O „Niepewności Przedstawienia”

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Michałowska Marianna, Niepewność przedstawienia, Rabid, Kraków 2004.
MICHAŁOWSKA MARIANNA, NIEPEWNOŚĆ PRZEDSTAWIENIA, RABID, KRAKÓW 2004

W czasie, gdy na świecie upowszechnia się cyfryzacja mediów, gdy coraz więcej ludzi posługuje się telefonem komórkowym, bardziej przypominającym przenośny komputer, niż urządzenie służące do dzwonienia (wbudowany aparat cyfrowy, gprs, szybkie połączenie internetowe, telewizja, radio, mp3, itp.), a fotografia zaczyna bardziej kojarzyć się z cyfrowym obrazkiem dostępnym na monitorze, niż z tradycyjnym papierowym zdjęciem, odnajduję w bibliotece stosunkowo nową książkę poświęconą problematyce (kryzysowi) przedstawienia w fotografii, a zarazem traktującą o mało popularnej i - mogłoby się wydawać - dawno już odesłanej do lamusa historii fotografii otworkowej. Książka, o której mowa jest zmodyfikowaną wersją rozprawy doktorskiej, nosi tytuł „Niepewność przedstawienia", a napisana została przez Mariannę Michałowską. W książce zawarte zostały rozważania na temat światła, czasu i śladu w fotografii, a wszystko to oparte trzech filozoficznych, teoretycznych fundamentach: semiotyce Charles'a Sandersa Peirce'a, fenomenologii Edmunda Husserla, dekonstrukcji Jacques'a Derridy. Tematy pojawiające się w tej książce są dość rzadko spotykane w polskim piśmiennictwie, a zwłaszcza dość nowatorskie jest takie ich zestawienie.

Wędrówkę po „Niepewności Przedstawienia" rozpoczynamy pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy pojawia się termin „kryzysu reprezentacji", w który - obok kategorii związanych ze sztuką - wpisały się także dziedziny kultury, zjawiska społeczne i wiele podstawowych teorii filozoficznych. Pogłębiający się kryzys doprowadził, poprzez wiele analiz i teorii, do pojawienia się nowego nurtu krytyki, opartego o próbę zmiany sposobu interpretacji tekstu literackiego, jak i reprezentacji wizualnej (malarstwa, fotografii, reklamy). Czy mimo upływu lat, wciąż borykamy się z problemem kryzysu reprezentacji? To pytanie staje się myślą przewodnią dla dalszych rozważań. Problemem staje się brak autentyczności w reprezentacji cyfrowej. Obraz wirtualny, czy cyfrowe zdjęcie nie daje nam pewności, co do istnienia swojego (przedstawianego przez siebie) obiektu, przez co, coraz trudniej jest stwierdzić, głównie za sprawą możliwości komputerowej obróbki zdjęć jak również modelowania 3d, że to, co widzimy jest reprezentacją rzeczywistości. Autorka książki stara się, zatem zaproponować fotografię otworkową, jako to medium, które dzięki „podłożu fotochemicznemu" staje się wiarygodnym odzwierciedleniem rzeczywistości. O ile ciężko zaprzeczyć, że reprezentację zapisaną na materiale światłoczułym faktycznie moglibyśmy traktować jako pewniejsze odwzorowanie, to jednak w przypadku fotografii otworkowej trudno zapomnieć o pewnej nieuchwytności, zarówno fizycznej, jak i znaczeniowej. W rezultacie pinhole (fotografia otworkowa) staje się ciekawą alternatywą dla rozwijającej się technologii, pośrednicząc między pewnym zakorzenionym uznaniem realności kliszy, a nieuchwytną reprezentacją rzeczywistości, zaskakując niejednokrotnie twórcę i rozbudzając wyobraźnię odbiorcy. Idąc dalej autorka zastanawia się nad tym, czy fotografia spełnia rolę odzwierciedlającą sfotografowany obiekt, czy może w rzeczywistości staje się jego zastępstwem. Omawiając ten problem Michałowska przedstawia, między innymi, koncepcję Rolanda Barthes'a, zawartą w „Retoryce obrazu", który opowiada się za rolą fotografii jako „przekazu bez kodu" dając do zrozumienia, że reprezentacja w fotografii powstaje za sprawą towarzyszącemu jej komunikatowi kulturowemu, językowemu, czy też chociażby za sprawą kompozycji. Wydaje się, zatem, że zamiast rozstrzygać między metaforami fotografii jako „lustrzanego odbicia", lub „okna na rzeczywistość", warto zastanowić się nad nią jako medium, które same sobą zaczyna wytwarzać nowe znaczenie. A dzieje się tak za sprawą interpretacji. Michałowska przywołuje twierdzenie Vincenta Descombes, który przedstawia nadawanie nowego sensu (interpretacji), jako sposób na niemożność dotarcia do „prawdziwego" ukrytego znaczenia, co w rezultacie prowadzi do wzajemnego generowania się znaczeń.

