Grodzka 5 - architektura pamięci

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Kamienica przy ulicy Grodzkiej 5 w Lublinie jest niezwykła z powodu i swojej historii, i tego, co się w niej dzieje obecnie. Zapewne można to powiedzieć o wielu innych kamienicach przy tej ulicy, jednak związki tej z licznymi instytucjami kultury spowodowały, że jej właśnie dotyczy artystyczny projekt „Grodzka 5". Rozpoczęty przez Magdę Ujmę w roku ubiegłym w oparciu o mieszczące się pod tym adresem Warsztaty Kultury, w bieżącym jest intensywnie rozwijany.

Przez wiele lat na Grodzkiej 5 mieściła się galeria Labirynt (późniejsze BWA), kierowana od 1974 roku przez historyka sztuki Andrzeja Mroczka, dzięki któremu stała się w latach 70. jednym z wiodących ośrodków niezależnej sztuki w Polsce. W programie dominowała wówczas sztuka konceptualna, efemeryczna i nastawiona na eksperyment oraz interakcję. To tu mieli swoje pierwsze pokazy klasycy sztuki performansu, a słynne lubelskie „Oferty" prezentowały najciekawsze zjawiska polskiej neoawangardy. Po śmierci Mroczka dyrektorem galerii został Waldemar Tatarczuk, który przywrócił pierwotną nazwę Labirynt i kontynuował program poprzednika, nadając jednocześnie galerii bardziej interdyscyplinarny charakter. W 2013 Labirynt i Warsztaty Kultury zamieniły się miejscami: galeria przeniosła się do imponującej przestrzeni postindustrialnej hali, dającej duże możliwości wystawiennicze, Warsztaty zaś zajęły przestrzenie przy Grodzkiej 5. Galeria zatrzymała jedynie maleńki Labirynt 2, mieszczący się przy Grodzkiej 3. Numery są mylące, sugerują, że mamy do czynienia z trzema adresami - Grodzka 5, 5A i 3 - w rzeczywistości to ten sam budynek. Labirynt 2 ma swoją magię - to dwupoziomowa galeria, której mała dolna sala ma niepowtarzalny architektoniczny charakter. Wielu współczesnych artystów z powodzeniem wykorzystywało podwójność, piętrowość i dychotomię tej przestrzeni w swoich realizacjach. Swoje prace pokazywali tam m.in. Mirosław Bałka, Basia Bańda, Ewa Zarzycka i Magdalena Franczak. Sztuka współczesna jest na Grodzkiej silnie obecna. Labirynt zawsze był czułym barometrem swoich czasów, może dlatego Magdalena Ujma postanowiła sięgnąć dalej i głębiej, zobaczyć, co to miejsce skrywa w sobie, jak mogą - mogłyby - wyglądać poszczególne jego warstwy, gdyby do nich dotrzeć. Przestrzeń, w której działy się i dzieją rzeczy ważne, nasycona jest historią, nie jest sterylnym white cube'em, raczej konkretną przestrzenią site specific - już daną, ukształtowaną, aktywną. Należy tylko pozwolić jej wybrzmieć. Co może przekazać sama kamienica? Jest ona w istocie zrostem trzech sąsiadujących ze sobą kamienic, tworem fascynującym pod względem architektonicznym i historycznym. Trzy obiekty mieszkalne stopiły się w jeden, połączony złożoną siecią klatek schodowych, ślepych zaułków, nieoczekiwanych przejść, korytarzy. Do jakich faktów można dotrzeć, mając do dyspozycji archiwa, fotografie, nagrania, wspomnienia?

