Przeciwciała wobec represyjnych aparatów państw. "Agorafilia" Piotra Piotrowskiego

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Po przeczytaniu "Agorafilii" Piotra Piotrowskiego czułem się tak, jakbym właśnie wypił smaczne podwójne espresso w małej kawiarni na jakimś starym rynku, czyli gdzieś na agorze. W miejscu, gdzie przyjęte jest przy okazji zwrócić się do sąsiada/sąsiadki i zamienić kilka słów o sztuce, zwłaszcza że w tym wypadku osoba ta nam się przygląda - pani ubrana na czarno, raczej elegancko niż żałobnie, miała pięknie cyzelowane wyraziste rysy, srebrne krótkie włosy i wspaniałą cerę. Zapytałem więc, co myśli na temat dzieła "Stygmaty" autorstwa Doroty Nieznalskiej. Sąsiadka, bez zaskoczenia, wypijając łyk białej kawy, odpowiada:

Wie Pan, feminizm jest w porządku, tylko nie rozumiem, dlaczego Nieznalska, jak i wielu innych współczesnych artystów, nadużywa ciała zwierzęcego, aby przekazać to, co ma do powiedzenia. Właśnie obejrzałam "Earthlings" Shauna Monsona i może dlatego ta wygarbowana i oznakowana skóra wydaje mi się okropna... Ale dlaczego pyta pan o "Stygmaty"? Zauważyłam, że czyta pan "Agorafilię". Też miałam okazję ją przejrzeć, ale wydaje mi się, że nie ma tam nic o tej pracy. Chwileczkę... jest "Dog House" Olega Kulika i na końcu jest "Pasja" Nieznalskiej, może dlatego panu się skojarzyło...

Wszyscy, którym tę książkę pokazywałem, powiedzieli mi, że chyba ją sobie kupią, bo autor jest świetny i jego poprzednie teksty są bardzo dobre. I wie pani, ta książka też jest, że tak powiem, elektryzująca. Jestem zachwycony do tego stopnia, że już myślałem napisać redaktorowi, który zamówił recenzję, że nie nadaję się do jej napisania, ponieważ będę pisał jedynie chwalczo (w samych superlatywach)!

Czy zastanawiał się pan nad tytułem? W ujęciu autora "agorafilia to popęd wejścia w przestrzeń publiczną, wola uczestnictwa w tej przestrzeni, kształtowania życia publicznego, działanie i projektowanie na rzecz i w obszarze społecznym". Jego zdaniem, "to słowo klucz do opisu przynajmniej części kultury artystycznej Europy Środkowo-Wschodnej po 1989", a to znaczy, że "to pojęcie ma o wiele szersze znaczenie niż definicja polskiej Wikipedii - odczuwanie satysfakcji seksualnej jedynie w miejscach publicznych". W tej nowej propozycji czuć posmak psychoanalityczny. Autor również wspomina i ponownie definiuje agorafobię, traumafilię, traumafobię, etc. Czy to próba wykasowania z podręczników psychiatrii pewnych zespołów? A może ta aluzja jest rodzajem krytyki jednego z nurtów postkomunistycznej sztuki? Czy może chodzi o subtelny dowcip na temat sztuki jako zjawiska, bo pan się zgadza, nieprawdaż, że książka ta jest, ogólnie mówiąc, szalenie poważna. A może autor kierował ją również i do czytelników nieinteresujących się sztuką, który sięgają także po publikacje o treści erotycznej? Na początku myślałam, że trzeba odrzucić tę spekulację, ale dlaczego nie, przecież nie chodzi tu o cel komercyjny, tylko o próbę zwiększenia zasięgu sztuki - co jest zawsze sprawą szlachetną.

