Komentarz do artykułu Adama Mazura "Sztuka cenniejsza niż budynek"

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Do napisania tych uwag skłoniło mnie kilka zdań z tekstu Adama Mazura Sztuka cenniejsza niż budynek, zamieszczonego na internetowej stronie „Obiegu" w dniu 13.01.2009 Autor pisze: Po neonie (...) przychodzi czas na inną nie-sztukę. Magdalena Abakanowicz - onegdaj ochrzczona przez rastrystów „formaliną" - nie mogła się nie pojawić. Choć wszyscy znani mi ludzie Świata sztuki w wieku przedemerytalnym odżegnują się od abakanicznych dzianin, to bezimienne figury i tak powracają na zasadzie zdartej płyty z klasyką. I właśnie w związku z tym pozwalam sobie na kilka refleksji.

Zacznę od użytego tu języka krytyki artystycznej. W cytowanym powyżej fragmencie tekstu Adam Mazur - pozornie powołując się na opinię „kolegów" - używa w stosunku do Magdaleny Abakanowicz określenia „formalina". W tym kontekście jest to określenie wartościujące, pozbawione jest jednak jakiejkolwiek próby rzetelnej oceny twórczości artystki opartej o analizę jej prac, które, wbrew temu co sugeruje autor, nie ograniczają się tylko do „abakanicznych dzianin". Nie ma tu próby jakiejkolwiek krytycznej analizy. Zamiast tego pojawia się tylko pogardliwy gest wskazujący na Magdalenę Abakanowicz jako „formalinę", a jej prace określający jako zbiór „zdartych płyt". Taki zabieg świadczy nie tylko o arogancji, ale i o ubóstwie języka i schematyczności metafor, jakimi posługuje się autor. „Raster" nazywając Abakanowicz „formaliną" tworzy pewien fakt medialny, który nie musi mieć nic wspólnego z rzeczywistą sytuacją. Adam Mazur, powtarzając go, utwierdza tylko czytelników w tym, że tak właśnie jest: Abakanowicz to „formalina". Dlaczego tak jest? Bo tak stwierdził „Raster". Załóżmy, że istnieje jakieś uzasadnienie dla tego stwierdzenia, ale ani „Raster", ani Adam Mazur go nie podają. Jest tylko przyprawiona komuś „gęba".

Nie wierzę, że zarówno „rastrowcy", jak Adam Mazur nie są w stanie lepiej uzasadnić swej opinii. Przecież mają odpowiednie wykształcenie. Wyczuwam w tym raczej lekceważenie dla artystów - nie warto nawet tracić na nich czasu i wysiłku, lepiej załatwić ich jednym pogardliwym słowem. Idąc tym tropem każdy mógłby zlekceważyć tego rodzaju krytyków i puścić w obieg stwierdzenie, że przypominają oni np. „zacier". Zacier jest jeszcze świeży, ale już zaczyna fermentować. Jest w tym przynajmniej jakaś nadzieja, że za dwanaście lat przerodzi się w doskonały trunek. Czy jednak tak ma wyglądać wymiana argumentów?

Dlaczego w tych kilku linijkach cytowanego tekstu jest tyle pogardy, arogancji i ignorancji? Może kiedy już się pisze, warto wiedzieć o czym się pisze? Jeżeli się pisze, że jest to „zdarta płyta" i że „wszyscy znani mi ludzie świata sztuki w wieku przedemerytalnym odżegnują się od abakanicznych dzianin", to coś marnie u autora ze znajomością ludzi sztuki w wieku przedemerytalnym. W ostatnim roku pisali o pracach Abakanowicz m.in. Manolo Borgia, dyrektor Museo National Centro de Arte Reina Sofia w Madrycie, Mary Jane Jacob, profesor i dyrektor Działu Wystaw w School of the Art Institute of Chicago czy Frances Morris, Główny Kurator Kolekcji w Tate Modern, żeby wymienić tylko kilka najbardziej oczywistych w świecie sztuki nazwisk, zaś wiosną 2008 SKIRA wydała dużą publikację Magdalena Abakanowicz: Fate and Art. Monologue. W tym samym 2008 roku Abakanowicz miała trzy osobne duże wystawy: Magdalena Abakanowicz: la Corte del Rey Arturo w Palacio de Cristal/Centro de Arte Reina Sofia (najnowsze prace), Magdalena Abakanowicz w Institut Valencia d'Art Modern (wystawa retrospektywna) oraz Magdalena Abakanowicz: Space to Experience w otwartej przestrzeni w Stiftung Museum Kunst Palast w Düseldorfie. Każdej z tych wystaw towarzyszy duża publikacja. Moje zdziwienie budzi fakt, że Adam Mazur - co wynika z jego tekstu - zdaje się o tym nie wiedzieć. Są to poważne instytucje i poważni ludzie, którzy bynajmniej nie odżegnują się od twórczości Abakanowicz. A skoro już mówimy o „abakanicznych dzianinach" to ostatnio Czerwony abakan (1969) pokazany na wystawie WACK! Art and the Feminist Revolution w Museum of Contemporary Art w Los Angeles został uznany za „emblematyczne dzieło tej wystawy".

Nie piszę tego po to, aby bronić nietykalności twórców. Chodzi mi o sytuację, w której uproszczone schematy, prymitywne rankingi i pogardliwe etykietki zastępują rzetelną krytykę. Do napisania tych uwag sprowokowały mnie wprawdzie tylko trzy zdania z tekstu, który, jako całość, dotyczy innego zagadnienia. Ale czy rzeczywiście tak bardzo innego?

Milada Ślizińska
Główny Kurator Programu Wystaw Międzynarodowych
Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski

Czytaj także:

Adam Mazur, Sztuka cenniejsza niż budynek

Waldemar Baraniewski, "Obiekt z realnego życia". O gobelinie "Życie Warszawy" Magdaleny Abakanowicz