Felieton o albumach Piotra Uklańskiego

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Na pewnym wernisażu Adam Mazur nieopatrznie wygadał mi się, że ma dwa albumy Piotra Uklańskiego Biało-Czerwona i z wrodzonej hojności zaproponował odstąpienie jednej sztuki. „Jak będziesz grzeczny", zastrzegł. Po kilku dniach ja się nieśmiało przypomniałem, a w ramach podziękowań zaproponowałem piwo. On zaś, chytrus, podbił stawkę - „dostaniesz album, jak napiszesz felieton o Uklańskim", powiedział. Cóż, trzeba jakoś wybrnąć, pomyślałem ważąc „za" i „przeciw". Wszakże nowy album Uklańskiego - dziełko same w sobie - piechotą nie chodzi. Powodowany konformizmem zdecydowałem więc - felieton to krótka forma - że sprzedam się za album. Przecież w ramach zadośćuczynienia miałem napisać o nim samym...

Monika Małkowska swój niegdysiejszy tekst o wystawie Uklańskiego w Secession rozpoczęła następującymi słowami: "Wiedeńska retrospektywa Piotra Uklańskiego jest lekcją robienia kariery. Wystawa w Secession dowodzi, że dziś do odniesienia sukcesu nie trzeba wiele, wystarczy raz zostać gwiazdą". Trudno o bardziej powierzchowną interpretację twórczości Uklańskiego: to tak jakby napisać o Hirście, że „jest bogaty, bo jest sławny. Jest sławny, bo mówią o nim media. A media mówią o nim, bo jest bogaty"; zaznaczmy też małostkowo, że Małkowska zrobiła w tekście błędy merytoryczne, co zasadniczo nie pomaga jej recenzji. Jednak pozostawmy te drobnostki na boku. Podkreślmy raczej, że to prasowy nagłówek wyprodukowany przez krytyczkę „Rzeczpospolitej" jest potencjalnym dziełem Uklańskiego. Na tej samej zasadzie reklama przedstawiająca pupę Alison Gingeras wykupiona przez Uklańskiego w „Art Forum" w 2003 roku nie była lekcją lizusostwa, a przekorną - jak ją czytam - wypowiedzią na temat, czym jest współczesny art world, a czym chciałby być. Podobnie fakt, że na gadżetach (koszulki, kubki etc.) w weneckim Palazzo Grassi zreprodukowana jest praca Uklańskiego przedstawiająca rentgen czaski François Pinault - właściciela tego muzeum i pracodawcy Gingeras, partnerki Uklańskiego - tylko wzmacnia sztukę Polaka. Ot, kolejna wolta, następny krok po okręgu bez wyraźnego początku i końca.

Untitled (Mister François Pinault, President of Artemis), 2003.
Untitled (Mister François Pinault, President of Artemis), 2003.

Sesja zdjęciowa z „Vogue'a", na której Uklański wystąpił z aktówką i w szaliku reprezentacji Polski w piłce nożnej po pięciu latach posłużyła jako plakat do rzeczonej wystawy w Secession. W Polsce przedrukowywał go „Piktogram". Znajduję go także w mojej wytęsknionej Biało-Czerwonej, gdzie funkcjonuje już jako praca zreprodukowana na równych prawach co monumentalne rzeźby polskich orłów. Album otwiera zaś (oprawiony!) plakat do wystawy Polonia w galerii Emmanuel Perrotin w 2005 roku. Nazwisko artysty i tytuł napisane zostały cyrylicą. We wcześniejszym albumie, kapitalnym Earth, Wind and Fire, pomiędzy zwyczajowymi pracami figuruje fragment Nazistów (1998) przedrukowany w „Der Spiegel" (2000) oraz okładka „The Warsaw Voice" z 2000 roku.