Trzy kamienice przy ul. Grodzkiej
Trzy kamienice przy ul. Grodzkiej. Fot. Marcin Butryn

Strzępy dawnych zdarzeń zbiera i pieczołowicie kataloguje Ośrodek Brama Grodzka - Teatr NN. Zachowały się pojedyncze zdjęcia. Reszta tkwi we wspomnieniach i opowieściach. Osób, które je znają, jest garstka, inni snują domysły, czasem sugestywne, jeszcze inni tworzą własne wersje na bazie tego, co jest obecnie. „Praca pamięci jest nieustannym procesem. Historia jest tutaj obiektem niekończącego się poszukiwania, tropienia, odgadywania, śledztwa, a wraz z nimi - odtwarzania i rekonstruowania z zachowanych fragmentów. Jest wciąż na nowo tworzona - mówi Magda Ujma, kuratorka projektu. - Impulsem do takiej aktywności staje się bogata pamięć budynku, którą będą po swojemu odsłaniały narracje pojedynczych osób, dawnych mieszkańców, bywalców lub pracowników mieszczących się w kamienicy instytucji. Na kształt wspomnień mają wpływ marzenia, ambicje, lecz i frustracje czy zawiedzione ludzkie nadzieje. Indywidualne interpretacje, w których prawda miesza się z fikcją, rodzą setki możliwych opowieści".

W ramach projektu „Grodzka 5" Joanna Mądra i Łukasz Wiącek dokonali wstępnej syntezy historii kamienicy, czerpiąc głównie z archiwum Lubelskiego Konserwatora Zabytków i z Biblioteki Multimedialnej Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN. Historia kamienicy sięga prawdopodobnie XV wieku; w XVII była własnością rodziny Biskiewiczów (do końca następnego stulenia nazywano ją kamienicą Biskiewiczowską), potem zamieszkiwali tam przedstawiciele miejskiego patrycjatu, musiało to więc być miejsce prestiżowe. Dziś można oglądać tam odnowione, zrekonstruowane Sale Mieszczańskie, którymi opiekuje się Lubelski Oddział SARP. Są one niezwykłą mieszanką stylów, wystrój i malowany strop naśladują dawne pomieszczenia, towarzyszą im żyrandole z czasów księstwa warszawskiego i krzesła z Ikei, w efekcie mamy więc kolaż epok. Na początku XX wieku w dolnej części kamienicy znajdowały się lokale usługowe, kwitł handel i rzemiosło. Mieściły się tam m.in. zakład Mojżesza Hernhuta (przybory krawieckie), piekarnia, herbaciarnia, sklep piekarniczy, zakład szewski, piwiarnia. Podobno była też apteka - dziś na Grodzkiej 5 mieści się Apteka Muzeum, w której odtworzono wnętrze przedwojennej apteki z całym arsenałem dawnych aptekarskich przyrządów, ksiąg i naczyń. Na początku lat 40. kamienica znalazła się na granicy lubelskiego getta i był to swoisty punkt graniczny jej historii.

Anka Leśniak, przedruk mapy pamięci Starego Miasta w Lublinie w okresie II wojny światowej, sporządzonej przez p. Chętko
Anka Leśniak, przedruk mapy pamięci Starego Miasta w Lublinie w okresie II wojny światowej, sporządzonej przez p. Włodzimierza Chętko; dzięki uprzejmości Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN

Obecnie przy ulicy Grodzkiej 5 mieści się wiele twórczych stowarzyszeń i instytucji, m.in: Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice, Warsztaty Kultury, redakcja kwartalnika literackiego „Akcent", siedziba Związku Polskich Artystów Plastyków, a także biura Stowarzyszenia Architektów Polskich. Każde z nich działa niezależnie i odrębnie od siebie, a jednak miejsce sprzyja dialogowi i szukaniu łączników, może zatem projekt „Grodzka 5" spowoduje zbliżenie wspomnianych ośrodków, umożliwi przepływ między nimi. Cała kamienica ze swoją historią i obecnym kształtem stanowi dla kuratorki punkt wyjścia do działań twórczych. „Intensywne życie kulturalne Grodzkiej 5, gdzie pojawiały się słynne postaci teatru alternatywnego i klasycy awangardy sztuk wizualnych, nie jest dostatecznie docenione i zbadane, a przecież zostawiło swoje ślady w samej substancji budynku, nie mówiąc już o kształcie życia artystycznego w Lublinie, a zapewne i poza nim. Zastanawia także fakt, że powojenna zmiana statusu kamienicy okupiona została przemilczeniem jej wcześniejszych dziejów" - mówi kuratorka.

