Kultura ma się rozumieć

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Od ponad półwiecza decydującą formą spędzania wolnego czasu jest wpatrywanie się w świecący prostokąt. Z bezpiecznej pozycji fotelowych twierdz telewidzowie wygrażają, krytykują i domagają się, żeby piłkarze lepiej grali, żeby politycy mniej kłamali, żeby było więcej programów rozrywkowych, a mniej nauki, sztuki współczesnej i publicystyki. Najlepiej, gdyby tych ostatnich w ogóle nie było. Nie po to ich unikają, żeby ich nimi karmiono przez telewizor! Opinie o kulturze formułują na podstawie błyskawicznych, acz mglistych sensacyjek przywoływanych za dotknięciem przycisków pilota. Oglądanie telewizji przez kilka godzin dziennie przekształciło doświadczenie życia w bierny wojeryzm. Zapomniano już, że każdy może być czynnym współtwórcą rzeczywistości. W tym także kultury.

Przed telewizją

W społecznościach prehistorycznych tworzenie kultury było spontaniczną potrzebą wyzwolenia się od ohydy niezbyt przyjaznej rzeczywistości. W jaskini wszyscy mogli stać się twórcami i uczestnikami. Jeśli komuś nagle zachciało się kultury, wystarczyło podnieść kamyk lub kawałek kości i coś sobie wykrzesać. Czasem wystarczyło tylko zatańczyć w świetle płomieni ogniska.

Wzrost znaczenia upraw rolnych, powodujący ukształtowanie bardziej wyrazistego podziału pomiędzy grupą panującą, a grupą uciskaną, rozdzielił kulturę na dwie statyczne domeny: folklor jako kontynuację wspomnianej wcześniej plemiennej spontaniczności oraz konserwatywną kulturę elitarną warstwy panującej.

Statyczność ta mogła wytrwać tylko do czasu, gdy sfera dworsko-kościelna poczęła szerzej rozprowadzać dobrą nowinę wiary chrześcijańskiej, jak masło po chropawej powierzchni świeżego tostu, naturalnie z użyciem ostrza miecza. Aromat i tekstura gorącego tostu nie może jednak pozostać bez wpływu na konsystencję nawet najbardziej stwardniałego masła. Z czasem masło i tost stapiają się w jeden chrupiący przysmak.

Jednak nie tylko krucjaty, ale także nowe szlaki handlowe i ekspedycje morskie przyczyniły się do wielkiego załamania zastygłej kultury europejskiej. Przez poznanie innych, Europejczycy stanęli bliżej poznania samych siebie. Uformowanie się klasy mieszczan oraz zmiany będące konsekwencją dziesiątkujących plag zwęziły nieco luki między warstwami społecznymi, a wynalezienie ruchomej czcionki przyczyniło się do nagłej eksplozji wydawniczej i znacznego, jak na owe czasy, wzrostu wolności słowa. Twórczość pisarzy i drukowanie periodyków nie rozwiązały całkowicie problemu analfabetyzmu, ale wzbudziły powszechne zainteresowanie nauką czytania. Okresowe zainteresowanie ludowością przyczyniało się do neutralizacji zjawiska rozwarstwienia kultury, rodząc twór towarzyszący odtąd naszemu rozwojowi.

Twór ten, który można nazwać „kulturą środka", uwidocznił się po wielkich zrywach niepodległościowych połowy XIX wieku, kiedy obyczajowość ludowa stała się źródłem inspiracji Romantyków lub później, kiedy ze zmęczenia brudami cywilizacji epoki wiktoriańskiej zrodził się kult „szlachetnego dzikusa" oraz chłopomania i wreszcie, kiedy Picasso zainspirowany sztuką prymitywną Afryki namalował „Les Demoiselles d'Avignon" ogłoszone później najbardziej wpływowym dziełem ostatnich stu lat. Trudno w tym kontekście nie wspomnieć o zaadoptowaniu muzyki folk, country i bluesa skutkującym narodzinami rocka i jazzu. Najstarsi pamiętają jeszcze, jak silna była niechęć konserwatywnych miłośników „przyzwoitych" brzmień do tego, co nazywali dzikim jazgotem. Dziś jazz i rock w jego niezliczonych odmianach są przedmiotem zainteresowania nawet najbardziej wyrafinowanych smakoszy kultury.

