Jak mówić o programie muzeum, nie rozmawiając przy tym?

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Anda Rottenberg. Fot. Zofia Kerneder. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Współczesnej
Anda Rottenberg. Fot. Zofia Kerneder. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Współczesnej

Panel dyskusyjny zorganizowany przez Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie zatytułowany Co to jest program muzeum?, jeżeli odnieść postawione w tytule imprezy pytanie do instytucji ją organizującej, nie przyniósł żadnej konkretnie sprecyzowanej odpowiedzi. Z ust dyrektorki placówki, Marii Anny Potockiej, dowiedzieliśmy się niewiele więcej od tego, co usłyszeć można było podczas grudniowej sesji AICA zorganizowanej w Krakowie przez Andrzeja Szczerskiego.

Niektórzy mogą oczywiście zarzucić, że programy innych instytucji kultury skoncentrowanych na gromadzeniu i prezentowaniu sztuki nowoczesnej/współczesnej przedstawione przez zaproszonych przez MOCAK gości, także nie zostały w dostateczny sposób sprecyzowane, a co za tym idzie, nie ma potrzeby koncentrować się na niedociągnięciach programowych krakowskiego muzeum. Otóż tak nie jest. Zauważył to zresztą prof. Piotr Piotrowski, który na postawione przez jednego z moderatorów dyskusji pytanie dotyczące swojej wizji muzeum, odpowiedział w sposób skrótowy, zadając od razu trzy pytania Maszy Potockiej i stwierdzając przy tym, że jest oczywistym faktem, iż dyskusja powinna potoczyć się w stronę MOCAKu. Jest to oczywiste przynajmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze, publiczność - czy szerzej, opinia społeczna - doskonale zna programy instytucji, których przedstawicieli i przedstawicielki zaprosiła do Krakowa Potocka. Dorota Monkiewicz i Piotr Krajewski w wyczerpujący sposób przedstawili założenia Muzeum Współczesnego Wrocław podczas wspomnianej już grudniowej sesji, ilustrując swoje wystąpienie wizualizacjami projektowanej pod względem programowym instytucji. Program instytucji kierowanych przez Joannę Mytkowską i Jarosława Suchana - biorąc naturalnie pod uwagę wszystkie różnice pomiędzy Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, które nie posiada jeszcze stałej siedziby, a Muzeum Sztuki w Łodzi, które już dysponuje jedną z najnowocześniejszych przestrzeni wystawowych w kraju - znamy bardzo dobrze dzięki wystawom i imprezom organizowanym w Warszawie i Łodzi. Trudno zatem stwierdzić, że Mytkowska i Suchan także w sposób wyczerpujący nie przedstawili programów dla swoich muzeów. Czy program musi być zwerbalizowany, aby go poznać i zrozumieć jego założenia? Sadzę, że nie. Wystarczą mi takie wydarzenia, jak wystawa i konferencja Polak, Żyd, artysta czy wystawa Czas przyszły, dokonany, które zostały zrealizowane w Łodzi oraz wystawa Niezgrabne przedmioty czy projekt Warszawa w budowie w MSN, aby zrozumieć, z jaką wizją nowoczesności mam do czynienia. Analogiczna sytuacja zachodzi, kiedy pytamy o program Muzeum Narodowego w Krakowie. Marek Świca, chociaż w sposób wyczerpujący opowiedział o swoich założeniach programowych, nie musiałby tego robić wcale. Krakowska publiczność - a przecież głównie dla niej zorganizowano omawiane spotkanie - świetnie orientuje się, jaką wizję nowoczesności na Galerii Sztuki XX wieku oferuje Muzeum Narodowe i jakie działania edukacyjne są tam podejmowane. Piotr Piotrowski natomiast o swojej wizji Muzeum Narodowego w Warszawie i jego programie wypowiadał się wielokrotnie na łamach prasy ogólnopolskiej, na konferencjach prasowych i podobnie jak w przypadku MS w Łodzi i MSN w Warszawie, wizję dyrektora instytucji poznajemy na bieżąco - chyba już wszyscy słyszeli o wystawie przygotowywanej przez Pawła Leszkowicza, a co za tym idzie, potrafią wyobrazić sobie, jaka wizja muzeum i postawa teoretyczno-metodologiczna stoi za decyzjami programowymi dyrektora.

Piotr Piotrowski, Anda Rottenberg
Piotr Piotrowski, Anda Rottenberg

Po drugie, panel odbył się w Krakowie, jest więc naturalne, że największym zainteresowaniem wśród publiczności cieszył się program nowopowstającej, krakowskiej placówki. Gdy porównamy ogólny stan wiedzy na temat programów muzeów kierowanych przez zaproszonych do Krakowa z całej Polski gości z wiedzą, a właściwie niewiedzą, na temat nowopowstającego muzeum w Krakowie, nie zdziwi nas ani kuriozalne zainteresowanie właśnie tym konkretnym programem, a nie innym, a nie programem w ogóle. To, w połączeniu z miejscem, w którym odbyło się wydarzenie, w oczywisty zatem sposób przestawiło tory dyskusji na temat Krakowa.