Dlaczego właśnie fotografia otworkowa tak zafascynowała autorkę, że uczyniła ją niemal tematem przewodnim swojej książki? Marianna Michałowska pierwszy raz zetknęła się z tą techniką podczas zajęć na poznańskiej ASP. Zadaniem studentów było zrobienie zdjęcia pudełkiem do zapałek. Dla ludzi, nieinteresujących się fotografią pomysł niesamowity, być może nawet nierealny. Ale tak naprawdę nie chodzi tylko o to, czy zdjęcie zostanie zrobione pudełkiem od zapałek, opakowaniem po herbacie, czy puszką po ananasach, chodzi przede wszystkim o efekt. Właśnie to, czego można się spodziewać, lub może lepiej powiedzieć nie spodziewać, po efektach naświetlenia materiału światłoczułego przez tę malutką dziurkę, przez pudełeczko pozbawione obiektywu, przyciąga fotografów. „Fotografów posługujących się tym rodzajem medium zdaje się fascynować specyfika obrazu-charakterystyczna miękkość konturu połączona z identyczną ostrością na całej powierzchni nośnika fotograficznego". Fotografowie tacy jak Paweł Borkowski, Wiktor Nowotka, Magdalena Poprawka czy Piotr Zabłocki podkreślają, że fotografii otworkowej poza manipulacją estetyczną, powinna przede wszystkim towarzyszyć krytyczna refleksja, jednocześnie traktują ją jako pośredniczącą w poznaniu. To, co jeszcze wydaje się warte wspomnienia, to pewne konsekwencje wynikające z technicznej budowy aparatu bezobiektywowego. Przede wszystkim prawie każdy taki aparat jest jedyną w swoim rodzaju konstrukcją, z tego bierze się kolejna cecha, mianowicie głównym parametrem jest średnica (lub ilość) dziurki w takim aparacie. Wielkość ta sprawia, że każda fotografia wymaga innego czasu naświetlania, różnicuje kontrast i ostrość zdjęcia. To wszystko sprawia, że otrzymane zdjęcie nie jest uchwyceniem i zachowanie w formie stałej danego momentu, lecz raczej określiłbym ją jako próbę pokazania nieuchwytności chwili, próbę uchwycenia tego, co ulotne, ale poprzez pokazanie tej ulotności. Michałowska traktuje to medium jako „generujące znaczenia pozaobrazowe".

