Wystawa Grzegorza Drozda zaskakuje już przed wejściem. W oknie na frontowej fasadzie Zamku Ujazdowskiego wywieszona biała flagę. Kto się poddaje? Może to jednak nie jest znak kapitulacji, lecz ogólniejsze wezwania do przerwania walki? Kolorowe ogrodzenie w prowincjonalnym klimacie nie pasuje do formatu współczesnej sztuki, raczej do ogródka dziecięcego. I rzeczywiście jest rozbrajające. Na pewno rozbraja z przyzwyczajeń. A potem jest jeszcze ciekawiej.
Za stolikiem przygotowanym na konferencję prasową sterta odpadów (z montażu wystawy lub demontażu tytułowych Zmór) obok mównica, niepokojąco przypominająca ambonę strzelniczą dla myśliwych, którzy z bezpiecznej wysokości mogą polować na swoje ofiary. Strzelanie nie jest zaplanowane, będą natomiast z tej ambony wygłaszane teksty Drozda, zapowiadane ostrym dźwiękiem szkolnego dzwonka; możliwe, że kilkakrotnie w ciągu jednego dnia. To jakby drugie wejście na wystawę.
To już trzecie wejście na wystawę (chyba wszystkie wejście są równie ważkie, to jest dreszczowe).
Kolekcja optymistycznych emblematów związków spółdzielczych. Wszystkie piękne w treści i proste w formie. Sztuka użytkowa, trochę staroświecka, ale ujmująca. Mamy odnaleźć w nich zmory?
Miniaturowy autoportret artysty w szklanym kubiku, ale w szpitalnej pidżamie. Coś czyha dookoła.
W baszcie kolekcja zmór na cały rok, każdy obraz jest spod innego znaku Zodiaku. Tutaj typki o świdrujących oczkach łowią każdy gest gości gastronomicznego lokalu.
Świat chorej wyobraźni sztuki z przetworzonych znaków i konwencji, który kręci się wokół artystycznego globusa.
Piękny totem słońca, jako przeciwwaga dla tego wszystkiego, co zakażone zmorami. Grzegorz Drozd pokazuje, w jaki sposób odwiedzający wystawę mogę przy pomocy kawałków zwykłego papieru ściernego nadać blask temu obiektowi. Ich wspólny wysiłek rozjaśni tę salę i ich serca.
Dalej jest już świat spraw, które artysta odnalazł w sobie w rezultacie kilkuletniej podróży po południowo-wschodniej Azji. Trzeba czasem pojechać bardzo daleko, żyć w zupełnie innej kulturze jako outsider, by rozpoznać zmory własne i świata, który nas ukształtował. Rozbroić samego siebie i sztukę; wywiesić białą flagę nie kapitulując; szukać wyobraźnią innego świata, choćby poprzez wykonywanie ceramicznych figurek, totemów, filmów, obrazów. To może być droga, by świat naszych aktualnych europejskich spraw, nie wydawał się nam już wszech-światem. Jeśli brzmi to dla kogoś naiwnie, to niech się kisi w swych zmorach, w końcu - „każdy ma prawo wybrać źle".
Grzegorz Drozd, „Zmory"; kurator: Stach Szabłowski; CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa, 17.05 - 31.08.2014.