Każdy autor ma prawo do własnych definicji. Zaakceptowałem z góry definicję Piotrowskiego. Wie pani, nigdy jeszcze nie było tak, abym z książki, o której mam napisać recenzję, używał cytatów w swoich innych tekstach. W tym wypadku miało to miejsce trzy razy. Książka, która tak inspiruje, nie może być zwyczajna. Wynika to i z tego, że interesuje mnie współczesna sztuka wschodnioeuropejska, ale najciekawsze jest coś innego: pierwszy artykuł, który napisałem1 pod wpływem tekstu Piotrowskiego, został półkownikiem! Był to komentarz do ostatniego dzieła Anatola Mătăsaru2. Napisałem o relacji między posiłkiem a gównem (pani ani drgnęła) obecnej w trzech wybitnych dziełach literatury światowej - "Normie" - Vladimira Sorokina, "Pięciu latach kacetu" Stanisława Grzesiuka i "W cieniu wzgórz" Giovanniego Arpino. Od Piotrowskiego zapożyczyłem określenie wschodniej sztuki konceptualnej, cytuje on László Beke: "W porównaniu do zachodniego pojęcia sztuki konceptualnej jej wschodnioeuropejski wariant jest znaczne mniej rygorystyczny, za to bardziej elastyczny, ironiczny, humorystyczny, nieprofesjonalny, komunikatywny, zawsze gotowy przyjąć rolę społecznej aktywności poszczególnych grup młodych ludzi, a nawet ruchu alternatywnego... jej strategiczna funkcja mijania się z władzą powinna być traktowana jako jej specyficzna cecha rozwoju w tym regionie". Na początku redaktorce gazety nie spodobały się niektóre słowa. Twierdziła, że są przesadnie naturalistyczne, że śmierdzą, ale potem odpisała mi, że wszystkie słowa są w porządku, tylko że to nie jest tekst dla ich czasopisma, bo ono jest prenumerowane przez szkoły, a poza tym wielu czytelników było ofiarami stalinowskich represji i tak dalej. Powiedziała, że na pewno tekst opublikowałoby czasopismo poświęcone sztuce, wiedząc, że w Mołdowie nie ma w tej chwili czasopism poświęconych sztuce współczesnej. Owszem, pojawiają się, ale szybko znikają. Nic dziwnego, że kraj ten nie figuruje w książce Piotra Piotrowskiego, nawet jeżeli cały czas dzieje się tam coś ciekawego3. Jest tak, jak opisuje Piotrowski: "cenzura została, tyle że jest formułowana inaczej, mówi się o interesie społecznym, respekcie dla uczuć religijnych, obyczaju, dobrym imieniu instytucji, interesie podatników..."

U Piotrowskiego ta nowoczesna cenzura nazywa się "agorafobia". "O niej nawet nie można mówić, że jest cenzurą. Agorafobia to i niekiedy równie brutalne represje ze strony państwa lub innych instytucji - korporacji, Kościoła - które mają charakter policyjny, prokuratorski, czasami to zwykłe chuligaństwo, wandalizm". Wspomniałam o pracy Olega Kulika, pokazanej na wystawie "Interpol" w Sztokholmie w 1996 roku. Jest w "Agorafilii" wymieniany i inny artysta, Alexandr Brener. Jego udział w tej wystawie polegał na kryształowym wandalizmie: zniszczeniu dzieła mieszkającego w USA Chińczyka, Wenda Gu. Jednak działanie Brenera nie jest dla Piotrowskiego przejawem agorafobii. Ale przecież to, że i na Zachodzie artyści niszczyli dzieła innych artystów, nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla Brenera, i w ogóle nie o to tu chodzi. Dlaczego według Piotrowskiego gdy władza dewastuje dzieło sztuki, jak było na przykład ze zniszczeniem rzeźby Maurizio Catellana w Warszawie przez dwóch posłów, to jest to wandalizm, natomiast to, co zrobił Brener jest okej, bo był mądry podtekst? Nie bronię aparatu represyjnego państwa, chodzi mi o to, że Piotrowski mógł po prostu nie wymieniać wandalizmu jako przejawu agorafobii. Włączyłabym to raczej do agorafilii. Akt zniszczenia dzieła sztuki, nawet kiedy jest wykonany nie do końca świadomie, jak w wypadku policjantów, którzy działają na rozkaz zwierzchnika, jest bardzo podobny do rytuału. Byłam świadkiem zniszczenia rzeźby w przestrzeni publicznej. Nie uważam, by ten posąg można było zaliczyć do arcydzieł socrealizmu, ale bardzo dobrze pamiętam to zniszczenie. Do tego typu wydarzeń ludzie przygotowują się nawet latami. To tylko tak wygląda, że nie ma premedytacji, że wszystko zrobione jest w afekcie. W wypadku pomnika najpierw mamy dyskurs napiętnowania. Podważa się ideologiczny walor obiektu. Czasami tylko przez pogawędki, przez nadawanie ksywek. Jest to też związane z wchłonięciem pomnika w tkankę miasta i wcale nie musi dojść do zniszczenia czy usunięcia. Ciekawe, że czasami mają miejsce również różnego rodzaju interwencje, jak na przykład w Dniepropetrowsku, gdzie znajduje się dziwny pomnik siedzącego Maksyma Gorkiego (dzieło rzeźbiarza N. A. Krasotina, architektów P. R. Nirimberga i L. P. Haliavskiego). Miejscowi przezwali go "siedzący na kiblu". Zaczęli wtykać w ręce Gorkiemu kawałki gazet, kartki książek, czasem, ale rzadko, papier toaletowy - rzadko, bo był to towar deficytowy.