Wydaje się ważna w rozważaniach autorki kwestia emanacji z fotografii otworkowej „aury". „Jeśli chcę pisać o fotografii bezobiektywowej to wybieram ją dlatego, ponieważ jest ona narzędziem czysto intuicyjnym, nieprzewidywalnym i magicznym". Intuicyjna i nieprzewidywalna jest, dlatego że efekt opiera się na połączeniu właściwości chemicznych i fizycznych materiału z odpowiednim wyczuciem i wykorzystaniem tych właściwości przez artystę. Natomiast magia wynika z „tajemnicy" wnętrza czarnej skrzynki (camery obscury). I to właśnie połączenie tych trzech właściwości, zdaniem autorki, tworzy współcześnie „aurę" wokół fotografii bezobiektywowej. Drugim ważnym aspektem jest to, że fotografia otworkowa pozwala na ucieczkę przed tzw. „programem kamery", przed tym, co oferuje fotografia nowoczesna (zaprogramowanie, wyręczenie, powtarzalność, w miarę niezmienny wynik niezależnie od urządzenia).

Jeśli bylibyśmy gotowi zgodzić się, że fotografia komunikuje się z nami za pomocą znaków, to w omawianej książce odnajdziemy próbę interpretacji fotografii w odniesieniu do semiotyki Charles'a Sandersa Peirce'a. Peirce interesował się zarówno związkiem między poszczególnymi elementami znaku, jak i jego zewnętrznym środowiskiem. U podstaw jego koncepcji leży założenie, że otaczający nas świat znajduje swoje odbicie w naszym umyśle za sprawą systemu znaków. Znak składa się z trzech elementów (budowa triadyczna): przedmiotu (podmiot, który przez znak jest zastępowany), znaczenia (co jest przez znak przekazywane), interpretanta (idei, której znak daje początek). Proces, który prowadzi do powstania nowego znaku Peirce nazwał „semiozą", a rozumiał ją jako ciąg następujących po sobie myśli, przy czym każda myśl sugeruje coś myśli kolejnej (jest dla niej znakiem). Jak więc powiązać tę koncepcję z interpretacją fotografii? Przede wszystkim warto zaznaczyć, że koncepcja Peirce'a w założeniu nie odnosi się do fotografii. To interpretacja Michałowskiej wskazuje niektóre nawiązania, jak choćby, to że obraz fotograficzny jest „dokładnie taki jak przedmiot, który reprezentuje", ale znaczący staje się dopiero wtedy, gdy odnosi się do znaczeń przekraczających swoje granice. Wydaje się, że biorąc pod uwagę semiozę, przedmiot poznania zostaje w pewnym momencie zatracony (staje się nieuchwytny), ze względu na możliwość pojawienia się mnogich interpretacji i zagubienia tej pierwszej (pierwotnej). Aby tak się nie stało potrzebny jest pewien element, wspomniany przez Peirce'a i uchwycony przez Michałowską - pamięć. Pamięć pozwala przechować interpretację symbolu tego, czym stanie się znak. Co ciekawe sama fotografia reprezentuje wspomnienie, nie tylko ze względu na to, że może przedstawiać (reprezentować) odległe wydarzenie, ale głównie za sprawą śladu światła zapamiętanego przez kliszę (materiał światłoczuły).

