Kwadrat na Dudziarskiej

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

kurwa ludzie nie wieće jak tu jest to się nie udzielajcię kurwa.chodzicie pierdolicie na te osiedle a tak na prawde nie wiecie jak tam jest wpadnijcie zobaczcię jak tam jest a nie pierdolicie co poniektużi tu nigdy nie byli a pisza i oceniaja ludzie nie oceniajcie jak nie wiecie bo uszłyszycie od innych i bieżecie to na powage z kad wiecie że na prawde tak tu jest nara smiecie!!!!!!!!!

http://naszlaku1.blox.pl/2007/12/Dudziarska.html

Fakt - co ja wiem o tym osiedlu? Pisząc, wyglądam z okna na plac Wilsona: świecą się lampy uliczne, w co drugim budynku banki, a  na rogu migają neony całodobowego.  Jest późno i ani na Dudziarską, ani też gdzie indziej się nie wybieram.

Znalazłem to miejsce na mapie Googla ponad rok temu - mieliśmy się wybrać na wycieczkę rowerową do dzielnicy przemysłowej na Olszynce; ostatecznie z rowerów nic nie wyszło, a na Dudziarską zabrali mnie Alicja i Grzegorz, kończący tam właśnie wczesną jesienią 2010 swój projekt Universal. Rzecz cała została dokładnie opisana i obfotografowana w prasie, więc nie ma co tego obrazu rekapitulować: trzy niskie bloki socjalne odcięte od miasta, na których z jednej strony artyści umieścili malewiczowskie klepsydry, z drugiej zaś parafrazy obrazów Mondriana. Klarowne odsyłacze do utopii modernistycznej i jej porażki. Nic dodać, nic ująć. 

"Universal", fot. Grzegorz Drozd
"Universal", fot. Grzegorz Drozd

Dudziarska jest gettem, w dosłownym tego terminu znaczeniu - jednocześnie miejscem izolacji grupy obywateli i osiedlem biedoty. Cała niemal Warszawa jest podszyta dramatycznymi akcentami historii, niemniej Dudziarska emanuje aurą skończenie przygnębiającą. Budynki nie zostały wyposażone w instalację gazową, ogrzewanie. Na ścianach grzyb. Na polu przy blokach szczerzą się betonowe resztki niemieckich bunkrów, bagnista glinianka opodal, zwana stawem Kozia Górka, to pozostałość po trudzie jeńców rosyjskich. Nasyp kolejowy ograniczający osiedle od wschodu, zaśmiecone ogródki działkowe, spalarnia śmieci i więzienie opodal.... Cóż, wybudowany na gruzach, popiołach i kościach Muranów to przy Dudziarskiej wesołe miasteczko. 

Osiedle wymyślono w pierwszej połowie lat 90., w czasach przemian tyleż koniecznych, co bezdusznych, za prezydentury Stanisława Wyganowskiego, działacza Solidarności, Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej i Towarzystwa Urbanistów Polskich.  Budowa trwała od 1994 do początku 1996 roku; już wówczas urzędujący prezydent Marcinkiewicz w wypowiedzi dla TVN uznał fakt jego istnienia za "zbrodnię". Telewizja donosiła o "osiedlu biedy", odgrodzonym od miasta torami kolejowymi, brakiem jakiejkolwiek komunikacji publicznej i zasmrodzonym wyziewami ze spalarni śmieci.  Kolejni prezydenci bezskutecznie obiecywali zmiany.

Ale co tu właściwie można zmienić? Dobrze poinformowana warszawska Wikia podaje, iż domy powstały w celu rozwiązania problemu rodzin eksmitowanych z mieszkań znajdujących się na terenie dzielnic Śródmieście i Praga Południe. Wiosną 1993  roku samorządy tych dzielnic zawarły porozumienie, zgodnie z którym w blokach przy Dudziarskiej mieli zamieszkać ludzie z wyrokami eksmisyjnymi oraz osoby potrzebujące mieszkań kwaterunkowych. Pieniądze na budowę osiedla pochodziły z gminy Warszawa Centrum. 

Powstanie getta zaplanował między innymi Jan Rutkiewicz, ówczesny burmistrz Śródmieścia, które na eksmisji niewygodnych mieszkańców skorzystało.  W grudniu 2005 słuszność swoich decyzji potwierdził w programie "TVN Uwaga": Jest to teren między torami kolejowymi, odizolowany. Było to całkowicie celowe. To nie miało być dla ludzi, którzy zechcą tam sobie żyć, którzy będą żądali, co na osiedlu ma być. To były domy rotacyjne, z których mieli się wynieść jak najszybciej. O możliwie jak najniższym standardzie, żeby nie chcieli tam zostać i żeby nie traktowali tego jako kolejny prezent od administracji publicznej, od społeczeństwa. Możliwe, że to osiedle jest teraz gettem. Uważam, że decyzja była słuszna. Trzeba było z tymi eksmitowanymi ludźmi coś zrobić. 

Wszystko odbyło się więc zgodnie z planem - mieszkają tam ludzie biedni, głownie ci niepłacący czynszów, często obarczeni innymi "problemami społecznymi". Jedynie te 30% policjantów i ich rodzin, którzy mieli "stabilizować" pokój na osiedlu, się wykruszyło. Zostali ludzie, którzy chyba sami z Dudziarskiej wyrwać się nie potrafią.

Takich osiedli jak Dudziarska jest w Polsce mnóstwo - znajdziecie je w każdym mieście i w dziesiątkach mniejszych miejscowości. To torbiele biedy, które w czasach transformacji nabrzmiały, choć umiejscowione są tak, by nie kłuły w oczy. Nie ma prostych sposobów na rozbrojenie wrzodów miasta, mimo debat, solennych obietnic przedwyborczych i socjologicznych receptur. Giną z pola widzenia, niwelowane kolejnymi sporami partyjnych ekip, codzienną historią spraw ważniejszych niż gromada ludzi zostawionych samym sobie. To, co mogli zrobić aktywiści ZOR-u, to je ujawnić w sposób najbardziej dobitny. 

Alicja Łukasiak i Grzegorz Drozd zastosowali technikę podobną do ojców-architektów getta na Koziej Górce: uprzedmiotowili osiedle. Patrząc z oddalenia ulicy Dudziarskiej na owe trzy bloki, a potem już na zdjęcia budynków z wymalowanymi na licach czarnymi kwadratami, widać coś na podobieństwo klockowych makiet domów, które dzieci stawiają przy bocznicach miniatur kolejek-zabawek.  Bliższe jest działanie ZOR-u pracom takim jak zestawy Lego Zbigniewa Libery, aniżeli integrującym projektom Pawła Althamera.  W getcie nie ma wiele miejsca na "integrację mieszkańców", uruchamianie "dyskursów"; pudrowanie nosa znaczy tu całkiem co innego. Uprzedmiotowienie tego koszmarnego projektu miejskiego i wystawienie na ogląd publiczny, dokonane w okresie wyborów samorządowych, to jedyna skuteczna strategia.

Kadr z filmu Grzegorza Drozda "Etykieta zastępcza"
Kadr z filmu Grzegorza Drozda "Etykieta zastępcza"