To znaczy, że z jednej strony, "celem władz [komunistycznych] było uzależnienie indywidualnych i zbiorowych inicjatyw członków danej społeczności od monopolu aparatu publicznego i podporządkowanie przestrzeni publicznej doktrynie ideologicznej", na przykład przez organizowanie manifestacji, ale też i przez "sztukę - jako dziedzina ideologii jest bardzo silnym orężem agitacyjnym i władza nie może zrezygnować z jej usług", cytuje Łunaczarskiego Piotrowski. Z drugiej zaś strony społeczeństwo cały czas wypracowywało przeciwciała, aby bronić się przed agresywną ingerencją ideologiczną. Sztuka postkomunistyczna opisana w "Agorafilii" to skutek tego procesu. Czy przeciwciała są produkowane przez grupę, czy przez jednostkę? Czy była jedna jedyna anonimowa osoba z Dniepropetrowska, która cały czas dostarczała Gorkiemu papier, czy był to "pomysł grupowy", w co trudno mi uwierzyć?

Bardzo spodobało mi się też to, co mówiła cytowana przez Piotrowskiego Marina Gržnić. Broni ona "przydatności konstrukcji geoartystycznej Europy Środkowej (dokładniej Wschodniej). Odwołując się do Lacana, definiującego człowieka na przykładzie Edypa, który już wypełnił swoją, przewidzianą przez Los rolę, i że to tylko plus d'homme, nadmiar, jak też i brak człowieczeństwa i można powiedzieć o tej części Europy, że po wypełnieniu się jej historycznego przeznaczenia (wydaje mi się, że chodzi o eksperyment komunizmu), została takim "naddatkiem" i zarazem nie-dość-Europą, czyli czym takim jak ekskrement. Jego rola jednak jest bardzo istotna: podmiot (Europa) bez owego ekskrementu nie zdoła zbudować własnej identyfikacji, na podobnej zasadzie jak "odpadki" potrzebne są ludzkiemu podmiotowi do budowy jego "tożsamości". Drugi mój tekst miał być o ekskremencie jako konwencji w sztuce współczesnej, propozycja Gržnić miała być mottem. Nawiasem mówiąc, internauci polscy też zostali poinformowani o treści ostatniego dzieła Mătăsaru, tylko niedokładnie. Jego poliuretanowa rzeźba gówna oraz worek, na którym było napisane "Heroina" zostały jednak skonfiskowane, a Mătăsaru dostał karę grzywny za swoją akcję. Ponieważ nie chce płacić, cała sprawa znów trafi do sądu.(patrz przypis 2) Przeczytam coś pani... Gdzie to jest... Jakby Piotrowski pisał dokładnie o Mătăsaru. O, znalazłem: "Tym ważniejsze więc jest uczestnictwo w debacie o przestrzeni publicznej artystów, którzy swymi projektami często są w stanie wywołać konflikty, bez których demokracja więdnie. Spór bowiem - rywalizacja poglądów w przestrzeni agory - a nie konsensus, który na mocy definicji eliminuje z przestrzeni publicznej głosy radykalne, wyklucza je - stanowi niezbędny warunek rozwoju demokracji". Ten artysta to dobry przykład demokracji radykalnej jako alternatywy wobec demokracji liberalnej, gdyż nie opiera się on na konsensusie, lecz podtrzymuje spór, eksponuje go jako nieusuwalny element systemu społecznego." Ponieważ drugi mój tekst również nie został opublikowany, zdecydowałem się na napisanie trzeciego, który ma być o współczesnych przejawach cenzury i o funkcji prasy w społeczeństwie. Nie będę używał cuchnących słów i będę cytował obiekty i akcje Endre Tóta, Jarosława Kozłowskiego i Zbigniewa Libery, pracujących z formatem czasopisma i kwestionujących zawartość informacji pojawiających się w prasie; dzieła te są świetnie wyjaśniane w książce Piotrowskiego.