Drugim polem teoretycznym, w którym porusza się autorka książki jest fenomenologia w wydaniu Edmunda Husserla. Ten kierunek myśli postulował intuicyjne poznanie „fenomenów", badanie istoty zjawisk, a nie samych zjawisk, przyjmowano intencjonalność aktów świadomości uznając za obiektywne, realne i oczywiste to, co bezpośrednio daje się poznać. Autorka książki wyjaśnia zastosowanie fenomenologii do analizy fotografii „szukaniem obecności zarejestrowanego przedmiotu, oraz postulowane w takiej fotografii dotarcie do istoty rzeczy". Ewolucja poglądów Husserla doprowadziła, do wyodrębnienia się dwóch poziomów fenomenologii, jest to o tyle ważne, że jeden z nich - filozofia transcendentalna - w odniesieniu do procesu fotografii zupełnie pomija osobę fotografa. Dlatego Michałowska w swoich rozważaniach odnosi się do drugiego nurtu - filozofii naturalnej. W tym podejściu zwraca się naszą uwagę na pojęcie intencjonalności. Intencja pojawia się w ekspresji fotografa. Z kolei odebranie i przetworzenie obrazu też wymaga intencji. Gdy mówimy o przedmiocie intencjonalnym to zakładamy, że taki przedmiot jest możliwy do odtworzenia w świadomości. Widać to dobrze na przykładzie fotografii otworkowej, jeśli nie pokusimy się o chwilę refleksji nad nią to może się okazać, że widoczny na pierwszy rzut oka rozmazany obraz (jak chociażby w fotografiach Pawła Borkowskiego) może wcale nie przyciągnąć naszej uwagi. Dopiero intencja (nastawienie, chęć) da nam szansę poznania i zrozumienia sensu. Warto też nadmienić, że podejście fenomenologiczne przyjmuje istnienie przedmiotu poza sferą świadomości, ale dopiero zwrócenie na niego uwagi sprawia, że staje się on aktem naszego poznania. Taki mechanizm obserwujemy w procesie fotografowania. Fotograf zwraca uwagę na jakiś przedmiot, przedstawia go na fotografii w sposób intencjonalny, a następnie ta fotografia zwraca naszą uwagę. Czy odtworzenie w świadomości obrazu z fotografii sprawia, że pojawia się tam inny przekaz, niż ten któremu sens nadał fotograf? Zwłaszcza fotografia otworkowa, sprawia, że widz odbierze diametralnie różny obraz, od rzeczywistego obiektu fotografowanego. Dodatkowo zostanie on przetworzony przez pryzmat naszego doświadczenia i w rezultacie nadamy mu nowe znaczenie. Jeśli uda nam się uwolnić myślenie o fotografii od jej technologicznej strony, to okaże się, że fotografia mówi nam nie o rzeczywistości, lecz o świadomości odbiorcy.

Czym jest dekonstrukcja Jacques'a Derridy? Sam Derrida skromnie twierdził, że nie jest kierunkiem filozoficznym, że jest to jedynie sposób odbioru tekstu. Nawet, jeśli w czasie kiedy dekonstrukcja powstawała, nie była szkołą myślenia, niewątpliwie jej kontynuatorzy, sprawili, że się nią stała. Pisząc o tym, czym dekonstrukcja jest, mam dziwne wrażenie, że jest to podobny opis do semantyki Husserla. A jest sposobem analizy tekstu, jego interpretacji, a jako taka odnosi się do wielości możliwych jego odczytań. Posługuje się takimi terminami jak, ślad, pismo, pisanie, sygnatura, znak itp. W tym właśnie Michałowska widzi szansę na wskazanie związku dekonstrukcji z obrazem fotochemicznym.

Autorka zwraca szczególną uwagę na Derridowskie „mgnienie oka chwili". Tłumaczy to na przykładzie czasu w fotografii. Im dokładniej jesteśmy w stanie określić czas (nawet do jednej stutysięcznej sekundy), tym trudniej określić zaistnienie wybranego momentu. Paradoksalnie jest to, tym trudniejsze im dokładniejszy jest pomiar czasu. Im na krótsze odcinki podzielimy, tym więcej takich odcinków otrzymamy. Prowadzi to do tego, że chwila obecna zaczyna się rozciągać na, tyle, że zaczynamy odczuwać jej trwanie. Przypomina to twierdzenie pewnego greckiego filozofa - Zenona z Elei. Mówił on, że jeśli chcemy gdzieś dojść, to powinniśmy pokonać połowę tej drogi, aby pokonać połowę drogi należy pokonać połowę tej połowy itd. Dąży to jak widać do nieskończoności, a zatem można uznać, że najlepiej jest nigdzie nie wychodzić, bo paradoksalnie nigdy nie dojdziemy do celu. Takie podejście miało świadczyć o nieistnieniu ruchu i stałości bytu. I choć nasze doświadczenie wskazuje na błąd tego założenia, to dopiero Sir Isaac Newton współtworząc, przeszło dwa tysiące lat później, rachunek różniczkowy wskazał na błędy tego założenia. Michałowska analizując koncepcję Derridy wskazuje na to, że „widząc już nie widzimy tego, co było". Mówi się tu o tym, że w istocie mamy do czynienia z tym, co z teraźniejszości pozostało, ze śladem. Ślad jest kluczem za sprawą, którego dokonuje się uobecnienie. Nie należy jednak interpretować Deridowskiego śladu z potocznym rozumieniem tego słowa jako jawnej pozostałości, czy znaku przeszłości. Raczej jak pisze Michałowska „on wytwarza się w nieustannym powtarzaniu i zarazem wyprzedzaniu samego siebie. Jeszcze, bowiem nie będąc zakłada własne pojawienie się".