Po telewizji

Moment wynalezienia radia i telewizji w połowie XX wieku może być porównany do wynalazku ruchomej czcionki kilka stuleci wcześniej. Dzięki elektromagnetycznej atrakcyjności lampy kineskopowej głównym stymulatorem intelektualnym kolektywnego umysłu stał się teraz program telewizyjny. Niczym w epoce teatru starożytnego lub elżbietańskiego, przedstawiciele różnych warstw społecznych (naturalnie, oprócz tej najuboższej) ponownie znaleźli się w obrębie tej samej widowni. Rozpowszechnianie literatury, dramatu, sztuki i nauki za pośrednictwem telewizji mogłoby więc stać się, i początkowo było, doskonałym sposobem na wzbogacenie intelektu społeczeństwa. Z czasem pozytywne cechy tego osobliwego wynalazku zwróciły się jednak przeciwko nam. Zamiast pozostać przy funkcji propagatorów kultury i nauki stacje telewizyjne pod wpływem wabika oglądalności zaczęły stopniowo dopasowywać swoją ramówkę do najniższego wspólnego mianownika: umordowanego robotą, dążącego do błogiego odrętwienia umysłu masowego. Telewizja przestała być oknem na świat i stała się światem samym w sobie. Odbiorczy charakter przeżywania telewizji spowodował, że potrzeba uczestnictwa całkowicie zniknęła. Żeby zaspokoić nudę i urozmaicić długie zimowe wieczory nie trzeba już grać, śpiewać, wycinać i dłubać. Wystarczy usiąść w fotelu.

Antyintelektualne ciepełko telewizyjnego programu rozrywkowego spowodowało, że uczucie niezrozumienia stało się dla nas czymś niechcianym. Jak choroba. Zamiast dążyć do jasności poprzez podejmowanie ciągłych prób rozszyfrowania tajemnic, zaczęliśmy uciekać się do skrótu polegającego na ich całkowitym ignorowaniu. Wszakże, to tylko dzięki unikaniu wszelkich komplikacji, wszystko znów może wydać się nam jasne! Tak łatwe poddanie się przeszkodzie niezrozumienia powoduje, że za każdym razem będziemy wybierać opcję dla początkujących zamykając szansę przebicia się choćby przez pierwszą rundę gry.

Związany z tym potencjalny dysonans jest oczywisty. Enigmatyczna kultura elitarna znów może stać się domeną wybrańców, a współczesnym odpowiednikiem folkloru tym razem nie będzie już blues, wycinanki i zespoły taneczne, lecz „M jak miłość" i „Taniec z Gwiazdami". Wątpię jednak, czy tym razem na horyzoncie pojawi się jakiś Picasso lub Elvis zdolny wykorzystać tego typu inspiracje. Programy typu „The Voice of Poland" już od startu są nastawione na naśladownictwo lub, w najlepszym wypadku, interpretację istniejących już utworów.

Folklor, zdefiniowany jako pierwotny spontaniczny pęd do tworzenia, wciąż istnieje pod postacią rozmaitych zamiłowań, lecz jego rola została osłabiona mentalnością, według której kultura ma być tworzona „gdzieś tam" (w telewizji?) przez ludzi odpowiednio w tym kierunku wykształconych; gotowa do natychmiastowej konsumpcji, jasna, zrozumiała i ciesząca oko. Współczesny folklor stał się domeną balansujących na krawędzi prawa nonkonformistów (graffiti i sztuka ulicy) lub, jak szydełkowanie, jest czynnością, która przy wystarczającej podzielności uwagi, może być wykonywana w świetle włączonego telewizora. Pozytywnym przejawem współczesnego folkloru może być pojawienie się popularnych w internecie trendów polegających na olśniewaniu widza procesem twórczym, niebywałą precyzją lub wyborem materiału. Najwięcej podziwu w sieci budzą artyści tworzący realistyczne portrety sławnych osób za pomocą musztardy, martwych insektów lub tworzący imponujące trompe-l'œil z użyciem kredy. „No, taką sztukę to ja rozumiem!" - zachwyca się przeciętny internauta i nie ma w tym nic złego. Szczególnie, że taki odbiór może stać się przejściem do bardziej wyrafinowanego przeżywania sztuki.