Wróćmy do Biało-Czerwonej. Sztuka promieniuje tu na nie-sztukę i nawet błahy dokument (list od Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego) zamienia się w ironiczne, typowe dla Uklańskiego dziełko: uśmiechamy się czytając urzędową notkę, choć przecież nie ma w niej nic zabawnego. Bo w tym albumie Uklański doprowadza swoją strategię do ostateczności. W przeciwieństwie do Earth, Wind and Fire, reprodukcje prasowych artykułów znajdziemy tu co kilka stronic. Jest więc artykuł z „Przekroju" o realizacji monumentalnej fotografii Bez tytułu (Solidarność) w Stoczni Gdańskiej. Motywem przewodnim tego tekstu (jest świetnie widoczny, to przedruk w skali niemal 1:1) jest jednak inne wydarzenie: ceremonia złożenia odcisków dłoni przez rodzime gwiazdy na Promenadzie Gwiazd. Wśród nich - przez Piotra Uklańskiego. I faktycznie, na innych fotografiach widzimy artystę dumnie wypinającego pierś na czerwonym dywanie, odcisk dłoni na złotej płytce wtopionej w bruk oraz Uklańskiego na pamiątkowym grupowym zdjęciu. W zgodzie z podpisem, od lewej stoją: David Lynch, Piotr Uklański, Borys Szyc, Márta Mészáros, Mirosław Baka, Andrzej Bartkowiak, Grzegorz Turnau, Agnieszka Grochowska, Krzysztof Krauze, Karolina Gruszka i Stefan Chwin. Kto wie, czy to nie lepszy cykl, niż Solidarność.

Ale prawdziwie zdumiewające są strony 47-69 Biało-Czerwonej. Znajdziemy tam skany artykułu Jacka Petruczenko z „Tygodnika Kulturalnego" z 1976 roku. Tytuł: Przesilenie. Znak szczególny: autograf o treści „Krystynie Uklańskiej Jacek Petruczenko". Treść: historia „rodziny U.". Ściśle: wstrząsająca historia, w której ojciec Henryk U., dowiedziawszy się, że jego żona Krystyna U. jest w ciąży, porzuca rodzinę. Petruczenko opisuje heroiczną walkę Krystyny U. nie tylko o alimenty, ale także o krew dla chorego syna, „Piotrusia". Potem rozwód, proces... Krystyna U. kończy w sanatorium dla nerwowo chorych, Petruczenko pisze też, że wcześniej leczyła się u psychiatry. Artykuł kończy się, jeśli można tak powiedzieć, pozytywnie: Krystyna U. okrzepła, zahartowała się w tej walce. Znowu mieszka z mężem, ale teraz to on, mając na karku licznych wierzycieli, boi się jej - a nie na odwrót. Tekst uzupełnia kilka zdjęć, w tym słynna praca Uklańskiego Bez tytułu (Ul. Promyka 1 m. 69) z 1994 roku - fotografia, na której mama artysty siedzi w pokoju wyklejonym okładkami kolorowych zachodnich magazynów. Obok zdjęcie bloku pod tymże adresem - już nie przykład „egzotycznej" wschodniej estetyki, ale (także) miejsce domowej przemocy. Materiał zamykają reprodukcje z „Vogue'a", te z aktówką i szalikiem. Obok Uklańskiego w sesji biorą udział inni artyści, m.in. John Currin i Elizabeth Peyton ("Uklański wśród modelek. Duży, potargany przystojniak z neseserem, w czerwono-białym szaliku Polonii", pisała Małkowska).

