Tak się jakoś stało, że rok 2011 był rokiem nadrabiania zaległości. I choć wciąż jeszcze nie udało mi się przeczytać W poszukiwaniu straconego czasu, to jednak wyraźne kroki w kierunku nadrabiania zaległości zostały wykonane. Jeszcze w 2010 roku wydana została przez Ha!art albumowa Generacja ze zdjęciami Michała Wasążnika i tekstem Roberta Jarosza, współtworzonym przez wypowiedzi uczestników warszawskiej muzycznej sceny niezależnej lat 80. Książka to tym bardziej cenna, że pomaga wykształcić obraz historii polskiej kultury ostatnich trzydziestu lat. Tworzy też zgrabny komplet wraz z powstałym w tym samym roku filmem dokumentalnym Beats of Freedom - Zew wolności Wojciecha Słoty i Leszka Gnoińskiego, który również obejrzałam kilka miesięcy temu. Wśród zaległości można jeszcze wymienić doskonały wywiad-rzekę przeprowadzony przez Francois Jonquet z Gilbertem & Georgem (wydany przez Phaidon, 2005), który polecam przy okazji ich wystawy w gdańskim CSW Łaźnia. Pokazane tam JACK FREAK PICTURES pochodzą z 2008 roku, a gdańska ekspozycja kończy ich europejski tour. We wspomnianej zaś książce artyści przyznają między innymi, że nigdy nie byli punkami, bo nie naśladowali żadnych trendów. Można oczywiście wymieniony wcześniej album oraz film poświęcone polskiej scenie niezależnej wpisać we wszechobecną w kulturze modę na lata 80. w polskim wydaniu, podszytą dodatkowo pełną „smaczków" nostalgią za PRL, „zniekształconą" jednak wspomnieniami smutnego absurdu i mniej przyjemnego oblicza owej dekady.
Jeśli już mowa o trendach i powrotach do przeszłości, zdecydowanie święci u mnie tryumf pielęgnowane niegdyś zainteresowanie historią mody, które powróciło wraz z wiosną, kiedy to miałam okazję zobaczyć w londyńskim Victoria & Albert Museum retrospektywę Yohji Yamamoto (pokazywaną obok doskonałej ekspozycji The Cult of Beauty: The Aesthetic Movement 1860-1900), zaaranżowaną na wzór wielkiego wybiegu czy też fotograficznego studia. Rok kończę natomiast z lekturą książki Film i moda Marka Hendrykowskiego (Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, 2011). Interesujące mnie wątki odnalazłam też w wystawach takich jak zaprezentowany przez Piktogram Berlegustopol (show/shop/workshop), kuratorowany przez Agnieszkę Pinderę i Michała Wolińskiego czy poświęcone fotografiom Wojciecha Plewińskiego Kulisy Przekroju w galerii Asymetria. Zrobił na mnie wrażenie również przypominający modowe projekty futurystów garnitur, w którym Fabio Cavallucci otwierał w CSW Zamek Ujazdowski Laboratorium przyszłości, a który został zaprojektowany dla niego przez Katarzynę Przezwańską. Wydaje się, że to dyrektorskie „spojrzenie" w przyszłość nie jest tylko estetycznym zabiegiem, ale rodzajem przyjętej strategii, opartej przede wszystkim na sondowaniu rzeczywistości, potencjału zamkowego zespołu i badaniu tego, co już wkrótce ma szansę wydarzyć się na ich styku.
Jak podkreśla w swej książce Marek Hendrykowski, ważne jest nie tylko co, ale i jak się to nosi. Choć dla wielu osób temat mody może wydawać się nieco banalny, przenosząc jednak owo stwierdzenie i do świata sztuki, najlepszym tego przykładem jest trwająca obecnie wystawa Wolfganga Tillmansa w Zachęcie (kuratorka: Isabelle Malz). Widać tam bardzo dokładnie ogromny stopień zaangażowania artysty w tworzoną i dopracowaną w najmniejszym detalu ekspozycję. Z drugiej strony odwiedzający Zachętę ma możliwość swobodnego krążenia po ekspozycji, tworzenia i nadawania własnych znaczeń skupionym w jednej przestrzeni pracom, różnej tematyki fotografiom, wykonanym w rozmaitych formatach i materiałach, których status waha się między zdjęciem, malarstwem, a nawet obiektem. W towarzyszącej wystawie dyskusji zorganizowanej przez galerię padło pytanie, na czym polegała w tym wypadku praca kuratorki. Myślę, że na współpracy z wielką artystyczną indywidualnością, co jest chyba najprzyjemniejszym i najsensowniejszym zadaniem zawodu zwanego kurator.
Co jeszcze pozostało w pamięci? Obejrzana również wiosną w londyńskim Tate Britain retrospektywa Susan Hiller (kuratorka: Anne Gallagher) była dla mnie znakomitą okazją do zapoznania się bliżej z twórczością tej wyjątkowej artystki. Intrygująca była Piękna pogoda latem w Fundacji Galerii Foksal (kuratorki: Ewa Juszkiewicz, Paulina Ołowska). Jesienią zaś w Zamku Ujazdowskim swe prace zaprezentowała Kara Walker, ukrywająca trudne tematy i drastyczne treści za estetyczną i niemal elegancką formą, nawiązującą do popularnych w XVIII wieku papierowych wycinanek sylwetowych (kuratorka: Milada Ślizińska). Ostatnio zaś wrażenie zrobił na mnie gigantyczny gobelin Goshki Macugi, wyglądający z daleka (a nawet prawie z bliska) jak fotografia, której ziarno okazuje się materiałowym splotem (na wystawie Bez tytułu, kuratorka: Maria Brewińska, Zachęta).