Z przedstawionej przez dyrektorkę krakowskiego muzeum koncepcji programowej można było, między innymi, dowiedzieć się, że zamierza ona zbudować kompletną kolekcję sztuki współczesnej - to jest obejmującej dwie ostatnie dekady. Nie jedna uczestnicząca w spotkaniu osoba zadawała sobie zapewne pytanie, na czym owa kompletność miałaby polegać. Czy chodzi o zbieranie prac wszystkich artystów i artystek będących w obiegu przez ostatnie dwie dekady? Czy, aby uzyskać pożądaną kompletność, należy włączyć do kolekcji wszystkich artystów polskich? Czy może idzie o zebranie wszystkich prac, które powstały w ciągu ostatniego dwudziestolecia? Pytania, które generuje deklaracja o kompletności kolekcji, prowadzić muszą do absurdu, ujawniając tym samym absurdalność takiej deklaracji.

Na marginesie wypowiedzi na temat kompletności kolekcji, pojawiły się także pytania o kryteria, według których dokonywane miałyby być wybory prac wchodzących w skład stałej kolekcji oraz tych prezentowanych na poszczególnych wystawach tematycznych, o jakich uczestnicy spotkania dowiedzieli się od Potockiej. Pomijając już fakt, że dokonywanie jakiegokolwiek wyboru jest niemożliwe do pogodzenia z deklarowaną wcześniej kompletnością, zasadne wydawały się zadane pytania dotyczące kryteriów właśnie, jak i polityki historycznej muzeum. Okazało się jednak, że żadnej polityki historycznej nie ma, a wybór dokonywany będzie obiektywnie.

Bardzo interesuje mnie sposób, w jaki osiągnąć można obiektywność, a także owa światopoglądowa i ideologiczna czystość, niemalże nieskalanie, które towarzyszyć będzie kolejnym krokom Dyrektorki. Zastanawiające, że tak rzadko zauważamy, iż deklarowanie obiektywności i bycia poza ideologią, także jest formą ideologii. Czy Potocka sama, podczas tego samego spotkania, nie wspominała o skupieniu się na konceptualizmie i Fluxusie jako ramie dla powstającej kolekcji? Wspominała. Czy nie jest to jasne kryterium wyboru? Jest. Czy wybór jest zatem obiektywny? Nie, jest arbitralny i ugruntowany określonym światopoglądem, jak wszystkie ludzkie wybory. Może jednak, mogliby zapytać obrońcy obiektywności i absolutyzmu, nie musi za nim stać określona polityka historyczna? Aby odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie po myśli takich obrońców, należałoby wykazać się sporą dozą wątpliwości i filozoficznej naiwności wobec mistrzów filozofii podejrzeń, do których przecież tak chętnie sięgamy przy innych okazjach.

Bycie poza ideologią i polityką historyczną Dyrektorki kłóci się zresztą (znowu) z jej wcześniejszymi deklaracjami. Czy nie mówiła sama, że zamierza współpracować z Krytyką Polityczną w Krakowie? Mówiła. Czy KP nie prowadzi konsekwentnej, alternatywnej w stosunku do oficjalnej, neoliberalnej, dominującej w mediach polityki historycznej? Prowadzi. Także dotychczasowe wybory Dyrektorki świadczą o kreowaniu bardzo konkretnej i jasno określonej wizji historii, w tym historii sztuki. Bo jak inaczej nazwać wielokrotnie już podkreślaną specyfikę miejsca, jaką jest kompleks zabudowań dawnej Fabryki Schindlera, deklarację o zrealizowaniu w przyszłej siedzibie muzeum Dotleniacza Joanny Rajkowskiej, jak inaczej rozumieć wypowiedź Dyrektorki w Oświęcimiu podczas performensu Światłość w ciemności o wadze tego miejsca dla przyszłej historii muzeum?

Nie jest tak, jak mówiła Anda Rottenberg, że obiektywność spojrzenia uzyskuje się sumując poszczególne, subiektywne oglądy sytuacji, dostając coś, co określiła mianem obiektywnej subiektywności. Subiektywność plus subiektywność równa się dwie subiektywności, a nie obiektywność. Nikt dzisiaj przecież nie wierzy, że osiągnie boski, obiektywny, ponadświatowy punkt widzenia i rozpozna tym samym obiektywną rzeczywistość, zdobywając wiedzę o rzeczach samych w sobie. I nikt w dzisiejszych czasach nie powinien obawiać się subiektywności i arbitralności swojego oglądu, dokonywanych przez siebie wyborów, decyzji - także programowych - które podejmuje. Wystarczy, co zauważył Piotrowski, jasno i wyraźnie stwierdzić, z jakiego miejsca się owych wyborów dokonuje, opowiedzieć się, z jakiej pozycji się mówi i zaznaczyć - to moja, określona przez pewne warunki, decyzja. Wtedy nikt nie będzie atakował, wzywając do przewrotu i rewolucji, niosąc wypisaną na sztandarach obiektywność. Takie samookreślenie swojej pozycji jest warunkiem wystarczającym, ale i koniecznym.