Pytał pan o "Stygmaty" Nieznalskiej, a teraz mówi pan o użyciu gazet w sztuce. Przypomniało mi się, że może rok temu, na tym miejscu, gdzie teraz pan siedzi, siedział pewien inżynier, dla którego nie było nic fajniejszego od przeczytania świeżych gazet przy dobrej kawie. Rozmawialiśmy też o sztuce, powiem panu szczerze, że ja tylko o tym potrafię mówić (uśmiech), i też o Nieznalskiej. Tylko że on cały czas mówił na nią Kozyra! (uśmiech), to się chyba nazywa grzechem nieprawidłowego przypisania pamięci. A innym razem, nie tak dawno, praca Mariny Abrahamowić, o której wspomina również i Piotrowski, "Bałkański barok", została zredukowana przez mojego siostrzeńca do zwyczajnego wywiadu (nota bene on też zajmuje się sztuką fachowo). Niech się pan nie denerwuje i nie angażuje tak mocno w walkę o słowo przy pomocy sztuki. Wydaje mi się, że rola sztuki dziś nie jest tak kluczowa, jak uważa autor tej książki. Zgadzam się, że "sztuka jako praktyka społeczna i polityczna ma pewne cechy, których nie mają inne praktyki... że jeżeli strukturyzuje się w bunt, lub w krytykę, formy jej wyrażania, dzięki ich niekonwencjonalności, są z reguły znacznie bardziej atrakcyjne niż buntownicza praktyka ideologów i rewolucjonistów". Wydaje mi się jednak, że ta niekonwencjonalność sztuki stała się w oczach "profanów" właśnie konwencją i dlatego od razu jest odrzucana. Może ona być atrakcyjna tylko wtedy, kiedy mówi językiem zwykłego człowieka. Kiedy konwencjonalizuje się. Rzadko kto z artystów ma odwagę zdecydować się na taki krok. Nie brzmi dobrze dla artysty, kiedy się mówi o jego twórczości, że jest "konwencjonalna". Nie mówiąc już o siedmiu grzechach pamięci4. Dzieła sztuki są jednak łatwo zapomniane.