To wspaniałe domknięcie artykułu Petruczenko: Piotr U. naprawdę został celebrytą, który to stan z namaszczeniem - czego dowodem album Biało-Czerwona - celebruje. Jak niegdyś jego mama, Krystyna. A przedruk prasowy, publikacja, nadal pozostaje fetyszem i obiektem pożądania. Na tyle istotnym, że można umiesić go w albumie obok „prawdziwych dzieł". I o ile kiedyś uważałem, że twórczość Uklańskiego to wielopasmowa, wymykająca się prostym szufladkom opowieść o estetyce, sztuce i Polsce, o tyle teraz jestem skłonny też uznać, że to wszystko ufundowane jest na jakimś niekoniecznie kolorowym fundamencie. Wiadomo, że nie byłoby sztuki Uklańskiego bez rzeczywistości, w której dorastał. Teraz, dzięki zaskakującemu jak na tego artystę ekshibicjonizmowi, okazuje się, że chodzi także o rzeczywistość dorastania w sensie głębszym, a ściśle - najgłębszym. „Ojciec wykręca nogi od stolika, na którym Piotruś rysuje i wyrzuca je do zsypu na śmieci. Na co dzień stosuje inną metodę. Zajada na oczach dziecka pomarańczę, czekoladę, szynkę i inne wiktuały, na które nie stać matki. Wcześniej drażni dzieciaka ich widokiem, a gdy ten poprosi, wkłada je sobie do ust i mówi: - Widzisz, jaka matka niedobra, daję jej tyle pieniędzy, a ona tobie nie kupuje" - pisał Petruczenko w 1976 roku.

Pogodna, serdeczna wręcz sztuka, artystyczny i finansowy sukces (w albumie jest także reprodukcja artykułu pt. Pierwszy milion dolarów, też z „Przekroju", a także eseju Kielbasa Cowboy z „Men's Vogue" z ubiegłego roku) i chyba rzeczywiste umiłowanie blichtru (przy całkowitej świadomości wynikających z tego faktu kontekstów) - to wszystko jako reakcja na traumę młodości? Piotruś - Pan? Że kiczowata ta interpretacja? A pewnie. Jak kolejna ilustracja w Biało-Czerwonej: przedruk słynnego plakatu z polskim hydraulikiem. Następna świetna praca Uklańskiego.

Piotr Uklański, "Bez tytułu (GingerAss)", 2002. Fot. Artnet.com.
Piotr Uklański, "Bez tytułu (GingerAss)", 2002. Fot. Artnet.com.

Zbigniew Libera, artysta, który wykorzystuje w swojej twórczości specyfikę ilustracji prasowych, ciągle pozostaje „zaangażowanym artystą, który prowadzi interdyscyplinarną grę z wizerunkami funkcjonującymi w obszarze kultury popularnej". To raczej Piotr Uklański, w całej swojej swawolnej rozgrywce - ze sztuką, art worldem, z Polską, z formą, teraz powiemy, że także z własną biografią - w całym tym wierzganiu, mówi realnie przewrotne rzeczy na temat naszej współczesności. A jest to rzeczywistość „pustych symboli" (to jedna z ulubionych fraz Uklańskiego) i rynku, który przetrawił skierowane przeciwko sobie strategie. W tym kontekście przypomnijmy, że rozmowę z Romanem Polańskim opublikowaną w albumie Earth, Wind and Fire Uklański zatytułował Czerwonym kabrioletem ferrari - na barykady! „Polański w 1968 roku w Cannes przeciwstawiał się reżyserom francuskim, którzy na znak solidarności z paryską rewoltą chcieli rozwiązania festiwalu. Ta »reakcyjność« Polańskiego jest tak pociągająca!" - mówił potem w jednym z wywiadów Uklański. O Uklańskim pisano zaś tak: „Jego życiową partnerką jest Alison Gingeras, jedna z najbardziej znanych kuratorek sztuki współczesnej. W zeszłym roku »New York Times« w dziale opisującym życie elit opisywał ich, jak podczas weneckiego biennale przez całą noc bawili się, przenosząc się z lokalu do lokalu wodną taksówką". O Uklańskim, rocznik, jakże by inaczej, 1968.

I to najlepsza puenta tego felietonu: w zasadzie małego handelku z albumem Uklańskiego w roli obiektu pożądania. Czyli formuła - w sam raz.


Jakub Banasiak

Piotr Uklański, Biało-Czerwona, wyd. Gagosian Gallery, Nowy Jork 2008, s. 151.