Anka Leśniak, "W tym domu mieszkała Rysia"
Anka Leśniak, "W tym domu mieszkała Rysia...". Fot. Marcin Butryn

Ujma zaprosiła do współpracy kilkoro artystów współczesnych z Polski, Czech i Izraela. Artyści przyjeżdżali do Lublina, aby poznać losy tej staromiejskiej kamienicy; starali się dotknąć jej historii poprzez różne media, oddać głos tym, którzy już go nie mają. Pracowali w trudnej materii pamięci pełnej białych plam, które nierzadko wypełniali domysłem, fantazją o przeszłości, metonimią, sugestią. Wspólnie z Moniką Drożyńską, Karoliną Bregułą, Pawłem Laufrem, Zuzanną Janin, Borisem Oichermanem, Anką Leśniak, Katarzyną Szczypior, Ewą Zarzycką i Barborą Klímovą Magdalena Ujma zabrała odbiorców na wyprawę do starego domu. Każdy z nas snuł kiedyś wyobrażenia lub śnił o tym, że odwiedza przesiąknięty historią dom, w którym już nikt nie mieszka, ogląda rzeczy, które należały do poprzednich właścicieli i próbuje na ich podstawie wywnioskować, kim byli i co przeżywali. Miejskie legendy, historie kryminalne, opowieści o zawiedzionych nadziejach, czyjeś tęsknoty i przypadkiem znalezione zdjęcie - wszystko to składa się na charakter miejsca. Sen o starym domu można psychoanalitycznie postrzegać jako wycieczkę do podświadomości, próbę dotarcia do najgłębszej warstwy siebie. Artyści przeżywają swego rodzaju świadomy sen, w którym zagłębiają się w lochy historii, bazują na jej fragmentach, które przekładają jak klocki, tworząc autorskie konfiguracje. Historia okazuje się wcale nie tak odległa i bezosobowa, zyskuje konkretny ciężar - twarz panny Rysi, młodej żydowskiej mieszkanki Grodzkiej 5, głos pani Zofii Brzeskiej (który wybrzmiewał dzięki młodej lektorce), wspomnienia pana Czerniaka o pachnącym chlebie z koprem i wschodnim handlu kwitnącym kiedyś na Starym Mieście.

Barbora Klimova, "Perfomrance bez performera"
Barbora Klimova, "Perfomrance bez performera". Fot. Marcin Butryn