W książce Grzesiuka, o której pan wspominał, jest kilka fragmentów o znakowaniu. "Jeden z blokowych Gusena miał wytatuowaną małą lilię na nadgarstku lewej dłoni. Nie lubił tego tatuażu i zniszczył go. Brzytwą chlasnął rękę w kwadrat i zerwał skórę razem z tatuażem. Podobno można było stracić życie z powodu ładnego tatuażu. Był taki esesman, który chodził po terenie i jak u kogoś zauważał taki tatuaż, to zapisywał numer. Po kilku dniach wzywał go do rewiru, "szpryca", zdejmował skórę z tatuażem, wyprawiał ją i robił z niej album. Jedną z najbardziej wstrząsających scen jest ta, kiedy pewien blokowy zdenerwował się na Niemca, który mieszkał w jakimś osobnym pokoju, i wyrzucił na środek sztuby wszystkie jego rzeczy. Między nimi znajdowało się kilka arkuszy ludzkiej, jeszcze niewyprawionej skóry." Opowiada, że brał te kawałki do rąk i przyglądał się z bliska. Pamięta pan? "Były też tatuaże, były całe piersi, owłosienie, brodawki i włosy pod pachą. Jedną nawet przyłożył sobie do piersi, żeby stwierdzić, że się nie myli". Przypomniało mi się to, nie wiem dlaczego...

Interesująca jest w tym kontekście sprawa rumuńskiego muzeum sztuki współczesnej MNAC, o którym wspomina Piotrowski. "MNAC skupia się na międzynarodowej kulturze głównego nurtu. Z jednej strony musi to być gest znaczący - stanowi to przejaw kompensacji traumatycznej przeszłości i jej odreagowania. Lecz z drugiej strony, niewątpliwie, zapominanie i wypieranie traumy przeszłości oraz niepodejmowanie problematyki posttraumatycznej kondycji współczesności stanowi jeden z symptomów traumofobii tego społeczeństwa". Chodzi o problematyce postkomunizmu. To nawet zaczyna się już zmieniać, mam na myśli pokazane tam prace wideo Stefana Constantinescu, czy Iriny Botea.

Ale to nie jest jedyna trauma, która jest ciągle zapominana i wypierana. Problematyka niemieckich obozów koncentracyjnych na terytorium Rumunii również jest mocno zmarginalizowana, prawie do amnezji...

Piotrowski pisze też o gender po upadku komunizmu w Europie. Ciekaw jestem, czy dało by się podejść to tego tematu nie poprzez wymienienie pewnych prac skupiających się na kwestii gender, a raczej z punktu widzenia kontekstu ich powstawania - tak właściwie autor opisuje powstanie muzeów sztuki współczesnej. Można na przykład postawić pytanie, w jakim stopniu rodzina artysty angażuje się w powstanie idei? Wiadomo, że Elżbieta Jabłońska wystąpiła w swojej pracy jak Supermatka, ale czy dziecko, które siedzi na jej kolanach to syn, czy pomaga jej tylko jako aktor, czy jest też współkreatorem? Mówiłem pani o Mătasăru, jego happeningi są dobrze znane Mołdawianom. Ciekawe, że ostatnio mówi się, iż większość pomysłów jego prac pochodzi od jego małżonki, Juliety Saviţchiej, a on jest tylko wykonawcą.

Widzę, że jest pan zachwycony tą książką. Proszę mi powiedzieć, czy jest w tej książce coś, co nie spodobało się panu?

Jest jeden błąd i jedno niedopowiedzenie. Piotrowski pisze, że [w "naszej" części Europy] tylko w Rosji i w Polsce państwo i jego organy (prokuratura, policja, sądy - czyli to co Luis Althusser za Markusem nazwał represyjnym aparatem państwa) angażuje się w ściganie artystów, przynajmniej tylko w tych dwóch krajach zapadły wyroki skazujące ludzi związanych ze sztuką. To nieprawda. I w Mołdowie, i na Ukrainie artyści też są ściągani. Anatol Mătăsaru nie tylko był aresztowany, ale i torturowany przez policję. Podobnie mołdawski reżyser i dziennikarz Oleg Brega. Obydwaj mają po kilka procesów i aresztowań na karku za swoje protesty przeciwko korupcji i niekompetencji władz. W 2009 na Ukrainie został zatrzymany performer i rysownik Aleksandr Wolodarski, aka Shiitman5. Nie pamiętam dokładnie jego performance'u, ale był to akurat przypadek agorafilii! Kiedy się mówi o działaniach represyjnego aparatu państwa, nie powinniśmy ograniczyć rozmowy do aresztów i procesów. Podobno na Białorusi represje wobec artystów i pisarzy są bardzo skuteczne, ale tam są używane inne, bardziej subtelne metody i rzadko dochodzi do aresztowań. Opowiadał o tym artysta Artur Klinau na spotkaniu autorskim w Warszawie dwa lata temu. Ale może po ostatnich protestach to się zmieniło...