Miniony rok to również podjęta przez Ewę Toniak próba zaprezentowania w jednej przestrzeni twórczości trzech artystek: Ewy Partum, Natalii Lach-Lachowicz i Marii Pinińskiej-Bereś i generowany przez nią ciekawy i ważny wątek możliwości współpracy artystek w polskich realiach „wczoraj" i dziś. Jednak pytanie, czy sztuka tych dwóch pierwszych jest rzeczywiście odpowiednim kontekstem dla prezentacji Marii Pinińskiej-Bereś, pozostaje nadal otwarte, sposób zaś, w jaki ich prace dzieliły między sobą daną im przestrzeń, ma chyba też głębszy, metaforyczny wymiar. Przestrzenią nie dzielił się natomiast z nikim pokazywany również w Zachęcie Neo Rauch (kuratorka: Joanna Kiliszek. Jego malarstwo sprawiło na mnie w pierwszym kontakcie wrażenie zupełnie „nieprzenikalnego", aby następnie dać się odczuć jako coś, co pozostawia z frapującym poczuciem niedosytu, ostatecznie zaś ku swojemu wielkiemu zdziwieniu odnalazłam w nim wiele wątków i „klimatów" znanych z twórczości innego lipskiego artysty, a mianowicie Maksa Klingera.
Z rzeczy niepokojących, z pogranicza jawy i snu, wymienić należy jeszcze drugie i rozszerzone wydanie książki Agnieszki Taborskiej Senny żywot Leonory de la Cruz, z kolażami (znów trochę klingerowatymi, choć sama przyznaje się raczej do fascynacji Maksem Ernstem) Seleny Kimball. W kinie zaś to przede wszystkim bardzo dobry debiut Jana Komasy Sala samobójców oraz znakomity debiut Adriana Panka DAAS, nad którym unosi się błogosławiący duch Wojciecha Jerzego Hasa.
Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, który miałam przyjemność oglądać jako osoba nominowana do nagrody w kategorii najlepsza książka filmowa (za zredagowane wraz z Kubą Mikurdą Dzieje grzechu. Surrealizm w kinie polskim, Ha!art i Era Nowe Horyzonty, 2010), to w tym roku również filmy dotykające wspomnianych już czasów PRL, jak pokazujący ich tragizm Kret Rafaela Lewandowskiego czy sięgająca do czasów tuż powojennych poruszająca Róża Wojciecha Smarzowskiego. Zeszłoroczny festiwal to również filmy podejmujące próbę szerszych rozliczeń z polską kulturą - odczytuję Wymyk jako przede wszystkim obraz mówiący o braku w niej miejsca na męską słabość. Czy ten nieakceptowany stan może być udziałem głównego bohatera pokazywanego w kinach filmu fabularnego? W filmie Grzegorza Zglińskiego walczy on z opresyjnością kultury głównie w sobie samym, aby w końcówce odnieść nad nią zwycięstwo i zaakceptować męsko-ludzką niedoskonałość. Mężczyznom i ich życiowym postawom zdaje się też być poświęcony (wbrew tytułowi, będącemu ksywą głównej bohaterki, wokół której toczy się akcja) film Ki Leszka Dawida.
Skoro już o kinie mowa, to jako świetnie spędzony czas wspominam wakacyjny festiwal Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu, pełen nie tylko doskonałych nowości, ale i wartościowych, oryginalnych cykli tematycznych, retrospektyw i wiecznie żywej klasyki. Tak, w końcu udało mi się zobaczyć The Rocky Horror Picture Show (1975, Jim Sharman), choć muszę przyznać, że moim faworytem z tej serii (cykl Nocne szaleństwo - 'Round Midnight) był Lord Love A Duck (1966, George Axelrod) ze słynną sceną kupowania córce sweterków z kaszmiru, w czasie oglądania której umarłam i odrodziłam się na nowo1. Plus świetne wprowadzenia w temat Michała Oleszczyka, człowieka, który widział wszystkie nakręcone kiedykolwiek filmy (z wyjątkiem Ladies and Gentlemen, The Fabulous Stains, reż. Lou Adler, 1981 - choć szczerze mówiąc do końca w to nie wierzę. Film zaś obejrzałam z kolei podczas punkowego D.I.Y. festiwalu w Gdyni). Era Nowe Horyzonty to także retrospektywa Jacka Smitha - który pojawił się w zeszłym roku raz jeszcze na wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, zatytułowanej Wspólnicy. Fotograf i artysta około roku 1970, kuratorowanej przez Marię Matuszkiewicz - oraz towarzysząca festiwalowi bardzo interesująca wystawa zbiorów Wernera Nekesa Przetrzyj oczy, w którego kolekcji znajdują się przedmioty związane z percepcją wzrokową i prehistorią kina (BWA Wrocław, galerie Design oraz Awangarda, kuratorzy: Werner Nekes i Katarzyna Roj).
I tak to dzięki ponadtysiącletniej kulturze polskiej (ze sporymi elementami kultury obcej) uniknęłam zostania frustratką czytającą tylko „post-Bridget Jones, post-ironic, post-modern, post-post-feminist sort of thing"2, pisane przez o dekadę młodsze bestselling authors. Rok 2012 to rok, który już trwa...