Odwiedzałam Grodzką kilkakrotnie podczas trwania projektu. Niektóre interwencje od razu rzucały się w oczy, by dojrzeć inne, należało zapuścić się w głąb kamienicy, najlepiej z przewodnikiem. Pierwszą pracą, która tu powstała, była „Lornetka" Moniki Drożyńskiej. Tworzą ją dwa wizjery wmontowane w drzwi. Nie zauważyłam ich, gdyż wiedzie do nich dość zawiła droga przez środkową klatkę schodową. „Lornetka" mieści się w sercu kamienicy, za drzwiami widać kolejne pomieszczenie, do którego nie ma dostępu, za nim zaś klatkę schodową. W rzeczywistości nie jest lornetką, trudno przez nią spojrzeć, bardziej zaciemnia obraz niż cokolwiek ujawnia, ale można ją postrzegać jako metaforyczny wizjer w przeszłość, próbę wejrzenia i odszyfrowania losów kamienicy. W inny sposób pamięci miejsca dotyka instalacja literacka Pawła Laufra, który rozmieścił w różnych zakamarkach kamienicy skrzynki na listy o różnych kształtach. Niektóre z nich skrywają nagrania, których odsłuchanie umożliwiają zawieszone obok słuchawki. Pojawiają się w nich ludzkie historie, listy-kolaże utkane na podstawie archiwaliów, dokumentów, zapisków dotyczących kamienicy i jej mieszkańców. W jednej z opowieści pan Czerniak wspominał, jak Stare Miasto przed wojną tętniło życiem, mówił z rozrzewnieniem o świetnym żydowskim rzemiośle, znakomitych piekarniach, składach z owocami w piwnicach staromiejskich, straganach żydowskich pełnych rozmaitych towarów. Można było niemalże usłyszeć jarmarczny gwar i poczuć zapach chleba wypiekanego wedle receptur, których pewnie nikt już nie jest w stanie odtworzyć. List, którego autorem był Pejsach, dotyczył spraw administracyjnych kamienicy. Zofia Brzeska pisała do pani Dziewulskiej o swoich paryskich przygodach i nowych znajomościach. Praca Pawła Laufra nosi tytuł „Poste restante" - sugeruje przesyłki niedoręczone, listy, które utkwiły w bezczasie i nie trafiły do swoich adresatów. Mogą jednak zaistnieć w zbiorowej świadomości, subtelnie dając o sobie znać. Z tej polifonii wyłania się obraz dawnych mieszkańców kamienicy przy Grodzkiej 5. Lektorzy czytający listy sprawiają, że ich sylwetki stają się wyraźniejsze, bardziej namacalne. Czy jednak te historie są prawdziwe, czy są literacką konfabulacją? Ta kwestia nie domaga się chyba rozstrzygnięcia. Są zapewne jak pamięć, która się miejscami rozszczelnia, wchodzą w nią wyobrażenia, pragnienia, fantazje, które odkształcają przeszłość. Bazę faktograficzną stanowią w dużej mierze zarejestrowane dla Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN nagrania z cyklu „Historie mówione". Stanowiły one również punkt wyjścia do pracy Anki Leśniak, która usytuowała swoją pracę w reprezentacyjnym wnętrzu na piętrze kamienicy. Artystka zainspirowała się wspomnieniami Włodzimierza Chętki, który młodość spędził w Lublinie. Pan Chętko pamięta dom przy Grodzkiej 5 z czasów wojny, mieszkała w nim Rysia, w której był zakochany. Dom (jak już wspominałam mieścił się na granicy getta) był tłem przyjaźni i miłości w czasie okupacji. Anka Leśniak stworzyła instalację, w której pojawia się mówiona głosem młodej dziewczyny historia o Rysi oraz naszkicowany na tkaninie widok lubelskiego Starego Miasta z lotu ptaka, autorstwa pana Chętki, taki, jaki zapisał się w jego pamięci. Odbiorca natyka się na ślady - rysunek, nagranie, fotografię - i na ich postawie układa sobie w głowie własną historię, która mogła się wydarzyć. Praca mieści się w jednej z Sal Mieszczańskich, podobno w dużej mierze zachowanych w oryginalnym kształcie. Sala jest miejscem ekspozycji, mikro muzeum, na niej naniesiona jest kolejna warstwa - instalacja Anki Leśniak. W ten sposób kamienica otwiera swoje szczególne „miejsca mocy", miejsca, przez które przecieka pamięć.

Boris Oichermann
Boris Oicherman, „16/8/2014 - 6/9/2014″

W pomieszczeniu słychać nie tylko wspomnienia z Grodzkiej z lat 40. ubiegłego wieku. Dobiega także dźwięk z sąsiedniego pomieszczenia, głośne dudnienie, nieokreślona muzyka. Dopiero po przejściu do pomieszczenia, kolejnej Sali Mieszczańskiej, okazuje się, że to instalacja audialna Borisa Oichermana, artysty z Izraela. Nagranie, w którym nakłada się wiele przytłumionych dźwięków: niewyraźna rozmowa, odgłosy życia codziennego, które nawet przy uważnym wsłuchaniu się trudno zidentyfikować. Okazało się, że artysta zarejestrował te dźwięki w swojej pracowni w Tel Awiwie. Mieści się ona w bliskim sąsiedztwie kilku kościołów afrykańskich, w których ludzie głośno świętują i odprawiają modły. Musi być tam rzeczywiście głośno. Kiedy jednak słucha się tego nagrania, będąc w sali lub obok za ścianą, w „pokoju Rysi", nie wiadomo, co to za dźwięki. Mogłyby pochodzić z tego domu lub z innego, z Lublina, Berlina czy Tokio. Ich pochodzenie nie jest istotne. Są po prostu głosami zza ściany, które intrygują, niepokoją, drażnią. Wsłuchujemy się w nie, próbując odszyfrować ich treść i pochodzenie. A może tkwią w murach, zapisane przez wieki. Swoją drogą, byłoby ciekawie, jakby istniała maszyna zdolna wyłapać głosy, jakie wniknęły w mury kamienicy i nałożyły się na siebie w czasie jej istnienia.