Niedopowiedzenie pojawiło się kiedy Piotrowski omawiał rzeźbę "SuperStart" Czechów z Kamera Skura - czyli "akrobatę w pozie Chrystusa Ukrzyżowanego", jak pisała o niej "Gazeta Wyborcza". Tylko że to nie "poza" Chrystusa, lecz Aloisa Hudeca, bohatera Czechosłowacji, złotego medalisty w ćwiczeniach na kółkach podczas olimpiady w Berlinie w 1936 r. Nie zwróciłbym na ten detal uwagi, gdyby nie dokładne omawianie przez autora "Pasji" Nieznalskiej. "Pasja" i "SuperStart" mają o wiele więcej wspólnego niż tylko to, że wywołały niezadowolenie niektórych Polaków. Przedmiotem pracy Nieznalskiej jest męskie ciało. Tak jest i w wypadku "SuperStart". "Dyskursywne odwołanie do pasji Chrystusa jest na wskroś ironiczne" w obydwu pracach, "nie ironizuje się jednak na temat Chrystusa, lecz to kult męskiego ciała" u Nieznalskiej, a u Kamery Skury - chybotliwej pamięci ludzkiej. Hudec to jeden z pierwszych Europejczyków, który symbolicznie stawił czoło Hitlerowi, trzymając się na kółkach o wiele dłużej, niż to było potrzebne, aby zdobyć złoty medal. W tej walce był zwycięzcą a pamiętać trzeba o wyjątkowym napięciu w trakcie Olimpiady Berlińskiej z 1936 r. Jego gest może być porównany do gestu skoczka o tyczce, Władysława Kozakiewicza, podczas olimpiady moskiewskiej. Dlatego Hudec to prawdziwy SUPER_ST_AR_T...

 

Teodor Ajder - urodził się w Kiszyniowie w 1978; jest psychologiem, doktorem nauk medialnych Państwowego Uniwersytetu w Jokohamie, pisarzem, krytykiem sztuki i kuratorem wystaw artystycznych.

 

 

Piotr Piotrowski, Agorafilia. Sztuka i demokracja w postkomunistycznej Europie, Poznań, 2010, Dom Wydawniczy REBIS, 300 str.

Piotr Piotrowski, Agorafilia. Sztuka i demokracja w postkomunistycznej Europie, Poznań, 2010, Dom Wydawniczy REBIS
Piotr Piotrowski, Agorafilia. Sztuka i demokracja w postkomunistycznej Europie, Poznań, 2010, Dom Wydawniczy REBIS
  1. 1. Dla mołdawskiego tygodnika "Ziarul de garda", www.zdg.md. Jest to jedna z najbardziej krytycznych mołdawskich publikacji
  2. 2. http://eastbook.eu/2011/01/uncategorized/moldawia-28-01-2011-kolejny-happening-anatola-matasaru-%E2%80%93-swinia-na-dzien-prokuratora/
  3. 3. Piotrowski wspomina pisarkę Nicoletę Esinencu, pochodzącą z Mołdowy, związaną z projektem IDEA, ale jej prac nie komentuje. Esinencu jest raczej znana z dramatopisarstwa. "Fuck you Eu.Ro.Pa" i "A(II)Rh+" zostało przetłumaczone także na polski. Jeszcze jeden jej tekst pojawił się w antologii "Odessa Transfer", wydanej przez wydawnictwo Czarne.
  4. 4. D. Schacter. The Seven Sins of Memory, Houghton Mifflin, 2001
  5. 5. http://shiitman.net/