Niezła z ciebie artystka!" Rozpoznanie problemu

Artyści współcześni spotykają się z powszechnym niezrozumieniem, które osłabia ich śmiałość. Istnieje więc ryzyko, że gdy tylko ktoś spoza kręgu ich bliskich znajomych i rodziny wyrazi chęć odbioru ich dzieł, natychmiast będą je zasłaniać w zakłopotaniu. Po drugiej stronie barykady, pod wpływem sensacyjek medialnych społeczeństwo narzeka, że jedyną strategią twórczą WSZYSTKICH istniejących artystów współczesnych jest smarowanie odchodami, polewanie moczem i kładzenie śmieci na piedestały. Jak dotąd nikt jednak nie udowodnił notorycznego występowania tego typu zjawisk w sztuce współczesnej. Uformowanie się negatywnej opinii o sztuce nie powinno dziwić na tle tendencji mediów do przygrywania utartym stereotypom artysty jako jednostki ekscentrycznej, zdegenerowanej, psychicznie chorej i niedopasowanej. W kontekście codzienności słowo „artysta" nie może być przecież wypowiedziane bez porozumiewawczych uśmieszków i wzajemnych poszturchiwań.

Tak oto pogłębia się dystans między strażą przednią, a pozostawionymi we mgle maruderami gotowymi uciec się nawet do bratobójczego ataku „na ślepo". Nie hamuje on także straży przedniej przed zachowawczym przywłaszczaniem zdobytych informacji oraz okadzaniem ich dymkiem mistyfikacji i niedostępności. Tymczasem bez współpracy między strażą przednią, a resztą oddziałów, nie może być mowy o cywilizowanym społeczeństwie.

Epilog

W moim rozumieniu obcowanie z kulturą powinno być nie tyle poszukiwaniem wrażeń z górnej półki lub zachłystywaniem się własnym snobizmem, ile wybieganiem poza swojskie ciepełko znajomego podwórka. Warunkiem takiej postawy jest transformacja umysłu z biernie obserwującego w uczestniczący i poszukujący. Aby to osiągnąć nie trzeba wielkich zasobów. Może wystarczy tylko wyłączyć telewizor. Obrazem można się delektować bez konieczności jego kupna. Moim pierwszym spotkaniem ze sztuką Rembrandta było zachwycenie się jej reprodukcjami na znaczkach pocztowych.

Wierzę, że w społeczeństwie uważającym się za demokratyczne zdobycze kultury mogą i powinny być udziałem wszystkich. Odczarowanie arystokratycznej idei elitarności i hermetyczności kultury może nastąpić poprzez zahamowanie zjawiska postępującego ubożenia materialnego i intelektualnego klasy średniej (nie mówiąc już o ubogiej), pozbycie się kultywowanych w mediach, uproszczonych stereotypów artysty oraz wyeliminowanie strategii najmniejszej linii oporu w edukacji młodych.

Nic prostszego!

Kiedyś miałem nadzieję, że następną współczesną wersją ruchomej czcionki Gutenberga zdolną przekształcić nasz kolektywny umysł z biernego i obserwującego w uczestniczący i poszukujący może stać się internet. Dziś jednak coraz częściej bliski jestem konkluzji, że od samego początku istnienia sieci, ostateczną misją docelową naszego już przeszło dwudziestoletniego klikania jest i zawsze był mem Zrzędliwego Kota.

Grumpy Cat by Gage Skidmore
Grumpy Cat by Gage Skidmore