Ewa Zarzycka
Ewa Zarzycka, „Nierównoległość obszaru ducha do obszarów materii"

Jednym z najbardziej interesujących elementów architektury kamienicy są klatki schodowe, przestrzenie otwarto-zamknięte. Są wewnątrz budynku, lecz jednocześnie otwierają się na przestrzeń na zewnątrz, tworząc studnię. Zuzanna Janin jest autorką ciekawej instalacji rzeźbiarskiej, która biegnie przez całą wysokość klatki schodowej przy Grodzkiej 3. Tworzy ją przezroczysta cienka rurka wypełniona różnymi ziołami. Praca nosi tytuł „Na pamięć", a zasuszone rośliny - miłorząb, melisa, rozmaryn, szałwia, żeń-szeń, yerba mate - należą do wpływających stymulująco na ludzką pamięć. Dla kontrastu są tam również zioła ułatwiające zapomnienie. Artystka zebrała zatem różne rodzaje roślin, które mają być remedium na pamięć, koić ją lub zacierać, w zależności od tego, czy chcemy coś zapamiętać, czy nie. Rzeźba Zuzanny Janin przypomina także element krwiobiegu kamienicy, żyłę główną tłoczącą wspomnienia, swoiste naczynie pamięci. Z rurki u podstawy wysypują się zioła, można poczuć ich zapach. Nie jest to jedyna instalacja roślinna pokazywana w ramach „Grodzkiej 5". Przez jakiś czas na wąskim patio obudowanym z jednej strony konstrukcją drewnianej klatki schodowej prezentowano instalację Katarzyny Szczypior zatytułowaną „Kwietnik", złożoną z różnego rodzaju roślin doniczkowych, które zawisły w przestrzeni. Donice z paprocią, asparagusem, difenbachią, palmą, draceną i innymi unosiły się w powietrzu. Są to rośliny kojarzone z wnętrzami mieszkalnymi, artystka zebrała gatunki, które mogły znajdować się u ludzi żyjących i pracujących w tym miejscu. „Na początku XX w. w ciasnym podwórku Grodzkiej 5 nie było żadnej zieleni oprócz chwastów, a w tłocznych izbach na parterze i w dolnych rejonach kamienicy, gdzie mieściły się też warsztaty - było zapewne niewiele roślin doniczkowych. Jednak w herbaciarni czy piekarni, czy nawet w zakładzie krawieckim - mogły się pojawić. Im wyżej w kamienicy, im większe mieszkania i więcej światła, tym zapewne rośliny pojawiały się liczniej, były bardziej zadbane, wyszukane" - mówiła artystka, próbując zrekonstruować historię występowania roślin w kamienicy. Gdy wisiały przy klatce schodowej, tworzyły niecodzienny widok; piętrząca się zieleń, wynurzająca się z wnętrza kamienicy na zewnątrz przypominała fragment ogrodu botanicznego, tworzyła oddychającą warstwę kamienicy. Moc roślin jest silna i nieodgadniona, obok funkcji estetycznych wpływają one również na funkcjonowanie ludzkiego ciała i duszy. Okazuje się, że bywają wyrazem stosunku do życia i manifestem, co pokazała kolejna realizacja.

