego prace do zabawek, to jest to chłopiec, od którego dorosły może się wiele nauczyć, a zabawa jego modelami nie będzie startą czasu.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Pokój z zabawkami otwarty jest do końca lipca, a tuż obok w siedzibie Piktogramu Honza Zamojski jako kurator wystawy Bookie zastanawia się, czym jest self-publishing. Wszędzie go pełno.

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Honza Zamojski, „Me, myself and I", Galeria Leto, Warszawa, 25.06.11 - 31.07.11

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa

Honza Zamojski, Me, myself and I, Galeria Leto, Warszawa