Nie chodzi o to, że ktoś zgadza się lub nie zgadza z tą konkretną arbitralnością i ideologią, polityką historyczną, którą proponuje Potocka. Chodzi o to, że nie ma nieskalanych subiektywizmem wyborów i decyzji programowych pozostających poza jakąkolwiek polityką historyczną. A kto tego nie rozumie, nie wie, o czym mówi lub wymusza cichy konsensus, wszystkim oponentom przypisując rolę nieobiektywnych i rozideologizowanych. W ten sposób nie można prowadzić jakiegokolwiek dialogu. Bo po co? Cała prawda i obiektywność zostały już na wstępie zawłaszczone. Gdy ktoś serio mówi, że jest obiektywny, jego wybory są poza ideologią, nie są w żadnej mierze arbitralne, nie pozostawia żadnej szansy, aby z jego poglądami się nie zgodzić. Są przecież prawdziwe. Albo się zgodzicie, albo będziecie milczeć.

Nie ma w tej sytuacji możliwości rozpoczęcia dialogu a nawet sporu, który, jeżeli merytoryczny, jest dopuszczalny i więcej - co podkreślili Mytkowska, Rottenberg, Piotrowski - pożądany. Jednak w sytuacji, gdy z góry rozdano rolę strażników obiektywności i prawdy oraz relatywistów, w których umysłach zagnieździła się fałszywa świadomość, rodzi się napięta atmosfera oraz frustracja. Biorąc pod uwagę dodatkowo i to, że powstałe już muzeum chce dopiero teraz mówić o swoim programie (tak, właśnie mówić, a nie rozmawiać!), nie można było uniknąć pytań, które przez niektórych z zaproszonych gości, zostały uznane za obraźliwe i nie na miejscu.

Kiedy w deklaracji programowej muzeum dostrzega się tyle sprzeczności, kiedy zdemaskowana zostaje konstrukcja bycia obiektywnym i poza wszelką ideologią, kiedy nie ucichły jeszcze spory i kontrowersje dotyczące sposobu wyłonienia Potockiej na stanowisko dyrektora, kiedy mówi się (a mówiło podczas krakowskiego panelu) o zmianach pokoleniowych, o decyzjach programowych podejmowanych zawsze w ograniczonej perspektywie horyzontu zdarzeń, można w imię przejrzystości zapytać, jak zrobiły to Ewa Tatar i Marta Deskur, jak długo trwać będzie kierowanie placówką przez obecną Dyrektorkę. Nie sądzę, że moimi koleżankami kierowały złe intencje i niedobre emocje, co próbowano im - skutecznie zresztą - przypisać. Pytanie to nie było emocjonalne, inaczej - było racjonalnie chłodne. Jeżeli muzeum kierowane przez Potocką chce budować kompletną kolekcję sztuki z ostatnich dwudziestu lat, to kto będzie zajmował się sztuką tworzoną od stycznia 2010 roku? Tak przeformułowane pytanie ujawnia jeszcze raz utopijność kompletności, jak i szukania ściśle pod względem chronologicznym określonej granicy współczesności.

Ja natomiast chciałem w ostatnią środę zadać jedno pytanie. Skutecznie jednak uległem przemocy symbolicznej. Tej samej, która wykorzystując nierówność pozycji podkreślonej dobitnie topografią auli uniwersyteckiej, gdzie mówiący zajmują miejsce wykładowcy na katedrze, słuchający natomiast ucznia w szkolnej ławie, umieściła w klatce śmiechu i kobiecej histerii moje koleżanki, Martę Deskur i Ewę Tatar. Zadaję je zatem teraz: każdy program ma swoją wartość. Różną: merytoryczną, społeczną, poznawczą, twórczą, edukacyjną. Każdy program ma jednak także swoją cenę. Usłyszeliśmy o nie jednej, a przynajmniej kilku wystawach przygotowywanych na otwarcie muzeum, o kilku międzynarodowych konferencjach, o zapraszaniu artystów do instytucji, o zakupach sztuki międzynarodowej i polskiej. Biorąc pod uwagę obecną sytuację finansową Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, instytucji kierowanej przez obecną dyrektorkę MOCAKu przez ostatnie lata, instytucji, która znalazła się dzisiaj na progu bankructwa, uzasadnione wydaje się pytanie o samą cenę właśnie, nie wartość, forsowanego programu. Z jakimi instytucjami muzeum w budowie nawiąże współpracę? Kto, względnie co, finansowało będzie wystawy i zakupy prac do powstającej kolekcji? Jaka jest gwarancja, że za kilka lat powstające dzisiaj muzeum nie znajdzie się w sytuacji Bunkra Sztuki?

Piotr Krajewski, Dorota Monkiewicz
Piotr Krajewski, Dorota Monkiewicz