Karolina Breguła, "Obraza"
Karolina Breguła, "Obraza". Fot. Robert Mleczko

Karolina Breguła stworzyła pracę wideo, która nawiązuje dość luźny dialog z Grodzką 5, ale jest ciekawym komentarzem do miejsca życia jako miejsca zniewolenia. Film „Obraza" jest koprodukcją Warsztatów Kultury i warszawskiej Zachęty. Mieszkańcy pewnej kamienicy o współczesnym, modernistycznym rodowodzie żyją w dość niekomfortowych warunkach. Mieszkania są ciasne, obłożone boazerią, w łazienkach są malutkie wanny, odpadają klamki. Można się zapewne do tego przyzwyczaić, ale mieszkańcy dostają nerwicowych tików, nadmiernie gestykulują lub wpadają w apatię. Wyzwolenie pojawia się w postaci koniczyny hodowanej na własnym ciele. Ciało funkcjonuje tu jako obszar wolności i samostanowienia. Początkowo koniczynę hodują nieśmiało i w ukryciu, zwłaszcza że przeciwstawia się temu zarząd kamienicy, urzędnicy będący ostoją tradycji i jednocześnie opętani myślą o nowoczesności. Nowoczesność w ich rozumieniu jest jednak także zagładą indywidualizmu i koniec końców zaprzecza humanitarnym wartościom (Breguła zdaje się z przekąsem mówić o mitach modernizmu i idealistycznych założeniach architektonicznych, które boleśnie zweryfikowała peerelowska rzeczywistość). Koniczyna i falujący ruch dłonią stopniowo się ujawniają i stają się swoistym tatuażem oporu. Karolina Breguła zrealizowała film podczas rezydencji w Budapeszcie, jako aktorzy występują w nim znane postacie węgierskiej sceny artystycznej. Pojawiają się też wstawki z modernistycznego Osiedla Słowackiego w Lublinie, zaprojektowanego przez Hansenów, oraz z Apteki Muzeum.

Katarzyna Szczypior, "Kwietnik"
Katarzyna Szczypior, "Kwietnik". Fot. Marcin Butryn

„Grodzka 5" to projekt otwarty, stale wzbogacający się o nowe realizacje. Artyści próbują twórczo przepracować historię kamienicy i oddać głos jej dawnym mieszkańcom, ożywić zdarzenia z przeszłości, sięgnąć do wspomnień jeszcze żywych. Barbora Klímová zainicjowała działanie, które miało na celu wyzwolenie wspomnień ludzi przebywających w kamienicy na Grodzkiej 5, uczestników wystaw w BWA i Labiryncie. W jej kolekcji wspomnień różnych ludzi - pracowników Warsztatów, artystów, kuratorów, widzów - pojawiły się rozmaite odniesienia do performansów Zbigniewa Warpechowskiego i Marka Koniecznego. Zastanawiający jest sposób, w jaki sztuka performansu wpisuje się w pamięć i jak werbalizowane są związane z nią odczucia i refleksje - ludzie zapamiętali specyficzny zapach, klimat, coś zaskakującego, innych uczestników wydarzeń. Barbora Klímová działa w przestrzeni marginaliów, historii nieoficjalnych, których nie ma w archiwach. Próbuje dotrzeć do rezerwuarów pamięci jednostkowej, by z jej skrawków ulepić alternatywną księgę wspomnień miejsca. „Grodzka 5" to działania zarówno mocne, sugestywne i fizycznie obecne, jak i efemeryczne, ulotne, niemal niedostrzegalne. Stanowią razem wyraz różnych strategii wobec miejsca, sposobów eksplorowania kamienicy i prób dotarcia do jej kolejnych warstw. Stare mury i przedmioty intrygują. Wszystko co milczy nadaje się do przechowywania tajemnic.

Grodzka 5, Warsztaty Kultury, Lublin

Monika Drożyńska, "Lornetka"
Monika Drożyńska, "Lornetka". Fot. Marcin Butryn

Paweł Laufer, "Poste restante"
Paweł Laufer, "Poste restante". Fot. Marcin Butryn

Zuzanna Janin, "Na pamięć"
Zuzanna Janin, "Na pamięć". Fot. Marcin Butryn

Zuzanna Janin, "Na pamięć"
Zuzanna Janin, "Na pamięć". Fot. Marcin Butryn