Ze wszystkiego, co przeczytałem w „Niepewności Przedstawienia" dla mnie osobiście kluczową kwestią była prezentacja fotografii otworkowej, prezentacja sprawiająca, że naprawdę mam ochotę wypróbować to medium. Wpływ na to nie miało, nawet jeśli jest trafnie dobrane, odniesienie do zaprezentowanych pokrótce trzech myśli filozoficznych, ale głównie zaprezentowanie na przykładach przejawu pewnego mistycznego kontaktu z fotografią jako taką. Zwrócenie uwagi na to, że dziś fotografia nie musi być jedynie dążeniem do „czystego" przedstawienia obiektu, biorąc za kluczowe czułość matrycy aparatu cyfrowego, rozdzielczość zdjęcia, czy podobne parametry techniczne, a sfotografowany obiekt i tak następnie poddaje się obróbce cyfrowej. Można przecież uprawiać fotografię w sposób „intencjonalny". Nie muszę pozwalać maszynie robić zdjęcie za mnie. Gdzie moim jedynym wkładem będzie wybranie obiektu, pozorne dobranie kilku ustawień i naciśnięcie przycisku zwalniającego migawkę. Fotografia otworkowa, przynajmniej tak jak ją przedstawia Michałowska, daje nam szansę stworzenia własnego aparatu, faktycznego dobrania własnych parametrów (wielkości aparatu, średnicy dziurki, wybór między materiałami światłoczułymi, czy naświetlić papier, czy może kliszę), Wiele zabawy z testowaniem czasów naświetlania i często niespodziewany efekt końcowy. Dla mnie to obietnica dobrej zabawy i efektu, który naprawdę ma szansę zwrócić na siebie uwagę. Ale zdaję sobie także sprawę, że nie jest to medium dla wszystkich, że nie każdy ma dostęp do ciemni, nie każdy ma ochotę poświęcić czasem kilka godzin by uzyskać jedno zdjęcie i nie mieć pewności, czy będzie udane. Nie mniej zachęcam wszystkich do własnej przygody z tekstem Michałowskiej, myślę, że każdy, kto choć troszkę interesuje się fotografią, znajdzie tam coś ciekawego dla siebie. Tym bardziej, że ze względu na objętość mojej pracy mogłem zaprezentować jedynie ułamek treści zawartych w tej książce.

Już zupełnie na koniec muszę powiedzieć, że poza tym, co mnie zainteresowało w tej książce, pojawia się tu tematyka ważna z punktu widzenia znaczenia fotografii, jako sztuki, we współczesnym świecie. Przedstawia unikatowe podejście do tego medium, rozszerzając je o nowe znaczenia i kontekst, pokazując szerszą perspektywę niż zamykanie fotografii w ramach odzwierciedlania rzeczywistości. Michałowska stara się pokazać, że medium to jest niesłusznie obwiniane o kryzys reprezentacji. I uważam, że posłużenie się w tym celu fotografią bezobiektywową, było słusznym posunięciem.

Michałowska Marianna, Niepewność przedstawienia, Rabid, Kraków 2004.